Rozdział 32
Tydzień minął w ekspresowym tempie. Był już piątek. Dzisiaj była moja "randka" z Theo. Cudownie. Oczyszczę swoje myśli z Ethana. Byłam z siebie dumna. Kochałam go, ale nie mogłam ryzykować by stracił swoje stypendium. Żałowałabym tego. Przed tym jak uratował mnie tamtego feralnego wieczoru, miał zaplanowaną całą przyszłość. Oczyścić wieczór, w którym kochaliśmy się w jego aucie był cudowny i nie chciałam pozwolić mu odejść. Powiedziałam sobie, że nie mogę pozwolić Heather zabrać mi tego co kocham, ale kiedy nad tym dłużej pomyślałam, jeśli samolubnie chciałabym do niego wrócić, byłabym hipokrytką. Zabrałabym Ethana od tego co kochał i nad czym tak ciężko pracował. Nie mogłam uwierzyć w to, że Heather mogła go szantażować mną. Była panną Perfekcyjną-szanowaną- księżniczką. Mogła mieć wszystko czego zapragnęła. Dlaczego nie mogła po prostu dać Ethanowi normalnie żyć? Ale pewnie nie słuchałam samej siebie... mogła mieć wszystko czego chciała, a tym czymś, kimś był właśnie Ethan. Dać mu odejść, to była najlepsza decyzja dla niego.
Theo był u mnie w domu. April wyszła gdzieś na miasto mówiąc, że nie chce być znowu trzecim kołem. Poszłam zrobić popcorn gdy Theo w tym czasie włączał film na moim laptopie. Gdy popcorn był gotowy, wróciłam z nim do salonu siadając obok Theo, a laptop leżał na stoliku kawowym przed nami. Usadziłam popcorn między nami i włączyliśmy film. Byłam wciągnięta w film ale czułam jak Theo zerka na mnie. Mogłabym na niego spojrzeć ale wiadomo, że wtedy odwróciłby wzrok. W końcu...
- Co jest? - spytałam.
- Nic - powiedział z delikatnym uśmiechem.
Nie wierzyłam mu.
- Powiedz mi.
- Cóż, myślałem nad tym jak bardzo jest to słodkie, że nie oglądasz telewizji.
Jednak jego nazwanie mnie słodką wcale nie powodowało motylków w brzuchu tak gdy mówił to Ethan.
- Um...dzięki? - powiedziałam niepewnie.
- Zastanawiałem się nad tym kim jest ten dupek który pozwolił ci odejść.
Odwróciłam wzrok wpychając popcorn do ust.
- Kimkolwiek był, już go nie ma - westchnęłam.
- I to powoduje, że jestem szczęśliwy - uniósł kącik ust.
Wróciłam do oglądania filmu z dziwnymi odczuciami. Skończyliśmy oglądać i zgłodnieliśmy, więc skoczyliśmy do pobliskiej restauracji. Wyszliśmy stamtąd gdy skończyliśmy posiłek i zapłaciliśmy.
- Lucille? - usłyszałam damski głos.
Odwróciłam się by stanąć twarzą w twarz z panią Collins. Odwróciłam się na chwile w stronę Theo.
- Spotkamy się w samochodzie, okej?
Kiwnął głową i odszedł.
- Wiedziałam, że to ty. Lucille, jak tam u ciebie? - Pani Collins spytała podchodząc bliżej.
Posłałam jej delikatny uśmiech.
- Dzień dobry Pani Collins. Wszystko dobrze, a u Pani?
- Bajecznie, jak zawsze - uśmiechnęła się szcześliwie.
- Cudownie to słyszeć - odpowiedziałam. Spojrzała za mnie.
- Oh przepraszam. Nie chciałam wam...
Pokręciłam głową.
- W porządku, wyszliśmy tylko coś zjeść.
- Oh rozumiem... chłopak? - spytała.
Zaśmiałam się cicho.
- Nie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
Wypuściła powietrze z ust i przytaknęła. Wyglądało to jakby odetchnęła z ulgą. Byłam zaskoczona.
Uśmiechnęła się niezręcznie i spojrzała w bok. Wzięła głęboki wdech i przemówiła znowu.
- Słyszałam, że nie możesz już pomagać Ethanowi w nauce.
Spuściłam głowę patrząc na swoje buty.
- Tak... przepraszam. Ja po prostu... - powiedziałam podnosząc po chwili na nią znowu wzrok.
- Nie, nie. Jest w porządku. Nie musisz się tłumaczyć - powiedziała z nutką smutku w głosie.
Przytaknęłam lekko głową.
- Wspomniał ci o tym, że dostał B+ z ostatniego testu?
Nałożyłam wymuszony uśmiech.
- Naprawdę? - spytałam. Wiedziałam już o tym.
Pokiwała głową z uśmiechem.
- To wspaniale...
- To wszystko dzięki tobie...
Spojrzałam w dół.
- Nie... sam do tego doszedł - powiedziałam. Pani Collins stała w ciszy. Spojrzałam na nią.
Jej uśmiech zniknął.
- Nie, gdyby nie robił tego dla ciebie, Lucille.
Tym razem to ja stałam cicho.
- Ethan tęskni za tobą - powiedziała.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Wiem. Każda mama by wiedziała. Widziałam zmianę w jego zachowaniu i nastroju za każdym razem gdy przychodziłaś mu pomóc i to nie dlatego, że rozumiał lekcje... widziałam te iskierki między wami gdy spytałam czy zostaniesz na kolacje. Widziałam zapał i ekscytacje w jego oczach. Coś między jest, prawda? Dlatego nie mogłaś mu już więcej pomagać.
Potrząsnęła głową.
- Nie mogę... muszę iść.
Odwróciłam się szybko.
- Jego sprawdziany i prace domowe nie idą zbyt szybko. Może to narazić jego szanse. Proszę, Lucille! Ty i ja wiemy, że on cię potrzebuje. Proszę pomóż mu znowu - wybłagała płaczliwie.
Odeszłam szybko. Poczułam łzy spływające w dół po moich polikach, ale szybko je starłam.
Gdy tylko dotarłam do samochodu Theo, wsiadłam do środka.
- W porządku?
- Po prostu jedźmy - zażądałam patrząc się przez okno. Ruszyliśmy.
Dotarliśmy do mojego domu i odprowadził pod drzwi.
- Um, dziękuje za kolację i że przyniosłeś film - powiedziałam.
- Oczywiście. Poza tym, obiecałaś mi, więc to ja powinienem ci dziękować - zaśmiał się cicho ale ja nie. Jego śmiech zniknął a na twarzy pojawiła się powaga.
- Czy to była mama Ethana Collinsa z którą rozmawiałaś?
- Tak... - wyszeptałam.
- Czego od ciebie chciała?
- Niczego... powinieneś już... robi się późno - powiedziałam po czym odwróciłam się do niego plecami.
- Czekaj Lucille - spojrzałam na niego odwracając się znowu.
Złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie bliżej. Pochylił się do pocałunku jednak ja szybko się odsunęłam zasłaniając usta. Wyglądał na zaskoczone, pózniej niezadowolonego.
- Theo, przepraszam...
- Nie, to moja wina. Powiedziałaś, że właśnie wyszłaś ze skomplikowanego związku i... Boże, nie powinienem tego robić.
- Nie, jest w porządku - starałam się go jakoś pocieszyć.
- Lucille, wiem że starasz się dojść do siebie...
- Theo, jestem trochę zmęczona. Może porozmawiać jutro? - przerwałam mu. To było niegrzeczne, ale wiedziałam do czego dąży. Starałam się temu wszystkiemu zaprzeczać ale dzisiaj to potwierdziłam. Nie może darzyć do mnie żadnych uczuć gdy w moim sercu wciąż jest Ethan. Odwróciłam się wchodząc do domu.
Theo's POV
Siedziałem w samochodzie, przy telefonie.
- I jak poszło?
- Źle... odrzuciła mój pocałunek.
- Wow. Odmówiono nawet takiemu wielkiemu cudownemu Theo... Za co do cholery ci płacę?
- Bądź cicho. Zdobędę ją wkrótce. Zajmij się po prostu swoją częścią. Tak poza tym, natknęliśmy się na matkę Ethana. Musisz zacząć bardziej się martwić jeśli chcesz utrzymać go na smyczy.
- Zajmę się tym. Jeśli ktokolwiek się o tym dowie, nie dostaniesz nic. Słyszysz mnie?!
Lucille's POV
Patrzyłam się na imię Ethana wyświetlające się w moim telefonie.
Wiem. Każda mama by wiedziała. Widziałam zmianę w jego zachowaniu i nastroju za każdym razem gdy przychodziłaś mu pomóc i to nie dlatego, że rozumiał lekcje... widziałam te iskierki między wami gdy spytałam czy zostaniesz na kolacje. Widziałam zapał i ekscytacje w jego oczach. Coś między jest, prawda? Dlatego nie mogłaś mu już więcej pomagać. Głos jego mamy cały czas rozbrzmiewał mi w głowie.
Przejeżdżałam palcem po jego imieniu w kontaktach.
Ja za tobą też tęsknie Ethan.
W pewnym momencie zbyt mocno nacisnęłam palcem na ekran i kliknęłam w słuchawkę wybierając do niego numer. Kurka. Kurka. Kurka. Szybko się rozłączyłam. Odetchnęłam. Było blisko. Po chwili telefon zaczął dzwonić a na wyświetlaczu pojawiły się dane dzwoniącego:
Ethan
O kurwa. Nie odbieraj. Nie możesz.
Nie słuchałam siebie i odebrałam.
- Halo? - przemówił. Moje serce zaczęło bić milion razy szybciej. Siedziałam cicho. Mogłam usłyszeć jak oddycha.
- Lucille...
Szybko rozłączyłam się zanim bym się rozpłynęła. Jak jakaś beksa.
Co ja sobie robiłam? Moje łzy mogłyby utworzyć już rzekę. Pozbyłam się sercowych myśli i położyłam się spać by być wyspana na jutro do pracy.
Sobota
Miałam poranną zmianę w kawiarni. Było sporo ludzi, jednak nie przeszkadzało mi to. Musiałam coś zrobić by nie myśleć za dużo o tym...wszystkim. Najlepiej było się czymś zająć.
- Witamy w Yummy's Cafe! - powiedziałam do przychodzącego klientka. A tym klientem okazał się Ethan.
Zachowuj się normalnie.
Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do niego przylepiając do ust wymuszony uśmiech.
- Tędy, proszę pana - powiedziałam wskazując ręką na stolik. Trzymałam w dłoni mocno menu. Ethan zajął miejsce przy wyznaczonym stoliku.
- Co pan sobie dzisiaj życzy? - powiedziałam głosem przygotowanym dla klientów.
- Lucille.
Kaszlnęłam.
- Sok pomarańczowy, dobrze - powiedziałam tak nagle.
- Lucille przestań -urwał.
- Przyniosę sok pomarańczowy. Proszę mnie zawołać gdy będzie pan gotowy złożyć zamówienie - powiedziałam uśmiechając się sztucznie i odeszłam. Byłam nawet w dobra w tym całym 'udawaniu o naszej przeszłości'.
Wzięłam sok pomarańczowy i wróciłam z nim do jego stolika stawiając go na nim.
- Czy jest pan gotowy by złożyć zamówienie?
- Lucille. Proszę porozmawiajmy.
- Jeśli nie jest pan gotowy...
- Dobra! Zamówię, ale Obiecaj mi, że porozmawiasz ze mną po pracy - powiedział sfrustrowany. Wpatrywałam się w niego.
- Tosty, jajka i bekon - powiedział. Zapisałam wszystko. Oddał mi menu ale złapał mnie za nadgarstek.
- Proszę, Lucille.
Zignorowałam go.
- Przyniosę panu zamówienie gdy będzie gotowe - odparłam nonszalancko. Wzięłam menu wracając do kuchni i odetchnęłam głośno.
- Dobrze się czujesz? - powiedział jeden ze współpracowników. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Tak... wszystko w porządku, przepraszam - powiedziałam po czym poszłam znowu pod drzwi. Ethan przyszedł podczas mojej ostatniej godziny i czekał do końca zmiany. Ignorowałam jego osobę. Po wręczeniu mu posiłku, nie wróciłam już do jego stolika. Gdyby to nie był Ethan, pewnie byłabym najgorszą kelnerką na świecie. Zostało około 10 minut do końca mojej zmiany, a Ethan wciąż tu siedział. Gdy skończyłam prace, Ethana nie było. Odetchnęłam z ulgą. Myślałam, że już nigdy nie wyjdzie. Umyłam ręce i przebrałam się. Wyszłam tylnymi drzwiami. Powinnam się domyśleć, powiedziałam do siebie widząc tam Ethana. Zignorowałam go, to oczywiste. Minęłam go po prostu.
- Nie zgodziłem się - powiedział. Słyszałam jego kroki za sobą.
Kontynuowałam chód.
- Poddałaś się, jednak ja wciąż to trzymać w całości. Nie mam racji?
Zatrzymałam się. On również się zatrzymał. Stał tylko pół metra ode mnie. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się do niego twarzą.
- Ethan, robię to dla ciebie! Więc proszę, przestań - krzyknęłam czując jak łzy napływają mi do oczu.
- Cóż, nie mogę ci na to pozwolić! Raz dałem ci odejść. Nie mogę na to pozwolić po raz kolejny!
- Ale musisz. Nie widzisz tego? Twoje stypendium...
- Pieprzyć te cholerne stypendium. Więc o co chodzi?
- Chodzi o to, że całe życie walczyłeś o to by baseball był twoim zawodem... twoją przyszłością... i jeśli to stracisz, to ten cały czas... twoje całe życie będzie nic niewarte.
- Więc co? Chcesz bym wrócił do Heather. Mam być z nią szczęśliwy gdy ty będziesz płakać? Tego naprawdę chcesz?
Spojrzałam w bok, pózniej znowu na niego.
- Tak! To jest to czego chcę! Więc idź... idź być z Heather! - wykrzyczałam.
- Czy kiedykolwiek dostałaś to czego chciałaś? - powiedział po czym podszedł do mnie bliżej biorąc moją twarz w dłonie. Powoli, ale słodko, jego usta spotkały się z moimi. Próbowałam się odsunąć, ale jego uścisk był mocny.
- Myślałaś, że możesz mnie ignorować a ja tak po prostu odpuszczę? - zaśmiał się cicho odsuwając powoli od moich ust. Jego dłonie wciąż były umieszczone na mojej twarzy. Patrzyliśmy się sobie w oczy.
- Nigdy mnie nie słuchasz...
- Dlatego cię właśnie zdobyłem, nie tak było? - zażartował wpatrując się we mnie intensywnie.
- Czemu zawsze jesteś taki uparty?
- Tylko gdy chodzi o to byś była moja... - powiedział po czym przycisnął usta do mojego czoła.
- Więc co teraz robimy? - spytałam zmartwiona.
Uśmiechnął się szeroko i powiedział.
- Chodźmy! - złapał mnie za rękę ciągnąc do swojego motoru.
Dotarliśmy do plaży po pół godzinie.
- No chodź - splótł razem nasze palce ciągnąc mnie za sobą. Wpatrywaliśmy się w fale zachodzące na siebie. Nasze dłonie wciąż były splecione.
- Nie odpowiedziałeś mi wcześniej - przemówiłam przenosząc wzrok na niego - Heather wkrótce się o nas dowie. Powie swojemu ojcu i wszystko... wszystko się skończy.
- Ta, wszystko się skończy - spojrzał na mnie z uśmiechem - mam plan. Nie wiem czy jest on dobry czy zły, ale mogę zostać przy tobie.
- Jaki plan? - spytałam.
Odwrócił się do mnie przodem.
- Po prostu wiedz, że w końcu będę mógł spełnić obietnice.
Przez jakiś czas po prostu wpatrywaliśmy się w ocean. Było tak spokojnie i relaksująco. Przez moment mogliśmy oddychać.
______________________________
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro