Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33 Uwierz we mnie

rozdział 18+

 pov: Alexander

Odsunąłem się od Mitchella i spojrzałem na jednego z moich ludzi. Facet już trzymał w dłoniach jedną z mniejszych pił i spoglądał na mnie wyczekująco.

- To jak tniemy, panie Blake? - zapytał, a ja nie zastanawiałem się długo.

- Zgodnie z planem, Jimmy. Zacznij od chuja. Potem wepchnij mu go do gardła. Następnie połam wszystkie kości od pasa w dół. Na koniec wrzuć do rębaka, ale pamiętaj, że górna część ciała ma zostać. W końcu musimy upozorować wypadek. Pomógłbym ci, ale moja piękna kobieta na mnie czeka, a ja nie chcę, żeby czekała za długo – dodałem i uśmiechnąłem się sam do siebie na wspomnienie Noemi.

- Wypadek z fiutem w ustach? - zdziwił się pracownik, ale tylko pokiwałem głową.

- Oczywiście. Oficjalna wersja jest taka, że w końcu przestraszył się tego, iż jego chore fascynacje dziećmi wyszły na jaw i w ramach autorefleksji postanowił się okaleczyć, a następnie zabić. W tartaku, a dokładniej w rębaku.

- Rozumiem, panie Blake – pracownik odpalił piłę i ruszył w stronę Michella. Zbok próbował się wyrywać, ale nie miał na tyle siły, a do tego dość mocno go przywiązano.

Stałem przez chwilę i przyglądałem się, jak cierpiał. To i tak było mało. Noemi przeżyła o wiele gorsze katusze. Przeżywała je przez ostatnie szesnaście lat... Nic nie zwróci jej dzieciństwa ani czasu, który mogła spędzić z matką. Curt zabrał jej wtedy coś więcej niż niewinność. Zabrał jej normalne życie, jakiego powinna być uczestnikiem. Zabrał jej zaufanie i wiarę w innych. Trochę rozumiałem, dlaczego nie wierzyła moim słowom – po tym, co przeszła, zapewne nie wierzyła już w nic.

Szedłem w stronę biura tartaku i rozmyślałem o tym, co zamierzałem zrobić staremu Mitchellowi. Samo zabicie dziada nie było wystarczające. Na szczęście miałem już pewien pomysł.

Noemi siedziała na blacie biurka i w rękach ściskała plastikowy kubeczek z wodą. Gdy tylko przekroczyłem próg gabinetu, wstała i ruszyła w moją stronę. Dałem znak Deaconowi, żeby opuścił pomieszczenie, bo chciałem zostać z nią na chwilę sam.

Dziewczyna podeszła do mnie szybkim krokiem i od razu się przytuliła. Kubeczek z wodą wypadł jej z dłoni, ale nie zwróciła na to uwagi. Chciała być jak najbliżej mnie. Oplotłem ją ramionami i przyciągnąłem do swojego ciała. Nie musieliśmy nic mówić – ona potrzebowała bliskości, a ja chciałem, żeby czuła się bezpieczna.

- Nie mogę na siebie patrzeć – wyszeptała. Jej głos był przepełniony bólem i przepełniony ciężarem powstrzymywanego płaczu.

- Nie myśl o nim, jego już nie ma. Jesteś tylko ty – powiedziałem przytulając twarz do jej włosów.

- Ale jestem do niego podobna! Mam jego oczy! Jego kolor włosów! Nawet twarz mam podobną! Za każdym razem, gdy będę patrzała w lustro, będę go widziała! Ja... nie dam rady, Alex. Nie wytrzymam tego – już nie próbowała ukrywać łez. Rozpłakała się tak, że całym jej ciałem wstrząsały spazmy.

Odsunąłem się na tyle, żeby móc ująć jej śliczną twarz w dłonie i spojrzeć prosto w te ciemne, fascynujące, choć teraz smutne oczy.

- To nie jest on, kochanie. To jesteś ty. Tylko ty. Od dwudziestu czterech lat to jesteś ty. On jest nieważny. Nie ma wpływu, jaka jesteś, a uwierz mi, nie znam drugiej takiej, jak ty. Nie jesteś nim. Nigdy nie byłaś i nie będziesz. Od początku jesteś tylko sobą. I jesteś wspaniała taka, jaka jesteś. Moja piękna, dzielna i mądra Noemi. Nie możesz inaczej o sobie myśleć. Jesteś najlepsza.

Widziałem, że moje słowa docierały do niej z pewnym opóźnieniem. Nie chciała w nie uwierzyć, ale nie przestawałem spoglądać w jej oczy. Byłem też cały czas poważny, żeby i ona odczuła powagę sytuacji.

- Nie jesteśmy naszymi rodzicami, Emi. Jesteśmy tylko sobą. To my decydujemy, kim chcemy być i jacy chcemy być. To my decydujemy o naszym charakterze. Moja wspaniała Noemi była niezwykła od samego początku, gdy ją poznałem, a przecież wtedy nie wiedziała nic o Mitchellu. Jestem pewien, że będzie wspaniała i teraz, jak i w przyszłości, bo zawsze będzie sobą. A Noemi jest najlepsza w każdym swoim wydaniu, gdyż zawsze jest autentyczna.

Chwilę zastanawiała się nad moimi słowami. Rozważała to, co powiedziałem.

- Nie gardzisz mną za to? - zapytała, a ja od razu nachyliłem się i złożyłem czuły pocałunek na jej czole.

- Za co mam tobą gardzić?

- Za niego.

- Przecież nie jesteś nim. Od zawsze jesteś tylko sobą, a ja kocham moją Noemi, taką, jaka jest – wyznałem szczerze.

Oczy dziewczyny znowu zrobiły się błyszczące. Obawiałem się, że ponownie popłyną z nich łzy, ona jednak zrobiła coś innego – przesunęła swoje dłonie po mojej klatce piersiowej, a następnie po szyi i wplotła place w moje włosy. Spojrzała mi w oczy jakoś tak inaczej. Mógłbym przysiąc, że to jedno spojrzenie przewiercało mnie na wylot i wręcz paliło mą duszę. Powoli przesuwała palcami po moich włosach i jednocześnie przyciągała moją głowę coraz bliżej siebie.

- Chcę się z tobą kochać. Teraz. Tutaj – powiedziała cicho. Jej oczy iskrzyły ukrytym pragnieniem i hipnotyzowały mnie tak bardzo, że nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Nie potrafiłem też niczego jej odmówić. Miała mnie całego: moje ciało, serce i duszę. Oddałem jej wszystko.

Przyciągnęła moją twarz do siebie i zaczęła mnie szaleńczo całować. Jej palce cały czas błądziły w moich włosach, a język splatał się z moim w namiętnym tańcu. Puściłem jej policzki i przesunąłem powoli dłonie na talię dziewczyny. Objąłem ją rękami i zrobiłem krok do przodu. Kierowałem nas w stronę biurka. Nie przestawaliśmy się całować, a i nasze pocałunki stawały się coraz bardziej poważne.

Gdy uda Noemi zetknęły się z kantem biurka, bez oporów posadziłem ją na blacie. Puściłem jej biodra, żeby nachylić się i złapać za brzeg długiej spódnicy, którą miała na sobie. Z jej pomocą podwinąłem ubranie tak, że odsłoniłem całe nogi mojej ślicznej dziewczyny.

Przesuwałem dłońmi po wewnętrznej stronie jej ud, gdy ona dobierała się do paska w moich spodniach. Przez te kilka nocy tak wprawiła się w rozbieraniu mnie, że teraz robiła to z zamkniętymi oczami i ustami przyciśniętymi do moich.

Nie bawiliśmy się w całkowite rozbieranie. Chcieliśmy siebie natychmiast.

Emi była niecierpliwa. Gdy tylko rozpięła moje spodnie, wsunęła rękę za brzeg bokserek i ujęła w dłoń mojego fiuta. Przesuwała po nim powoli, a drugą ręką próbowała odsunąć bieliznę tak, żeby mieć do niego pełny dostęp. Gdy to się jej udało, oderwała na chwilę ode mnie swoje wargi tylko po to, żeby wyszeptać:

- Jestem twoja, Alex. Kochaj mnie. Kochaj mnie teraz.

Nie musiała bardziej zachęcać. Prawą dłonią odsunąłem brzeg jej majtek, a lewą przesunąłem tak, żeby dotknąć ją w intymnym miejscu. Moja dziewczyna była tak cholernie gotowa na połączenie naszych ciał, że nie czekałem ani chwili dłużej. Wszedłem w nią jednym, płynnym ruchem, a ona od razu nabrała więcej powietrza w płuca tylko po to, żeby po chwili powoli je wypuścić. Objęła mnie nogami w pasie a ręce wsunęła pod moje ramiona i przyciągnęła mnie do siebie, aby całować moje usta do utraty tchu.

Noemi była idealna. Namiętna i chętna. Wyuzdana, a jednocześnie nieśmiała. Nienasycona i pełna tajemnic. Cała moja. Kochałem ją do szaleństwa.

Taki też był nasz seks: dziki, bezgraniczny i bezwstydny. Bardzo gorący i impulsywny.

Jeszcze nigdy tak długo nie całowałem ust kobiety podczas stosunku, jak wtedy z Emi. Praktycznie nie odrywałem się od niej nawet na chwilę, a jeśli już naprawę musiałem złapać oddech, to w dalszym ciągu muskałem wargami jej nabrzmiałe od naszych pocałunków usta.

Czułem, jak zaciskała się na mnie, gdy dochodziła do granic rozkoszy. Przycisnęła wtedy swoje ciało do mnie, jakby chciała się całkowicie ze mną połączyć. Jakbyśmy mieli być jednością na zawsze. Nie miałbym nic przeciwko takiemu obrotowi spraw. Chciałem mieć ją nie na chwilę, ale na całe życie. Czekałem, aż ona też zacznie tego chcieć.

Jej usta oderwały się od moich, a głowa opadła na mój tors, gdy dziewczyna zaczęła uspokajać swój oddech po niedawnej ekstazie. Cały czas mocno mnie obejmowała. Nie mógłbym być szczęśliwszy. Noemi była wszystkim, czego pragnąłem. Była moją jedyną miłością. Pierwszą kobietą w której zakochałem się bez pamięci. Jedyną osobą, z którą wiązałem swoją przyszłość. Moja Noemi. Na zawsze moja.

- Jestem na ciebie zły za dziś – wydusiłem z siebie, gdy tak opieraliśmy się o swoje ciała, niezdolni do poruszenia się i wykonania jakiegokolwiek kroku. Dziewczyna leniwie uniosła głowę i spojrzała błyszczącymi z zadowolenia oczami prosto na mnie.

- Przed chwilą pieprzyliśmy się szaleńczo w czyimś gabinecie, na czyimś biurku. W dalszym ciągu nie odzyskałam czucia w nogach, bo ten orgazm praktycznie mnie zmiótł, a ty jesteś na mnie zły? - pokręciła głową z udawanym oburzeniem – to ja już nie wiem, jak ci dogodzić...

- Uwierz we mnie, kochanie – odparłem cicho. - Uwierz w nas. Nie uciekaj ode mnie i nie odtrącaj mnie. Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa – odpowiadam szczerze.

Nie miałem okazji usłyszeć, co Emi by mi odpowiedziała, bo w tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi.

- Szefie – usłyszałem głos Deacona – już skończyliśmy. Możemy wzywać policję i zaraz po jej przybyciu informować pana Lee. Wszystko zgodnie z planem.

- Musimy się zbierać – powiedziałem do mojej zmęczonej dzisiejszym dniem dziewczyny i powoli odsunąłem się od niej. Noemi niechętnie podniosła się z biurka. Pomogłem opuścić jej spódnicę i poprawiłem spodnie, po czym objąłem ją ramieniem i razem wyszliśmy z pomieszczenia.

- Zawieziesz mnie do taty? Poczekałabym u niej na mamę Rose – zapytała, a ja skinąłem głową. Przecież nie było takiej opcji, abym czegokolwiek jej odmówił.

Drogę z tartaku do rodzinnego domu Emi pokonaliśmy w ciszy. Dziewczyna wyglądała przez okno i błądziła gdzieś myślami, a ja nie byłem w stanie oderwać od niej wzroku. Moja Noemi była smutna. Cały czas przeżywała to, co powiedział ten cholerny Mitchell. Nie mogła zrozumieć, jak Curt mógł być tak złym człowiekiem.

Też tego nie rozumiałem, ale cieszyłem się, że dzięki mnie ktoś taki nie będzie już chodził po świecie i zagrażał innym dzieciom. Pieprzony pedofil.

W domu Noemi zostaliśmy powitani przez jej siostrę. Dziewczyna nie ukrywała, że szokował ją mój widok. Spoglądała to na mnie, to na Emi, a jej oczy były okrągłe jak spodki. 

Zauważyłem, że moja kobieta... zawstydziła się tego, iż przyszła ze mną. 

Nawet rzuciła siostrze przepraszające spojrzenie, jakby blondynka miała jakikolwiek wpływ na to, że się spotykaliśmy. 

To nie była jej sprawa, ale Emi chyba uważała inaczej. Nie chciała, żebym jej dotknął na pożegnanie. Z premedytacją skrzyżowała ręce na piersi i odeszła ode mnie kilka kroków. Chciała pokazać siostrze, że między nami nic nie było.

Ja z kolei chciałem udowodnić tej całej Nicole, że to, co działo się pomiędzy mną i Noemi, to była tylko i wyłącznie nasza sprawa, dlatego też od razu podszedłem do mojej dziewczyny i – ku zaskoczeniu i jej, i tej cholernej siostry – pocałowałem Emi mocno w usta.

- Zadzwonię do ciebie później, kochanie, dobrze? - powiedziałem spokojnie, ale na tyle głośno, żeby tamta druga to słyszała. Niech nie myśli, że nie zależało mi na Emi i chciałem ją tylko wykorzystać. To nie była prawda. Zależało mi na niej bardziej, niż na jakiejkolwiek innej osobie na tym świecie.

- Chciałabym tu zostać na noc – odparła, a ja od razu zrozumiałem ukryty przekaz. Miałem nie przychodzić do jej mieszkania. Przynajmniej dzisiaj. Pożegnałem się z moim króliczkiem, kiwnąłem głową na do widzenia Nicole i ruszyłem w stronę samochodu.

Całą drogę do rezydencji ojca myślałem o Noemi i o Mitchellu. Nie mogłem uwierzyć, że można być takim skurwysynem, żeby krzywdzić dziecko. Własne dziecko. Ten człowiek musiał mieć nierówno pod sufitem, a rodzice, zamiast izolować go od społeczeństwa, tuszowali jego wybryki i udawali, że wszystko było w porządku. 

Byłem pewien, że powinienem złożyć z rana wizytę staremu Mitchellowi i poważnie z nim porozmawiać. 

Oliver dał mi znać, że załatwił wszystko o co go prosiłem, a sędzia zachował się w jednym kawałku. Pokiwałem głową z rozrzewnieniem.

 Małżeństwo zmiękczyło mojego kolegę jak nic. Przed ślubem z Amelią nigdy nie odpuściłby sobie porządnych tortur, a teraz? Wystarczyło mu samo zastraszanie... Pantofel. 

Złapałem się na myśli, iż ja taki nigdy nie będę. Nie dam się stłamsić żonie. Noemi nie będzie miała ze mną łatwo...

Żadnej innej nie widziałem w roli pani Blake. Jedynie mój króliczek był odpowiedni. Najlepszy. Po prostu mój.

- Szefie... - mrukliwy głos ochroniarza sprowadził mnie na Ziemię i wyrwał z rozmyślań o nocy poślubnej z Noemi. Co byśmy wtedy robili... nawet na blacie... - mamy ogon – dokończył pracownik.

Od razu wyjrzałem przez tylną szybę. Auto śledzących na pozór nie wyróżniało się wśród pozostałych, ale po kilkunastu minutach byłem pewien, że nie zamierzało nam odpuścić. Cały czas utrzymywało przyzwoity dystans, jednak miałem wrażenie, że na samym śledzeniu się nie skończy, gdyż adres zamieszkania mojego ojca nie był tajemnicą. Kto musiał, ten go znał.

Moje przypuszczenia potwierdziły się, gdy srebrne audi w pewnym momencie przyspieszyło tak, że zrównało się z nami.

Udało mi się schylić w ostatnim momencie, zanim z auta napastników padły pierwsze strzały.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro