Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6. Zakopanie toporu wojennego.

Minęło 5 miesięcy od kąt zaczęłam trenować z mistrzem Splinterem. Oczywiście przychodzę również do rezydencji by trochę się podszkolić od chłopaków. W weekendy chodzę do wujka który pomaga mi z różnymi broniami palnymi. Tim również mnie trenuje z tego. Przez co mam co raz lepszą celność. Koszmary nawiedzają mnie każdej nocy. Przez co jestem trochę zmęczona ale daje rade. W każdym koszmarze ktoś z moich przyjaciół i rodziny ginie. Pokazałam drużynie Hamato i Slendermanowi to co znalazłam pod poduszką. Poznałam wszystkich z rezydencji Slendera oraz resztę członków Klanu Hamato. Tydzień temu zostałam mianowana na kunoichi Hamato Klanu. Moją bronią jest wilcze Tantō. Które mówi o mnie jako strażnice która pomaga ludziom z ukrycia. Moją broń trzymam w pokoju pod biurkiem. Jak na razie przestałam pisać z Wiką. Raz na jakiś czas do niej napiszę. Zawsze odpisuje. Od 5 miesięcy w Polsce jest zakaz chodzenia do szkoły. Niektórzy się cieszą ale wiadomo z jakiego powodu to zrobili. Z powodu Klanu Stopy. Lecz reszta osób zapewne się boi. Nie dziwie się im. Sama się boje, że Wice coś się stanie. Nie chciałam tracić przyjaciółki której powiedziałam o wszystkim co mnie w życiu spotykało. Nie chciałam tracić rodziny i ważnych dla mnie osób. 13.03.2019r. Godz. 10:30. Właśnie weszłam do kryjówki. Miałam jeszcze pół godziny do zaczęcia treningu ale chciałam pogadać z chłopakami. Chciałam w końcu im powiedzieć o moich snach. Zaczęłam chodzić po kryjówce. Najbardziej mnie martwiło, że było cicho. Nagle poczułam dłoń na ramieniu. Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam mistrza.

-Boże sensei. Wystraszyłeś mnie.- Powiedziałam łapiąc się za serce.

-Wybacz Wiktorio. Nie widziałaś może chłopców i reszty?- Spytał.

-Niestety nie widziałam ich mistrzu.- Odpowiedziałam. Miałam złe przeczucia.- Poszukam ich. Ty mistrzu zostań tu w razie gdy by wrócili.- Powiedziałam na co sensei pokiwał głową, że rozumie. Wyszłam z kryjówki. Zaczęłam ich szukać. Zadzwoniłam do Donniego.

-Nie możemy gadać. Jesteśmy zajęci.- Powiedział Donnie. W tle słyszałam odgłosy walki.

-Go to sleep!- Usłyszałam Jeffa, a następnie cisze. Rozłączył się. Byłam przerażona. Wybiegłam z kanałów i pobiegłam do lasu miejskiego. W duchu modliłam się by nikomu nic nie było. W pewnej chwili dotarłam na pewną polane. To co tam zauważyłam zamarło mnie. Proxy Slendermana (czytaj Toby, Masky, Hoodie i Kate), Jeff, Liu, Roześmiany Jack i Jackson walczą z moimi przyjaciółmi z Klanu Hamato. Wyjęłam pistolet i zaczęłam strzelać w niebo. Wszyscy na mnie spojrzeli przerywając walkę.

-Co wy do cholery wyprawiacie?!- Krzyknęłam na nich. Byłam wściekła na siebie, że nie zakazałam drużynie Hamato chodzić do tego lasu. Ale Raph zapewne by miałby to gdzieś.

-Nie widać? Walczymy. Hihi.- Powiedział chichocząc Jack.

-W dupie mam te twoje hihi Jack.- Powiedziałam nadal wkurzona i schowałam pistolet do torby.

-Zaraz to ty tego klauna znasz?- Spytała zaskoczona Karai.

-Kiedy indziej wam wytłumaczę. Wy do domu, a wy do rezydencji. Migiem!- Powiedziałam prawie krzycząc. Creepypasty poszły w swoim kierunku. Spojrzałam na moich przyjaciół. Zetknęłam się ze wzrokiem Leo. On od razu zaczął iść do samochodu. Reszta też tam weszła. Ja również. Samochód ruszył.- Odbiło wam? Po cholerę tu jechaliście?- Wypytywałam się ich.

-W wiadomościach mówili o atakach morderców. Chcieliśmy to sprawdzić.- Powiedział nabuzowany Raphael.

-Mogli was zabić.- Powiedziałam gdy pojazd zatrzymał się pod moim domem.- Wracajcie do siebie. Sensei się o was martwi.- Powiedziałam wychodząc z auta. Wróciłam do domu. Zaczęłam się zastanawiać czy powinnam im w końcu powiedzieć prawdę. Z moich zamyśleń wyrwało mnie to jak coś walnęło w okno w moim pokoju. Odruchowo krzyknęłam przestraszona. Wtedy do pokoju wbiegł mój wujek. Podeszłam do biurka i na nie usiadłam. Otworzyłam okno i zauważyłam kamień. Była do niego doczepiona karteczka. Wzięłam kamień i zamknęłam okno. Wróciłam na łóżko. Mój wujek usiadł na krześle. Trzęsącymi się dłońmi odwiązałam kartkę od kamienia. Bałam się tego co było na niej napisane. Rozłożyłam ją.

Ten dzień nie długo się rozpocznie. Więc się szykujcie.

Po przeczytaniu kartki domyśliłam się, że to Shredder. Miałam złe przeczucia. Wyciągnęłam telefon i chwyciłam za tablet. Wysłałam do Tobyego i Leo wiadomość o treści "Jutro o 11:00 w wojsku przy orlenie." Do Tobyego dopisałam, że ma być Slender i kilka osób. Następnie wysłałam wiadomość do nich. Następnie wstałam i spojrzałam na wuja.

-Będzie trzecia wojna światowa- Powiedziałam biorąc pistolety do rąk. Schowałam je do kabur i przypięłam ją do spodni. Porozmawiałam z wujkiem jeszcze chwilę, a następnie poszedł. Wzięłam telefon i zaczęłam sobie grać. Słuchałam w między czasie muzyki na słuchawkach. Bałam się, że jutrzejszej rozmowy z mistrzem, wujem i Slendermanem. Miałam nadziej, że nic nikomu się nie stanie. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Odebrałam.

-Wiktoria czemu się mieszałaś?! To była nasza walka nie twoja?!- Usłyszałam wściekły głos Maskyego.

-O nie mój drogi. To była też moja walka. Z resztą nie czas na rozmowę. Powiedziałeś Slenderowi, że jutro...- Nie dokończyłam z powodu iż Masky mi przerwał.

-Tak. Będziemy. Ale tam jest wojsko.- Powiedział trochę uspokojony Masky.

-Wiem. Ale jutro wam wszystko wyjaśnię.- Powiedziałam i rozłączyłam się. Włączyłam laptopa i zaczęłam robić nie wielką prezentacje na temat Shreddera. Po skończeniu poszłam spać. Gdy się obudziłam od razu sprawdziłam godzinę na telefonie. Była 8:30. Podeszłam do biurka i chwyciłam za wilcze Tantō. Poszłam do łazienki. Uznałam, że lepiej będzie jak skrócę włosy. Wyjęłam Tantō z pochwy i chwyciłam za włosy. Zrobiłam podobną scenę jak z bajki ,,Mulan". Spojrzałam w lustro. Miałam krótsze włosy. Ścięte włosy wrzuciłam do kosza. Następnie poszłam do pokoju. Rozczesałam swoje włosy. Zaczęłam się przebierać. Przypięłam do pasa kabury z pistoletami i Tantō. Po wyjściu z pokoju zauważyłam mamę robiącą śniadanie. Kiedy spojrzała na mnie wystraszyła się.

-Wiktoria? To ty? Co to jest? Co zrobiłaś z włosami?- Pytała nadal wystraszona moja mama pokazując na moje Tantō i moje ścięte włosy.

-Tak to ja. Wezmę tylko kanapki i wychodzę.- Na moje ostatnie słowo moja mama się przestraszyła.- Mam wiele ci do powiedzenia. Lecz poinformuję cię o tym za kilka godzin. O 11 mam pewne spotkanie z wojskiem więc przyślę po ciebie, tatę i babcie ludzi.- Na moje słowa mama się przeraziła. Wiedziałam, że nie mam już wyjścia. Będę musiała jej wszystko wyjaśnić. Zrobiłam sobie kanapki i płatki. Zaczęłam jeść płatki. Kiedy skończyłam jeść zmyłam naczynia. Wzięłam spakowane do pudełka kanapki i schowałam do torby. Spakowałam również telefon i tablet. Zauważyłam jakąś paczkę na krześle. Wzięłam ją. Kiedy ją otworzyłam zauważyłam... Mundur wojskowy! Schowałam mundur do torby. Zaczęłam szukać mojej maski którą zrobiłam kilka tygodni temu. Po założeniu płaszczu, a na głowę kaptur. Butów wyszłam z domu. Kiedy dochodziłam do miejsca mojej "zbiórki" zauważyłam wujka.

-O Wika.- Powiedział mój wujek trochę zdenerwowany.

-Ej co się stało?- Spytałam na co mój wujek pociągnął mnie do jakiegoś budynku na obszarze wojska.

-Martwię się o ciebie.- Powiedział dając mi na ramie rękę. Wzięłam wydech. Rozumiem martwią się ale... Jestem kunoichi. Dam sobie rade.

-Gdzie łazienka?- Spytałam na co wujek zaprowadził mnie do łazienki. Przebrałam się w mundur. Przyczepiłam kabury z pistoletami i moją broń od mistrza Splintera. Po chwili wyszłam.

-Wow.- Powiedział zaskoczony mój wujek. Miałam jeszcze zakrytą ranę chustą od Tobyego. Po jakimś czasie dochodziła 11. Czekałam na Slendera z częścią rezydencji i Klan Hamato. Dostałam wiadomość od Jeffa i Leo. Napisali, że dojeżdżają.

-Ej jakieś dwa pojazdy nadjeżdżają!- Krzyknął jeden z żołnierzy.

-Wpuścić ich!- Krzyknęłam na co wszyscy spojrzeli na mnie. Jednak otworzyli bramę. Po chwili samochody zaparkowały niedaleko siebie. Wtedy drzwi się otworzyły się w obu pojazdach. No i wtedy wyszedł Slender. Żołnierze celowali w niego. Wyjęłam pistolet i strzeliłam w niebo. Nagle na ziemie rozdupczył się ptaszek. Roześmiany Jack zaczął się śmiać w ten swój zabawny sposób.

-Co do cholery? Znowu...- Casey nie dokończył bo spojrzał na Slendermana.- Ja pierdziele ten typek nie ma mordy hahaha.- Powiedział po chwili Jones i zaczął się śmiać. Zauważyłam, że Slender zaczyna się wkurzać. Zaczęłam iść. Żołnierze patrzyli na mnie zaskoczeni opuszczając broń.

-Ehem.- Powiedziałam zwracając wszystkich uwagę na mnie. Jones nawet przestał się śmiać.- Panie Slendermanie. Panie Hamato. Zapraszam za mną.- Powiedziałam idąc do jednego z namiotów. Kiedy ja, mój wuj, Slender i Splinter weszliśmy do namiotu wskazałam by usiedli. Wykonali moją prośbę. Zdjęłam chustę i spojrzałam na nich.

-Wiktoria?- Spytali jednocześnie Splinter i Slender.

-Zaraz bo nic tu nie czaje.- Powiedział mój wujek.

-Wszystkiego się dowiesz.- Zaczęłam wszystko im tłumaczyć itp. Patrzyli na mnie zaskoczeni gdy mówiłam o moim planie gdzie mogłaby się odbyć wojna. Ale po minie wuja wiedziałam, że jest trochę wściekły.

-Zaraz jak to na Twierdzy Boyen ma się odbyć wojna?- Spytał się zaskoczony wujek.

-Już ci mówię. Jest to z dala od domów. Jest też wielki obszar. Poza tym mamy najlepszego i największym hakera na świecie. Przyda się każda łapa, ręka, macka i inne kończyny do pomocy. Chyba, że chcesz by świat był pod władzą Shreddera.- Powiedziałam wstając z krzesła.

-N-No nie chce ale...- Mój wuj nie dokończył, ponieważ mu przerwałam.

-To od dziś ja żądze. Trzeba zniszczyć Shreddera raz na dobre. Inaczej sprawy się pogorszą.- Odparłam. Hamato i Slender wstali i spojrzeli na siebie. Wtedy podali sobie ręce.

-Od kiedy zaczynamy trening?- Spytali jednocześnie Slender i Splinter.

-Od razu.- Powiedziałam i wyszłam z namioty. Zauważyłam jak Creepypasty i Klan Hamato walczą ze sobą. Żołnierze zaś siedzieli se na tyłkach i wpierdzielali popcorn.- Co wy kurwa wyprawiacie?!- Krzyknęłam wściekła, a wszyscy na mnie spojrzeli.- Dawać tu przede mną broń i 30 kółek wokół ośrodka! Ruchy! Ruchy! Ruchy!!!- Krzyknęłam, a wszyscy rzucili broń i zaczęli biec jak by się paliło.- No.- Powiedziałam i zauważyłam rodziców, babcie, Bercika, Dziunie i Psotę. Mój pies podbiegł do Smila doga i zaczęli się wąchać. Podeszłam do bliskich.

-Wikuś to ty?- Spytała się mnie moja babcia.

-Owszem babciu. Kochani musicie poznać pewne niezwykłe osoby które pomogą nam w wojnie ze Shredderem.- Powiedziałam kiedy zauważyłam jak Raph robi salta.- Baczność!- Krzyknęłam a wszyscy nie zdążyli wyhamować poza dziewczynami.

-Aua moja skorupa.- Powiedział Mikey. Na twarzach babci i rodziców widziałam zaskoczenie.

-Chłopaki ogar.- Powiedziała April. Wtedy podeszli do nas Slender i reszta. Na twarzy mamy widziałam zaskoczenie. Zaś na twarzy babci przerażenie.

-Moi drodzy to jest Klan Hamato i część osób z rezydencji Slendermana.- Powiedziałam kiedy Smile dog podszedł do mojej mamy i usiadł przed nią. Mama nie pewnie wystawiła do niego rękę. Zwierze zrobiło coś podobnego jak w bajce ,,Jak wytresować smoka". Po czasie wszyscy zostaliśmy przeniesieni do pokoi. Ja zmęczona dniem poszłam spać.

(Sen Wiktorii)

Była bitwa. Wszyscy walczyliśmy. W pewnej chwili sługusy Shreddera mnie złapali i związali łańcuchem. Reszta sługusów przywiązało do drzew moich przyjaciół. Staneli przy mnie i... Zaczęli w nich strzelać. Pazur trzymał ledwo żyjącego Splintera. Byłam przerażona.

-Zostawcie go!- Krzyknęłam kiedy Shredder podszedł do niego i go... Zabił.- Nie!!!!- Krzyknęłam pełna bólu i cierpienia.

(Realny świat)

Obudziłam się z krzykiem. Byli przy mnie wszyscy. Przytuliłam się do Leo i zaczęłam płakać.

-Już spokojnie to tylko sen.- Mówił Toby głaszcząc mnie po plecach. Jeszcze bardziej się wtuliłam w mutanta.

-Idźcie spać ja ją uspokoję.- Powiedział Leo nadal mnie przytulając. Mama pocałowała mnie w czoło, a potem jak reszta wyszła z pokoju. Wtuliłam się w Leo. Czułam jak Leo głaszcze mnie po głowie i plecach.- Ciiii już dobrze.- Jego słowa sprawiły, że uspokoiłam się trochę. Opowiedziałam mu mój koszmar. Już miałam znowu się rozpłakać po skończeniu opowiadania ale poczułam na czole usta Leo. On... On pocałował mnie w czoło.- Jak chcesz mogę tu zostać.- Powiedział z zamiarem położenia mnie na łóżko. Jednak ja nie puszczałam go.

-Zostań. Tak mi wygodnie.- Powiedziałam ziewając. Usłyszałam cichy chichot Leo. Położył się na łóżku nadal mnie przytulając i głaszcząc mnie po głowie.- Boje się tej wojny.- Powiedziałam na co Leo bardziej mnie przysuną do siebie.

-Damy rade Wika.- Powiedział ponownie całując mnie w czoło.- Jesteśmy jak taka wielka rodzina.- Dodał. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, a po chwili weszła... Sally z moim pluszakiem Fazim.

-Sally.- Powiedziałam podchodząc do niej. Wzięłam ją na ręce.

-Nie mogę spać.- Powiedziała gdy położyłam się z nią na łóżku. Leżała pomiędzy mną, a Leo. Po chwili mała zasnęła. Leo głaskał mnie po głowie aż sama zasnęłam z uśmiechem na twarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro