Rozdział 10. Spotkanie z braćmi.
Byłem przerażony. Casey również zginą w tym świecie. Zacisnąłem zęby ze wściekłości jednocześnie zaciskając ręce. Bałem się, że przez to co mogę zrobić w przyszłości wiele osób z mojej winy zginie.
-Ty idioto!- Krzyknęła Angel która nadepnęła mi na stopę, a potem uderzyła mnie w nos. Nie powiem bolało jak diabli.- Po 30 latach się zjawiasz od tak! Przez ciebie wiele osób zginęło! W tym mój brat!- Krzyknęła dziewczyna patrząc na mnie.
-Angel też się wściekam ale przyjrzyj się. Donnie nie ma żadnych blizn ani nic. Normalnie jak 30 lat temu.- Powiedziała Karai krzyżując ręce na klatce piersiowej. April lekko się przyjrzała się mi.
-Faktycznie. Ale... Jak?- Zapytała się w szoku miłość mojego życia. Zacząłem im opowiadać wszystko po kolei. Wszyscy wsłuchiwali się w to co mówiłem do nich.
-No i potem spotkałem Mikey'ego.- Powiedziałem patrząc na siostrę, przyjaciółki i brata.- Musimy zabić Shreddera. I uratować Nowy Jork.- Powiedziałem patrząc na wszystkich.
-Uwierz Donatello. Próbowaliśmy wiele razy i na marne. Tylko straciliśmy ludzi.- Powiedział Stockman.- Dlatego kobiety nie chcące walczyć zajmują się ocalałymi dziećmi.- Powiedział mężczyzna. Spojrzałem na siostrę.
-Macie kontakt z Raphem i Leo? Musimy spróbować zabić Shreddera.- Powiedziałem stanowczo. Na szczęście przyjaciele mnie poparli. Poszedłem z Mikeym do kryjówki. Zaczęliśmy tam czekać na Rapha i Leo. Długo to zajęło kiedy usłyszeliśmy kroki. Chwyciłem za broń. W pewnej chwili Leo jak i Raph stanęli przed sobą. Tak jak Mikey opowiadał oboje mieli wiele blizn. Raphael miał zszyte miejsce na oko w miejscu brakującego narząd wzroku oraz czarną kurtkę. Lecz nadal miał na sobie ochraniacze na kolana i pas z doczepionymi sztyletami sai. Natomiast Leonardo miał na sobie czarny płaszcz oraz rękawiczki z połową palców. W dodatku zamiast bandany miał okulary przeciwsłoneczne. Czyli faktycznie Leo stracił wzrok, a Raph oko.
-Co ty tu robisz do cholery jasnej?- Zapytał się wściekle Raph. Leo "spojrzał" w jego kierunku.
-Raphi? Dziewczyny nic nie mówiły o tym, że tutaj również będziesz.- Powiedział Leo. Miał on głęboki głos.
-W czym niby jest problem? Przypomnieć ci jak musieliśmy porzucić mistrza gdy najbardziej nas potrzebował kiedy nigdy w życiu?- Powiedział Raph po czym szturchną lidera naszej drużyny. Jednak Leo odepchnął jego rękę.
-Idioto zapomniałeś, że gdyby nie on to by Mike zginą? Zrobił to by nas ratować. Naszą trójkę i dziewczyny. Zapomniałeś już o Shini? Też zginęła.- Warknął Leo robiąc przy tym kazanie Raphowi.
-Może i tak ale mogliśmy go ocalić.- Powiedział powoli tracący cierpliwość Raph uderzający palcem o skorupę Leo.
-Wiesz, że nie mogliśmy! On już nie żył!- Krzyknął Leo również uderzając palcem o skorupę Rapha. Buntownik odepchnął go krzycząc by się zamknął. Widząc jak Leo szykuje się do ataku uderzyłem oboje moim kijem bo. Uderzenie spowodowało, że oboje upadli na ziemie. Gdy oboje spojrzeli w moją stronę twarz Rapha była całkowicie w szoku.
-Dosyć tego. Musimy pogadać.- Powiedziałem po czym pomogłem braciom wstać.
-D-Donnie?- Zapytał się Raph po czym przytulił mnie.- Ale numer ty żyjesz.- Powiedział Raph kiedy podszedł do nas Michelangelo.
-Nie chce przerywać ci radości Raph ale to nie jest nasz Donnie.- Powiedział Mikey wyrzucając wykałaczkę. Raph gwałtownie się odsunął przyglądając się mi. Poczułem jak Leo kładzie mi rękę na czole jakby chciał coś sprawdzić. Typowe dla niewidomych.
-Fakt. Nie czuje blizn ani nic podobnego.- Powiedział Leo zabierając rękę. Raph spuścił wzrok wzdychając cicho. Słyszałem jak cicho przeklął pod nosem.- Zastanawia mnie po co tu jesteśmy?- Powiedział Leo.
-Chłopaki Don wymyślił by zabić Shreddera.- Powiedział Mikey opierając się o ścianę.
-Czy ty nie słyszałeś o tym co stało się Casey'emu? Ugh! Gdybym wiedział co planuje zrobić wybiłbym mu to z głowy.- Powiedział Raph po czym kopnął kamień.- Poza tym siedzibę tego zabójcy pilnują te zmutowane gnojki, stopoboty no i te Chromo-złom. Nawet jeśli wejdziemy do środka to zabiją nas. Prędzej czy później.- Powiedział Raph.
-Tchórzycie tak? Cóż nie wiem co miałem ja z przyszłości w głowie ale... Ale nawet dam się zabić ale najpierw spróbuję go zabić. Z wami czy bez was.- Powiedziałem idąc do wyjścia.
-Poczekaj na mnie.- Powiedział Mikey. Stanąłem po czym odwróciłem się.
-Nie Mikey. To ja nawarzyłem piwa więc sam muszę je wypić.- Powiedziałem patrząc na niego.
-Ok, ok. Jesteśmy z tobą. Zróbmy to dla mistrza, Casey'ego i Shini.- Powiedział Leo podchodząc razem z Raphem. Uśmiechnąłem się lekko po czym całą czwórką zaczęliśmy zbierać to co znaleźliśmy w kryjówce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro