Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Licznik (2 września 2020)

– Jedź ze mną na weekend do Chorwacji!

– Eee, gdyby nie padało, pomyślałabym, że masz udar. – Pocałowała go w czoło. – Chłodne, czyli wszystko w porządku. Teoretycznie.

Z początkiem września przyszło ochłodzenie, więc siedzieli na zadaszonym tarasie z nogami okrytymi kocem. Chwilę wcześniej zrobił kawę, więc pili ją teraz przytuleni do siebie jak para papużek.

– Nie trzeba robić testów, nie ma kwarantanny, korzystajmy! – wrócił do tematu. – Rodzice mają mały dom z basenem w Klenovicy, takiej wioseczce nad morzem. Nic specjalnego, ale jest się gdzie zatrzymać.

– Mały dom z basenem. Nad morzem. W Chorwacji – powtórzyła drwiąco. – Pewnie, nic specjalnego. Jesteś nieźle odklejony!

– Gdybyś porównała nasz dom rodzinny i ten chorwacki, zmieniłabyś zdanie. Mówiłaś, że marzysz o Jeziorach Plitwickich, a to niedaleko. Góra półtorej godziny autem.

Rozbłysły jej oczy, na co uśmiechnął się jeszcze szerzej i otulił ją ramionami.

– Ta mina mnie zastanawia... – mruknął, kiedy skończył ją całować. – Myślałem, że się ucieszysz.

– Bo się cieszę – odparła szybko. – Ale to dla mnie spory wydatek.

– Przecież nie będziesz płaciła za nocleg! To nasz prywatny dom.

– Zostaje jeszcze kwestia dojazdu.

– Raczej dolotu – poprawił. – Niech cię o to główka nie boli. Finanse biorę na siebie.

– Bilety kupowane bez wyprzedzenia są koszmarnie drogie! Myślisz, że ja chcę być w ten sposób od kogokolwiek zależna? A jeśli się znowu pokłócimy? Nie mam zamiaru spać na ławce w parku. Jest tam w ogóle jakiś park?

– Coś się znajdzie. Posłuchaj... – Pogładził jej dłoń. – Chcę spędzić z tobą weekend w ładnym miejscu. Chcę ci sprawić przyjemność i pokazać te jeziora. Chcę cię wybzykać nad basenem. I w basenie.

– To się nie uda – oznajmiła ze smutkiem.

– Niby czemu?

– Bo ja nie umiem pływać.

Parsknął śmiechem.

– Serio?

– Jakoś tak wyszło. – Wzruszyła ramionami. – Chciałam, ale wiecznie się nie składało. Byłam kiedyś na wycieczce w Tajlandii. Wyobrażasz sobie, jak się męczyłam, kiedy mogłam tylko brodzić w tej cudownie niebieskiej wodzie? Obiecałam sobie wtedy, że się w końcu nauczę, ale potem... Miałam na głowie inne sprawy.

– No to tym bardziej musimy jechać! – powiedział kategorycznym tonem. – Zaraz to załatwię, podzwonię po ludziach, żeby zmienili wodę w basenie i przygotowali chatę. – Nagle zaatakowała go pewna myśl. – Mogłabyś wziąć wolne na czwartek i piątek?

– Teoretycznie tak – zaczęła z wahaniem. – Ale trochę się boję, bo klub ledwo się pozbierał po lockdownie. Jak znowu nas zamkną, to padnie, a jeśli nawet przetrwa, na pewno kogoś zwolnią. Nikt się nie wychyla, a jak już musi brać wolne, to szuka zastępstwa.

– Brałaś je poza zapaleniem pęcherza i... po pokazie?

– Nie.

– Żadnej chorej babci, kota u weterynarza, ślubu albo chociaż grypy żołądkowej?

– Nie.

– Chcesz zobaczyć delfiny?

Zamarła i wpatrzyła się w niego szeroko otwartymi oczami.

– Delfiny? W delfinarium? – spytała podejrzliwie. – Jeśli tak, to nie chcę.

– Nie, na wolności. Czasami podpływają tak blisko, że można je oglądać. Jak będziesz chciała, popłyniemy do nich statkiem, bo organizują takie rejsy. Szczerze mówiąc... – urwał z tajemniczym uśmiechem – liczyłem na to, że przekonam cię już wcześniej i nie będę musiał wyciągać karty z delfinami. Ale mam jeszcze jedną.

Wstał i wszedł do domu. Czekała na niego zaintrygowana, a kiedy pojawił się na tarasie, parsknęła śmiechem na widok trzymanego przez niego przedmiotu. Położył go triumfalnie na blacie stolika, usiadł i patrzył na nią z wyczekiwaniem.

– To jest karta, która ma mnie zachęcić bardziej niż delfiny? – rzuciła rozbawiona. – Delfinów nigdy nie widziałam na żywo, a z tym... miałam już kontakt. Ostatnio dość często.

Przyniósł ze sobą zestaw kilkudziesięciu prezerwatyw. Wzięła go do ręki, a po przeczytaniu opisu posłała Maksowi dwuznaczne spojrzenie.

– Przy tobie nie potrzebuję dodatkowego nawilżenia.

– Żadna nie potrzebuje – zripostował z dumą.

– I musiał zepsuć. – Odłożyła pudełko i wysunęła się spod koca. – Ja też mam swoją kartę.

Odprowadzał ją wzrokiem, aż zniknęła za drzwiami. Kiedy wróciła, położyła mu na kolanach niepozorne opakowanie. Otworzył ze zdumienia usta i wydukał:

– Nic nie mówiłaś! Możemy już to robić bez gumy?

– Niby tak, przynajmniej tak jest w ulotce. Ale nigdy tak naprawdę nikt mi nie wytłumaczył, jak to działa, więc wolę być ostrożna. W tej kwestii lepiej zabezpieczyć się za bardzo niż za słabo.

– To kiedy będzie już można?

– Nie wiem, za tydzień? Albo za dwa? Dla pewności lepiej odczekać.

– Chodzi ci o czekanie z seksem bez kondoma, nie z samym seksem?

Zaniepokojenie w głosie Maksa rozśmieszyło Jagodę, ale zamiast odpowiedzieć, zadała inne pytanie:

– A propos, często robiłeś to bez zabezpieczenia? Na pierwszej randce próbowałeś go włożyć bez gumki. Wtedy... też jej nie założyłeś. Na szczęście to było przed samym okresem, ale i tak się wahałam, czy nie wziąć pigułki. – Drgnął, więc wyjaśniła: – Po pokazie pomogła mi pewna fundacja. Dała namiary, gdzie można ją dostać i poinformowała, co robić. Nie była potrzebna, ale zawsze warto ją mieć. Nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi, sam mówiłeś.

– Takiej pigułki nie łyka się jak dropsów – burknął.

– Po pierwsze, mało kogo byłoby na to stać, bo kosztuje parę stów – odparła chłodno. – Po drugie, dzięki naszemu wspaniałemu rządowi zblatowanemu z klerem trzeba się kryć po kanałach, żeby ją dostać.

– Czy dobrze myślę, że masz lekko negatywny stosunek do Kościoła?

– Lekko? – Roześmiała się szyderczo. – Lekko? Gdyby to ode mnie zależało, w nocy w sejmowym korytarzu podpisałabym Dudą dokument o rozwiązaniu konkordatu. A potem bym patrzyła, jak wali się wieża Saurona.

– I co dalej? – zapytał. – Życie bez żadnych wartości? Bez moralności?

– Tak. – Wciąż miała szyderczą minę. – Zamieszki na ulicach, płonące samochody i stada lewaków kradnących telewizory. Bo oczywiście wartości są tylko w chrześcijaństwie. Religii wymyślonej dwa tysiące lat temu! A nawet nie tyle wymyślonej, ile posklejanej z paru wcześniejszych, od kultu Horusa, po Mitrę. Wcześniej ludzie na dzień dobry walili się po łbach kamieniami. Dopiero Jezus z Łodzi przyszedł i powiedział, żeby się nie krzywdzili. No proszę cię!

Milczał, nie nawiązując z nią kontaktu wzrokowego.

– Widzisz? – westchnęła zrezygnowana. – Tutaj możesz kazać mi iść do domu, a w Chorwacji? Nie wytrzymujemy dnia bez kłótni, jaki sens jechać gdzieś na cały weekend?

– Nie chcę, żebyś szła do domu. – Popatrzył na nią smutno. – Chcę, żebyś została ze mną. To nie są kłótnie na noże, zwyczajnie mamy inne poglądy. Przemyślisz ten wyjazd? Bardzo chcę tam z tobą pojechać. A wracając do tego... – wskazał pudełko z prezerwatywami – to nie tylko nawilżające. Są też rozgrzewające, z wypustkami, smakowe i z wibracjami.

– Co? – zaciekawiła się Jagoda. – Jak to z wibracjami?

– Możemy je wypróbować w Klenovicy. – Dał jej buziaka, po czym wstał ze słowami: – Jadę coś załatwić. Niedługo wrócę.

Mustanga wjeżdżającego do garażu usłyszała dopiero po kilku godzinach. Maks wszedł do salonu, gdzie oglądała Krainę Lovecrafta. Cmoknął Jagodę w usta, przysiadł obok na kanapie i wręczył jej spore pudełko. Otwierała je zaintrygowana bardziej wyrazem jego twarzy niż zawartością.

– Serio? – spytała osłupiała, kiedy wyjęła błyszczący nowością licznik dni bez wypadku. – Serio?

– Ustawię go na zliczanie dni bez kłótni. Możemy zacząć od zera, bo nie wszystkie pamiętam.

– Ja pamiętam – rzuciła zaczepnie, ale nie dał się sprowokować.

– To je policz, a ja wpiszę wynik tam, gdzie ma być liczba wypadków w bieżącym roku. Zobaczymy, czy faktycznie kłócimy się tak często. Bo według mnie wcale nie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro