•Rozdział 8•
•Pov:Anka•
Dzisiaj był mój pierwszy dzień „pracy". Bałam się że ktoś może mnie nakryć podczas dilowania i pójdę do więzienia. Matka by mnie wtedy zabiła a tego nie chcemy. Przyszłam więc godzinę przed lekcjami tam gdzie kazał mi Artur.
Gdy byłam już za kontenerami zobaczyłam długą kolejkę która najwyraźniej była do mnie. Większość osób było z pobliskiego liceum. Niektórych znała osobiście niektórych,tylko z widzenia a innych wcale.
Podeszłam do nich i wtedy też ktoś się odezwał.
-A ty dziewczynko kim jesteś? Gdzie jest Artur?- powiedział jakiś zjarany chłopak.
-Jestem na jego zastępstwo, Artur sprzedaje teraz gdzieś indziej.- starałam się mówić z jak najbardziej pewnym siebie tonem.
-Pff dobra niech ci będzie ale dawaj już towar bo dłużej czekać nie będę.- zirytowany odpowiedział.
Po tej jakże długiej rozmowie stanęłam przed nimi i zaczęłam po kolei sprzedawać to co kto potrzebował. Tak szczerze nie wiem co dokładnie jest w tych woreczkach, Artur mi je dał więc robię dokładanie to co mi kazał. Nie chce się na nic narażać.
Gdy kolejka się skończyła miałam już iść w stronę szkoły lecz nagle podbiegł do mnie zakapturzony typ.
-Ej słuchaj masz już mój towar?
-Przepraszam ale kim ty jesteś?- przestraszyłam się, ponieważ pomyślałam że może to ktoś z policji. Nigdy nic nie wiadomo...
-Nie mogę ci powiedzieć. Nie chce by ktoś się dowiedział że kupuje takie rzeczy.- powiedział.
-Okej to czego potrzebujesz?
-Umawiałem się z Arturem że wszystko będzie przygotowane dla mnie. Wiesz o tym prawda?
-A tak tak wiem wiem.- nie wiem o co chodzi. Kurde, pieprzony Artur nie powiedział mi o tym- Wiesz co tylko napiszę do Artura i już ci daje twoje zamówienie.
•Konwersacja Anki i Artura•
Anka: Artur przyszedł do mnie jakiś chłopak i mówi że miałeś przygotować jego zamówienie a ja nie mam już więcej żadnego towaru!!!
Anka: Odpisuj debilu
Anka: Szybko
Artur: Czego ty chcesz
Artur: A no rzeczywiście miałem i dawałem ci je. Jeżeli je zgubiłaś to twój problem. Nara
Anka: No Artur
Nie miałam zamiaru już nic do niego pisać. Co za zjeb. Jak mógł mnie tak olać. Dobra Anka uspokój się. Poszukam jeszcze w plecaku.
-Ej masz ten towar czy nie?-zapytał zniecierpliwiony.
-No tak jakby zapomniałam o nim ale obiecuję że jutro przed szkołą ci go dam. Obiecuję.
-Masz szczęście że mam dobry humor.- chłopak jak gdyby nigdy nic porostu odszedł.
Boże pierwszy dzień w pracy i już coś odwaliłam. Może ja się po prostu do niczego nie nadaję?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro