Rozdział III
Szłam w kompletnym milczeniu, czując jak palą mnie policzki. Vanessa obok mnie wręcz podskakiwała z radości, za to mój brat wyglądał na złego.
- Jak wasza zabawa? I gdzie podziała się Margaret? - próbowałam przerwać tę niezręczną ciszę.
- Czy ty jesteś poważna?! Biorę cię na pierwszą imprezę, a ty już pieprzysz się z obcym?! - aż stanęłam słysząc jego wybuch. Zawsze opanowany i taktowny patrzył na mnie z ewidentną pogardą.
- Jeremi... - siostra podeszła do niego kładąc rękę na jego ramieniu. - uspokój się. Przecież nie zrobiła nic, czego sami nie robiliśmy na takich imprezach.
- Zabezpieczaliście się chociaż?! Pomyśleliście o tym?!- stałam z otwartymi ustami i patrzyłam z niedowierzaniem na chłopaka. Wiedziałam, że mnie poniosło i pozwoliłam sobie na wiele, ale jednak nie przespałam z pierwszym lepszym gościem z imprezy. Dlatego też nie rozumiałam złości chłopaka.
- Poważnie masz mnie za taką laskę? Nie pieprzyłam się... Pozwoliłam na dotykanie, wszystko w ubraniach! Korzystałam tylko z twoich życzeń! Czekaj jak to szło?- przystawiłam palec do brody udając, że się zastanawiam - " Bądź szczęśliwa Ana, bo na to zasługujesz". Po prostu raz chciałam poczuć to co wy podrywając kogoś i postanowiłam dać porwać się emocjom. Chciałam poczuć czyjś dotyk na swojej skórze, czyjąś bliskość. Nic więcej. - kończąc zdanie ruszyłam szybkim krokiem w stronę zamku zostawiając naradzające się rodzeństwo z tyłu. Wiedziałam, że za jakiś czas Jeremi będzie chciał przedyskutować całą tą sytuację i będzie się starał żebym poczuła się źle. I chociaż miałam świadomość tego, że powinnam czuć wyrzuty sumienia, nie potrafiłam. Bo za każdym razem jak tylko wspominałam dzisiejszą noc, szeroki uśmiech pojawiał się na mojej twarzy.
Czas powrotu minął wyjątkowo szybko i samotnie. Ja nie zwalniałam tempa, rodzeństwo nie starało się mnie dogonić. Czułam lekki zawód spowodowany ich zachowaniem, lecz zdawałam sobie sprawę, że wykorzystałam jedyny moment w życiu i spełniłam swoje największe marzenie. Moim kolejnym celem była długa kąpiel i zapis dzisiejszego dnia w tajnym dzienniku, w którym spisywałam wszystkie " ludzkie" rzeczy jakich było mi dane spróbować. Oczywiście w tajemnicy przed światem. Jednak gdy tylko spróbowałam przejść przez próg sypialni, ktoś mocno i gwałtownie wepchnął mnie do środka.
- Cholera ! - obróciwszy się zobaczyłam Jeremiego majstrującego przy drzwiach. - Czy możesz mi powiedzieć co ty do cholery wyprawiasz?!
- Zamykam drzwi. - odpowiedział spokojnie, wzruszając ramionami. Stałam przed nim z założonymi rękami, czekając na jakieś wyjaśnienia. - Po pierwsze muszę cię przeprosić. Po drugie wytłumaczyć, a po trzecie o coś spytać. - widząc, że ja nie ruszyłam się z miejsca westchnął głośno, wyglądając na przygnębionego. Bardzo rzadko się kłóciliśmy i taki widok był dla mnie dość przykry. Mimo to nie zamierzałam mu nic ułatwiać. - Przepraszam. Po prostu to nie było dla mnie łatwe. - uniosłam brew, wciąż wpatrując się z niedowierzaniem w chłopaka. -To ja wyrwałem cię na imprezę i to ja nie darowałbym sobie jakby coś ci się stało. Wiesz, że to twoje pierwsze wyjście, a jakby tego było mało to w pełni nielegalne. Dodatkowo bałem się że gościu się zorientuje się, że jesteś tą Aną - księżniczką i następcą tronu... a wtedy mogło być różnie.
- Gdybyś ze mną porozmawiał, zamiast się wydzierać, to wiedziałbyś, że przedstawiłam mu się jako Emma. I nawet jeśli myślałby że moja postawa do kogoś pasuje to imię zmyliło by go. - chłopak milczał chwilę, po czym rozszerzył niepewnie ramiona. Kręcąc głową, wtuliłam się w nie. Braciszek zamknął mnie w mocnym uścisku.
- Vanessa miała rację, my robiliśmy gorsze rzeczy, ale jednak to ty jesteś tym wyznacznikiem moralności. Myślałem że zatańczysz z gościem i tyle, ale jak zobaczyłem jak się całujecie i obściskujecie poczułem się dziwnie. Z jednej strony się ucieszyłem, a z drugiej byłem zły. Tak po prostu. - czułam jak chłopak z każdym słowem się rozluźnia.
- Dziękuję ci za namówienie mnie na wyjście. To było coś niesamowitego i zdecydowanie zostanie w mojej pamięci jako najlepszy wieczór. - odsunął się ode mnie i po chwili uśmiechnął się chytrze.
- Pan bad boy się pani spodobał - zmrużył oczy obserwując moją reakcję. Ja za to dojrzale pokręciłam oczami, aby mógł zauważyć moją irytację.
- Nawet jeśli, to i tak muszę wyjść za księcia Juniwersu... nic tego nie zmieni chociażbym nie wiem jak bardzo się starała. Nic po sobie nie zostawiłam, ani numeru telefonu, ani adresu, ani imienia. I też nie dostałam nic w zamian. Po prostu kolejne, miłe wspomnienie. - wzruszyłam ramionami, odwracając wzrok. - Co się stało z Margaret? - próbowałam zmienić temat, ale tym razem chłopak milczał posyłając mi smutne spojrzenie.
- Pokłóciliśmy się i wyszła. I nie, nie przez ciebie - dodał widząc, że chce coś powiedzieć. - Niby chciała się bawić, ale bolała ją głowa i źle się czuła... ta zarzuciliśmy sobie dużo rzeczy, po czym wsiadła do ubera i pojechała do domu. - Widziałam, że chłopak coś ukrywa, ale zdusiłam w sobie chęć wypytania go o wszystko. Moje rozmyślania przerwało gwałtowne pukanie do drzwi. Z przerażeniem patrzyłam na Jeremiego nie wiedząc co zrobić. Przyłapali mnie? A może ktoś jednak mnie rozpoznał?
- Ana oddychaj, to na pewno Vanessa - mimo wszystko wolałam się ukryć w łazience. Tak na wszelki wypadek. Po chwili usłyszałam kroki zbliżające się do mojej kryjówki.
- I gdzie jest moja kochana imprezowiczka? - westchnęłam i wyszłam z ukrycia. 1-0 dla braciszka. Vanes stała już w dresach i zmytym makijażu z uśmiechem od ucha do ucha. - Wiecie co? Tak pomyślałam, że brakuje nam rozmowy, takiej szczerej i prawdziwej więc macie jakieś 20 minut na ogarnięcie się, bo zamówiłam pizzę. - i moją kąpiel szlag trafił... Jednak po dłuższym zastanowieniu się stwierdziłam, że siostra ma rację. Przez przygotowania do moich urodzin i na przyjęcie tronu całkiem straciłam wolny czas, który im poświęcałam. A jak było widać po dzisiejszym wieczorze, dużo mnie ominęło.
- Niech wam będzie... ale ja wracam za pół godziny.
***
Jego usta na moich. Jego ciemne oczy wpatrzone w moje. Mój przyśpieszony puls, szybkie oddechy... przyjemne ciepło jego ciała, jego ręce na mojej tali...
- Siostra żyjesz tam? Minęło czterdzieści minut! - Vanessa dobijała się do drzwi
Westchnęłam otwierając oczy i sięgnęłam po ręcznik. Leżąc w wannie, nie sposób było odciąć się od wszystkich wspomnień i uczuć, które atakowały mnie z każdej strony. Z drugiej strony jakoś nie chciałam o tym zapominać. Wolałam wciąż przypominać sobie oczy nieznajomego, wpatrzone w każdy mój najmniejszy ruch niż myśleć o tym co ma mnie spotkać w ciągu najbliższego czasu.
- Ana wszystko ok? Bardzo długo cię nie ma... - Jeremi również stanął pod drzwiami. Dosłownie po kilku sekundach otworzyłam drzwi, wpadając wprost na rodzeństwo.
- Po prostu się zamyśliłam. - widząc ich wzrok na moje policzki wpełzł rumieniec. Szybko odwróciłam się i skierowałam w stronę pokoju – to co z tą pizzą?
- No cóż zmieniaj temat, zmieniaj, a my i tak zaraz się wszystkiego dowiemy na wieczorze szczerości. - Vanessa uśmiechnęła się szeroko. - Szanowni państwo, czas zacząć nasze spotkanie! - mówiąc to podała mi lampkę szampana.
Zawsze na takich rozmowach czułam delikatny stres. Nigdy nie wiedziałam jak potoczy się sytuacja i czy nie skończy się jedną, wielką kłótnią. Jednak dzisiaj wyjątkowo to Jeremiasz wyglądał na mocno zdenerwowanego, kiedy co chwilę sięgał po butelkę wina, pijąc wszystko jednym duszkiem. W końcu gdy mój wzrok spotkał się z mocno przestraszoną Vanessą, bez słów wiedziałyśmy co robić. Szybko zrywając się z miejsca przytrzymałam brata, podczas gdy siostra wyrywała mu wino.
- Dajcie mi to! Nie macie prawa mi tego zabierać! - próbował się wyrwać, jednak ja tylko wzmocniłam uścisk, zamykając go w ramionach. Po chwili przestał walczyć, gdy słychać było ciche podciąganie nosem.
- Jeremi co się dzieje? - zaczęłam się z nim kiwać delikatnie, jak wtedy gdy był małym dzieckiem i miewał koszmary. Vanes stała tuż obok nas z mocno otwartymi oczami, gdy z chłopaka uchodziły wszystkie skumulowane emocje. Nie wiem ile czasu minęło, gdy Jeremiasz uspokoił się na tyle by normalnie oddychać, mimo że jego serce wciąż biło nienaturalnie szybko.
- Margaret... ona... ona jest w ciąży... - rzucił nagle tak cicho i bez emocji, że zaczęłam się zastanawiać czy na pewno wszystko dobrze usłyszałam. Widziałam jednak zaskoczony wzrok siostry, mówiący mi, że słyszała to samo. - przepraszam Ana... nie chciałem tego teraz, przed twoją koronacją i ślubem - jego głos znowu się załamał.
- Ciii, już wszystko dobrze Jeremi... przecież to cudowna nowina. Będę ciocią. Ty ojcem. - Nie wyobrażałam sobie tego, jednak wolałam to przemilczeć. Wiedziałam, że wszyscy musimy ochłonąć by zacząć cieszyć się z pozytywów. Jednak moje słowa zamiast go pokrzepić, sprawiły, że zaczął się trząść.
- Od jak dawno to trzymasz w sobie? - głos Vanessy był nienaturalnie wysoki.
- Już od jakiegoś czasu to podejrzewaliśmy, jednak Margaret nie chciała tego potwierdzić... dopiero tuż przed nocną imprezą zrobiła test... o pozytywnym wyniku powiedziała mi jednak już w klubie.
- Czy o to się pokłóciliście? - skrzywiłam się, widząc że kiwa głową.
- Ona... wie tak samo jak ja, że to nie jest dobry moment na dziecko. Jednak w momencie w którym ja zaczynam planować wspólną przyszłość, ona... chce je usunąć... - ostatnie słowa wypowiedział wręcz szeptem.
Więc jeżeli wcześniej miałam zawał serca, to teraz ono pękło na milion małych kawałeczków.
- A ty chcesz, żeby to zrobiła? - po policzkach siostry płynęły łzy, których nawet nie wycierała. Zresztą na mojej twarzy również torowały sobie ścieżkę, płynąc wprost na włosy brata, którego wciąż trzymałam w ramionach.
- Ja... chce wychować to dziecko mimo, że mam pełną świadomość konsekwencji... Mogę wyrzec się królewskiego życia, usunąć się w cień, byle tylko dała nam szansę... Ale przecież ja kurwa nie mam prawa głosu, bo nie mam macicy i to nie moje ciało! - wycierałam jego łzy, gdy cała nasza trójka próbowała ułożyć sobie wszystko w głowie.
Nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić co on czuje w tej chwili. Nagle nic innego nie miało znaczenia, gdy przytulałyśmy załamanego brata, nie wiedząc nawet co powiedzieć.
- Może ona się po prostu boi tego wszystkiego... może potrzebuje czasu... - sama złapałam się tych słów i postanowiłam się ich trzymać jak brzytwy.
Kilka godzin później stałam na balkonie razem z Vanessą i popijałyśmy resztki wina. Nie zawracałyśmy sobie głowy lampkami, pijąc prosto z gwinta. Obie już mocniej czułyśmy alkohol, kiedy wręcz zapijałyśmy smutki.
- Myślisz, że powinnyśmy porozmawiać z Margaret? - pokręciłam głową patrząc na śpiącego Jeremiasza.
- Na pewno nie bez porozumienia z Jeremim. Nie dokładajmy mu już zmartwień. - jednak widząc siostrę przygryzającą wargę poczułam mocny niepokój. Nagle zaczęła uciekać wzrokiem, dając mi jasny sygnał, że coś jeszcze się dzieje. - Mów. Miejmy to za sobą. - Dziewczyna wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się delikatnie, wyciągając moją starannie ukrytą przed mamą komórkę.
- Zostawiłam twój numer temu kolesiowi w klubie... na kartce schowałam mu do kieszeni kurtki kiedy wyszliście na zewnątrz i chyba ją znalazł .
Z mocno bijącym sercem odblokowałam telefon. Wyświetlała się koperta dająca znać, że dostałam wiadomość. Z zupełnie obcego numeru.
- Niech to szlag...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro