Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12 Pamiątki

pov: Alexander

Aaron Poole. 

Nietrudno było go znaleźć. 

Mieszkał w dość zadbanej dzielnicy, na szczęście ze standardowo rozmieszczonymi kamerami i innymi zabezpieczeniami. Deacon zadbał o dyskrecję naszej misji i zajął się hipotetycznymi nagraniami. Do profesorka wpadliśmy w godzinach popołudniowych, zanim „normalni" ludzie zaczęli wracać z prac, więc nie martwiliśmy się o ewentualnych świadków.

 Facet w ogóle się nas nie spodziewał, ale też nie był w stanie zatrzymać i nie wpuścić nas do swojego mieszkania. Mieliśmy ten dar przekonywania.

- Mitchell to mój szwagier! Nie możecie mi nic zrobić! - zarzekał się, gdy tylko chłopaki zamknęli za mną drzwi jego mieszkania. Sam zaczął się wycofywać w stronę salonu.

Proszę, proszę... Znowu ten cholerny Mitchell...

- Przyszliśmy tylko porozmawiać. Dlaczego jesteś taki spięty? - zapytałem i spojrzałem na niego z wyraźną drwiną.

- Dobrze wiem, kim jesteś! Nie rozmawiam z takimi jak ty! Nic ci nie zrobiłem! Nie chcę kłopotów! - facet pokręcił głową i spoglądał z coraz większym przestrachem na mnie i moich ludzi.

- Cieszę się, że mnie poznajesz... Zapewne czytałeś o mnie w gazetach. Wiesz, że jestem prawilnym obywatelem i bardzo szanowanym mieszkańcem naszego miasta... Powiedz mi, jak mam rozumieć doniesienia, iż molestujesz studentki? - wpatrywałem się w niego tak nieprzyjemnie, że zaczął poprawiać sobie palcem kołnierzyk koszuli. Jakoś tak nagle zaczął go uciskać.

- Robię z nimi to, co chcą, żebym im robił. Wszystko jest za obopólną zgodą! - podkreślił od razu. Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Noemi nie okłamałaby mnie w takiej sprawie.

- Każda się zgadza? - dopytałem.

- Oczywiście.

- Żadna nigdy nie protestowała?

- Dokładnie.

Facet szedł w zaparte i wydawał się bardzo wiarygodny.

- Dwa lata temu jedna studentka rzuciła przez ciebie studia. Nie dałeś jej zaliczenia, bo nie chciała zaliczyć ciebie...

Aaron zaśmiał się i pokręcił głową.

- W ciągu ostatnich dwóch lat kilka studentek rzuciło przeze mnie studia, bo nie dały sobie rady z przedmiotem, nie ze mną. Nie każda może być gwiazdą – zdobył się na chamski uśmieszek – tak jak i wykształcenie nie jest dla każdego.

- A nie każdy wykształcony staje się inteligentny. Niektórzy całe życie są idiotami, nieważne, czy z dyplomem, czy bez – odparłem spokojnie i w dalszym ciągu spoglądałem na niego bez żadnych emocji. 

Aaron rozglądał się niepewnie po moich towarzyszach – wszyscy byli ubrani w robocze stroje. Mieli ze sobą wiadra i wózki ze sprzętem sprzątającym. Nie podobało mu się, że aż tylu nas wbiło mu się do mieszkania.

- Nie lubisz tłumów? Myślałem, że jako wykładowca jesteś do tego przyzwyczajony?

- Na moich zajęciach większość studentów to dziewczyny... - wrócił spojrzeniem do mnie – skoro już sobie wyjaśniliśmy, że nie mam nic wspólnego z molestowaniem studentek, to czy moglibyście sobie już iść? Jestem dość zajętym człowiekiem...

Zaśmiałem się w duchu. Biedny, naiwny profesorek...

- Dlaczego Noemi nie zdała twojego przedmiotu? - zapytałem nagle. Facet wydawał się zaskoczony... zbyt długo.

- Jaka Noemi? - wydusił w końcu i zmarszczył brwi – jak już mówiłem, mam tyle studentek, że nie kojarzę ich, jedynie te wyróżniające się – spoglądał gdzieś w bok i zaczął nerwowo bawić się palcami. Kłamał jak nic.

- Ona jest bardzo charakterystyczna... - zbliżyłem się do wykładowcy, na co od razu cofnął się kilka kroków, jednak nie za wiele, bo z drugiej strony zaszedł go Deacon – piękna, zdolna... aktywna, zaangażowana w wolontariat... najlepsza studentka ze swojego rocznika... i nie mogła poradzić sobie tylko z twoim przedmiotem, Aaronie... możesz mi to jakoś wytłumaczyć? Muszę cię uprzedzić, że brzydzę się kłamstwem i staję się bardzo nerwowy, gdy ktoś próbuje wciskać mi byle gówno, więc dobrze zastanów się nad odpowiedzią, bo pytam po raz ostatni: dlaczego Noemi nie zdała?– nie przestawałem przesuwać się w jego stronę, na co wyraźnie zbladł.

- Aaaa... ta Noemi... chyba coś kojarzę... - przełknął ślinę i po raz kolejny złapał się za kołnierzyk – miała problem z ćwiczeniami oddechowymi. Nie wychodziły jej i... sama stwierdziła, że jednak śpiewanie nie jest dla niej. Miała się przenieść na sam taniec. Nie wiem, dlaczego ostatecznie zrezygnowała... Pewnie jakieś problemy rodzinne... Ona w końcu pochodziła z takiej patologicznej rodziny i... tak podejrzewam, że to przez to – próbował się uśmiechnąć, ale mu to nie wyszło. Wykrzywił się żałośnie i spoglądał z nadzieją, iż łyknąłem te bzdury.

- Dziewczyna zostawiła u ciebie telefon. Masz go? - zapytałem. Zaskoczyła go ta nagła zmiana tematu.

- W zasadzie to tak. Żeby nie było, nie zabrałem go jej! - zastrzegł od razu – chciałem oddać, ale nie pojawiła się więcej na uczelni, a numer, który podała, był nieaktywny.

- Daj mi go – powiedziałem głosem, który nie dawał mu żadnego pola do protestu. Facet szybko się zorientował, że nie miał co się sprzeciwiać i ruszył do jednego z pomieszczeń.

 Poszedłem za nim. Rzucił mi nieufne spojrzenie, gdy wszedłem za nim do sypialni. Nachylił się i wyjął spod łóżka duży karton. Zaczął w nim grzebać. Stanąłem obok niego i przyglądałem się zawartości pudła.

Pojedyncze sztuki bielizny. Gumki do włosów. Jakieś bransoletki i łańcuszki. I wreszcie... telefon.

Czyżby profesor zbierał pamiątki po swoich „zaliczeniach"?

- Wypadł jej z kieszeni i się zepsuł. Cały ekran jest rozbity. Próbowałem go włączyć, ale nic mi to nie dało, zresztą to jakiś stary model i nawet nie mam ładowarki do takiego – podał mi zniszczoną komórkę, której ekran przecinało milion pęknięć. Musiała porządnie jej wypaść. Od razu przekazałem go Deaconowi. Wiedział, co z nim zrobić.

- A ta reszta? - wskazałem głową na karton.

- To... też zguby. W moim gabinecie czasami znajduję różne rzeczy i tak je chomikuję... Gdyby ktoś chciał odzyskać swoją własność – spojrzał na mnie niepewnie.

Czyli moja pierwsza myśl była prawidłowa. Pamiątki.

- To tyle? Nic więcej ode mnie nie chcecie? - zapytał z nadzieją Aaron. Zamknął pudło i nachylił się, żeby znowu wsunąć je pod łóżko. Nie skupiałem się bardzo na zawartości kartonu, ale tak mimochodem przeliczyłem, iż miał tam na pewno kilkanaście „pamiątek". 

Kilkanaście wykorzystanych studentek... I to tylko rzeczy po tych, które coś zgubiły w jego gabinecie. Ile nie zgubiło niczego, z wyjątkiem szacunku do samych siebie?

Westchnąłem w duchu na naiwność faceta. On naprawdę myślał, że mu uwierzyłem...

Nie zdążył się wyprostować, gdy jeden z moich powalił go mocnym ciosem w tył głowy. Profesor padł na łóżko, ale nie ruszał się, chwilowo zamroczony siłą uderzenia.

- Do auta. Zabierzemy Aarona na przejażdżkę – rzuciłem jednemu z pracowników.

- Tam, gdzie zawsze?

- Nie. Ojciec miał ostatnio pretensje, że za dużo tych samobójców. Weźmy go do tartaku koło jeziora, w końcu całymi dniami siedzi na uczelni. Przyda mu się trochę świeżego powietrza – uśmiechnąłem się wrednie.

- Dobrze jest mieć kontakt z naturą – dodał mój człowiek, gdy targali nieprzytomnego profesora do windy.

- Oczywiście. Zapewnimy profesorowi taki kontakt, jakiego nikt inny nie byłby mu w stanie zorganizować. Możemy nawet odważyć się na stwierdzenie, że połączymy go z przyrodą. Dosłownie – spojrzałem z zadowoleniem na Deacona – poradzisz sobie z telefonem?

- Tak, szefie. Bez problemu.

Nie mieliśmy też żadnych nieprzewidzianych sytuacji, jeśli chodziło o przewóz naszej ofiary. Moi ludzie zajęli się kamerami, także nie było śladu, iż odwiedziliśmy mieszkanie Poole'a. W końcu to tylko ekipa sprzątająca. Sprzątnęli dosłownie wszystko to, co było zbędne...

Tartak mieścił się kilkanaście mil za miastem, w głębi lasu. Dojazd był trudny, ale miejsce rekompensowało odosobnieniem i dyskrecją. Niespełna dwie mile od zakładu przeróbki drewna, znajdowało się jezioro Michigan. Naprawdę urokliwe rejony. Idealne na bezproblemowe ukrycie zwłok.

Moi ludzie związali Aarona za ręce i zawiesili na jednej z sufitowych belek. Specjalnie wybrałem mniejszy z magazynów, bo był najbliżej rębaka, którym pracownicy tartaku cięli gałęzie i odpady z obróbki drewna na wiór, który potem był workowany i sprzedawany. Nic się nie marnowało.

- Dostałem się do karty pamięci telefonu – powiedział Deacon, gdy siedziałem obok niego i leniwie spoglądałem, jak moi pracownicy zabawiają się z profesorkiem. 

Idiota miał niski próg bólu i co chwilę nam odlatywał. Psuł całą zabawę...

Żeby nie było – nie dotknąłem go nawet palcem. W końcu obiecałem...

- Poczekaj, aż oprzytomnieje. Okładanie go, gdy traci świadomość jest bezzasadne – pouczyłem jednego z ludzi, bo powtórnie brał zamach metalową rurką na twarz Aarona. Facet od razu się posłuchał i grzecznie stanął z boku.

- Jest dużo zdjęć... Ale... powinno być coś jeszcze... - Deacon zmarszczył brwi – znalazłem jakiś uszkodzony plik dźwiękowy... Chyba było coś nagrywane i nie zostało poprawnie zapisane – zastanawiał się pracownik.

- I mimo wszystko możesz się do tego dostać? - zapytałem. Facet był świetny w znajomości nowoczesnych technologii i jeśli istniał choć cień szansy na możliwość odzyskania danych, to on był w stanie tego dokonać.

- Tak. Zapewne nie do całości, bo na koniec telefon musiał się gwałtownie wyłączyć, ale na pewno do części.

- Jest porządnie rozbity – zauważyłem.

- To prawda. Dziewczyna chyba nagrywała coś chwilę przed tym, jak jej wypadł.

Pomyślałem sobie wtedy, że skoro nagrywała w gabinecie Aarona (bo w końcu tam go zgubiła), to powinna zarejestrować rozmowę z profesorem. Byłem jej ciekawy. W końcu mężczyzna stwierdził, że jej nie wykorzystał, a ona sama powiedziała, że nie zaliczyła wykładowcy.

 Może... nie kłamał i rzeczywiście jakoś się dogadali? Trudno było mi w to uwierzyć, jednak niczego nie zakładałem.

Deacon włączył nagranie z telefonu.

Na początku słychać było jakieś głosy w tle, ale takie dość rozmyte, jakby gdzieś z daleka. Następnie usłyszałem kroki. Trzask zamykanych drzwi... i wyraźne kliknięcie przekręcanego klucza.

- Żeby nikt nam nie przeszkadzał panno Nolan-Davis – powiedział Aaron. Jebany chuj... zamknął się z Noemi w gabinecie. Zacisnąłem mocniej szczękę. Gdy wyobraziłem sobie ją z nim... w jednym pomieszczeniu...

- Za długo nie wstaje. Weź mu może, no nie wiem... coś odetnij, to go to rozbudzi – rzuciłem luźny pomysł do pracowników, którzy stali przy profesorze. Od razu ruszyli pod ścianę, gdzie leżał sprzęt, z którego korzystali drwale.

- Jestem sama? Myślałam, że będę zaliczać te ćwiczenia w towarzystwie innych osób – odezwała się Noemi. Wyraźnie słyszałem, że jej głos był wyższy niż zwykle. Musiała się bać tego durnego fiuta.

Usłyszałem skrzypnięcie jakiegoś mebla, może krzesła. Zaraz jednak głos Aarona zrobił się wyraźniejszy. Musiał znajdować się blisko niej:

- Te zajęcia zalicza się indywidualnie, Noemi...

Miałem ochotę własnoręcznie odciąć coś temu zboczeńcowi. Nawet wiedziałem, co by to było... cholerna obietnica.

Gdy kazał jej zdjąć bluzkę, o mało nie wstałem i nie zajebałem mu w twarz. Jak on w ogóle śmiał, mówić coś takiego do niej... Do niej?!

- Spokojnie. Zakryłem ci usta, bo chcę, żebyś oddychała nosem...

Kolejne słowa tylko utwierdzały mnie, że profesor kłamał, co do tego, iż nie skrzywdził Noemi. Wyraźnie słyszałem, że krzywdził...

Nazwał ją dziwką. Tego było za dużo. Kazałem zatrzymać nagranie i machnąłem ręką na jednego z moich. Wybrał sobie niedużych rozmiarów piłę mechaniczną i stanął przy profesorku.

- Jak tniemy? - zapytał, a ja się uśmiechnąłem.

- Krótko. Na początek... stopa. Chcę sobie jeszcze z nim porozmawiać, więc zrób to tak, żeby nie zabić go od razu – poinstruowałem i przyglądałem się, jak chłopak uruchamia sprzęt. Ostry dźwięk piły wypełnił pomieszczenie. Głośniejsze od niego były tylko krzyki Aarona, gdy mój człowiek przyłożył zębate ostrze do jego kostki. Próbował się szarpać, ale na niewiele się to mu zdało, a jedynie wydłużyło czas cięcia.

- Puść mnie!!! - wyłkał Poole, gdy pracownik zgasił piłę – zrobię wszystko, tylko mnie puść!!!

- Już i tak zrobiłeś dużo. Pozwól, że teraz ja zrobię coś dla ciebie... - powiedziałem głośno, bo mężczyzna jęczał tak, że obawiałem się, iż przepłoszy zwierzynę z lasów – weź mu zdejmij skarpetę z tej odciętej stopy i zaknebluj mu nią usta, bo przeszkadza mi w słuchaniu nagrań – rzuciłem do pracownika. 

Zrezygnowałem z rozmowy z Aaronem, gdyż stwierdziłem, że nie interesowały mnie żadne tłumaczenia. Nie od niego.

 Deacon ponownie uruchomił plik.

Jebany szwagier Mitchella... Specjalnie się na nią uwziął... I to wszystko przez tą całą Rose Nolan... Kobieta nieustannie niszczyła dziewczynie życie. Chyba powinienem się nią zająć...

- ...Gdybyś nie była taka ładna, to już dawno bym cię zniszczył. Teraz zamierzam się z tobą zabawić. Jak się postarasz, to może odpuszczę ci i zostawię sobie ciebie na dłużej... Takie ciało nie może się zmarnować. Takie ciało nie nadaje się dla niewyżytych studentów... Obserwowałem cię uważnie. Nie jesteś zbyt lubiana. Trzymasz się na uboczu, nie chodzisz na imprezy, pracujesz dorywczo w bibliotece... Jesteś taka samotna... Zaopiekuję się tobą, Noemi. Na chwilę... – z każdym słowem, które padało z ust profesorka, moja wściekłość rosła.

- Tu się urywa. Powinno być coś jeszcze, ale musiałbym nad tym popracować – słowa Deacona wyrwały mnie z zamyślenia. Zastanawiałem się, jaka kara byłaby najlepsza i niestety każda wydawała mi się niewystarczająca. Zbyt mało bolesna i za krótka.

- Wystarczy. Słyszałem już wszystko – odparłem poważnym głosem. Pracownik spojrzał się na mnie uważnie. Od razu wyczuł, że byłem wściekły, w końcu znał mnie nie od dziś.

- Co z nim robimy? - zapytał chłopak z piłą. Sam się nad tym zastanawiałem. Na początku chciałem go tylko okaleczyć, a potem zastrzelić i zakopać gdzieś w lesie. Teraz jednak zmieniłem zdanie.

 Nikt nie miał prawa mówić tak do mojej Noemi. Nikt nie miał prawa patrzeć na nią inaczej, niż z szacunkiem. Tylko ja mogłem widzieć w niej kogoś więcej, niż piękną studentkę, w końcu była moja. Czy tego chciała, czy nie... Czy o tym wiedziała, czy nie... Od momentu naszego pierwszego spotkania stała się moja. Nie na chwilę.

- Na początku trochę potnijcie. Potem wrzućcie do rębaka, a następnie zabierzcie resztki i wyrzućcie do jeziora, niech chociaż ryby z niego skorzystają, bo z tego gówna to nic innego nie będzie.

- Czyli pokarm dla rybek, dobrze szefie – pracownik skinął i zabrał się do roboty. Jeszcze przez krótką chwilę obserwowałem, jak Aaron zostaje ukarany, ale potem wróciłem do Deacona. Dał mi pendrive'a, na którym zgrał zdjęcia i filmy z telefonu Noemi. Zamierzałem jej oddać to osobiście. Jeszcze dziś wieczorem.

Najpierw jednak musiałem wstąpić do domu – Szczur wrócił z Kolumbii i miał zdać ojcu raport, a ten wymagał, abym był przy tym obecny, przecież w końcu sam chciałem więcej poważniejszych zadań.

Całą drogę do rezydencji myślałem o Noemi. Musiała być bardzo samotna i wycofana. Wszystko przez tę cholerną matkę! Coś czułem, że w najbliższym czasie będę musiał odwiedzić kobietę i poważnie z nią porozmawiać.

- Nasz złoty chłopak raczył wrócić do domu? - odezwał się ironicznie Seth, gdy tylko przekroczyłem próg willi. Jebany zaczaił się w holu, co znaczyło, że nie chciał, żeby ojciec słyszał, co miał mi do powiedzenia. Kompletnie mnie to nie interesowało.

- Jak tylko dowiedziałem się, że twój samolot wylądował, to odeszła mi ochota do powrotu tutaj. Chyba nawet nie zostanę na noc... Złe fluidy i takie sprawy... - spojrzałem na niego znudzonym wzrokiem. Niech nie myśli, że wyprowadzi mnie w równowagi głupimi tekstami.

- Słyszałem, że zabrałeś dziecko Connie i ganiałeś z nim na jakimś festynie... Czy coś ci się stało w głowę, czy już tak wczuwasz się w rolę przyszłego ojca? W końcu ślub coraz bliżej... - Szczur nie odpuszczał, tylko lazł za mną, gdy kierowałem się w stronę gabinetu ojca.

- Stwierdziłem, że przed twoim powrotem przypomnę sobie, jak to jest obcować z kimś, kto wydaje dużo dźwięków, ale żadne z nich nie mają sensu – uśmiechnąłem się przelotnie – nawet nie wiesz, ile wspólnego masz z naszą drogą siostrzenicą, w końcu mentalnie jesteś pewnie na jej poziomie – zatrzymałem się przed drzwiami – ile Stacy ma lat? Dwa? To by idealnie pasowało do twojego rozwoju emocjonalnego. W dalszym ciągu tupiesz ze złości i rzucasz przedmiotami, gdy coś ci nie wyjdzie - rzuciłem sugestywnie. Widziałem, że Seth zagotował się ze złości. Zacisnął szczękę i zmrużył oczy. Po chwili jednak skrzyżował ręce na piersi i wykrzywił usta we wrednym uśmieszku, zanim zadał mi pytanie:

- Kim jest Noemi Nolan-Davies?  


Dobry wieczór :) Za kilkanaście godzin wyjeżdżam na urlop, dlatego też podejrzewam, iż kolejne rozdziały bliźniaczek i Noemi wpadną dopiero około 07.07 (chyba, że uda mi się z hotelu coś wrzucić, ale nie obiecuję - pozostali domownicy naciskają na pozostawienie laptopa w domu. W dalszym ciągu negocjujemy).  Miłego czytania :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro