•Rozdział 7•
•Pov:Anka•
Gdy pani powiedziała nam o wycieczce byłam bardzo szczęśliwa że może wreszcie będzie okazja na wyjechanie z domu, lecz nie było na to zbyt dużych szans. Pochodzę z dość patologicznego domu. Moja matka wiecznie gdzieś wychodzi i wraca późno w nocy a ja w tym czasie muszę zajmować się młodszym rodzeństwem. Mam dwójkę braci o 5 lat młodszych i małą 3 letnią siostrę. Traktuj mnie jak matkę, a nie jak siostrę.
Akurat rozmyślając wracałam do domu ze szkoły. Mam trochę daleko lecz nie ma mnie kto zabrać do domu wiec razem z braćmi wracam na piechotę. Odrazu po wejściu do domu zobaczyłam szykującą się gdzieś mamę.
-Cześć mamo. -powiedziałam mamie zdejmując buty.
-No cześć, chcesz mi coś wytłumaczyć?
-Ale o co chodzi?
-Nie udawaj ze nie wiesz! Dostałaś następną pałe, chcesz nie zdać!? -znałam już ten ton mojej mamy.
-Wiem mamo, poprawie to obiecuje!
-No mam nadzieje. Jak coś to zaraz wychodzę zajmij się rodzeństwem.
-No dobrze... ale chciałam ci coś powiedzieć.
-No co.- matka z irytacja przewróciła oczami jak to ma w zwyczaju.
-Mamy wycieczkę do Zakopanego na tydzień, wiem że mamy inne wydatki ale proszę mogę jechać?- naprawdę chce jechać na tą wycieczkę, by wreszcie wyjechać choć na chwile z domu.
-Zgłupiałaś!? Nie mamy pieniędzy.
-Proszę cię mamo, bardzo mi na niej zależy...
-Jak ci tak bardzo zależy to idź i zarób sobie, pieniądze na drzewach nie rosną!
Wtedy też w mojej głowie narodził się pewnie pomysł...
•1 godzinę później•
-Mamo wychodzę na chwile!
-Ale zaraz masz być w domu, bo Miki zaprosił mnie na randkę i za niedługo przyjedzie!- odkrzyknęła mi mama.
Miałam pomyśl jak mogę zarobić pieniądze na moją wymarzoną wycieczkę. Szybko więc się ubrałam ponieważ byłam umówiona z pewną osobą która miała mi pomóc.
-No wreszcie jesteś wiesz ile tu marzłem!?- na przywitanie nawrzeszczał na mnie Artur czyli lokalny diler która jeszcze do niedawna chodził ze mną do szkoły.
-Musiałam chyba jakoś przyjść, wiesz ze mam daleko.
-Dobra nie ważne, co chcesz?
-No więc, chce zacząć sprzedawać jakiś towar.-powiedziałam śmiertelnie poważnie.
-Co?! Po co chcesz się bawić w dilerkę?
-Bo muszę zarobić pieniądze na wycieczkę, a rodzice mi nie dadzą.
-To idź truskawki zbierać jak chcesz prace, jeszcze mnie wydasz i będę miał problemu przez ciebie!
-Obiecuje nie wydam tylko daj mi prace, proszę cię Artur!
-Kurwa No dobra ale jak coś to nic nas ze sobą nie łączy.-widać było jak ostatecznie uległ.
-Boże dziękuje!- podbiegłam i go przytuliłam.
-Weź won ode mnie!
-Dobrze przepraszam.-byłam bardzo szczęśliwa że uda mi się zdobyć pieniądze na wycieczkę.
Po uzgodnieniu wszystkiego z Arturem dał mi towar.
-Masz tu towar, tylko uważaj by nikt cię z nim nie nakrył.
-Dobrze będę pamiętać, ale wiesz może komu mam to sprzedać?
-Za szkołą przy kontenerach nie ma kamer, tam przychodzą wszyscy którzy chcą coś kupić, a uwierz mi jest ich dużo. Zazwyczaj przed lekcjami tam przychodzą więc stój tam i czekaj na klientów.
-No okej.
-A i jeszcze jedno, jak coś to jesteś na moje zastępstwo.
-Okej okej, to tyle mogę już iść?
-Tak idź już.
-To paaa.- krzyknęłam do Artura który już oddałam się ode mnie.
-Nara.
Wreszcie zdobędę pieniądze na tą wycieczkę...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro