27
24 grudnia
Per. Niemcy
Obudziłem się o 7:30 była to idealna pora aby wstać. Wstałem z łóżka i najpierw poszedłem do łazienki, a stamtąd do kuchni. Zacząłem robić roladki z tortili ze szpinakiem i pesto. Niby łatwa potrawa i taka zwykła, ale z jakiś przyczyn tata ją wręcz kochał, a przynajmniej tak było jeszcze rok temu. Po jakieś godzinie skończyłem robić. Włożyłem do lodówki i jeszcze poszedłem poleżeć, no bo przecież kto mi zabroni. Wtuliłem się w kołdrę, aż w końcu dostałem SMS od Portugali, dokładniej było to zdjęcie. Zdjęcie tego dziecka Brazyli i Portugalii. Sam nawet nie wiedziałem, że oni są razem. Szybko mu odpisałem wesołych świąt i wróciłem do dalszego leżenia, lecz mój spokój zakłócić znów mój telefon. Tym razem był to tata. Szybko odebrałem.
-No co tam?
-Słuchaj ty komunisto, przestań do mnie pisać bo po pierwsze sobie tego nie życzę, a po drugie gdzieś tam to jak spędzasz święta- po głosie zrozumiałem, że jest zły i to bardzo.
-Ale tato, ja to Niemcy- powiedziałem bardzo niezręcznie.
-O mój kochany synek. Przepraszam pomyliłem twój numer z numerem tej łajzy. Widzimy się wieczorem- jego głos stał się milszy.
-Nic nie szkodzi, do później.
Zawsze mnie śmieszyły jego kłótnie z ojcem Rosji. Lepsze jest to jak mój tata to przeżywa. Przybiegł do mnie Hugo i zaczął mnie lizać. Usiadłem na łóżku i go przytuliłem, natomiast on trochę tak postał, a następnie się położył na moich kolanach. Nie zganiałem go z moich kolan tylko głaskałem go. Ten pies to najlepsze co mi się przytrafiło w życiu. Siedziałem z nim tak, aż nastała 14. Wstałem z łóżka i poszedłem się umyć. Później się ubrałem i poszedłem coś zjeść. Dalej tylko oczekiwałem na tatę.
17:14
Usłyszałem pukanie do drzwi. Szybko poszedłem je otworzyć, był to oczywiście tata.
-Hej- szybko powiedziałem.
-Jeszcze raz zadzwonisz, a cię zablokuje- rozłączył się- Hej synku- uśmiechnął się do mnie.
-Wejdź.
-Ta, sorki, ale ten debil to mnie dzwonił.
-Tak też myślałem.
-Jakiś nie normalny on jest.
Uśmiechnąłem się do niego i obserwowałem jak zdejmuje kurtkę i buty. Miał ze sobą małą walizkę i torbę prezentową. Gdy był już bez odzieni nawierzchnej poszedł do salonu, gdzie położył najprawdopodobniej prezent dla mnie. Poszedłem za nim do salonu, a tam mnie zaczął przytulać.
-Jak ty urosłeś- powiedział mój tata.
-No nie wiem- odpowiedziałem obojętnie. Usiadłem na kanapie, a tata toż obok mnie. Wyglądał na trochę zestresowanego.
-Opowiadaj co tam u ciebie? - zapytałem, chodź było niezręcznie.
-U mnie dobrze tylko ten komuch do mnie dzwoni.
-I co takiego mówi?
-Ostatnio pisał do mnie czy chce coś z Avonu, no w ogóle jak on tak może, dzwoni do mnie o 14 w nocy i gada jakieś głupoty- jego ton wskazywał, że jest bardzo zły na niego.
-A próbowałeś się z nim dogadać?
-A w życiu- krzyknął.
-Czemu?
-No błagam Cię, ja go nienawidzę i on też mnie nienawidzi, więc nie widzę podstaw abyśmy mieli się przyjaźnić.- Rozsiadł się na kanapie.
-Może nie przyjaźnić, a dogadać?
-Nie denerwuj mnie nawet.
-Przepraszam- powiedział nieśmiało.
-Nic się nie stało, a teraz opowiedz mi co tam u ciebie słychać.
-U mnie wszystko po staremu, mam wolne do 10 stycznia z ciekawszych rzeczy, a poza tym to nic ciekawego.
-A gdzie Hugo?
-Chyba na górze, ale nie wiem, a czemu pytasz?
-Lubie go- w jego głosie usłyszałem radość- Ostatnio byłem na cmentarzu- zaczął bardzo niepewnie- Możesz mi powiedzieć czemu go zabiłeś?
-Zawsze mówiłeś, że jest lepszy ode mnie, mądrzejszy i takie tam, w ten dzień bardzo mnie wyzywałeś, a gdy ty poszedłem to on się ze mnie śmiał. - W moim oku pojawiła się łezka. -Miałem jego dość, więc postanowiłem go zabić, aby już nigdy nie śmiał się ze mnie.
-A jak się teraz z tym czujesz?
-Jest mi z tym źle, ale staram się o tym nie myśleć, bo już nie chce mieć wyrzutów sumienia.
-A on jakoś się bronił przed tobą?
-Mimo wszystko on był słaby, więc z początku tak, ale z każdym kolejnym wbiciem już nie.
-Przepraszam, że o to pytam, ale musiałem wiedzieć.
-Nic nie szkodzi- uśmiechnąłem się do niego.
-Przepraszam Cię za to, że nie okazywałem ci wysarczająco miłości gdy byłeś jeszcze dzieckiem.
-Czemu tego nie robiłeś? Czemu lub w czym był lepszy mój brat?
-Przepraszam.
-To nie jest odpowiedź na moje pytanie- trochę podniosłem głos.
-Nim łatwiej było rządzić- krzyknął, a ja zamarłem.
Sam nie wierzyłem własnym uszom, lecz on mówił prawdę. Nadal pamiętam jak kazał nam robić to co on powinien robić, zawsze myślałem, że to chęć pokazania jak wygląda życie, czy lenistwo, lecz niestety się myliłem. On chciał rządzić, nawet i własnymi dziećmi. Popatrzyłem na niego pustym wzrokiem i dalej nie wiedziałem co mam powiedzieć. On mógł się zmienić, ale nie musiał. Może przyjechał tutaj tylko po to aby się dowiedzieć gdzie jest Polska. Nie, to niemożliwe. Może chce abym poszedł w jego ślady. To niemożliwe. Zacząłem się rozglądać po pokoju, było mi duszno i ciężko tak jak wtedy gdy był Ameryka. Bałem się, chodź sam nie wiem czego. W końcu tata mnie uderzył. Popatrzyłem na niego, był on smutny, on wiedział, źle się z tym czułem.
-Przepraszam- szybko odpowiedziałem, patrząc w podłogę
-Nic nie szkodzi, to ja przepraszam za wszystko.
Nasza dalsza rozmowa była już normalna. Przegadaliśmy każdy temat jaki powinniśmy, abyśmy mogli się ze sobą dogadać. Tortilla bardzo mu smakowała co mnie ucieszyło. Po posiłku wróciliśmy do dalszych rozmów o wszystkim i o niczym. Nasza rozmowa nie miała końca co mnie ucieszyło bo w końcu dogaduje się z własnym ojcem. Dziś miałem okazję poznać go od strony, od której nigdy nie miałem okazji go poznać. Był on naprawdę miły, umiał pokazywać uczucia, a tego nigdy nie widziałem u niego. Również dowiedziałem się czegoś o swojej mamie i o babci, a tego najbardziej pragnąłem w życiu. Gdy usłyszałem o mojej mamie nie dziwiłem się tacie, że nigdy nie chciał o niej wspominać. Babci było mi żal, chodź to i tak już bez znaczenia skoro już nie żyje. Jedyny temat omijał to śmierć dziadka, było widać jakby coś ukrywał, jakby wiedział więcej niż mówi, lecz nie chciałem wypytywać o to bo na pewno śmierć ojca była dla niego okropna, lecz z drugiej strony chciałem wiedzieć co takiego ukrywa, że nawet ja nie mogę o tym wiedzieć. Chodź dobrze wiedziałem, że mi nie powie to i tak próbowałem się dopytać. Każda próba z dowiedzienien się czegoś o dziadku skutkowała porażką, chodź to tylko tego się spodziewałem. Po dłuższym obserwowaniu go dostrzegłem, że jakby czegoś lub kogoś szukał. Gdy to robił czułem się bardzo nie swojo i dziwnie. Na każde moje pytania czego lub kogo szuka odpowiadał mi, że dawno tutaj nie był i się tak rozgląda. Więcej nie dopytywałem. Z czasem przestał co pozwoliło mi na wyeliminowanie myśli, że przyjechał tu po coś, a nie do mnie. Po jakiś dwóch godzinach poszedł się rozejrzeć po domu. Nie szedłem za nim bo nie widziałem w tym sensu. Po jakiś dwudziestu minutach wrócił do salonu z oglądania domu. Nic nie mówił o moim mieszkaniu tylko wrócił do normalnej rozmowy. Mijały kolejne minuty rozmowy, aż w końcu nastała 20.
-Musisz otworzyć prezent ode mnie- powiedział mój tata.
-Ale najpierw ty- nalegałem.
Dałem prezent mojemu tacie, a on bardzo powoli zaczął go otwierać. Większość rzeczy było w pudełkach, mimo iż były to dość małe pudełka to wszystko obwinąłem papierem prezentowym i schowałem do torby. W pierwszym pudełku były perfumy z których mój tata się ucieszył, a nawet przyznał mi, że są to jego ulubione. W drugim były skarpetki, na które mój tata się uśmiechnął, a nawet i cicho zaśmiał. W trzecim był kubek z napisem "Najlepszy tata" na jego twarzy dostrzegłem uśmiech, ucieszył się z jego napisu. W czwartym była książka, po jego mina zrozumiałem, że bardzo ją chciał. W ostatnim był koc, na widok, które się zaśmiał.
-Powiedz mi czym się sugerowałeś kupując ten koc?- zapytał cały czas się śmiejąc.
-Tym, że kiedyś chodziłeś do ZSRR i kradłeś mu koce, a później gdy się wyprowadzłem dałeś mi je, więc pewnie nie masz.
-Akurat nie mam, więc mi się przyda, a ty masz cały czas te koce?
-Mam.
-No dobrze, a teraz otwieraj prezent ode mnie- powiedział nakrywając się kocem.
-No dobrze- odpowiedziałem.
Sięgnąłem po torbę, która była bardzo lekka, aż za lekka żeby coś tam było.
Spojrzałem w torbę, lecz tam były same papiery. Spojrzałem na tatę, a on się uśmiechał i kazał mi szukać. Zacząłem wywalać wszystkie papiery, aż w końcu doszedłem na samo dno. Tam było małe pudełko. Otworzyłem je, w nim znajdował się kluczyk.
-A to jest jakiś klucz do twojego serca, czy co?
-Słuchaj Niemcy, wstań, weź kluczyk i idź za mną.
Robiłem wszystko co mi kazał, aż w końcu wyszedłem z nim z domu. On zaczął mnie gdzieś prowadzić. W końcu doszliśmy na jakąś skoszoną łąkę czy coś w tym stylu. Tata otworzył furtkę do niej i pociągnął mnie za rękę. Dopiero wtedy dostrzegłem samochód. Czarny samochód, taki jaki chciałem gdy byłem mały.
-Nie moje tego przyjąć- szybko powiedziałem, oddając kluczyki tacie.
-Możesz i masz to przyjąć bo się obraże.
-Tato, ten samochód był drogi, wiec nie mogę.
-Albo go weźmiesz, albo zaraz wsiąde do niego i sobie pojadę. - Podał mi kluczyk.
-No dobrze, a co z moim starym samochodem?
-Oddaj mi, a ja się już tym zajmę.
Wsiadłem do samochodu i razem z tatą wróciłem nim do domu. W domu tata poszedł się umyć, a ja zaraz po nim, lecz jeszcze nie szliśmy spać, znów zaczęliśmy gadać. Chodź tym razem był z nami Hugo. W niektórych momentach zauważyłem, że tata przywiązuje większą uwagę do psa, niż do mnie. O 12 skończyliśmy gadać. Wróciłem do swojego pokoju i odrazu zasnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro