Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4. Rozmowa z legendą.

Obudziłam się koło 10:30. Akurat przed telewizorem siedział Mikey. Przeciągnęłam się. Mikey spojrzał na mnie i z uśmiechem powiedział:

-Cześć Wika. Jak się spało?- Zapytał piegus kiedy wstawałam z kanapy. Założyłam buty.

-Może to nie moje łóżko ale było wygodnie.- Odpowiedziałam kiedy Mikey wstawał z podłogi. Oboje poszliśmy do kuchni. A raczej ja szłam. Mikey biegł jakby się paliło.- Dzień dobry wszystki.- Powiedziałam wchodząc do pomieszczenia.

-Cześć Wika.- Powiedzieli wszyscy jednocześnie poza Mikeym.

-Cześć.- Odpowiedziałam i wzięłam kawałek pizzy i zaczęłam jeść. Podczas śniadania rozmawialiśmy na temat moich pasji. Tak dokładnie to Mikey naciskał bym opowiedziała o moich pasji. Po śniadaniu dalej gadaliśmy. Dopóki nie włączył się budzik wskazując 11:20.

-Słuchajcie muszę już lecieć.- Powiedziałam kiedy Mikey za torował drogę wyjście.

-Może ciebie podrzucimy? Będzie szybciej.- Zaproponował Leo.

-Nie chce wam robić kłopotów.- Powiedziałam na co cała czwórka zaczęła się śmiać.

-Ty nie robisz nam kłopotów.- Powiedział Raph.- A teraz idziemy.- Chwycił moją rękę i zaczął iść w stronę samochodu. Kiedy mnie trzymał za rękę bracia Rapha zaczęli mówić coś na temat jego dziewczyny. Kiedy wsiedliśmy do pojazdu usiadłam na jednym z foteli i zapięłam pas.- A gdzie maszy ciebie podwieźć?- Spytał się buntownik.

-Do lasu miejskiego.- Na początku wszyscy poza mną byli w szoku. Ale Leo po chwili odpalił silnik. Nie jechaliśmy długo. Kiedy zaparkowali przed wejściem do lasu miejskiego Donnie dał mi numer telefonu abym zadzwoniła w razie potrzeby. Zrobiłam to samo. Po wyjściu z pojazdu stanęłam na poboczu i zapisałam numer przyjaciela. Następnie schowałam telefon do torby.

-Hejka!- Usłyszałam głos za mną. Odwróciłam się i zauważyłam Tobyego który szedł w moją stronę. Podbiegłam do niego.- Cześć psychopatko pieprzowa.- Powiedział Toby na co zachichotałam.

-Witaj Toby.- Na moje słowa chłopaka zatkało.- Creepypasta się kłania.- Powiedziałam drapiąc się po karku.

-Nie mów, że jesteś naszą fangril.- Powiedział nieco załamany Toby idąc w jakąś stronę. Szłam obok niego.

-Mówiąc szczerze kiedy zaczęłam się interesować waszymi historiami bardzo chciałam was spotkać. Ale nie chciałam i nie chce spotkać Offendera i Candyego.- Na moje słowa Toby się zaśmiał. Przez resztę drogi Toby opowiadał mi swoją historię. Mało różniła się od tej historii co czytałam na internecie.

-Poczekaj.- Powiedział szybko chłopak zatrzymując się. Również stanęłam. Toby podszedł do mnie i zdjął delikatnie opatrunek z mojego policzka.- Co ci się stało?- W jego głosie słyszałam zdenerwowanie.

-A ta rana. Wczoraj miałam małe spotkanko ze zmutowanym tygrysem.- Powiedziałam zakładając opatrunek. Toby na moje słowa zaczął się śmiać. Nagle nie wiem jak ale złapałam nóż który prawie wbił mi się brzuch. Toby i ja zrobiliśmy wielkie oczy. Spojrzeliśmy w stronę z której leciał nóż i zauważyliśmy tam Roześmianego Jacka który również był zdziwiony. Puściłam nóż, a z mojej prawej ręki zaczęła spływać krew.

-Jak ty to zrobiłaś?- Zapytał Jack podchodząc do nas. Wyjęłam z torebki chusteczki i przyłożyłam je do rany.

-A co ja wróżka? Nie wiem jak to zrobiłam.- Powiedziałam nadal będąc w szoku.

-Dobra idziemy bo Operator się na nas wkurzy.- Toby szybko wyjął z kieszeni bandaż i gazę. Szybko opatrzył moją rękę. Chwycił moją rękę i zaczął biec. Nie minęło pięć minut, a byliśmy pod wielką willą. Weszliśmy tam. Sprawdziłam godzinę i okazało się, że jesteśmy pięć minut przed 12:30. Wtedy na korytarzu pojawił się Jeff. Jak tylko mnie zobaczył od razu wyciągnął nóż.

-Co ona tu robi?!- Krzyknął chłopak.

- Sorry the kiler ale jestem umówiona na rozmowę z Operatorem.- Powiedziałam kiedy razem z Tobym przeszliśmy obok niego. Jeffrey jeszcze coś krzyczał do mnie ale nie interesowało mnie to. W pewnym momencie stanęliśmy pod wielkimi drzwiami. Domyśliłam się, że prowadzą do gabinetu Slendermana.

-Powodzenia.- Powiedział Toby. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Zapukałam do drzwi. Po dostaniu pozwolenia weszłam.

-Dzień dobrzy panie Slendermanie.- Powiedziałam zamykając drzwi.

-Witam. Wybacz za zachowanie Jacka ale nie powiedziałem pozostałym o twojej wizycie.- Odparł Slenderman kiedy dał mi znak bym usiadła. Wykonałam jego prośbę.

-Nic się nie stało.- Powiedziałam.- A więc mogę wiedzieć czemu pan mnie wezwał do swojej rezydencji?- Spytałam i miałam nadzieje, że powie mi prawdziwy powód.

-Powód jest taki. Jeffrey powiedział mi o tym twoim wybryku. I jestem pod wrażeniem.- Jego wypowiedź mnie zdziwiła.- Mam u ciebie dług. Sally powiedziała mi co zrobiłaś dla niej i dziękuję.- Powiedział Slender.

-Nie ma za co. Poza tym nie mogłam jej w takim stanie zostawić.- Odpowiedziałam kiedy na sercu było mi ciepło na wspomnienie co zrobiłam dla Sally.

-Ale doszły mnie także słuchy, że słyszałaś o Shredderze.

-Trudno by nie słyszeć o nim. W telewizji i internecie głośno o nim. Poza tym to jeden z postaci pewnego filmu i kreskówki.- Powiedziałam gdy do gabinetu wbiegła Sally. Oboje spojrzeliśmy w jej kierunku. Gdy tylko dziewczynka spojrzała na mnie podbiegła do mnie i wskoczyła na moje kolana. Następnie mnie przytuliła.

-Nie zabijaj jej Slendy.- Powiedziała Sally nadal mnie przytulając. Usłyszałam cichy chichot. Sally spojrzała na Slendermana.- Z czego się śmiejesz?- Spytała zaskoczona brunetka.

-Oj Sally. Ja nawet nie mam zamiaru jej zabijać.- Powiedział rozbawiony Slenderman.

-Co?- Spytałam się w tym samym momencie co Sally. Jego wypowiedź mnie zdziwiła.

-Tak. Nie mam zamiaru ciebie zabić. Z dwóch powodów. Pierwszy powód to taki, że pomogłaś Sally która jest moim oczkiem w głowie. Drugim powodem jest to, że mamy wspólnego wroga.- Powiedział Slender kiedy Sally zeszła z moich kolan.

-Wiktoria, a pobawisz się ze mną?- Spytała Sally kiedy spojrzałam na nią. Wstałam i podeszłam do niej. Klęknęłam przed dziewczynką i położyłam dłonie na jej ramiona.

-Sallynko bardzo bym chciała ale muszę wrócić do domu. Mam jeszcze szkołę na głowie. Ale jeśli pan Slenderman się zgodzi będę ciebie odwiedzała w wolnym czasie, dobrze?- Powiedziałam starając się być delikatną. Sally spuściła głowę. Uniosłam jej podbródek.- Maleńka nie smuć się.- Powiedziałam całując ją w czoło.

-No dobrze, dobrze. Zgadzam się Sally.- Na jego słowa Sally od razu się ożywiła i podbiegła do Slendera i zaczęła go przytulać. Taki widok był dla mnie słodki. Z powodu iż taka postać z legendy wyglądała w tej sytuacji jest jak kochający ojciec. Dbający o swoją córkę. Wtedy do pomieszczenia wszedł Toby.- Toby odprowadź Wiktorię do wyjścia z lasu.- Powiedział Operator.

-Tak Operatorze. Chodź Wika.- Powiedział Rogers podchodząc do drzwi od gabinetu. Podeszła do mnie Sally i przytuliła mnie.

-Obiecujesz, że przyjdziesz jeszcze?- Spytała z nadzieją w głosie Sally.

-Oczywiście, że przyjdę. Ale najpierw powiadomię o tym Slen... Znaczy pana Slendermana.- Powiedziałam nieco speszona tym, że prawie powiedziałam na Slendera po imieniu.

-Nic się nie stało Wiktorio.- Powiedział Slenderman kiedy puściłam Sally. Podeszłam do Tobyego.

-W razie co to jesteśmy w kontakcie.- Powiedziałam wychodząc z gabinetu Slendermana. Zdjęłam opatrunek i szłam za Tobym do wyjścia. Kiedy zbliżaliśmy się do drzwi wiedziałam, że wszyscy się na mnie patrzą. Po wyjściu z rezydencji czułam, że moje życie zmieni się. Nie wiem czy na gorsze, czy na leprze. Czas pokarze. Po pewnym czasie z Tobym powoli zbliżaliśmy się do wyjścia z lasu.

-Wiktoria trzymaj.- Powiedział chłopaki podając mi swoją chustę.- Aby zakryć ranę.- Dodał po chwili. Toby pomógł mi ją założyć. Kiedy się pożegnaliśmy poszliśmy w swoje strony. Jak tylko weszłam do domu zauważyłam moich rodziców i wujka. Cała trójka spojrzała na mnie. Zdjęłam buty i kurtkę. Zdjęłam nawet chustę od Tobyego. Na twarzy wuja, ojca i matki widziałam przerażenie.

-Co ci się stało?- Spytał się mnie wujek kiedy wchodziłam do dużego pokoju.

-Mówiąc w skrócie zaatakował mnie wczoraj jeden ze sługusów Shreddera.- Na moje słowa ojciec się zdenerwował. Wiedziała, że teraz mi nie pozwolą wychodzić z domu na wieczorne spacery. Poszłam do kuchni. Wyciągnęłam z szafki dwie czyste gazy, rywanol, bandaż i plaster. Poszłam do łazienki w której zaczęłam przemywać rany na policzku i ręce. Gdy tylko je opatrzyłam poszłam do swojego pokoju. Odrobiłam lekcje. Następnie spakowałam wszystko do plecaka. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Odebrałam połączenie.

-Hej Wiki co robisz?- Poznałam ten głos. Był to Mikey.

-Nic ciekawego. A wy?- Spytałam się rysując sobie coś na kartce.

-U nas też nic ciekawego, a właśnie Leo gadał z senseiem. I nie uwierzysz. Zgodził się byś uczyła się ninjitsu.- Słowa Mikeyego mnie zatkało.

-Żartujesz sobie? Ja mam szkołę. Jak moja mama dowie się, że chodzę na wagary to mnie zabije szybciej niż Shredder.- Powiedziałam szeptem by moi rodzice i wujek nie usłyszeli.

-A czy ktoś mówił, że masz uciekać z lekcji? Z resztą. Wszystkiego się dowiesz jak się spotkamy.- Powiedział i się rozłączył. Nie mogłam zrozumieć o co mu chodziło z tym, że ich ojciec chce mnie trenować. Nie mając żadnego pomysłu poszłam spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro