14 Specjalne zlecenie
Pov: Noemi
Pocałowałam Alexa.
Sama. Znaczy się – on też się wczuł, ale to ja zaczęłam. Wprawdzie po raz kolejny polecił mi to zrobić, ale tym razem nie oszukałam go, tylko rzeczywiście pocałowałam, tak, jak to sobie zawsze wyobrażałam, że zrobię, gdy w końcu się odważę.
Nie pozwalałam sobie na aż takie pocałunki z chłopakami, z którymi do tej pory okazjonalnie się spotykałam. W zasadzie widywałam się z nimi tylko dlatego, żeby tata i Nicky dali mi spokój. Całowałam ich tak bardziej z obowiązku – w końcu spędzali ze mną wieczór i na pewno liczyli na coś więcej, ale nigdy nie byłam zainteresowana żadnym z nich na poważnie.
Alexander też mnie nie interesował. Nie był facetem dla mnie. Zdecydowanie nie.
Widziałam, jak spojrzał na mnie po wszystkim. Udało mi się go oszukać, że to nic nie znaczyło, że to tylko gra aktorska. Nie podobała się mu moja odpowiedź.
Chciałam zostać sama. Pomyśleć o wszystkim. Potrzebowałam ciszy i braku rozpraszaczy, a Blake był zbyt absorbujący. Miał silną aurę i dość władczą postawę. Nie dawał się ignorować.
Musiał wyjść.
Gdy oznajmił, że zostaje na noc, spojrzałam na niego , jakby był niespełna rozumu. Może za mocno go prysnęłam tym gazem i coś mu się zepsuło w głowie? Zdecydowanie pieprzył od rzeczy.
- Nie możesz tu zostać – odparłam od razu.
- Muszę.
- Niby dlaczego? - byłam pewna, że nie miał racjonalnego wytłumaczenia i że zwyczajnie chciał podnieść mi ciśnienie, jak robił to już nie raz.
- Bo nie mogę w takim stanie wrócić do domu. Ojciec od razu się zorientuje, że coś ze mną nie tak i zacznie drążyć. Uwierz, nie chciałabyś mieć na karku wściekłego Jasona Blake'a. Nie jest tak miły jak ja... - spojrzał na mnie znacząco. Oczywiście, że nie chciałam mieć na pieńku z żadnym z Blake'ów, bo to byłoby nierozsądne.
- Ta wymówka jest naprawdę słaba...
- Ale jak najbardziej realna. Mam do ciebie sentyment, króliczku i nie zrobię ci krzywdy, ale mój ojciec może tego nie zrozumieć i szukać sprawiedliwości za to, że mnie zaatakowałaś i skrzywdziłaś.
- Nic takiego nie zrobiłam. Wyolbrzymiasz – odparłam mniej pewnie.
- Dla twojego bezpieczeństwa lepiej będzie, jak tu zostanę – on z kolei nie tracił wiary w swoje słowa.
- Nie możesz sobie jechać do jakiegoś hotelu? - zaproponowałam. Naprawdę potrzebowałam samotności.
- Musiałbym wezwać kierowcę, a on od razu wiedziałby, że to stało się u ciebie. W końcu nie raz czekał ze mną w aucie pod tą kamienicą.
- On też spowiada się twojemu ojcu?
- Oczywiście. Mój ojciec jest głową rodziny, a ja jego pierworodnym synem i następcą. Jestem bardzo ważny – podkreślił z dumą.
I nadęty. Przemądrzały. Arogancki. Podstępny.
Miałam w zanadrzu jeszcze więcej nieprzyjemnych epitetów, którymi mogłabym go nazwać.
- Zamówię ci taksówkę.
- Musiałbym wezwać ochroniarza, bo jak dobrze wiesz, ktoś dybie na moje życie... A ochroniarz tak samo jak kierowca: od razu zobaczyłby, że jestem w ciężkim stanie po twoim ataku... - spojrzał na mnie znacząco i nawet potarł dłonią czoło, jakby rzeczywiście coś go zabolało.
Żałowałam, że wypiłam z nim to wino, bo osobiście odwiozłabym go do domu, ale było już za późno.
- Śpisz na kanapie – rzuciłam mu ostre spojrzenie i opuściłam salon. Alex niesamowicie mnie wkurzał, a do tego byłam zmęczona po bieganiu. Potrzebowałam szybkiego prysznica i kolacji.
Chyba pierwszy raz, od kiedy mieszkałam sama, zamknęłam się na klucz w łazience, gdyby przyszło mu na myśl wejść, gdy byłam pod prysznicem. Z nim nigdy nie wiadomo. Do tego nie założyłam tradycyjnego stroju do spania, czyli samej koszulki i majtek, a w zamian za to wzięłam szorty i szeroki T-shirt z logo jakiejś firmy. Dostałam go kiedyś jako gadżet reklamowy i nigdy nie użyłam. Był co najmniej dwa rozmiary na mnie za duży, więc idealnie nadawał się na noc w towarzystwie Blake'a, bo wyglądałam w nim, jak w worku. Zapewne będzie mi w nim cholernie gorąco, ale cóż, życie.
Gdy wyszłam spod prysznica, zauważyłam, że Alex zdjął marynarkę i krawat. Wyglądało, że czekał w kolejce do kąpieli. Bez słowa podałam mu czysty ręcznik i ruszyłam do lodówki – niespodziewany gość trochę pokrzyżował moje kolacyjne plany. Miałam resztę sushi z obiadu, ale porcja była zbyt mała dla dwóch osób, dlatego dorobiłam trochę tostów z szynką i serem, a do tego sałatkę z resztek warzyw.
Nie spodziewałam się, że Alex wyjdzie spod prysznica... w niczym. Na biodrach miał zawiązany ręcznik, ale oprócz tego nic więcej.
Gdy to zobaczyłam, gwałtownie upuściłam talerz. Dobrze, że się nie zbił. Mężczyzna uśmiechnął się. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie robił na mnie wrażenie.
- Ubierz się – syknęłam na niego i po raz kolejny przemieszałam sałatkę.
- Nie mam w co – odparł i uśmiechnął się jeszcze bardziej.
- To jak będziesz spał?
- Tak, jak zawsze. Nago.
Gwałtownie odstawiłam miskę z sałatką na blat.
- Nie będziesz spał nago!
- Nie będę spał w koszuli czy spodniach od garnituru. To niewygodne. Jestem dziś wystarczająco skrzywdzony przez ciebie, żeby dokładać sobie udręki...
No tak, znowu wraca do tego samego. Jak zdarta płyta.
- Zakrywaj się chociaż ręcznikiem – machnęłam ręką, żeby usiadł na hokerze przy wyspie oddzielającej aneks kuchenny od salonu.
Mężczyzna cały czas durnowato się uśmiechał. Nalałam do szklanek mrożonej herbaty, bo było za gorąco na inne napoje. Jedliśmy w milczeniu.
- Chyba czegoś ode mnie chce – Alex wskazał na mojego kota, który usiadł przy jego stopach i mierzył go natarczywym spojrzeniem niebieskich oczu.
- Nic mu nie dawaj. Jest nażarty do oporu i żebrze dla zasady. Nie ulegaj. Pokaż, że jesteś twardy – instruowałam go. Puszek był przebiegłą kocią mendą i robił maślane oczy do każdego, kto trzymał jedzenie.
- Jestem twardy, kochanie, ale nie z powodu kota... - Blake mrugnął do mnie.
Mogłam nie zaczynać tematu? Mogłam.
- Wolałabym tego nie wiedzieć – machinalnie zerknęłam na ręcznik.
- Chyba jednak chcesz wiedzieć więcej...
Dlaczego musiał być aż tak spostrzegawczy?
Nie potrafiłam udawać, że Blake bez ubrania wyglądał... pociągająco. Podobał mi się i niestety zdawał sobie z tego sprawę. Głupi dupek.
- Ciesz się, że kupiłam rodzinny zapas szczoteczek, bo będę miała i dla ciebie – zmieniłam temat na coś neutralnego i bezpiecznego. Bez podtekstów.
- Nie musisz się o to martwić. Zawsze mógłbym użyć twojej, w końcu nie raz wpychałaś mi język do ust, więc nie przeszkadzałoby mi to.
Bezpieczny temat. Ehe...
- Dwa razy wpychałam – podkreśliłam – nie przesadzaj.
- Na razie, kochanie – Alex złapał mnie za rękę i przyciągnął do swoich ust. Pocałował mój nadgarstek – czekam na kolejne razy – dodał, patrząc mi prosto w oczy.
Szybko uwolniłam dłoń.
- Czekaj sobie dalej.
Gdy poszedł do łazienki, wyjęłam spod kanapy koc, a poduszkę przyniosłam z mojej sypialni. Rzuciłam wszystko na miejsce, w którym miał spać. Minęłam go w drzwiach łazienki bez słowa, a po wieczornej toalecie chwyciłam kota pod pachę i poszłam do sypialni. Nie zamykałam drzwi, żeby Puszek miał szansę wyjść do kuwety, w razie takiej potrzeby.
Położyłam się na łóżku, jednak nie zakrywałam kołdrą. Stare kamienice miały to do siebie, że w dzień było w nich chłodno, bo w końcu mury były grube, jednak w nocy oddawały całe ciepło, które nakumulowały podczas dnia. Przez to zazwyczaj spałam bardziej rozebrana niż ubrana, ale przy Alexie czułam się zbyt skrępowana.
Naszła mnie taka dziwna myśl, że mężczyzna wcale nie był tak groźny, jak przedstawiali go inni. Do tej pory tylko straszył, ale tak naprawdę nic złego nikomu nie robił. Może trochę agresywnie zareagował w barze, ale ostatecznie oddał faceta w ręce policji. Nikogo nie skrzywdził. Wcale nie był taki niebezpieczny, a ta cała mafia wyglądała mi na stek bzdur. Nie zachowywał się jak typowy, „podejrzany typ". Przestawałam wierzyć w tę jego niby przestępczą działalność.
Prawie zasypiałam, gdy poczułam, że materac po drugiej stronie łóżka się ugiął.
- Chyba żartujesz! Wracaj na kanapę! - krzyknęłam do Alexa, który bezceremonialnie rozłożył się w mojej sypialni.
- Jest za ciasna – mężczyzna nic sobie nie robił z moich krzyków. Poprawił się na poduszce i odwrócił bokiem w moją stronę.
Przeszło mi przez myśl, że to ja powinnam pójść na kanapę, za chwilę jednak zbeształam się w myślach za to. W końcu byłam u siebie... Miałam prawo spać we własnym łóżku!
Usiadłam i chwyciłam za porzuconą w nogach kołdrę. Zrobiłam z niej długi wałek i położyłam na środku łóżka. Specjalnie wyszłam z sypialni, żeby przynieść gaz pieprzowy i położyć go na nocnej szafce.
- To granica – wskazałam na kołdrę – jeśli jakakolwiek część twojego ciała ją przekroczy, to użyję gazu. Tym razem bez wyrzutów sumienia – pogroziłam mu.
- Ostra jak zawsze – uśmiechnął się do mnie – to w tobie lubię. Stawiasz granice i nie boisz się o nich mówić.
- To chyba normalne – westchnęłam i położyłam się na plecach. Światła pobliskich latarni zabarwiały moją sypialnię na pomarańczowo i dawały na tyle dużo jasności, że nigdy nie musiałam włączać lampki, gdy szłam do łazienki. Wystarczało to, co sączyło się spoza okien – ty tak nie robisz? - zapytałam.
- Robię. Czasami.
- Może powinieneś robić częściej? - odwróciłam głowę w jego stronę. Cały czas leżał na boku i wpatrywał się we mnie.
- Może.
Z powrotem spojrzałam na sufit.
- Noemi?
- Tak?
- A jeśli to jakaś część twojego ciała przekroczy tę granicę?
Parsknęłam śmiechem.
- Chciałbyś.
- Sama prawda. Skoro ty grozisz mi gazem, to ja też chcę ci czymś pogrozić...
Położyłam się na boku, tak jakby w lustrzanym odbiciu Alexa i spoglądałam mu prosto w oczy.
- Czym tym razem chcesz mi grozić?
- Może... Jeśli nawet przez sen przekroczysz granicę, to będę domagał się zadośćuczynienia.
- Jakiego?
- Pocałunku. Takiego, jak na kanapie.
Przewróciłam oczami. Co on miał z tym całowaniem.
- Wolę wyjebać się z łóżka i spać na podłodze, niż przekroczyć granicę. Możesz być o to spokojny.
Uśmiechnął się na te słowa, ale nie skomentował ich. Spoglądał na mnie i nic nie mówił. Jedną rękę trzymał pod głową, a drugą... głaskał mojego kota.
Puszek przytulał się do Alexa i głośno mruczał. Zdrajca.
- Mogę zadać ci niedyskretne pytanie? - zapytał cicho, gdy tak leżeliśmy po dwóch stronach kołdry i wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższą chwilę.
- Możesz, ale nie gwarantuję, że na nie odpowiem.
Obserwowałam, jak delikatnie przesuwał dłonią po futerku mojego zwierzaka. Kot był przeszczęśliwy. Nie dziwiłam mu się ani trochę.
- Czy... zanim zostałaś skrzywdzona... spotykałaś się z kimś? Tak... intymnie?
Nie spodziewałam się aż tak krępującego pytania, ale z drugiej strony, wiedział o mnie tyle, ile mu sama powiedziałam. Nigdzie nie znalazłby aż tak dokładnych informacji, bo w rzeczywistości nie istniały. Mitchell zadbał o zniszczenie wszystkiego, co choć w najmniejszym stopniu obciążało jego syna.
- Nie.
W końcu ośmiolatka nie powinna mieć żadnych intymnych kontaktów z kimkolwiek. Tak powinno być w normalnym świecie.
- Czyli to był...
- Tak. Pierwszy i ostatni raz. Nie chcę tego powtarzać – spojrzałam na niego uważnie – lubię moje życie takie, jakie jest. Pasuje mi.
- Nigdy nie byłaś w związku po tym wszystkim?
- Nie byłam ani przed, ani po. Nie potrzebuję związków, żeby się dowartościować. Jestem szczęśliwa z Puszkiem.
Kot wprawdzie wyglądał, jakby w tym momencie był szczęśliwy z Alexem, ale mężczyzna nie skomentował tego.
- To dobrze, że nikt się przy tobie nie kręci, bo musiałbym go skrzywdzić za to.
Zaśmiałam się cicho. Alex jak zwykle udawał, że był groźny. W rzeczywistości na pewno nie byłby w stanie zrobić nikomu większej krzywdy. Typowy, arogancki, bogaty dupek, który robił wiele szumu wokół siebie. Pogłoski o mafii na pewno były zmyślone. Kompletnie mi nie wyglądał na takiego mafiozę, jakiego widziałam w filmach. Był za łagodny. Zbyt ironiczny. Nie reagował złością. Dużo mówił, ale na tym się kończyło. Nie robił nic złego.
Zauważyłam, że przysunął się do granicy, ale jej nie przekroczył. Zrobiłam to samo – również przysunęłam się do niego, jednak w dalszym ciągu pozostawałam po mojej stronie kołdry.
- Cały czas się do mnie zbliżasz – powiedziałam, gdy tak naprawdę dzieliła nas już niewielka odległość.
- A ty mi w końcu nie uciekasz – uśmiechnął się nieznacznie, ale nie posunął dalej, niż mógł. Jego dotychczasowe ruchy i tak przemieściły kota na „granicę".
- Gnieciesz go – zerknęłam w dół. Puszek przestał mruczeć i spoglądał na nas złym wzrokiem.
- W zasadzie miałem zamiar gnieść go w łazience, ale to za jakiś czas... - uniósł jedną brew, na co tylko zaśmiałam się krótko.
- Miałam na myśli kota...
- A... kota... No to się nie zrozumieliśmy – uśmiechnął się szelmowsko. Odwróciłam się do niego plecami i przesunęłam na sam koniec materaca po mojej stronie.
- Dobranoc, Emi. Niech ci się przyśni coś ładnego. Na przykład ja – sparafrazował moje słowa do Betty.
- Dobranoc, Alex. Nie życz mi koszmarów, wystarczy, że jeden leży w moim łóżku – odparłam.
- Co ta pani o tobie mówi? - słyszałam, że zwraca się do kota, ale nie skomentowałam tego. Niech sobie wmawia, co chce. Kotu też. I tak wiemy swoje.
***
Gdy się przebudziłam, mój tymczasowy towarzysz jeszcze spał. Na dworze robiło się coraz jaśniej, ale miasto nadal nie zgasiło latarni, także miałam dość dobrze oświetloną sypialnię. Mogłam przez dłuższą chwilę bezkarnie przyglądać się mężczyźnie. Leżał rozwalony na wyznaczonej połowie łóżka, a twarz miał odwróconą w moją stronę. Jedną rękę trzymał zgiętą nad głową, a druga spoczywała na Puszku.
Zdradziecki kot przez całą noc nawet do mnie nie przyszedł. Wolał przytulać się do Alexa. Teraz też spoglądał na mnie z zadowoleniem. Nawet przekręcił łepek szyją do góry pokazując, że bardzo mu się podobało to, iż tulił się do kogoś innego, niż ja.
Coś czułam, że czas wprowadzić reglamentację na saszety. Miłość od razu wróci.
Kompletnie nie wiedziałam, co powinnam myśleć o Blake'u. Cały czas mnie osaczał, ale nie mogłam udawać, że nie był... intrygujący. Potrafił mnie rozbawić, ale też niesamowicie wkurzał. Nie rozumiałam, dlaczego uparł się, żeby akurat za mną się kręcić. Najgorsze było jednak to, że przestawało mi to przeszkadzać. Chyba przyzwyczajałam się do tego, że zawsze był gdzieś w okolicy. To naprawdę niepokojące.
Wstałam po cichu i równie dyskretnie wyjęłam ubrania, a następnie poszłam do łazienki. Spotkałam go dopiero, gdy kończyłam przygotowywać śniadanie.
- Lubisz gotować? - zerknął na omlety i kolejną sałatkę, którą szybko przyrządziłam.
- W zasadzie to tak. Niestety praktycznie nigdy nie mam na to czasu – odparłam zgodnie z prawdą. Zastanawiałam się, czy ubierze się w to, co wczoraj, czy będzie chciał wracać do domu w ręczniku, ale okazało się, że kierowca Alexandra bez problemu przyniósł mu świeże ubranie.
Tak jakby nie mógł zrobić tego wieczorem...
Mężczyzna usiadł przy wyspie i niespiesznie popijał kawę. Cały czas przyglądał się mojej osobie i chyba nad czymś zastanawiał.
- Pomóc ci w sprzątaniu? Mogę wstawić naczynia do zmywarki – zaoferował, gdy zaczęłam sprzątać po śniadaniu.
- W zasadzie to możesz. Mam dwie zmywarki – uniosłam dłonie – lewą i prawą. Ty także. Tu jest płyn – wcisnęłam mu opakowanie – a tam kupa brudnych talerzy. Pamiętaj o patelni – uśmiechnęłam się wrednie i dolałam sobie kawy. Niech się na coś przyda.
Obstawiałam, że będzie szukał wymówki (jak zwykle), albo ściemni, że się spieszy (byłoby dobrze), ale nie przejął się tym, że sam musi robić za zmywarkę i wziął się do roboty. Nawet podwinął rękawy i bez słowa zaczął sprzątać.
Nie tego się po nim spodziewałam.
Nie spodziewałam się również... porannych gości.
Myślałam, że to znowu ktoś do Blake'a – ochroniarz albo kierowca, ale nie. Tym razem... Nicole wpadła w odwiedziny. Z Betty.
- Jadę do magazynu, bo dostałam cynk o nowej dostawie staników dla kobiet karmiących, a ostatnio mają naprawdę duże wzięcie i klientki już o nie pytały... - zaczęła moja siostra, gdy tylko przekroczyła próg mieszkania, ale zaraz urwała.
Wpatrywała się w zdumieniu w Alexa, który w dalszym ciągu spokojnie mył naczynia. Uśmiechnął się do niej uprzejmie.
- To ten pan z parku! - krzyknęła Betty i ukryła się za nogą Nicky.
- Eee... cześć – powiedziała Nicole. Cały czas przyglądała się Blake'owi z takim szokiem na twarzy, że wyglądała wręcz komicznie.
- Cześć – mężczyzna odparł jej, a po chwili sięgnął po ścierkę, żeby wytrzeć ręce. Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie.
- Muszę się zbierać – spojrzał na mnie, gdy odwijał rękawy.
Kiwnęłam mu głową. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam, że siostra nie da mi teraz spokoju... długo. Betty zauważyła kota i poszła się z nim bawić, a Nicky stała jak zamrożona. Nawet uchyliła usta. Nie powinnam się jej dziwić – w zasadzie to pierwszy raz, gdy spotkała u mnie kogokolwiek innego, niż Polly.
- Chyba o czymś wczoraj rozmawiałyśmy... - siostra w końcu się ocknęła i rzuciła mi zdumione spojrzenie.
- Zapewne o mnie – Alex nic sobie nie robił z tego, jakie wrażenie wywarł na Nicky. Założył marynarkę i skierował się do wyjścia. Odetchnęłam z ulgą. Chociaż jeden problem z głowy.
Zaraz jednak cofnął się i podszedł do mnie.
- Zapomniałeś o czymś? - zapytałam i nawet rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- Zapomniałem podziękować ci za pyszną kolację, równie wspaniałe śniadanie i za całą noc, Emi – uśmiechnął się delikatnie, a następnie nachylił i złożył na moich ustach szybki pocałunek – do zobaczenia wkrótce.
Teraz to mnie zamurowało. Blake pożegnał się z moją siostrą i wyszedł.
- Noemi! Miałaś się z nim nie spotykać! - Krzyknęła Nicole, gdy tylko drzwi za Alexem się zamknęły.
- Nie spotykam się z nim. To nie tak, jak myślisz! – zaczęłam się od razu tłumaczyć.
- Już ja wiem, co widziałam! - rzuciła mi znaczące spojrzenie – swoją drogą, wcale ci się nie dziwię. Jak on tak wygląda, to nawet i to, że nie wie, ile ma dzieci, mi nie przeszkadza. Nic a nic...
- Przestań. Masz męża. Nie śliń się na widok obcego faceta – delikatnie ją upomniałam, bo zaczynała sobie coś imaginować.
- Wydaje mi się, że skądś go znam... - zaczęła się zastanawiać. Zamknęłam na chwilę oczy. Lepiej by było, gdyby nie skojarzyła...
- Ma dość pospolity wygląd, więc pewnie z kimś go pomyliłaś.
- Gdzie pospolity? - spojrzała na mnie, jak na wariatkę – jest gorący, a nie pospolity. Ty to masz szczęście. Może i do związku się nie nadaje, ale zaczynam żałować, że nie jestem wolna, bo noc z nim musiała być interesująca – pacnęła mnie ręką w ramię – ty szczęściaro! Chociaż poużywałaś!
- Chyba hormony ciążowe cię rozstroiły, bo wygadujesz głupstwa – pokręciłam głową i szybko zmieniłam temat na jej sklep, co było dobrym posunięciem, bo mogła o nim mówić godzinami.
- Cieszę się, że w końcu kogoś masz, nawet, jeśli jest tylko do jednego – powiedziała mi, zanim wyszła – trzeba żyć, Emi, a nie wegetować i rozpamiętywać przeszłość. Pomyśl w końcu o sobie.
Doskonale wiedziałam, do czego piła. Żeby to było tak łatwe, jak jej się wydawało.
Pożegnałam się z siostrą i zeszłam do pracy. Polly nadal kaszlała, ale już wróciła. Przywitała mnie gorącą kawą i informacją, że w biurze czeka na mnie „jakiś przystojniak w garniturze".
Spięłam się, że to pewnie Alex znowu się napatoczył i chciał mnie denerwować, ale tym razem nie był to on. Tego mężczyzny nie znałam.
Podniósł się, gdy wchodziłam do swojego gabinetu i uprzejmie uśmiechnął.
Rzeczywiście, był przystojny, choć też wydawał się taki... zimny. Nieprzystępny.
- Przyszedłem w nietypowej sprawie – zaczął, gdy tylko się z nim przywitałam – pani firma zajmuje się różnego typu zleceniami, a ja miałbym takie... specjalne.
- Co to za zlecenie? - zapytałam ostrożnie – nie robimy niczego nielegalnego – zastrzegłam od razu.
- Nic z tych rzeczy – pokręcił głową – sprawa jest delikatna – spojrzał na mnie uważnie – polecono mi panią, więc liczę, iż podejmie się pani tego wyzwania.
- Zależy, czego pan ode mnie oczekuje.
- Chciałbym, żeby była pani moją osobą towarzyszącą na przyjęciu w hotelu „Belvedere" w następny weekend. Zależy mi na dobrej zabawie i przede wszystkim na kimś, kto umie tańczyć i odpowiednio zachować się w towarzystwie – mężczyzna cały czas uważnie się mi przyglądał.
- Zdaje sobie pan sprawę z tego, że moja firma to nie agencja towarzyska? Jeśli szuka pan dziewczyny, żeby przeżyć rozrywkową noc, to niestety, muszę odmówić. Nie zajmujemy się czymś takim – posłałam mu zdecydowane spojrzenie.
- Źle mnie pani zrozumiała – przechylił się tak, że opierał ręce o blat mojego biurka – potrzebuję partnerki do tańca, nie do seksu. Za to drugie nigdy nie płacę – uśmiechnął się nieznacznie, ale uśmiech nie dotarł do jego zimnych oczu – polecono mi panią, dlatego też tu przyszedłem. Chcę się dobrze bawić, ale tylko na parkiecie i za to zamierzam zapłacić. Chcę, żeby inni mi zazdrościli partnerki, która dobrze tańczy i pięknie wygląda. Nie oczekuję niczego więcej.
Dłuższą chwilę rozważałam jego propozycję.
- Czyli, reasumując: mam wybrać się z panem w ten weekend na przyjęcie. Będziemy tańczyć i nic więcej. Mam się uśmiechać i być miła dla pańskich znajomych. Po wszystkim wrócę do domu, a pan nie będzie mnie nagabywał, ani do niczego zmuszał – powiedziałam powoli.
- Dokładnie. Chcę eleganckiej partnerki na wystawnym przyjęciu. Po kilku godzinach zabawy zamówię pani taksówkę i wróci pani do domu. Proszę się nie martwić o kreację: nie chcę nakładać na panią dodatkowych kosztów. Przyślę odpowiednią sukienkę tu, do firmy.
- Mam na plechach duży tatuaż – zaczęłam, ale podniósł rękę i szybko mnie uciszył.
- Nie przeszkadza mi to. Moim znajomym też nie.
Wahałam się, bo zlecenie było naprawdę nietypowe. Z drugiej strony nie było też jakieś... nieodpowiednie. Umiałam tańczyć, potrafiłam zagadywać ludzi. Nie powinno być z tym problemu.
- Dobrze, zgadzam się przyjąć pańską ofertę i pójdę z panem na to przyjęcie, panie... - dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że facet mi się nie przedstawił.
Zauważył, że popełnił gafę.
- Proszę mi wybaczyć – uścisnął moją dłoń – miło mi panią poznać. Nazywam się Seth Colt.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro