Rozdział 33 [1/2]
Poniedziałek
Ethan's POV
W końcu miałem zamiar zakończyć to coś z Heather. Nie mogę pozwolić by Lucille była daleko ode mnie i cierpiała. Wiedząc, że była skłonna poddać się na nas, tylko po to bym zdobył stypendium, uświadomiło mi jedynie prawdziwą miłość do niej i to jak bardzo martwiła się o mnie. Napisałem do Heather i powiedziałem, że chcę się z nią spotkać.
- Więc co to takiego?
- Powiem to szybko. To koniec, Heather - powiedziałem bez zastanowienia.
Widziałem niedowierzanie i złość na jej twarzy.
- Co?
- Nie będę tego dalej ciągnąć. Mam dość. Z nami koniec.
- Nie możesz tak po prostu tego skończyć. Wiesz, że jeśli powiem o tym swojemu ojcu, to spowoduje, że już nie zobaczysz baseballa na oczy już nigdy więcej!
- Powiedz mu. W sumie, będę wdzięczny gdy to zrobisz. Rób co chcesz. Chociaż i tak cały czas to robisz. Ale ja z tego się wypisuję - powiedziałem spokojnie zanim odszedłem.
- Ethan! Wróć tu natychmiast! Jeśli nie, to przysięgam... - Wykrzyczała za mną. Jednak ja nie zwróciłem już na to uwagi.
Heather's POV
- Ethan to zakończył! Zawaliłeś!
- To nie znaczy, że ja zawaliłem. Wciąż mogę ją zyskać. To, że on to zakończył, nie znaczy, że ty masz to zakończyć. Współpraca, pamiętasz?
Lucille's POV
Przerwa na lunch?
Ethan napisał do mnie podczas drugiej lekcji. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wysłałam mu uśmiechniętą emotkę.
Spotkamy się tak gdzie zawsze?
Okay.
Odpisałam.
- Słyszałam, że Ethan zerwał z Heather - usłyszałam szept jakiejś dziewczyny.
- Wiem. Smutna sprawa. Wydawała się nieco wkurzona przez to - powiedziała druga.
- Słyszałam, że to przez jakąś inną dziewczynę.
- Co?! Nie ma mowy... Kto mógłby zastąpić Heather?
- No właśnie! - zaśmiały się obie.
Dzwonek zadzwonił sygnalizując koniec lekcji i przerwę na lunch. Spotkałam się z Ethanem tam gdzie zwykle, jak obiecałam, jednak nie było go tam gdy dotarłam na miejsce.
- Głodna? - W pewnym momencie usłyszałam jego głos i kroki podążające w moją stronę. Uśmiechnęłam się. W ręku trzymał kanapki i paczkę chipsów.
- Tylko trochę - odpowiedziałam.
Stanął naprzeciwko mnie wręczając mi kanapkę. Już po nią sięgałam, jednak on odsunął szybko rękę. Posłałam mu niezrozumiałe spojrzenie.
- Ah ah ah... oczekuje zapłaty - powiedział.
Przekrzywiłam głowę.
- Zapłaty?
- Moje usta są nieco suche. Więc czemu ich dla mnie nie nawilżysz? - uśmiechnął się kokieteryjnie.
Zaśmiałam się cicho.
- Jeśli o to chodzi, to nie jestem wcale aż taka głodna... - powiedziałam, udając, że mam ochotę od niego odejść.
- Zaczekaj! Dobra, możesz wziąć tę kanapkę - powiedział poddając się.
Odwróciłam głowę w jego stronę. Miał minę szczeniaczka z tymi wielkimi oczami. Wyglądał przeuroczo.
- Dziękuje, miły panie - wzięłam kanapkę. Złapał mnie szybko w pasie przyciągając mnie do swojego ciała, co naprawdę mnie zaskoczyło.
- Nie ma za co, piękna panno - powiedział, po czym mnie pocałował. Gdy odsunęliśmy się, na jego ustach widniał uśmiech. Uderzyłam go lekko w ramię i usiedliśmy na ziemi. Usiadł naprzeciwko mnie, jednak po chwili przysunął mnie tak, że siedziałam między jego nogami.
- Tęskniłem za tobą... Potrzebuję cię blisko siebie, tak jak tylko to możliwe.
Zarumieniłam się mocno.
Jadłam kanapkę, gdy on wpatrywał się w moją twarz. Jego obie dłonie były umieszczone na moich biodrach zataczając kciukami kółeczka na materiale.
Uśmiechnęłam się do niego i zaoferowałam mu kanapkę. Podsunął się biorąc małego gryza.
Po chwili, przypomniałam sobie o tym co dziewczyny mówiły w klasie.
- Więc, ten twój niezbyt dobry plan... jaki był?
- To już załatwione. Teraz, możesz się tylko martwić o nowe położenie w którym chcesz się znaleźć - jego kąciki ust uniosły się ku górze.
- Ethan, pytam poważnie - powiedziałam niewzruszona. Jego twarz stężała i siedział cicho przez chwilę.
- Zerwałeś z Heather, prawda? - spytałam. W sumie to znałam odpowiedź.
- Tak. To był ten czas.
- Ethan, a co jeśli nastawi swojego ojca przeciwko tobie? - spytałam zmartwiona.
- To bez znaczenia. Jeśli jej ojciec mnie nie lubi, trudno. To nie koniec świata.
- Ethan...
- Poza tym... mam ciebie... to jest najważniejsze teraz - uśmiechnął się do mnie.
- Ale jeśli dalej zależy ci na tym, bym zdobył to stypendium, to jest inny sposób żebyś mi pomogła - powiedział.
- Co takiego?
- Bądź znowu moim korepetytorem.
Spuściłam wzrok.
- To zabawne... twoja mama spytała mnie o dokładnie to samo.
- Moja mama?
- Mhm, widziałam się z nią i powiedziała mi jak bardzo potrzebujesz znów korków.
Podniosłam na niego wzrok i uderzyłam go lekko.
- Czemu jesteś taki beznadziejny z tymi sprawdzianami?!
- Ponieważ nie miałem ciebie - westchnął.
Uniosłam kąciki ust, a moje poliki się zarumieniły.
- Albo celowo robisz wszystko źle bym wróciła, hm?
- To też - zaśmiał się.
- Twoja mama wspomniała też o czymś innym...
- Co powiedziała?
- Że widziałam iskierki między nami... Jakim cudem to zgadła?
Zaśmiał się głośniej.
- Nie lepiej jeśli już wie? Teraz mogę całować cię, kiedykolwiek tylko chcę.
Zachichotałam. Poczułam jak mój telefon wibruje. Zerknęłam na ekran. Theo.
- Kto to? - spytał Ethan.
- Theo...
- Nie odbieraj.
- Ale, on był taki miły dla mnie...
- Nie obchodzi mnie to. Tylko się taki wydaje...
- Muszę... - powiedziałam i odebrałam.
- Halo?
- Lucille, gdzie jesteś? Szukałem cię - spytał Theo.
Zerknęłam na Ethana który kręcił głową.
- Jestem w bibliotece.
- Naprawdę? Okej. Zaraz tam...
- Nie! - wypaliłam szybko - to znaczy, jestem naprawdę zajęta. Muszę skończyć projekt. Wolałabym zrobić to sama.
- Oh, okay... - powiedział niepewnie.
- Taaa... zgadamy się pózniej. Nie chcę żeby bibliotekarka mnie usłyszała. Pa. - szybko się rozłączyłam.
- Nie ufam mu - odparł Ethan.
Spojrzałam na niego zmartwiona.
- Ty nikomu nie ufasz...
- Nie, to nieprawda. Ufam tobie, pomijając fakt, że chodzisz na randki z tym nowym - powiedział zirytowany.
Byłam zaskoczona.
- A skąd to niby wiesz? - spytałam.
- Wiem wszystko. Jesteś moja, pamiętaj o tym, Lucille James - powiedział niskim głosem.
Próbowałam wstrzymać śmiech, ale nie mogłam. Ethan po chwili zawtórował. Skończyłam kanapkę i opuściliśmy to miejsce.
Po szkole
- Lucille! - zawołał mnie Theo.
Odwróciłam się do niego przodem.
- Hej Theo.
- Hej! Jak poszedł projekt?
- Projekt? - spytałam zbita z tropu, jednak szybko sobie przypomniałam - och tak, projekt. Um, prawie skończyłam - skłamałam ze sztucznym uśmiechem.
- Okej...Um, apropo piątku... przepraszam, znowu. Pozwoliłem uczuciu wziąć górę. Nie powinienem nawet spróbować cię pocałować bez twojego pozwolenia - powiedział nerwowo.
Spojrzałam w dół.
- Nie, jest w porządku. Nie zadręczaj się tym więcej - uspokoiłam go.
- Ale Lucille, zrobiłem to dlatego, bo...
- Theo! - przerwałam mu. Zamilkł.
- J- ja... - zawahałam się.
- Co takiego, Lucille?
Podniosłam na niego wzrok.
- Nie mogę.
- Nie możesz, czego?
Wzięłam głęboki oddech.
- Nie mogę z tobą być.
- Co masz na myśli? - wyglądał na sfrustrowanego.
- Dziękuje za bycie tak wspaniałym przyjacielem. Jestem niezmiernie ci za to wdzięczna, ale to wszystko, co może być między nami. Jeśli bym ci pozwoliła brnąć dalej... przepraszam, naprawdę nie chciałam - kontynuowałam.
- Nie możesz, ponieważ Collins?
Moje oczy zrobiły się jak spodki. Wiedział.
- Skąd ty...
- Hm, zgaduje, że to ja jestem teraz w tym skomplikowanym związku, huh? - powiedział wzburzony.
- Theo... przepraszam - powiedziałam. Było mi głupio.
- Muszę iść - tylko to powiedział zanim odszedł.
Westchnęłam. Nie miałam zamiaru go zranić. Nigdy nie sądziłam, że jestem nawet w stanie kogoś zranić. Czułam jak całe moje ciało przechodzi dreszcz winy.
Theo's POV
- Przejdźmy do planu B!
- Wiedziałam, że ci się nie uda...
Lucille's POV
Wieczór
- W porządku? - spytała zmartwiona April.
Byłyśmy w moim pokoju. April siedziała na łożku, a ja właśnie przeszłam przez drzwi. Podeszłam do niej wtulając się w nią.
- Co się dzieje Luce? - spytała, głaszcząc mnie po plecach. Nie odezwałam się. Było za dużo rzeczy, które teraz się dzieją w mojej głowie i w moim życiu.
- Luce... porozmawiaj ze mną.
Podniosłam na nią wzrok.
- Jestem najgorszą osobą na świecie.
- Oh No weź, Luce. Nie jesteś. Co się stało?
Odsunęłam się i zaczęłam bawić się swoimi palcami.
- Theo mnie teraz nienawidzi.
- Czemu? - spytała.
- Dzisiaj, po szkole, miał zamiar powiedzieć mi, że mnie lubi, ale przed tym, powiedziałam mu, że nie czuję do niego tego samego.
- Co?! - wykrzyczała.
- Jestem najgorszym człowiekiem chodzącym po tej ziemi.
- Luce, co się stało? Myślałam, że między wami się układa. Mieliście nawet drugą randkę.
Stałam w ciszy.
- Nie mów mi, że ma to coś wspólnego z Ethanem.
Unikałam jej wzroku.
- Luce! Ma, prawda?
Wciąż nie odezwałam się ani słowem.
- Czy wy we dwoje...?
Podniosłam na nią wzrok i Pokiwałam głową.
April wciągnęła gwałtownie powietrze.
- LUCE!
Wstałam z łóżka i odeszłam trochę stojąc do niej plecami.
- Luce, lepiej żebyś powiedziała mi wszystko!
- Pamiętasz Heather? - spytałam w końcu.
- Tak. Udawaną dziewczynę Ethana? Co z nią?
- Szantażowała go. To dlatego mnie zranił. Zrobił to tylko dlatego, by Heather nic mi nie zrobiła.
- Co za suka. To okropne! Jak mogła coś takiego zrobić?... więc wybaczyłaś mu?
Obkręciłam się w jej stronę kiwając głową.
- Ale był takim dupkiem...to co ci powiedział. Niszczyło cię to tygodniami.
- Wiem, ale on jedynie starał się mnie chronić. Wiedziałam, że jest jakiś powód...
April ciężko westchnęła.
- Ja tylko... Nie wiem... Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, Luce. Nie chcę żebyś znowu cierpiała.
- Wiem. Wiem. Nie zrobię tego sobie po raz kolejny. Obiecuję.
April uśmiechnęła się smutno.
- Obiecałaś... - powiedziała.
Przytaknęłam głową.
- Poza tym, sądzę, że Heather chcę dostać znowu w twarz - zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam.
Późny wieczór
April usnęła. Też miałam taki zamiar, ale usłyszałam jak ktoś rzuca kamyczkami w moje okno. Wyjrzałam przez nie i zauważyłam Ethana stojącego na chodniku, machającego do mnie bym zeszła do niego. Wciągnęłam na nogi trampki i zeszłam powoli na dół, wychodząc na dwór. Wbiegłam w jego ramiona, na co objął mnie od razu. Musnął ustami czubek głowy.
- Cześć piękna - powiedział.
Odsunęłam się, jednak ręce wciąż miałam oplecione wokół jego szyi i uśmiechnęłam się.
- Bałem się, że już śpisz - kontynuował.
- Cóż, masz szczęście. Lubię czekać na swojego księcia z bajki, który ucałuje mnie na dobranoc - zażartowałam. Usłyszałam jego słodki śmiech, a jego wargi zetknęły się z moimi. Trwaliśmy tak krótką chwilę.
- Więc... czy myślałaś już nad tym, by z powrotem być moim korepetytorem? - spytał.
- Hmm...Jeszcze nie, ale nie sądzę, bym musiała się nad tym zastanawiać.
- Tak też myślałem - szepnął mi do ucha po czym zszedł ustami na moją szyję.
- Oh naprawdę? - spytałam rozbawiona.
- Mhm, naprawdę - odpowiedział, po czym złapał mnie za pośladki unosząc nieco, przez co byłam z nim równa - I wiem, co dokładnie robisz w sobotę.
Zaśmiałam się.
- Serio, więc co robię w sobotę? - spytałam.
- Idziesz na mecz baseballa, a po tym będziemy to świętować tym, że ja będę w tobie.
Odsunęłam się zaskoczona.
- Oh doprawdy? Jesteś tego pewny? - Zaśmiałam się głośno.
- Mhm, zdecydowanie - powiedział dociskając znowu usta do mojej szyi, zostawiając mały ślad po jednej stronie.
- Przestań, nie mam zamiaru zakrywać jutro szyi w szkole - Zachichotałam próbując odsunąć go od siebie.
- Nie martw się, obronię cię.
Spojrzałam na niego sceptycznie. Jego jedna ręka znajdowała się u dołu moich pleców, a druga na mym policzku.
- Nie bądź jutro zbyt zaskoczona.
Nie miałam pojęcia o czym mówi, ale jutro miałam się przekonać.
________________________________
Postaram się jutro dodać drugą część 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro