Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Park Południowy (21 sierpnia 2020)

Piątkowe popołudnie było piękne, choć duszne. Siedzieli na trawie, kilka metrów od brzegu stawu. Kiedy tylko rozłożyli koc, Maks skorzystał z okazji, żeby położyć jej głowę na kolanach. Co rusz zanurzała palce w ciemnych włosach, a że przymknął powieki, bez skrępowania przyglądała się długim, gęstym rzęsom mężczyzny. Nie powstrzymywała się też przed dotykaniem brwi z malutką blizną. Wciąż nie mogła nasycić oczu widokiem jego twarzy.

„Nie ma tu nic, co mogłoby wyglądać lepiej", pomyślała. „Jest idealny!"

Westchnęła z zachwytem i zapatrzyła się przed siebie, gdzie nad powierzchnią wody przyjemnie pluskało kilka niewielkich fontann.

– Dlaczego nigdy wcześniej nie byłam w tym parku? Jest cudowny!

– Bo wcześniej nie znałaś mnie.

– Nie muszę znać nikogo z Krzyków, żeby tu siedzieć – rzuciła zadziornie. – To chyba najpiękniejszy park we Wrocławiu. Te obok mnie mogą się schować – zakończyła ze smutkiem.

– Musisz przyjeżdżać tu częściej.

Podniósł się, żeby ją pocałować, a później opadł z powrotem na koc.

– Swoją drogą nie podejrzewałam cię o taki romantyzm. Nie pomyślałabym, że zabierzesz mnie do parku.

– Zapowiadają burze, więc nie wiadomo, czy wyjdziemy gdzieś jutro albo w niedzielę. Uznałem, że nie ma co odkładać, dzisiaj posiedzimy nad wodą, a jutro się zobaczy. Ułożyłem cały plan na weekend, zapewniam, że nie będziesz się nudzić.

– Domyślam się. – Uśmiechnęła się wymownie.

– Możesz się mocno zdziwić – odparł z powagą. – Poznamy się lepiej, przegadamy masę tematów, coś się jeszcze wymyśli, jak nas najdzie ochota... Poza seksem. Nie patrz tak na mnie, nudy nie będzie.

– A co z tym seksem?

– Powiedziałem w sobotę, że nie spotykamy się tylko po to. Mówiłem prawdę i ci to udowodnię.

W głowie Jagody kotłowało się mnóstwo myśli. Jednocześnie tęskniła za ciałem Maksa i podobało jej się to, co od niego słyszała. Była bardzo ciekawa przebiegu weekendu. Póki co, obserwowała kaczki pływające tam i z powrotem w pościgu za okruchami, które rzucała im para emerytów.

– Jeszcze góra godzina i będziemy się zbierać, co? – zaproponował. – Nie robisz się głodna?

– Może trochę.

– No to pół godziny. Albo kwadrans.

Wyciągnął z plecaka gazowany napój i podał jej, ale pokręciła głową.

– Mam dość bąbelków na całą wieczność. Ale sodę będę wielbić do końca życia. Pierwszy raz przy zapaleniu pęcherza nie sikałam wrzątkiem.

– Podziękuj mojej mamie.

– Podziękuję przy najbliższej okazji – mruknęła, a w myślach dodała: „Czyli nigdy".

Napił się, pocałował ją, potem drugi i trzeci raz. To były zupełnie inne pocałunki niż wcześniejsze; przypominały niewinne buziaki, a nie namiętne wymienianie oddechów.

– Czuję się jak nastolatka. – Roześmiała się krótko i pogładziła go po policzku. – Chociaż nie kojarzę, żebym się tak miziała ze swoim pierwszym chłopakiem. On był, hm, bardzo przyziemny. Chyba że na początku... Już nie pamiętam.

Zamilkła, bo zaabsorbowała ją pewna myśl. Widać nie była przyjemna, bo twarz Jagody poważniała, aż znikły z niej wszelkie ślady uśmiechu. Maks wpatrywał się w nią z dołu, a gdy oprzytomniała i pochyliła się, żeby dać mu całusa, delikatnie ujął ją za szyję i przedłużył pocałunek. Poczuła w ustach jego język, pierwszy raz, odkąd wsiadła do auta pod klubem fitness. Krew zaczęła szybciej krążyć w jej żyłach, ale oderwał wargi z mruknięciem:

– Kończymy, bo mi staje.

– To źle?

– Nie będzie używany cały weekend, po co go dręczyć? Nie krzyw się tak! Będziesz kombinować, to zamknę się w łazience. Tym razem nie dam się molestować.

– To ma być jakaś kara? – spytała, niemiło zaskoczona. – Dla mnie?

– Jeśli dla kogokolwiek, to dla mnie. Serio, zobaczysz, że można się ze mną dobrze bawić bez zdejmowania majtek. Powiedz lepiej, o czym teraz myślałaś. Miałaś taką ponurą minę...

– O niczym szczególnym. – Wzruszyła ramionami. – Zdałam sobie sprawę, że nikt nie okazywał mi romantycznych gestów. Może miałam pecha i tak trafiałam, nie wiem. Można bez tego żyć. – Znowu wzruszyła ramionami, ale była smutna. – Po prostu myślę, że to mogłoby być fajne. Choć raz na jakiś czas.

– Zaradzimy coś na to. A tymczasem... – Pocałował ją, zanim wstał. – Zbierajmy się, bo coraz duszniej.

Złożyli koc, schowali rzeczy do plecaka, po czym ruszyli w stronę jego domu. Uszli już spory kawałek od parku, kiedy usłyszeli za sobą chrząknięcie. Po odwróceniu się zobaczyli trzy młode dziewczyny, które wlepiały w Maksa oczy pełne uwielbienia. Jedna, z bujnymi blond lokami, uśmiechała się w sposób, który bardzo nie spodobał się Jagodzie. Nastolatka patrzyła na niego prowokacyjnie, a zarazem zalotnie, niewinnie i wyzywająco.

– Cześć, Hunter! – odezwała się słodkim głosem. – Możemy zrobić sobie z tobą fotkę?

– Teraz? – Maks się zawahał. – Trochę nam się spieszy...

– Widziałyśmy cię w parku – ciągnęła. – Ale nie byłyśmy pewne, czy to ty. Byłeś... – zwróciła głowę w stronę jego towarzyszki i zlustrowała jej sylwetkę z góry na dół – z tą panią. Nie chciałyśmy przeszkadzać.

Chociaż zakończyła wypowiedź, Jagoda wiedziała, że czeka na wyjaśnienia. Wszystkie trzy zerkały na nią z niechętną ciekawością, ale milczała uparcie, aż blondynka pękła.

– A pani to kto? – Przyglądała się kobiecie spod tak potężnych rzęs, że nawet gdyby nie miała takiego zamiaru, jej spojrzenie byłoby powłóczyste albo aroganckie, w zależności od tego, kto by przed nią stał. – Jakaś ciocia? Znajoma rodziców? Bardzo pani ładna... – urwała i kolejny raz obrzuciła ją pozornie przyjaznym wzrokiem.

„Jak na swój wiek?"

Maks prychnął, ale nie zdążył zareagować. Jagoda też poczuła rozdrażnienie, ale ścisnęła lekko jego łokieć, a sama odpowiedziała dziewczynie spokojnie, lecz chłodno:

– Dziękuję, jeszcze w miarę się trzymam. Zbliżam się do czterdziestki, chciałam przed śmiercią zobaczyć wszystkie ładne miejsca we Wrocławiu. Ten piękny kawaler był bardzo uprzejmy, zaoferował, że pokaże mi staw, no i... dlatego nas tam widziałyście.

– Pani go całowała – bąknęła niepewnie najniższa.

– Wydawało ci się. – Uśmiechnęła się zimno. – Nie mam już siły mówić głośno, musiałam się nad nim pochylać. Uroki starości.

– Musimy iść! – wtrącił, coraz bardziej poirytowany. – Innym razem.

– Daj spokój – przerwała mu Jagoda. – Strzel sobie z nimi fotkę, przecież to twoje fanki. A potem mnie odprowadź, bo znowu nie trafię do domu.

Pomruczał pod nosem, ale szybko się opanował. Obserwowała z boku, jak pozuje z dziewczynami do zdjęć. Choć blondynka przysuwała się do niego zdecydowanie zbyt blisko, zachował profesjonalizm. Kiedy skończyli, pożegnał się z grupką i pociągnął Jagodę za sobą.

– Gadałaś, jakbyś miała raka! – burknął, kiedy odeszli wystarczająco daleko, żeby nie mogły go usłyszeć.

– Rak czy starość, dla nich to żadna różnica.

– Wiesz, co chciałem zrobić? Pocałować cię przy nich, tak konkretnie, żeby oczy wyszły im na wierzch.

– To byłoby małe zwycięstwo, ale duża porażka. Dzięki, miałam już przedsmak fejmu, kiedy czytałam komentarze pod zdjęciami. Wtedy byłam pijanym MILF-em, który dopadł Huntera. Teraz byłoby gorzej, bo puściłyby w sieć, że wylegaliśmy się razem na kocyku. Już to widzę! Prześwietlają mnie, prześwietlają moją rodzinę, przegrzebują wszystko, co tylko da się przegrzebać. No i oceniają. Może ładna, ale starsza, dlaczego jesteś ze mną, a nie z jakąś małolatą? Przecież możesz mieć każdą.

– No właśnie. – Spoglądał na nią z ukosa. – Skoro mogę mieć każdą, a chcę ciebie, chyba musisz być wyjątkowa.

– To tak nie działa. – Poczuła ciepło w okolicach serca, ale udała obojętność. – Kojarzysz Pierce'a Brosnana? Grał kiedyś Bonda. – Pokręcił głową, więc ciągnęła: – Po śmierci żony długo był sam, aż ożenił się ponownie i ta druga żona mu się z czasem roztyła. Faktycznie jest większa, ale i tak piękna, a najważniejsze, że się kochają. Tyle że nie dla ludzi. Ciągle mu dogadują, że ma kaszalota i powinien go rzucić. Zawsze oceniają. Zawsze patrzą na partnerkę i zastanawiają się, czemu z nią jest i czy dałoby się coś zrobić, żeby nie był.

– Eee... Ten słowotok ma jakieś przesłanie?

– Widziałeś, jak obcinały mnie wzrokiem? Trochę ze zdziwieniem, trochę z niedowierzaniem, niby uprzejmie, ale z mindfuckiem. – Westchnęła ciężko. – Ten park to nie był chyba dobry pomysł. Zapomniałam, że nie jesteś zwykłym facetem, nie można się z tobą bezkarnie pokazywać. Chyba że w masce. Albo za granicą.

– Za bardzo się przejmujesz. – Przyciągnął ją do siebie, a gdy wycałował usta i policzki Jagody, powiedział dobitnie: – Mam je gdzieś! I ty też powinnaś mieć.

– Ale nie mam. – Niby się opierała, ale nadstawiała twarz do kolejnych pocałunków. – Coś mi się wydaje, że na mieście będziemy zachowywać się jak para gejów.

– Czyli? – Zmarszczył brwi.

– Udawać znajomych. – Zrobiła cudzysłów w powietrzu. – Nie obnosić się.

– Ale wymyślasz! – wyburczał poirytowany. – Idziemy do domu, bo chyba za długo siedziałaś na słońcu!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro