Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#9

Leżałam na wygodnym łóżku w mojej sypialni. Kilka godzin temu już wróciłam do domu i od tego czasu nie ruszam się z tego miejsca. W pomieszczeniu panuje ciemność, a ja leżałam zakopana pod kołdrą z zapłakaną twarzą w poduszce. Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi, lecz ja nie odpowiedziałam tylko wciąż szlochałam. Ktoś wszedł do pokoju, a po chwili poczułam jak materac obok się ugiął i uspokajająco pogładził mnie po plecach. Uniosła delikatnie głowę i ujrzałam mojego ojca. Podniosłam się i szybko wtuliłam w mojego tatę, siadając mu na kolanach. Poczułam się znowu jak małe dziecko, które ojciec chroni przed całym złym światem.

-Już dobrze, wszystko się ułoży-wyszeptał oraz pogładził mnie ponownie po plecach.

-No nie wiem, wszystko się psuje. Jestem chora, rozstałam się z Zaynem. Nie widziałam go od kilku godzin, a już tak bardzo tęsknię, nie wyobrażam sobie codzienności bez niego- zaszlochałam

-To jeszcze nie koniec świata, jest mnóstwo innych facetów

-Ale ja go kocham- mocniej wtuliłam się w tatę, mocząc mu przy tym koszulę

-Cii... Już córciu, już...

-Dziękuję tatusiu- powiedziałam po chwili i pocałowałam go w policzek

-Nie ma za co, skarbie. Zawsze będę, gdy mnie będziesz potrzebować.

-Kocham cię

-Ja ciebie też, córciu- mocno go przytuliłam -Jeśli chcesz to mogę dzisiaj nie iść do pracy i zostać z tobą

-Nie tato, nie trzeba, poradzę sobie.- zeszłam z jego kolan

-Na pewno?

-Tak - zachichotałam sztucznie i zepchnęłam z łóżka. Spadł z hukiem materaca, przez co wybuchliśmy śmiechem

-Idę, bo własna córka mnie wygania -zaczął udawać, że płacze

-To tylko dla twojego dobra tatusiu - poklepałam go po plecach

-Zapamiętam to sobie - zaśmiał się i wyszedł z mojej sypialni żegnając się ze mną przed tym.

Wolałabym, aby mój tata ze mną został, ale wiedziałam, że musi iść do pracy i nie powinnam go zatrzymywać. Opadłam z westchnieniem na łóżko i zwinęłam się w kłębek. Niestety przez bycie samą naszły mnie złe myśli. Powrócił ten okropny głosik w mojej głowie, który zawsze mnie nawiedza w złych chwilach. To wszystko nadal siedzi w mojej głowie, chociaż chodziłam na terapie to i tak mam złe myśli i nie raz ciągle mnie do żyletki. Niektórzy mówią, że przestanę i tyle, koniec, ale to tak nie działa, to zawsze będzie ze mną. To nie działa tak, ze wezmę jakąś tabletkę czy może wypije lekarstwo i już po wszystkim to będzie zawsze za mną chodzić, to już jest część mojego życia, z którą muszę walczyć.

To tylko i wyłącznie twoja wina, jeżeli Zayn cię zdradził, to widocznie nie jesteś zbyt wystarczająca , zbyt ładna, zbyt inteligenta i wiele innych.
Przestań! Nie mów tak! To nie prawda!- po moich policzkach zaczęły cieknąć łzy.
Jesteś beznadziejna nie zasługujesz na Zayna! Jedyne na co zasługujesz to cierpienie, powinnaś cierpieć.
Nie! To nie prawda!- coraz głośniej zaczynam płakać
To tylko prawda, nie oszukuj się. Twoją jedyną przyjaciółka jest żyletka i tylko na nią zasługujesz.
Nie miałam już siły sprzeciwiać się temu głosikowi. Z głośnym szlochem wstałam z łóżka i udałam się do toalety. Z jednej z szuflad wyciągnęłam mały tak bardzo mi znany kawałek metalu. Łzy ciągle wydobywały mi się spod powiek, przyłożyłam wcześniej wyciśnięty przedmiot i przyłożyłam go do ręki, na której widniały blizny. Słyszałam tylko ten irytujący szepty w mojej głowie:
Zrób to, no dalej. Tnij, na to zasługujesz.
Nie! Nie zrobię tego! Jestem silna i nie chce na nowo przez to przechodzić- odłożyłam szybko żyletkę i zauważyłam jak bardzo mogę ręce się trzęsą. Spojrzałam w lustro, zobaczyłam tą samą dziewczynę co jeszcze kilka miesięcy temu, która się samo okaleczała. Moja twarz była podpuchnięta od płaczu, pojawiły mi się worki pod oczami, mój wyraz twarzy wskazywał jedynie na smutek i zmęczenie. Ja nie chce znowu być tą osobą.

Przemyłam twarz wodą, schowałam żyletkę i wyszłam z łazienki. Ubrałam na siebie czarne leginsy, za duży sweterek w kolorze pudrowego różu i czarne trampki, po czym wyszłam z domu i zakluczyłam drzwi. Dzisiaj pogoda w LA nie była taka cudowna jak zazwyczaj, było ponuro co idealnie pasowało do mojego humory, lecz nie pasowało do tego miasta. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę pobliskiego parku ze słuchawkami w uszach i piosenką Hozier'a- "Take Me To Church". Na miejscu usiadłam na drewnianej ławce. Otaczała mnie przepiękna natura, drzewa uspokajająco szumiały przez wiatr, po niebie raz na jakiś czas przeleciał jakiś radosny ptaszek, czułam cudowny zapach kwiatów rosnących nieopodal. Najgorsi w tym wszystkim byli ludzie, którzy pośpiesznie mnie mijali. Wszyscy się spieszyli, nie zwracali uwagi na ten przepiękny krajobraz, który ich otaczał. Po kilku minutach usiadł obok mnie jakiś chłopak, na którego nawet nie zwróciłam uwagi, byłam za bardzo pochłonięta własnym światem, niestety on to przerwał.

-Cześć, laska- zauważyłam kątem oka jak się cwaniacko uśmiecha

-Spierdalaj- mruknęłam nie za bardzo mając ochotę z nim rozmawiać

-Nie bądź taka nie miła- zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami -Co taka piękna dziewczyna robi tu sama?- zapytał z rozbawieniem

Podniosłam się z ławki, aby odejść, ale niestety zatrzymała mnie dłoń chłopaka na moim nadgarstku. Spojrzałam na niego po raz pierwszy od rozpoczęcia z nim "rozmowy" i uniosłam na niego brwi posyłając mu nieme pytanie. Teraz mogłam mu się przyjrzeć, był widocznie starszy ode mnie, ale nie potrafię określić ile miał lat, może 22. Jego włosy były czarne, lecz ukryte były pod czarnym full cap'em, który miał założony tył na przód. Jego oczy miały kolor niebieski i natarczywie mnie obserwowały. Ubrany był w czarną bluzę z jakąś białą datą na niej, tego samego koloru dresy z białymi napisami i do tego czarne adidasy za kostkę.

-Chyba źle zacząłem,ale nie uciekaj.- puścił moją rękę i podrapał się nerwowo po karku, po czym wstał z ławki i stanął obok mnie - Carter -wyciągnął do mnie dłoń, którą ja po chwili uścisnęłam

-Darcy- uśmiechnęłam się niepewnie, a on to odwzajemnił. Usiedliśmy ponownie na ławce, a chłopak z kurtki wyciągnął paczkę papierosów

-Chcesz- zapytał przysuwając w moją stronę przed chwilą wyciągnięty przedmiot

-Nie dzięki nie pale

-Jak chcesz- wzruszył ramionami -Myślałem, że będziesz chciała, bo wydawałaś się mega spięta, a to często pomaga się rozluźnić- włożył sobie jednego do ust, po czym wyjął z kieszeni zapalniczkę

-No dobra, daj jednego- podał mi papierosa- Dawno nie paliłam- mruknęłam jakby do siebie, a chłopak mi go podpalił.

Mocno się zaciągnęłam trującym dymem po chwili go wypuszczając. Nie dawało mi to jakiejś satysfakcji, ale ponownie wpuściłam do ust dym. Czułam jak moje ciało się lekko rozluźnia.

-No więc, powiedz mi może ile masz lat- zaczęłam rozmowę z chłopakiem

-23, a ty?

-Niedługo 18, dokładnie za miesiąc

-Jaka ty młoda- zaśmiał się

-A ty stary- uderzyłam go lekko w ramie -No dobra staruchu to czym się zajmujesz

-Pracuje w warsztacie samochodowym, a ty młoda?

-Uczę się- zrobiłam zniesmaczoną minę

Po chwili nic nieznaczącej rozmowy z Carterem skończyłam palić papierosa, tak jak i on. Obok nas pojawiło się czterech chłopaków w wieku mojego towarzysza.

-Siema stary!- wykrzyknęli i przybili "męską" piątkę

-Co to za dupa?- zapytał jeden wskazując na mnie i sugestywnie poruszając brwiami, a mnie przeszło obrzydzenie

-To jest Darcy, przed chwilą się poznaliśmy-odrzekł Carter -To są moi kumple Harry, Ashton, Jake i Niall.

Wszyscy się ze mną przywitali, a ja się im przyjrzałam, byli kompletnie różni od siebie. Jeden wyższy, drugi niższy, chudszy, grubszy, bardziej umięśniony lub mniej, blondyn, brunet, szatyn i rudy. Nie wiem jak z charakteru, ale z wyglądu każdy był inny, ale muszę przyznać, że są naprawdę przystojni, no może oprócz Jake i Ashtona, którzy nie są w moim typie.

-Stary mieliśmy dzisiaj iść do klubu, pamiętasz?- zapytał jak dobrze pamiętam Harry

-Jasne!- wykrzyknął z entuzjazmem, po czym spojrzał na mnie -Chcesz iść z nami, Darcy?

-No nie wiem- odpowiedziałam nie pewnie i zaczęłam skubać kawałek materiału mojego sweterka. Czułam się bardzo nieswoja, piątka chłopaków, których dopiero poznałam zaprasza mnie ze sobą na imprezę, a teraz wszyscy się na mnie intensywnie patrzą, wywiercając we mnie dziurę spojrzeniami.

-No weź, Darcy. Możesz wziąć ze sobą jakiś znajomych- zaproponował

-No dobra- westchnęłam

-Dobra to 21, przed klubem "Varment", pasuje ci?

-Jasne, to do zobaczenia

Pożegnali się ze mną, a ja ruszyłam w stronę domu, po drodze dzwoniąc do moich znajomych.

----------------------------

Witajcie czytelnicy!!!

Jak wam się podoba Carter? On i jego koledzy w następnych rozdziałach będą bardzo dużo się pojawiać. Cieszycie się?
Myślicie, że Darcy będzie na tyle silna, by jedna nie sięgnąć ponownie po żyletkę?

Jeżeli rozdział ci się spodobał zostaw proszę gwiazdkę i komentarz ;*

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro