dzień 3....dlaczego...
Dzień 3
Tuptupałam sobie właśnie po przedziałach bo mnie zmęczyło siedzenie na dupie i nic nie robienie. Szłam sobie typowym krokiem Natsu bo mnie się mój znudził. I tak tego dziada nie ma to mnie nie zbawi.
- (???) ERZA TO BOLI!!
.
.
.
.
.
.
Stałam jak wryta na środku przedziału. Czułam jak cała krew odeszła mi z ciała a ja zatapiałam się w podłodze. Stróżki potu zaczęły spływać po mojej twarzy i skapywać na moje wyschnięte usta. Zaczełam się trząść niczym sparaliżowany człowiek a moje myśli działały na najwyższych obrotach zadając całą masę pytań. * co oni tu robią? Czemu tu są? Czy tam jest lissana? Jakim cudem? *. Nawet sobie nie uświadomiłam a zaczełam się lekko cofać do tyłu. Nagle drzwi od przedziału się otworzyły staną w nich nie kto inny jak Natsu. Jeszcze przez chwile odkrzykiwał coś do erzy a potem na mnie spojrzał. Widziałam jak na jego twarzy pojawia się lęk a sam staje się strasznie blady.
- L...Lucy...
Pojawiły mi się łzy w oczach i zaczełam się cofać do tyłu. Czemu tu jest? Dlaczego wszystkie wspomnienia wracają?.
Zaczełam biec w stronę mojego przedziału z płaczem.
- LUCY!! - chłopak zaczoł biec za mną. Ale po nauczeniu się demonicznej magi moja kondycja też uległa zmianie. Biegłam niczym truchcikem ale Natsu i tak nie mógł mnie dogonić.
- LUCY BŁAGAM ZACZEKAJ!! - nie odwróciłam się. Byłam zmotywowana do ucieczki. Udało mi się go zgubić na jakieś 2 lub 3 minuty. Nic nie mówiąc wbiłam z buta do przedziału przyprawiają tym samym całą 3 o zawał.
E- LUCY CO SIĘ STAŁO!? - przyprawiłam szatana o zawał.
- Lucy co się stało? - pod leciała no mnie Kira i usiadła mi na głowie
- Natsu... - wysapałam - Natsu jest w pociągu... -
Kirze widocznie odeszła cała krew co ciała. Usłyszałam kroki i zaczełam się cała trząść. * to chyba jedyna opcja... * spojrzałam na Kire porozumiewawczo i przywołałam nowo nabyte czarne skrzydła demona.
- L-LUCY OD KIEDY TAK UMIESZ!?! - wykrzyczał rod -
Kira poszła moim śladem. Złapałam jedną torbę i Erie pod ręke.
Wtedy Natsu wbił do przedziału a my wyskoczyliśmy z okna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro