Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Torebka (17 lipca 2020)

– Nie liczy się wiek, tylko wygląd.

Marlena zareagowała zdziwieniem na to kategoryczne stwierdzenie, a Jagoda wzruszyła ramionami i ciągnęła:

– Założyłam sobie kiedyś Tindera, tak jak jaj. Odmłodziłam się o dziesięć lat, wstawiłam kilka fotek i... telefon się rozgrzał! Później podałam prawdziwy wiek. I co? Odzywały się same dziadki. Reszta filtrowała po wieku, więc się nie łapałam. Zdjęcia te same, ja ta sama, opis ten sam, ale nagle wywaliło mnie poza nawias. Wcześniej apka wieszała się od powiadomień. Wniosek? Liczy się wygląd, nie wiek. Ta słynna ściana po trzydziestce to gówno prawda, kiedy nie wiedzą, ile masz lat.

Powiem ci więcej – dodała z przekąsem. – Niektórym dziadkom brakowało zębów, włącznie z jedynkami. O włosach nawet nie mówię. Startowali do mnie z listą wymagań i wielką łaską, że się odzywają. Wyglądali jak goście z Rolnik szuka żony, ale do łba im nie wpadło, że mogą się nie spodobać. Ha, co ja się dziwię! Pamiętam, jak na studiach miałam profil na Sympatii i pisały do mnie chłopy po pięćdziesiątce! Do dwudziestolatki! Niektórzy nie mają grama samokrytyki!

– Co prawda to prawda.

– W liceum siedziałam na Czaterii, może kojarzysz. – Kiedy Marlena skinęła głową, Jagoda kontynuowała: – Wielu chłopaków wysyłało zdjęcia, ale tylko po to, żeby wymusić moje. Większość była... bardzo niewyjściowa, ale nie brali pod uwagę, że oni też mogą być oceniani. Żaden nie pomyślał, że może nie być w moim typie. Że jest brzydki czy coś. Mówię ci, zero samokrytyki. – Westchnęła ciężko. – Z czasem zrozumiałam, że mają tak i z wyglądem, i z wiekiem. W końcu kto wmawiał ludziom, że stary chłop nie jest taki stary jak stara baba?

– Stary chłop! – Marlena zachichotała, a kiedy rozmówczyni rozłożyła ręce, jakby mówiła: „Sama widzisz!", dodała sceptycznym tonem: – Ale co do wyglądu, pamiętam słowa babci, że mężczyzna powinien być tylko trochę ładniejszy od diabła.

– Zacznijmy od tego, że Lucek był najpiękniejszy ze wszystkich aniołów. – Jagoda zamieszała w koktajlu. – Może jak spadł z nieba, to sobie głupi ryj rozwalił, ale nic mi o tym nie wiadomo. Zatem dalej twierdzę, że to tylko durne gadanie z czasów, kiedy kobieta nie miała żadnych praw. – Zielone oczy spotkały się z niebieskimi. – Z całym szacunkiem dla twojej babci, pewnie sprzedali ją z posagiem i komu się dostała, tego musiała znosić. Do końca życia. Właśnie, że wygląd ma znaczenie! Wiadomo, nie tylko, ale bez chemii nie ma pożądania. A bez pożądania co to za frajda z seksu?

– Z seksu tak czy siak będą dzieci. – Teraz Marlena wzruszyła ramionami. – Frajda do tego niepotrzebna.

Odpowiedzią było prychnięcie i obruszona mina.

– Aż mnie mdli, jak pomyślę o tych wszystkich kobietach, które przez wieki były praktycznie gwałcone przez mężów! Życie pełne seksu i żadnej przyjemności, tylko ból. I to od pierwszej nocy. W końcu skądś się wziął syndrom miesiąca miodowego. No i oczywiście – Jagoda zrobiła palcami cudzysłów – obowiązek małżeński. Piętnaścioro dzieci i ani jednego orgazmu. Szlag mnie trafia, kiedy o tym myślę! Nawet dzisiaj tak jest.

– Ale się odpaliłaś! – Marlena z uśmiechem podniosła swój koktajl, żeby stuknąć nim w szklankę sąsiadki. – Nie irytuj się tak, tylko wypij. Za moje przyszłe szczęście, a przynajmniej jedną randkę z małolatem.

– Bo tak mnie to wnerwia, że sobie nie wyobrażasz! – wyburczała Jagoda i zaraz naszła ją pewna myśl: – Może też powinnam poszukać sobie jakiegoś małolata? Byle nie na Tinderze, bo musiałabym znowu nakłamać z wiekiem.

– Popieram! Wypijmy i za to.

Dopiły do końca, po czym klepnęła w blat i oznajmiła:

– No, na mnie już pora. Powiem ci jeszcze raz: zajebiste macie to jedzenie. Następnym razem skuszę się na tego z nuggetsami.

– Może w niedzielę jednak wybierzecie nas, a nie Candy?

– Nieee! – Pokręciła stanowczo głową. – Paulina w życiu nie zjadłaby czegoś takiego, zresztą już obiecałam bliźniakom pankejki. Najwyżej spotkamy się wieczorem na jakimś drinie, kiedy będziesz kończyć.

– Bezalkoholowym! – Marlena uniosła wymownie palec. – Nie piję w pracy.

– Wiadomo, że nie.

Jagoda przytuliła przyjaciółkę na pożegnanie i wyszła na zewnątrz. Kiedy rozejrzała się wokoło, doszła do wniosku, że warto było przyjść na otwarcie Hali, ale najwyższy czas wracać do domu. Przed zabytkowym budynkiem Dworca Świebodzkiego wciąż było mnóstwo ludzi. Tłoczyli się przy wejściu, wchodzili, wychodzili, przepychali się i co rusz ją potrącali. Z ulgą wydostała się z tłumu, żeby udać się na przystanek.

Dotarła do fontanny i właśnie miała przechodzić przez kolejną jezdnię, gdy stanęła jak wryta. Zapatrzyła się w torebkę idącej przed nią kobiety i uświadomiła sobie, że nie ma własnej. Odwróciła się na pięcie, popędziła z powrotem do Hali i wpadła do lokalu. Odetchnęła z ulgą, kiedy dostrzegła zgubę wciąż wiszącą pod blatem. Już spokojniejsza podeszła do stolika, przy którym wcześniej siedziała z Marleną. Teraz zajmowało go czterech młodych mężczyzn. Trzech bez pośpiechu, za to z wielką przyjemnością pochłaniało burgery, a czwarty pochylał głowę nad smartfonem.

– Przepraszam bardzo... – zwróciła się do postawnego szatyna, który siedział na jej miejscu – czy mogłabym prosić o...

– Nie macie żadnego umiaru? – odezwał się brunet, do tej pory pochylony nad telefonem. Podniósł głowę, nie przerywając mówienia tonem pełnym pretensji: – Naprawdę nie możemy zjeść w spokoju?

Zaskoczona spojrzała na niego, on na nią i oboje zamilkli. Wpatrywali się w siebie z wyraźną fascynacją.

Bez wątpienia był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego w życiu widziała. Miał piękne brązowe oczy okolone rzęsami, których mogłaby mu pozazdrościć niejedna kobieta. Na lewej brwi dostrzegła malutką, jej zdaniem niesamowicie seksowną bliznę.

„Kakoj krasawcik!", pomyślała, a jednocześnie próbowała udawać, że wcale nie zrobił na niej wrażenia. „Taka cudowna twarz, a ledwo otworzył gębę, wszystko popsuł."

– Sorry, jestem strasznie głodny, a ciągle podchodzicie – zaczął łagodniej. – Mam za sobą ciężki dzień, nie za bardzo kontaktuję. Ale skoro już przyszłaś, to spoko, zrobimy sobie fotkę.

Uniosła kąciki ust i kilka razy szybko zamrugała powiekami. Jej mina była niewinna, a zarazem bezczelna jak wyraz twarzy nastolatki, która pragnie się odgryźć nielubianej ciotce, ale nie mieć przez to kłopotów. Osiągnęła zamierzony efekt – brunet zaczerwienił się po same uszy.

– Odpowiem ci jak Gimli Eowinie na pytanie, czy chce trochę zupy – odezwała się uprzejmie. – „Oh no, I couldn't!" Bardzo mi przykro, że jesteś taki zmęczony, naprawdę! Pomyśl może o jakimś urlopie, wyjedź za miasto, pospaceruj po lesie... Anyway – przeniosła uwagę na chłopaka, do którego zwróciła się za pierwszym razem – czy mogłabym cię prosić o podanie torebki? Wisi pod blatem, zaraz przy twoich nogach.

Ten zdumiony pochylił się, zdjął torebkę z haczyka, a potem podał ją Jagodzie. Odebrała ją z uśmiechem, skinęła wszystkim głową i już miała odejść, kiedy usłyszała za plecami zdziwiony głos Marleny:

– Już do nas wróciłaś? Chociaż... – kobieta zlustrowała zawartość leżących na stoliku tacek – jednak nie do nas. Chłopaki wolą sąsiadów.

– Od falafela odpadają siusiaki. – Jagoda zmierzyła bruneta dwuznacznym spojrzeniem. – Nie to co ostra baranina na grubym, co nie, Radziu?

– Ogląda Kapitana Bombę, już ją lubię – mruknął szatyn.

– Zapomniałam torebki – wyjaśniła przyjaciółce. – Na szczęście jeszcze tu była.

– Kiedyś zapomnisz głowy – odparła rozbawiona Marlena. – Przynajmniej ci jej przypilnowali. Idę, bo coraz większy ruch. Widzimy się w niedzielę!

– O tej samej porze. – Jagoda odwzajemniła uśmiech i zwróciła się do bruneta, który przez cały czas nie odrywał od niej oczu: – Serio pomyśl o tym urlopie, bo się zamęczysz.

Kiwnęła pozostałym na pożegnanie i skierowała się do wyjścia. Odprowadzali ją wzrokiem, aż zniknęła za drzwiami na zewnętrzny dziedziniec. Dopiero wtedy parsknęli śmiechem, wszyscy poza brunetem.

– Synek, ona w ogóle nie mówiła do ciebie! – wydusił szatyn, kiedy udało mu się opanować. – Wyrwałeś się z tymi wątami jak debil, a jak chlapnąłeś o fotce... – urwał, bo znowu zarechotał.

– Chyba w ogóle cię nie kojarzy – wtrącił siedzący naprzeciwko chłopak z włosami ufarbowanymi na biało. – Szkoda, że się nie widziałeś. Gapiłeś się na nią jak zaczarowany!

– Odwal się! – burknął brunet. – I ty też! Żarcie wam stygnie.

– A ja ją znam – odezwał się milczący dotąd czwarty kompan. – Przypomnijcie mi, żebym coś wam pokazał, kiedy będziemy wracać.

Zaintrygowani wlepili w niego oczy, ale niewzruszony sięgnął po jedzenie i zatopił w nim zęby.

– Kiedy będziemy wracać – wybełkotał z pełnymi ustami.

– Nie obchodzi mnie który, ale jeden z was przychodzi tu ze mną pojutrze – zawyrokował brunet, zanim odgryzł solidny kawałek burgera. Widząc, że skupił na sobie uwagę pozostałych, wyjaśnił lakonicznie: – Słyszeliście. Niedziela o tej samej porze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro