Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34 Ta druga

pov: Noemi

Deacon był miły, ale rozmawiał ze mną i podawał mi wodę, unikając patrzenia w oczy. Zaczęłam rozumieć dlaczego: w końcu dla pracowników Alexa po tym, jak przytulał mnie w jaskini jasne stało się, iż byłam jego kochanką.

 Nie chcieli na mnie patrzeć i nie dziwiłam im się. Na ich miejscu też gardziłabym dziwką, która pchała się szefowi do łóżka.

Nie mogłam uwierzyć w to, że ten cholerny Mitchell... że on... że to musiał być on. Człowiek, którego nienawidziłam najbardziej na całym świecie. Koszmar ostatnich szesnastu lat mojego życia. Pieprzony ojciec. Ojciec, do którego byłam podobna.

Zaczęłam się zastanawiać, czy mogłam przejąć jeszcze jakieś cechy po nim. Chyba zabiłabym się, gdybym miała być taka, jak on.

Jakoś tak mimowolnie zaczęłam się zastanawiać, czy może nie przemalować włosów, albo nie zacząć nosić soczewek. Rysy twarzy też na pewno dałoby się zmienić. Nie chciałam być za żadne skarby podobna do niego. Do każdego, tylko nie do niego.

Gdy Alex wszedł do tego biura, nie wytrzymałam i rzuciłam się mu w ramiona. Przestałam nawet zwracać uwagę na jego pracownika. W tym momencie było mi wszystko jedno. Po prostu chciałam mieć mojego Alexandra blisko, jak najbliżej. 

Chciałam przytulić się do jego piersi i wdychać zapach dobrze mi znanej wody kolońskiej. Chciałam czuć uścisk jego silnych ramion na moich plecach i subtelne muśnięcia ust na włosach. Pragnęłam go całego przy mnie, choć na chwilę.

Nie potrafiłam się powstrzymać. Moje postanowienie o zakończeniu intymnych stosunków z mężczyzną legło w gruzach, gdy tylko przyciągnął mnie do siebie i naparł wargami na moje usta. Momentalnie zachciało mi się mieć go jeszcze bliżej i bliżej. Po raz kolejny mu uległam, choć może w tym wypadku to on uległ mi? Kochaliśmy się namiętnie na czyimś biurku, a ja byłam świadoma tego, iż to moje pragnienie doprowadziło do stosunku w tartacznym biurze.

Tak dobrze było poczuć Alexa blisko siebie. Przyjmować jego pocałunki i ciche westchnienia rozkoszy. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Marzyłam, żeby zawsze był ze mną i naprawdę kochał mnie tak mocno, jak mi mówił.

Bo niestety... musiałam przyznać się sama przed sobą... Alex zdobył moje serce. Zakochałam się w nim jak jakaś szalona małolata. Pragnęłam jego bliskości, mimo iż zdawałam sobie sprawę, że nigdy nie będzie mój.

Wystarczyło jedno spojrzenie na twarz Nicole, abym wiedziała, co właśnie sobie pomyślała. Dziwka w dalszym ciągu przyklejała się do Blake'a. Byłam żałosna w oczach mojej siostry i tak też się czułam. Jak śmieć.

Alex nie ułatwiał – ostentacyjnie całował mnie na oczach Nicky i jeszcze zapewniał o tym, iż zadzwoni później. Gdy tylko drzwi za mężczyzną się zamknęły wiedziałam, że po raz kolejny czekała mnie nieprzyjemna rozmowa.

- Nic nie mów. Wiem, co myślisz – odezwałam się, gdy cisza, która pojawiła się w pomieszczeniu wręcz dzwoniła w uszach.

- Doprawdy? Wiesz co myślę? - zakpiła Nicole – i w dalszym ciągu masz to w dupie? Świetna z ciebie siostra, no nic tylko medal ci dać, za rozwagę i domyślność.

- Obiecuję, że to ostatni raz, gdy mnie z nim widzisz. Zamierzam... zerwać kontakt. Alex pomógł mi w sprawie Curtisa i teraz już... możemy się rozejść w swoje strony – wytłumaczyłam, ale dalej nie wyglądała na przekonaną. Podeszła blisko mnie i uważnie przyglądała się mojej twarzy. Po chwili zmarszczyła nos.

- Czuć od ciebie jego wodę kolońską. Musiałaś się porządnie ocierać o niego. Rasowa dziwka mogłaby się od ciebie uczyć, Emi – powiedziała to z tak wielką pogardą, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

- Jak tak bardzo przeszkadza ci mój zapach, to mogę się umyć – powiedziałam to tylko dlatego, iż myślałam, że mimo wszystko zreflektuje się i zaprzeczy. Nic takiego nie miało miejsca. Nicky w dalszym ciągu spoglądała na mnie jak na najgorszego robaka.

W końcu w jej oczach byłam kurwą Blake'a.

- Skorzystaj z łazienki w pokoju Lizzy. Przyniosę ci jakieś ubrania – powiedziała i odwróciła się ode mnie. Zniesmaczony wyraz jej twarzy wyrył mi się w pamięć tak, że byłam pewna, iż szybko go z niej nie wyrzucę.

Weszłam do sypialni siostrzenicy. Kiedyś to był mój pokój, ale gdy wyprowadziłam się te ponad dwa lata temu, zajęła go moja słodka Betty. Siostra ucieszyła się, iż dziewczynka w końcu przestanie okupować pokój gościnny i dostanie coś swojego. Dziś ten sam pokój gościnny został zaadaptowany na sypialnię dla malutkiej Brittany.

Westchnęłam, gdy zauważyłam, że w drzwiach nie było zamka, ale szybko rozebrałam się i weszłam do kabiny. Strumień zimniej wody orzeźwił mnie tylko na chwilę. Polałam się różowym płynem o zapachu gumy balonowej i zaczęłam porządnie trzeć.

Nie rozumiałam, co złego było w perfumach Alexa. Uwielbiałam je. Ucieszyłam się, że zostawił opakowanie w mojej łazience, bo planowałam pryskać je na poduszkę, żeby potem wyobrażać sobie, że był blisko mnie.

To, że nasza relacja musiała zakończyć się jak najszybciej, było niezaprzeczalnym faktem. Nie potrafiłam powstrzymać się od kontaktu z nim, gdy był blisko, a dobrze wiedziałam, że to wszystko prowadziło nas tylko do jednego: od trzech nocy kończyliśmy w łóżku. Albo na kuchennym blacie. W wannie i pod prysznicem. Na cudzym biurku i w samochodzie. 

To musiało się skończyć, dla naszego wspólnego dobra. Lucienne może i była głupia, ale nie zasługiwała na to, żeby być zdradzana. W końcu nic złego nie zrobiła. Wszystkiemu winny był jej ojciec, a ona tylko mogła zapłacić za jego grzechy swym udziałem w aranżowanym małżeństwie. Niestety tak to już bywało, że dzieci odpowiadały za to, co czynili rodzice.

Opuściłam się powoli wzdłuż ściany i usiadłam w brodziku. Przyciągnęłam nogi do siebie tylko po to, żeby oprzeć czoło na kolanach. Płakałam po cichu. Rozpaczałam za czasem z mamą, który został mi brutalnie odebrany. Za moim szczęściem i spokojem. Za zdeptanym zaufaniem i skruszoną pewnością siebie. 

Zdawałam sobie sprawę z tego, że przez to wszystko stałam się zimną suką. Ironiczną i trudną w kontaktach. Niepotrafiącą otworzyć się na innych. Wcale nie chciałam taka być – musiałam. Musiałam założyć ten pancerz, bo inaczej byłabym zbyt łatwym celem dla rządnych rozrywki, znudzonych małolatów. Musiałam mieć twardą dupę, bo wcześniej zostałam tak wiele razy skopana, że w końcu wyhodowałam sobie te przysłowiowe jaja. Nikt inny nie mógł się mną zająć tak, jak ja sama.

Właśnie, gdy miałam już w miarę ułożone, stabilne życie, musiał pojawić się Alex i we wszystkim namieszać. Musiał być irytujący i upierdliwy, namolny i uparty. Musiał... zacząć się o mnie troszczyć i ratować z każdej opresji. Mścić się za mnie i pomagać, gdy tylko tego potrzebowałam. Musiał wyznawać mi miłość i sprawiać, że chciałam mu powiedzieć to samo, mimo iż zdawałam sobie sprawę, że to i tak nic by nie zmieniło.

Nicole pojawiła się, gdy tak siedziałam i płakałam, a ciepła woda spływała po tyle mojej głowy i po plecach. Nie zważała na to, że się zamoczy. Od razu weszła do kabiny i zamknęła dopływ wody, a następnie z niejakim trudem usiadła w brodziku obok mnie i objęła mnie ramionami.

- Będziesz mokra – powiedziałam, gdy poczułam, że przytulała mnie i gładziła po plecach.

- Już jestem, więc trochę za późno na pouczenia – odparła. Nie słyszałam, żeby była ironiczna, czy... wredna. Brzmiała tak normalnie.

- Dlaczego w tej łazience nie ma zamka? - zapytałam. W tym momencie wolałabym być sama. Łatwiej było się wtedy dołować i użalać nad swoim marnym losem.

- Betty zatrzasnęła się kiedyś i tak darła, że Troy musiał zdemontować klamkę. Od tamtej pory woleliśmy, żeby zostało tak, jak teraz – wyjaśniła, a następnie wzmocniła uścisk swoich ramion. - Emi... jeśli rozpaczasz przez tego faceta i to co o nim mówiłam, to chciałabym, żebyś wiedziała, że... zawsze stanę po twojej stronie. Chcesz się z nim spotykać, to się spotykaj. Po prostu nie chcę, żebyś miała złamane serce. Czytałam sobie trochę o nim i wiem, iż ten jego ślub już za niecałe trzy miesiące. Jeśli zadowala cię bycie jego kochanką, to okej, twoja sprawa. Uważam jednak, że jesteś zbyt dobra na bycie tą drugą. Powinnaś być pierwszą i jedyną. Nawet taki przemądrzały fiut powinien to widzieć, że jesteś najlepsza i zasługujesz na to, co najlepsze. Powinien kochać ciebie i mieć odwagę o tym mówić, bo jesteś zajebistą laską – wyznała, a ja po raz kolejny poczułam, że do oczu napływają mi łzy.

- Alex to zamknięty rozdział.

- Żegnał się z tobą tak, jakby wcale nie chciał dać się zamknąć – zauważyła, a ja musiałam przyznać jej rację.

- Nie może się z tym pogodzić i próbuje... cały czas reanimować to, co nie ma szansy na przeżycie.

Nicky ciągle mnie przytulała. Oparła głowę na moim ramieniu i powtarzała, że jestem świetna, piękna i powinnam znać swoją wartość.

- Wiesz, że Curt był naszym ojcem? On wcale nie chciał mnie zostawić w tej jaskini, po prostu poszedł po samochód. Planował zabrać mnie gdzieś i przetrzymywać. Gwałcić, aż bym prosiła go o śmierć. Po jakimś czasie zapewne by się mną znudził i pozwolił umrzeć – ciężko było wydusić z siebie te słowa, ale gdy już opuściły moje usta poczułam pewnego rodzaju lekkość. Było to kompletnie niezrozumiałe, jednak w tym momencie nie czułam nic. Żadnego strachu, żalu, smutku. Po prostu nic.

Byłam całkowicie pusta. Jak wydmuszka. Wszystko, co dobre, umarło we mnie po wyznaniu Curtisa. Teraz nie było nic.

Siostra zmotywowała mnie do wstania i wytarcia się, a następnie założenia suchych ubrań. Sama również musiała się przebrać, gdyż siedzenie ze mną w brodziku odcisnęło się i na jej rzeczach.

Godzinę później do domu wkroczyli tata i... mama.

Rzuciłam się na nią z takim piskiem, że aż Betty się przestraszyła, ale nie potrafiłam pokazać inaczej, jak bardzo się cieszyłam, że w końcu ją widziałam. 

Moja mama. Mogłam jej dotknąć pierwszy raz od szesnastu lat. Wszyscy czekali na rozmowę z Rose: tata był stęskniony, a Nicole nie mogła przestać opowiadać o córce i ciąży, jednak to mi mama poświęcała najwięcej czasu. 

Wiedziała o Curtisie, bo ten cały adwokat Oliver o wszystkim jej powiedział. Nie mogła uwierzyć, iż Mitchell mógł mnie skrzywdzić, znając prawdę o moim pochodzeniu.

Mama stwierdziła, iż po pobycie w więzieniu nie będzie jej łatwo włączyć się w życie wolnego obywatela i zapytała mnie, czy chciałabym spędzić z nią trochę czasu, tak tylko we dwie. Ona przyzwyczajałaby się do swobody i nadrabiała stracone lata z córką, a ja... miałabym ją tylko na wyłączność. 

Tata i Nicole przyklasnęli temu pomysłowi i tym sposobem następnego dnia zostawiałam moją firmę pod opieką Pita i Polly. Dziewczyna miała też otoczyć troską Puszka, bo Nicky niestety odmówiła pomocy w opiece nad zwierzakiem, ale nie było to dla mnie zaskoczeniem. Siostra nie lubiła zwierząt i się z tym nie kryła.

- Tu masz moją kartę. Numer prywatny jest jednocześnie firmowy, a ja nie chcę zajmować się sprawami biznesowymi, gdy będę z mamą – instruowałam pracownika – w naprawdę nagłych wypadkach dzwońcie do mojej mamy. Ja sobie robię detoks od telefonu.

Nie informowałam ich, gdzie jadę. Dałam tylko orientacyjną datę powrotu: planowałam pojawić się w Chicago za jakieś sześć tygodni i to tylko dlatego, że wtedy Nicky miała rodzić, a ja nie chciałam, żeby mama przegapiła pojawienie się na świecie drugiej wnuczki.

Wahałam się przez chwilę, ale ostatecznie zostawiłam Polly list dla Alexa, który napisałam nad ranem. Wprawdzie nie zadzwonił wieczorem tak, jak obiecał, a i od rana milczał, ale może w końcu pogodził się z tym, że powinniśmy się trzymać od siebie z daleka.

Musiałam jednak wziąć pod uwagę, że może za jakiś czas zainteresuje się mną ponownie, więc po to zostawiłam informację.

- Spotykasz się z Blake'em? - dopytywała Polly, a ja od razu ucięłam jej romantyczne teorie.

- Pomógł mi w jednej sprawie i w związku z tym chciałam zostawić mu podziękowanie. Jeśli będzie mnie szukał, to mu je przekaż. Jeśli nie, to po prostu oddasz mi list, gdy wrócę.

Miałam nadzieję, że koperta wróci do mnie w nienaruszonym stanie.

Nie mogłam nacieszyć się faktem, iż wybieram się z mamą. Moją mamą. Że będę ją miała tylko dla siebie.

- To gdzie jedziemy?- zapytałam, gdy usiadła obok mnie. Robiłam za kierowcę, bo jednak szesnaście lat przerwy mogło być problematyczne i nie tak bezpieczne bez przypomnienia sobie zasad i przepisów.

- Do Cincinatti, skarbie. Nie chciałabym dalej ze względu na Nicole. Z Cincinatti pochodzą moi dziadkowie i mamy tam dalekich kuzynów, więc trochę ich poodwiedzamy – powiedziała mama, a ja ucieszyłam się z tego, iż w końcu poznam jakąś rodzinę z jej strony.

To miały być moje pierwsze tygodnie poza Chicago. Miałam nadzieję, że będę zadowolona z wycieczki i że... nie będę tęsknić. Za Puszkiem, oczywiście. 

Za kim innym niby miałabym...  


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro