Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37

Lucille's POV

Atmosfera była dość dziwna kiedy jadłam z Ethanem śniadanie. W sumie to oboje tylko dłubaliśmy w jedzeniu zamiast spożywania go.

- Ja... - powiedzieliśmy w tym samym czasie.

Oboje się zaśmialiśmy, jednak to był smutny śmiech, drętwy. Nie takie zabawne jak były poprzedniego wieczoru.

- Ty pierwsza - powiedział Ethan.

Przytaknęłam i odłożyłam widelec.

- Ja, to... - podniosłam wzrok na Ethana. Boże, czemu on jest taki seksowny nawet jak tylko na mnie patrzy? Pokręciłam głową. Musiałam to z siebie wydusić.

Ethan zadarł brodę.

- Sądzę, że powinniśmy wrócić do domu - powiedziałam w końcu. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego.

- Też tak sądzę - powiedział spokojnie. Byłam zaskoczona. Myślałam, że sprzeciwi się tak jak wczoraj. Myślałam, że powie coś takiego jak 'Nie, nie możemy wracać. Jeśli wrócimy, nie będziemy mieć już tego...'. Nie zwróciłam na to większej uwagi, ale gdzieś głęboko w środku miałam nadzieję, że to właśnie powie, jednak wiedziałam, że nie może się tak stać. Oboje musieliśmy wrócić.

- Naprawdę nie chcę, ale co innego mamy zrobić? - Powiedział Ethan ze smutkiem na twarzy - Rzeczywistość, hm?

- Nienawidzę tego - powiedziałam.

- Ja też...

Oboje wstaliśmy. Ethan splótł razem nasze dłonie i pocałował wierzch mojej.

- Chodźmy... - to była ostatnia rzecz jaką powiedział przed opuszczeniem hotelu.

Po godzinie dotarliśmy na miejsce i stanęliśmy przed moim domem.

- Na pewno nie chcesz żebym z tobą wszedł? - spytał.

Pokiwałam głową - Tak...muszę pogadać z mamą na osobności. To najlepszy sposób... - posłałam mu uspokajający uśmiech.

- Okay... - ścisnął moją dłoń - zadzwoń jeśli... - powiedział zmartwiony.

- Zadzwonię - ucięłam mu.

Pokiwał głową i spojrzał przez okno. Spojrzałam też w tamtą stronę i ujrzałam mamę w drzwiach. Wyglądała, jakby nie spała lata, nawet jeśli były to tylko dwa dni.

- To chyba mój strażnik - zażartowałam.

Ethan ani się nie uśmiechnął, ani nie zaśmiał. Ścisnął jeszcze raz moją dłoń i pocałował mnie w czoło. Posłałam mu ostatni uśmiech i wysiadłam z auta. Gdy odjechał, podeszłam powoli w stronę mamy.

Spuściłam głowę patrząc na swoje buty.

- Ja, przepraszam... - powiedziałam, ale przerwano mi dopowiedzenie kilku słów, gdyż oplotły mnie ramiona mamy. Tuliła mnie mocno, ciasno i... płakała?

- Gdzie się podziewałaś? Byłam chorobliwie zmartwiona - wypłakała.

- Mamo...

- Tak bardzo cię przepraszam. Nie powinnam na ciebie krzyczeć - odsunęła się i mogłam zobaczyć jej twarz całą mokrą od łez. Byłam zszokowana. Oczekiwałam , że będzie na mnie krzyczeć, jeszcze bardziej niż przed wyjściem, a zamiast tego, ona mnie przepraszała?

- Mamo... - powtórzyłam zszokowana.

- Wystraszyłam się gdy zobaczyłam cię na tamtym filmiku i powiedziałam rzeczy, których nie powinnam. Żałuję tego.

- Jest okej... - powiedziałam niepewnie.

- Nie, nie jest. Jesteś moją małą córeczką. Moim jedynym dzieckiem. Nie miałam zamiaru cię skrzywdzić bardziej niż prawdopobnie byłaś - powiedziała jedną ręką trzymając mnie za ramię, a drugą głaszcząc mój polik - Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam - przytuliła mnie znowu. Odwzajemniłam uścisk - Boże, nie sądziłam, że uciekniesz. Byłam przerażona, że może gdzieś się zgubiłaś i byłaś bez jedzenia i miejsca do spania...

- odsunęłam się i uśmiechnęłam się delikatnie.

- Nic mi nie jest mamo. I...ja też przepraszam, za to co powiedziałam...

Pokręciła głową.

- Nie, nie... miałaś rację. Nigdy mnie tu nie ma. Boże, jestem naprawdę słabą kłamczynią. Bez twojego taty, stałam się kupą nieładu, prawda?

Szybko pokręciłam głową - Nie! Nie mamo. Jesteś idealna. Ja...ja po prostu... jest ci ciężko ze mną...

Uśmiechnęła się z ulgą - Nadal próbuje być super mamą. Więc zróbmy coś...

Pokiwałam głową. W drzwiach zobaczyłam April. Przytuliłam ją mocno gdy tylko do niej podeszłam.

- Hej!

April przytuliła mnie jeszcze mocniej.

- Wszystko w porządku? - spytała zmartwiona.

- Jest okej... - odpowiedziałam.

- To dobrze, bo jeśli nie to bym cię zabiła! - Obie się zaśmiałyśmy.

Weszłyśmy do środka. Poszłam na górę by się umyć.

April siedziała na łóżku gdy wyszłam z łazienki wchodząc do pokoju.

- Hej... - powiedziała powoli.

- Hej - powiedziałam siadając obok niej - przepraszam, że tak raptownie wyszłam i nic ci nie powiedziałam...

Potrząsnęła głową.

- To ja powinnam być tą, która cię przeprasza.

Zmrużyłam brwi.

- Dlaczego? - spytałam zmieszana.

- Muszę wracać ponieważ moja mama wylądowała w szpitalu - powiedziała z przepraszającym spojrzeniem.

- O mój Boże. Tak mi przykro. Co się stało?

- Nic poważnego, ale rodzina mnie teraz potrzebuje.

Przytaknęłam.

- Oczywiście, musisz lecieć. O której jest twój lot?

- Dzisiaj wieczorem...technicznie, wczoraj wieczorem, ale musiałam cię zobaczyć przed odlotem więc zamieniłam bilety. Chciałam poczekać zanim wrócisz do domu i sprawdzić czy wszystko w porządku.

- Będę za tobą tęsknić - przytuliłam ją.

- Kiedy wszystko już dojdzie do normy, wrócę do ciebie. Obiecuję - powiedziała.

- Dziękuję... - szepnęłam.

- Cała przyjemność z mojej strony, moja piękna przyjaciółko. Zadzwoń do mnie jeśli będziesz czegoś potrzebowała, a w szczególności jeśli będziesz chciała porozmawiać o tym chłopaku, ale nie pozwól mu zranić cię jeszcze bardziej niż przedtem, okej?

Odsunęłam się i pokiwałam głową.

- Obiecuję - powiedziałam ze łzami w oczach. Przytuliłam ją znowu - Oh, będę za tobą strasznie tęsknić.

- Ja też, Luce. Ja też.

Odprowadziłam April do jej krewnych którzy mieli ją zgarnąć. Jak bardzo beznadziejną przyjaciółką byłam? Aż za bardzo. Przyjechała żeby mi pomóc, a ja nie mogłam zrobić dla niej wiele. A teraz wyjechała. Westchnęłam.

- Luce... - moja mama mnie zawołała. Odwróciłam się do niej zmartwiona. Wiedziałam, że poprzednia konwersacja się nie zakończyła. Ta prawdziwa miała właśnie się zacząć - wciąż musimy porozmawiać...o wszystkim.

Przytaknęłam. Usiadłyśmy obie na kanapie.

- O Ethanie...

Spojrzałam na mamę obawiając się tego co powie.

- Skarbie, on nie jest dla ciebie dobry - powiedziała.

- Mamo...myślałam, że właśnie za to mnie wcześniej przepraszałaś...

- Nie przepraszałam za to co powiedziałam o Ethanie. Nie lubię go, wcale.

- Mamo!

- Pamiętasz zeszły rok, kiedy mówiłaś, że jest strasznie słodkim chłopakiem ale nie rozumiałaś całego szumu wokół niego, słyszałam często jak go nazywałaś 'jajogłowy, zarozumiały, pożerać złamanych serc', nie prawda?

Spojrzałam w dół na swoje dłonie, miała rację.

- Ale to było wtedy mamo, to jest...

- Teraz? A co jeśli to będzie działo się teraz, huh? On tylko cię wykorzystuje, a kiedy skończy się zabawiać, po prostu cię zostawi i nigdy nie wróci, nie ważne jak bardzo będziesz go pragnęła.

- Ale, te wszystkie razy kiedy byłaś dla niego taka miła...przed tym wszystkim co powiedziałam...

- To były błędy. Chciałam, żebyś w końcu wzięła się na odwagę i z nim porozmawiała. By zmienić twoje zdanie o nim. Chciałam cię nauczyć, że ludzie mogą być zupełnie inni niż ci się wydaję, ale kiedy doszło to do mnie, że ciebie wykorzystuje. Ja, ja myliłam się. Ten chłopak nie różnił się od tego co o nim mówiłaś.

- Ale on jest inny mamo! Miałaś rację! Wmawiasz mi teraz nieprawdę! Czemu raptem zmieniasz zdanie?

- Myliłam się! Skarbie, proszę, po prostu mnie wysłuchaj...i zakończ to co między wami jest - powiedziała spokojnie.

Łzy spływały ciurkiem po moich polikach. Nie chciałam się znów z nią kłócić. Może miała rację. Może nie różnił się tak bardzo od innych... ale dla mnie, jest inny! Próbowałam temu zaprzeczyć przez ostatnie kilka miesięcy, kiedy Ethan postawił się ojcu, zrozumiałam kim jest. Jest tym Ethanem którego kocham, pragnę i potrzebuję. Jednak, April też miała rację. Muszę naprawić relacje w rodzinie, mojej jedynej rodzinie, Mamie. Po chwili, moja twarz była cała mokra od łez.

- Oh kochanie... proszę, uwierz mi - objęła mnie mocno gdy ja szlochałam w jej pierś.

Ethan's POV

Westchnąłem gdy wkładałem klucze do dziurki na kluczyki. Będzie jeszcze więcej krzyku, pomyślałem. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem moich rodziców siedzących w salonie.

- Ethan! - powiedziała moja mama i wstała by mnie przytulić - wszystko w porządku?

Po prostu kiwnąłem głową. Skupiłem swoją uwagę na moim prawdziwym wrogu.

- Porozmawiajmy, kochanie - powiedział tata do mamy. Spojrzała na mnie zmartwiona, ale ścisnęła moją dłoń i odsunęła się.

- Gdzie do cholery byłeś? - ojciec wstał i zaczął na mnie krzyczeć.

- A ma to jakieś znaczenie? - spytałem zirytowany.

- Czy wiesz jakie kłamstwa musiałem im nawciskać by mieć pewność, że nie zabiją cię za opuszczenie treningu?

- Zabiją? Serio tato? Nie przesadzasz za bardzo?

- Tak się stanie jeśli dalej będziesz się tak zachowywać! Oszalałeś? Okej, jeśli nie chcesz być z Heather, możemy to naprawić! Ale zarywać szkołę by być z tą bezwartościową dziewczyną? A w szczególności treningi?

- Ona nie jest bezwartościowa! - odpowiedziałem wściekły - To ona jest tą, która pomaga mi dostać to stypendium. Ona jest ważniejsza niż ktokolwiek inny!

- Okay, pomoże ci podnieść oceny, ale co pózniej? Tylko tego od niej potrzebujesz, więc zostaw ją w strefie korepetytora, czyli tam gdzie powinna być! Powiedz mi! Czy ona zapłaci ci za tą całą pracę do której się przyłożyłeś przez te cztery lata? Czy ona jest tą, która da ci ten sukces którego pragnąłeś zanim ona stanęła na przeszkodzie? Powiedz mi, synu.

- To co z tego jeśli nie uzyskam tego sukcesu? Nie potrzebuję tego stypendium. College wciąż będą mnie chciały! Ciebie też nie potrzebuję. Zaszedłem daleko, gdy ty tylko siedziałeś na swoim tyłku.

Zakpił i zaśmiał się.

- Poważnie? Więc zobaczmy jak idzie zdobywanie sławy bez mojej pomocy.

- Nie masz się o co martwić!

- Nienawidź mnie jeśli chcesz, ale ja cię stworzyłem i spowodowałem, że jesteś najlepszy z najlepszych, raz się poddasz, a sam będziesz bezużyteczny!

Obszedł mnie. Ale zanim odszedł całkowicie jeszcze wyszeptał.

- Zaszedłeś tak daleko! Nie pozwól żeby głupia jednorazowa przygoda ściągnęła cię na sam dół.

Kopnąłem kanapę ze wkurzenia. I co do kurwy mam teraz zrobić?

- Ethan - usłyszałem głos mojej mamy. Odwróciłem się by zetknąć się z nią twarzą w twarz. Bez żadnych słów po prostu mnie przytuliła. Jakby, próbowała mi powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale nie było. Nic teraz nie będzie dobrze.

Wróciłem do pokoju i uderzyłem w ścianę. Jakim cudem wszystko zrobiło się tak skomplikowane?

Musiałem usłyszeć głos Lucille.

Sygnał w słuchawce brzmiał jakby wieki.

- Halo? - odezwała się. Chrząknąłem cicho.

- Hej... - powiedziałem zbierając się na normalny ton.

- Hej... - odpowiedziała.

- Um, jak poszło z mamą?

- Dobrze - powiedziała. Wiedziałem, że kłamała. Słyszałem to w jej głosie - A tobie z rodzicami?

- Dobrze - też skłamałem.

Zapadła chwila ciszy.

- Tęsknie za tobą - odezwałem się w końcu.

- Nie mów tak - powiedziała pociągając nosem. Płakała?

- Dlaczego? - spytałem zmieszany.

- Po prostu tak nie mów...

- Ale tak jest.

- To brzmi jakbym już więcej miała cię nie zobaczyć.

- Przepraszam. Nie będę tak mówić. Więc co chcesz żebym mówił?

- Nie wiem. Mów mi coś wesołego.

- Jak poprzedniego wieczoru? - Zachichotałem.

Usłyszałem jak i ona chichocze. Dobrze było słyszeć jej śmiech.

- Czuję jak byśmy wrócili właśnie z miesiąca miodowego do koszmaru - powiedziała.

Nic nie mówiłem. Chciałem powiedzieć coś innego, ale czułem dosłownie to samo. Byliśmy w najgorszym koszmarze.

- Jutro... - powiedziałem by zmienić temat.

- Hm?

- Nic. Nieważne.

- Okej - brzmiała na rozczarowaną.

Znowu była cisza. Nie lubiłem tego. Wręcz nienawidziłem, ale było tyle spraw do załatwienia, że nie wiedziałem gdzie zacząć.

- Um... muszę już iść. Porozmawiamy pózniej - rozłączyłem się i zamknąłem oczy.

Następnego dnia

(W szkole)

Lucille's POV

Czułam palące spojrzenia gdy przechodziłam przez korytarz by dotrzeć do swojej szafki. Wzrok Heather był najsilniejszy. To było oczywiste, że mnie nienawidziła. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam znowu do swojej szafki starając się nie nawiązać z nimi kontaktu wzrokowego. Schowałam książki do szafki i trzymałam w niej przez chwilę głowę. Nie mogłam wyrzucić z głowy wczorajszej rozmowy z Ethanem. Nie było mówione za dużo, ale było dużo czuć, i to nie były dobre odczucia. Wiedziałam, że chciał mi coś powiedzieć, ale stwierdził, że zrezygnuje. Co to było? Chciałam z nim porozmawiać, ale zakończył połączenie tak szybko, że nawet nie miałam szansy. Co się między nami działo? W ogóle nie podobało mi się to dziwne uczucie między nami.

- Hej Lucille! - głos wybudził mnie z namysłu. Odwróciłam się by zobaczyć... Theo.

Zszokowana, szybko wzięłam potrzebne rzeczy z szafki i zamknęłam ją. Przeszłam obok niego, ale złapał mnie za ramię. Syknęłam z bólu.

- Przepraszam - powiedział ze skruchą puszczając moją rękę - możemy porozmawiać?

Patrzyłam na niego wściekle - nie możemy.

- Proszę...Lucille. Naprawdę przepraszam za to co się stało po meczu.

Pokręciłam głową.

- Muszę iść - powiedziałam po czym odeszłam jak najszybciej potrafiłam.

Podczas całego dnia, ani razu nie widziałam Ethana. Nie odpisywał na moje wiadomości i nie było go na żadnej lekcji. Kiedy była przerwa na lunch, poszłam do naszego tajemnego miejsca z nadzieją, że może tam jest.

Siedziałam i dłubałam patykiem w brudzie gdy usłyszałam kroki. Podniosłam wzrok z nadzieją, że to Ethan, ale to nie był on. To była Heather ze swoją paczką. Podniosłam się. Podchodziły do mnie bliżej. Powoli zrobiłam krok w tył gdy nagle jedna z jej paczki pchnęła mnie od tyłu. Otoczyły mnie.

- Jak tam twój miesiąc miodowy, Loosy? - jedna z koleżanek Heather wysyczała. Bałam się. Co ona chciała mi zrobić? Heather podeszła bliżej stając przede mną. Po pierwsze, stała przede mną z tym sukowatym wyrazem twarzy i wtedy uderzyła mnie w polik tak mocno jak potrafiła. Opadłam ma ziemię. Schyliła się łapiąc mnie za włosy.

- Chyba powiedziałam ci żebyś trzymała się z dala od Ethana. Nie słuchasz mnie, prawda? Sądzę, że tak się właśnie dzieje gdy nie ma się ojca.

Spojrzałam na nią ze złością gdy próbowałam wydostać sie z ich kręgu. Nie miała prawa mówić o moim tacie.

- Dałam ci tyle szans żebyś mnie posłuchała, więc czemu nie posłuchasz mnie ostatnim razem, skarbie? - Heather powiedziała tym swoim sukowatym głosem. Miała zamiar uderzyć mnie po raz kolejny gdy ktoś zawołał mnie po imieniu.

- LUCILLE! - wszystkie odwróciłyśmy się w stronę Theo który biegł w naszą stronę. Heather puściła moje włosy i uderzyła ostatni raz mój polik, po czym odeszła z koleżankami.

Próbowałam podnieść się z podłogi ale nogi odmawiały mi współpracy. Łzy spływały ciurkiem po moich polikach.

- Lucille, wszystko w porządku? - powiedział Theo podchodząc do mnie i próbował mnie podnieść. Odsunęłam ramię.

- Nie dotykaj mnie - powiedziałam chłodno.

- Lucille...

Nie patrzyłam na niego i starałam się wstać o własnych siłach, ale nie dawałam rady. Theo znowu chciał mi pomóc.

- Powiedziałam, nie dotykaj mnie! - krzyknęłam w jego stronę.

Odsunął się o krok i westchnął w rezygnacji.

-  Tylko Ethan może ci pomóc?

Zignorowałam go i zebrałam w końcu wszystkie siły wstając z ziemi.

- Jesteś zraniona, a gdzie on jest w takim razie? Powiedz mi, Luce!

- Nie mów do mnie tak!

- Jezu, przepraszam, że zraniłem cię po grze! Próbuje cały czas cię naprawdę przeprosić, dlaczego mnie nie posłuchasz?

Spojrzałam na niego w niedowierzaniu i odeszłam szybko.

- Ethan nawet się o ciebie nie troszczy! Wykorzysta cię tak jak wykorzystał poprzednie dziewczyny. Wkrótce, kiedy z tobą skończy, wrzuci cię do kosza tak jak wszystkie inne dziewczyny. Martwi się tylko siebie. Samolubni ludzie tacy jak Heather i Ethan są dl siebie stworzeni! Zasługujesz na coś lepszego niż to. Kogoś, kto naprawdę cię kocha!

- Kogoś takiego jak ty? - prychnęłam - Jeśli Ethan jest tak okropny to ty nie jesteś lepszy!

Więcej łez zaczęło spływać po moich polikach. Szybko je starłam.

Wróciłam na resztę moich lekcji chowając twarz w dłoniach. Kiedy lekcje się skończyły, poszłam do pracy tak szybko jak tylko mogłam. Chciałam tal znaleźć się jak najszybciej.

- Wszystko w porządku? Masz zapuchnięte oczy - spytała mnie menadżerka gdy weszłam do środka.

- Jest okej - skłamałam - po prostu to był długi dzień.

Widziałam, że mi nie wierzy, ale i tak pokiwała głową.

Podczas przerwy, wyszłam na dwór by zadzwonić do mamy. Miałam zamiar wrócić do domu pózniej bo chciałam popracować dłużej.

- Tak mamo. Zadzwonię jeśli coś... kocham cię - rozłączyłam się. Chciałam naprawić wszystko ze swoją mamą. Nie chciałam, żebyśmy znowu się kłóciły. Była jedyną rodziną, którą tak naprawdę miałam. Nie mogłam jej stracić. Odwróciłam się by wrócić do kafejki, jednak spotkałam się ze spojrzeniem Ethana.

- Luce...

Stałam tylko w miejscu. Zacisnęłam usta i miałam nadzieję, że żadna łza nie wypłynie. Jeśli zaczęłabym płakać, od razu by się zorientował, że coś nie tak i naprawdę nie chciałam zaprzątać mu głowy głupim problemem z Heather. Na pewno nie mogłam pozwolić Ethanowi by widział mnie załamaną. Przełknęłam głośno ślinę.

- Hej... - powiedziałam.

Musiałam zawalić udawanie, że wszystko w porządku bo bez słowa po prostu mnie przytulił. I po prostu rozkleiłam się jak małe dziecko.

- Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam Luce - objął mnie jeszcze mocniej.

Wtuliłam się w niego mocniej. Zaszlochałam jeszcze bardziej w jego koszulkę.

- Co zrobiła?

Pokręciłam głową.

Ethan próbował mnie od siebie odsunąć ale trzymała się go mocno. Nie chciałam żeby widział mnie zapłakaną.

- Luce, proszę powiedz mi to będę mógł to naprawić! Przysięgam na Boga...

Ścisnęłam go ramiona wtulając się mocniej.

- Nie, niczego nie rób! - powiedziałam.

- Luce, ona musi się nauczyć...

- Nie, proszę. Po prostu mnie przytul.

Westchnął we frustracji tuląc mnie znowu.

- Przepraszam kochanie...

Po jakimś czasie odsunęłam się od niego. Ethan złapał mnie za ramiona. Widziałam złość wypisaną na jego twarzy. Starł łzy z moich polików.

- Powiedz mi...

Wpatrywałam się w niego. Nie wiem czy powinnam to powiedzieć. Czy znowu go to bardziej rozzłości?

- I tak się dowiem - powiedział gdy ja się zastanawiałam.

Miał rację. Pokiwałam głową. Złapałam go za policzki i pocałowałam w usta.

- Po pracy... najpierw muszę dokończyć zmianę.

- Nie, nie musisz! - usłyszałam głos swojej menadżerki. Oboje odwróciliśmy się by na nią spojrzeć - wracaj do domu, Luce! - oddała mi rzeczy i kiwnęła głową bym odeszła.

- Ale, obiecałam...

- Poradzimy sobie kochana. Idź doprowadź się do normalnego stanu - posłała mi lekki uśmiech.

- Dziękuję... - uśmiechnęłam się niepewnie. Przytaknęła i wróciła do pomieszczenia. Spojrzałam znowu na Ethana. Wciąż był zły. Złapałam delikatnie jego rękę i ruszyliśmy do samochodu.

- Możesz mi teraz powiedzieć... - powiedział Ethan gdy ruszyliśmy.

Spojrzałam w dół na swoje kolana.

- To nic takiego...

- To było coś. Obiecałaś że mi powiesz! - podniósł głos.

Jego ton mnie zaskoczył przez co wcisnęłam się bardziej w fotel. Spojrzałam na niego ostrożnie.

- Przepraszam. Po prostu muszę wiedzieć. Nie mogę pozwolić by Heather wciąż to robiła.

- Dobrze, powiem ci, jeśli ty pierwszy mi powiesz gdzie dzisiaj byłeś.

- Jakis ma to znaczenie?

- Nie widziałam cię dzisiaj cały dzień w szkole. Nie odpisywałeś na moje wiadomości! Martwiłam się - powiedziałam zaniepokojona.

- Nie musisz wiedzieć. To mało ważne - wbił wzrok w drogę przed sobą i nie spojrzał na mnie gdy to mówił.

Poczułam ukłucie w klatce piersiowej. Powiedział to jakbym nie była na tyle ważna bym się tego dowiedziała. Myślałam, że chcemy wyjść z tego naszego sekretnego życia, ale jak widać się myliłam.

- Zatrzymaj samochód - powiedziałam.

- Co? - spytał zdziwiony.

- Powiedziałam, zatrzymaj samochód! - powiedziałam wkurzona.

- Nie! Nie powiem ci, jeśli ty nie powiesz mi co zrobiła Heather!

Bez większego namysłu. Złapałam za kierownice. To była naprawdę zwariowana rzecz, ale musiałam wydostać się z auta. Czułam jakbym się dusiła.

- Zwariowałaś?! - wykrzyczał Ethan. Zaparkował na poboczu drogi - Próbujesz zabić naszą dwójkę?

- Może Theo ma rację! Może ty i Heather jesteście dla siebie stworzeni! - wykrzyczałam wściekła. Odpięłam pas i wyszłam z auta.

- Że co? Rozmawiałaś z Theo? Nie mówiłem ci, żebyś trzymała się od niego z daleka?

Ruszyłam przed siebie.

- Co do cholery ci powiedział?

- To nie ma znaczenia, ale jeśli chcesz wiedzieć, to powiedział, że samolubni ludzie tacy jak ty i Heather są przeznaczeni dla siebie i może miał rację... więc idź i bądź sobie z Heather bo jest dla ciebie idealna! - wykrzyczałam i ruszyłam poboczem.

Ethan podbiegł do mnie i złapał mnie za ramię. Odwrócił mnie do siebie bym na niego spojrzała.

- A ty go słuchasz? Nie zauważyłaś, że chcą nas tylko rozdzielić? - powiedział zawiedziony - Kiedy się z nim widziałaś?

- Wtedy, kiedy ratował mnie gdy nie było ciebie w szkole! - wykrzyczałam ze łzami w oczach.

Puścił powoli moje ramię z przepraszającym spojrzeniem. Odwróciłam wzrok.

- Przepraszam. Wiem, że powinienem tam być by cię obronić...

- Jeśli chcesz mnie chronić, to po prostu powiedz mi gdzie dzisiaj byłeś!

- To nie ma znaczenia!

Byłam jeszcze bardziej sfrustrowana. Mówi mi, że przeprasza, a nie może nawet mi powiedzieć, gdzie był.

- Więc dlaczego znaczenie ma to, co zrobiła mi Heather?

- Ma znaczenie! Zraniła cię! Jestem po to by cię chronić... nie Theo. Powinienem... - złapał się za włosy.

Podeszłam do niego biorąc jego twarz w dłonie.

- Zawsze to robisz Ethan. Nie obchodzi mnie to, czy byłeś tam czy nie. Dlaczego po prostu nie możesz mi powiedzieć gdzie dzisiaj byłeś?

- Ponieważ to nie... to dlatego... - nie patrzył na mnie gdy mówił.

- Nie obchodzi mnie co to jest. Po prostu mi powiedz - nalegałam dalej trzymając jego twarz w dłoniach.

- Opuściłem szkołę by trenować...

- I dlaczego nie mogłeś mi tego powiedzieć od razu?

- Bo... - spojrzał na mnie.

Posłałam mu pewne spojrzenie by przekazać mu, że cokolwiek to będzie, to będzie w porządku.

- Mój ojciec chcę żebym z tobą zerwał...

Puściłam jego twarz i zrobiłam krok w tył zszokowana.

- Powiedziałem mu, że tego nie zrobię więc już mi nie pomaga. Te wszystkie kontakty. Nie potrzebuję tego więcej. Po prostu muszę trenować ciężej. Dlatego opuściłem dzisiaj dzień w szkole, by pójść potrenować.

Nie mówiłam niczego przez chwilę. Jego ojciec przestał go wspierać przeze mnie? Naprawdę tak bardzo komplikuje mu życie? Rujnuje go? Jeśli nie dostanie tego stypendium, to będzie moja wina? Spojrzałam znowu na niego.

- Będzie to dla ciebie lepsze, jeśli zerwiemy...? - spytałam bojąc się odpowiedzi.

- Oczywiście, że nie. Nic wtedy nie będzie lepsze jeśli nie będzie cię w moim życiu - powiedział, po czym przyciągnął mnie do siebie.

Chciałam w to wierzyć, ale z jednej strony wiedziałam, że to nie jest do końca prawda.

Wtuliłam twarz w jego tors i oplotłam go rękoma w talii.

- Dlaczego po prostu nie mogą zostawić nas w spokoju? - wymamrotałam w jego koszulkę.

- Czy tak źle jest kochać?

______________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro