Rozdział 9. Pogrzeb?
(Perspektywa Caseyego)
Dziś był pogrzeb Wiki. Od śmierci przyjaciółki wszyscy jesteśmy ubrani na czarno. Współczuje rodzicom Wiktorii. W końcu... Stracili jedyne dziecko. Wszyscy bardzo przeżywaliśmy śmierć przyjaciółki. Dzień po odejściu Wiki jej bliscy zrobili wszystko związane z pogrzebem. Ja i kilka osób kupiliśmy wiązanki i znicze. Sam Slenderman zrobił trumnę dla Wiki którą pomalował na biało, a wnętrze trumny ozdobił Offender czerwonymi różami. Obecnie wszyscy szykowaliśmy się by iść do kostnicy. Gdzie było ciało Wiki. Chłopaki zapakowali wiązanki i znicze do aut do których doczepili flagi i czarne wstęgi.
-Casey idź po dziewczyny.- Powiedział Raph. Poszedłem do pokoju Jane. Kiedy byłem pod pokojem zapukałem i wszedłem. W pokoju były wszystkie dziewczyny. April siedziała na łóżku Jane. Na kolanach miała głowę Sally.
-Dziewczyny... Musimy już iść.- Powiedziałem podchodząc do April. Wziąłem Sally na ręce i podałem jej misia.
-Ja chce by Wiktoria żyła.- Słowa Sally były takie jakby miała zaraz się rozpłakać. Wiedziałem co czuła. Każdy chciał by śmierć Wiktorii była tylko złym snem. Jednak to realny świat, a nie sen czy własnoręcznie pisana książka której losy można od tak zmienić.
-Wiem Sally. Ja też bym chciał.- Powiedziałem i zacząłem iść z dziewczynami do aut. Weszliśmy do nich i zaczęliśmy jechać do kostnicy nie daleko domu Wiki. Ja, Jeff, Raph, wujek Wiki i Marek (jeden z wojskowych) wzięliśmy wiązanki i weszliśmy do kostnicy. W środku był już Slenderman z braćmi. Położyliśmy wiązanki przy otwartej trumnie. Wiktoria wyglądała jakby spała. Miała na sobie swój strój kunoichi, a do pasa przyczepione kabury z pistoletami i swoje wilcze tantō. Po chwili do kostnicy weszli pozostali.
-Po pogrzebie dam ostrą nauczkę Shredderowi i jego patałachom.- Powiedział Masky.
-Damy Masky.- Poprawiła go Karai. Zdjąłem swoją chustę którą zawsze nosiłem na czole. Podszedłem do Wiki i założyłem jej na przedramieniu moją chustę.- Casey co ty robisz?- Zapytała Karai.
-Składam trybut.- Powiedziałem i usiadłem na ławce. Offender wyciągnął z kieszeni czarną różę którą wplótł w włosy Wiki. Następny był Jeff. Założył Wice na szyje jakiś wisiorek z nożem. Sally dała misia. Innym słowem każdy dał coś co skojarzyło by się Wiktorii z daną osobą.
-Dlaczego? Dlaczego to musiało spotkać moją córkę?- Mówiła zapłakanym głosem mama Wiktorii. Po chwili wszyscy po za mną wyszli z kostnicy. Stałem i patrzyłem na Wikę. Nagle Wika otworzyła oczy i wzięła głęboki wdech jakby wynurzyła się z wody. Krzyknąłem przerażony. Jak to możliwe, że ona żyje?!
(Perspektywa Wiktorii)
Zaczęłam mrugać by obraz nie był rozmazany. Oddychałam głęboko. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Rozmawiałam z Bogiem i mu dogadałam tak, że sama powróciłam do życia. Nagle poczułam czyjeś palce na mojej szyi.
-Ludzie ja żyje!- Wydarłam się trochę rozbawiona.
-Kurwa aua!- Krzyknął Jeff.- Nie drzyj mi się do ucha.- Powiedział Jeff gdy powoli usiadłam. Zauważyłam wszystkich. Klan Hamato, moich rodziców z wujkiem i kilkoma ważnymi żołnierzami oraz creepypasty. Spojrzałam na mamę która od razu mnie przytuliła i rozpłakała się.
-Mamo proszę nie płacz.- Powiedziałam głaszcząc ją po głowie. Po chwili się uspokoiła.
-Ej ludzie ksiądz idzie.- Powiedział Candy. Wtedy do głowy wpadł niezły pomysł. Położyłam się z powrotem w trumnie. Udawałam nadal "martwą". W pewnej chwili usłyszałam kroki, a następnie jakąś gadkę księdza. Nagle usiadłam mając zamknięte oczy.
-Eloszka!- Krzyknęłam otwierając oczy. Ksiądz na tą sytuacje zdębiał. Zaczęłam się śmiać tak jak reszta. Off pomógł mi wyjść z trumny. Usiadłam na ławce.
-A-Ale jak to możliwe, że ty...- Nie dałam skończyć wypowiedzi księdzu.
-Kiedy moje serce stanęło moja dusza opuściła ciało. Bóg śmierci zabrał mnie na dzień sądu. Rozmawiałam z Bogiem chodź go nie widziałam. Poznałam pradziadków ze strony taty i pradziadków ze strony mamy. Widziałam moich zmarłych dziadków. Mówił, że poświęcenie się dla bliskiej osoby oczyściły mnie z grzechów. Jednak ja dałam mu do zrozumienia, że nie mam zamiaru nigdzie iść. Powiedziałam " Może umarłam i co z tego? Gdybym mogła zrobiłabym to kolejny raz i kolejny. Bym chroniła rodzinę, przyjaciół i bliskich od wszystkiego co złe. Więc jeśli chcesz odeślij mnie do piekła. Ale to nie będzie moja wina jeśli moi bliscy, przyjaciele i rodzina zacznie odbierać z mojego powodu życie." Gdy to powiedziałam rozbłysło jakieś jasno niebieskie światło. Słyszałam wycie wilka. Potem otworzyłam oczy przez co Jones krzykną.- Opowiedziałam, a wszyscy byli w szoku. Jednak porozmawialiśmy jeszcze trochę. Wzięliśmy wszystko z kaplicy i pojechaliśmy do rezydencji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro