Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

=7=

Zrobiło się na tyle ciepło, że Bakugou mógł spokojnie wymienić płaszcz na ocieplaną skórzaną kurtkę.
Pierwsze wiosenne promienie przebijały się przez wciąż nagie gałęzie drzew, kiedy spokojnym krokiem przemierzał miasto, kierując się w stronę kawiarni. Nie spał za dobrze przez kilka ostatnich dni, dlatego kofeina stała się jedynym, co trzymało go jeszcze przy życiu.
Delikatny zapach unosił się w powietrzu, gdy mężczyzna wszedł do przytulnego lokalu, wzrokiem skanując je równie szybko, jak szybko zdecydował się na swoje zamówienie. Czarna bez cukru była tym, czego w tamtym momencie tak desperacko potrzebował.
Dochodziło południe. Lokal nie był zatłoczony, przy stolikach siedziała zaledwie garstka studentów, wpatrujących się w ekrany swoich laptopów, przepracowując zapewne notatki z piątkowych wykładów. Bakugou podszedł do kasy i podniósł głowę, napotykając ciepłe spojrzenie krwistoczerwonych oczu.
Świat się dla niego zatrzymał.
Wpatrywał się nieprzytomnie w tęczówki stojącej przed nim kobiety i nie mógł pozbyć się wrażenia, że stoi przed nim właśnie Ona. W czarnej maseczce na twarzy i zielonym fartuchu, pozbawionym tabliczki z imieniem.
— Akira? — wyszeptał ochryple, nie odrywając od niej spojrzenia, a gdy dziewczyna zmarszczyła brwi, uświadomił sobie, że się pomylił.
Baristka miała krótkie, sięgające ramion brzoskwiniowe włosy z ledwo widocznym ciemnym odrostem na czubku głowy, a gdy zsunęła z ust maseczkę, mężczyzna zauważył cienką bliznę przecinającą malinowe wargi.
— Pan wybaczy, ale to chyba pomyłka — uśmiechnęła się ciepło. — Na imię mam Kyouka.
Bakugou wpatrywał się w jej twarz i mimo tych kilku szczegółów, które wydawały mu się niezaprzeczalnie obce, wiedział, że to ona. To musiała być ona. Wszędzie rozpoznałby te oczy.
— Jasne, przepraszam — mruknął tylko, potrząsając głową i odwrócił wzrok, gdy dziewczyna schowała profesjonalny uśmiech za czarnym materiałem maseczki.
— Co dla pana?
Bakugou miał ochotę się rozpłakać.
— Średnie americano bez cukru — odparł słabym głosem, a dziewczyna wystukała zamówienie na ekranie monitora przed sobą.
— To wszystko? — zapytała. Jej głos wydawał się cieplejszy niż Bakugou go pamiętał, ale to nic nie znaczyło. W końcu to była ona. Cała i zdrowa.
Zapłacił szybko i zajął miejsce w rogu sali, czekając na swoją kawę, a gdy w końcu ją dostał, nawet nie zerknął na kelnera, który mu ją przyniósł. Wpatrywał się usilnie w około dwudziestopięcioletnią kobietę, która go obsłużyła.
To było zupełnie niemożliwe, niepojęte i mężczyzna był pewien, że śni na jawie, że w końcu zwariował, jednak usilne mruganie, szczypanie się w nadgarstek pod stołem czy wbijanie paznokci w skórę nie zmieniło faktu, że dziewczyna, której oddał ponad siedem lat swojego życia stała kilka metrów od niego.
Widział jej niepewne spojrzenia w swoją stronę, jednak nie odwrócił wzroku, jakby bał się, że zaraz zniknie, rozpłynie się w powietrzu jak osiem lat temu i już nigdy jej nie zobaczy.
Kawa prawie nie miała smaku, gdy co jakiś czas brał pojedynczy łyk by przynajmniej sprawiać pozory, że ją pije. W końcu oderwał od niej wzrok, nie chcąc by poczuła się niekomfortowo i kazała go wyprosić z lokalu. Chyba by tego nie przeżył. Zerkał więc na nią ukradkiem, udając że zajęty jest czytaniem artykułu na ekranie telefonu.
Szukał jakiegokolwiek punktu zaczepienia, jakiegoś koła ratunkowego, które pomogłoby mu wypłynąć na powierzchnię z tej bezkresnej otchłani, w której właśnie się znalazł. Było coś tak przerażająco nieprawidłowego w całej tej sytuacji, że Bakugou przestał czuć się jak żywa istota. Jakby znalazł się w symulacji, pozbawiony własnej woli, mogąc jedynie wpatrywać się w dziewczynę kątem oka, gdy zbyt zajęta obsługą klientów nie mogła go przyłapać.
Rozpacz i tęsknota mieszały się w jego sercu z bólem i niedowierzaniem. To było zupełnie niemożliwe, żeby spotkał ją zupełnym przypadkiem w kawiarnii, do której chodził niemal codziennie odkąd zaczął pracować w agencji. To było niemożliwe. Niemożliwe, żeby po ośmiu latach od zaginięcia wróciła właśnie do tego miasta i zatrudniła się właśnie w tym lokalu, w dodatku - jak podejrzewał Bakugou - kompletnie o nim nie pamiętając. Czy to możliwe, że się pomylił? Że to nie miłość jego życia właśnie podawała kawę obcemu mężczyźnie, patrząc na niego tymi pięknymi krwistoczerwonymi oczami?
Bakugou bywał głupi i lekkomyślny, ale tych oczu nie mógłby zapomnieć. Nie mógłby pomylić ich z nikim innym. To były jej oczy. To była jego Akira.
Katsuki wstał i wyszedł w milczeniu, rzucając kobiecie ostatnie spojrzenie i modląc się by była tu następnego dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro