=28=
Bakugou był zdecydowanie bardziej żywy niż przez ostatnie tygodnie. Nie zasypiał, nie wpatrywał się w okno przez wszystkie lekcje. Był... spokojny. Znaczy nie tak jak mogłoby się wydawać. Nadal był wybuchowym kłębkiem agresji, ale osiągnął spokój duchowy na płaszczyźnie, na której ostatnio walczył z huraganem. Niektórzy nawet ze zgrozą zauważyli, że zdarza mu się uśmiechać.
Kirishimę rozsadzało wręcz od środka, jednak nie pisnął nikomu ani słówka. Podpytywał czasami przyjaciela o dziewczynę i jakieś szczegóły tego, jak w ogóle doszło do tego cudu, jednak poza subtelnymi napadami agresji i wymyślnymi wyzwiskami pod swoim adresem, nic nie uzyskał.
W każdym razie wszystko w świecie Bakugou względnie wróciło do normy.
Tego wieczoru nie mógł jednak zasnąć, a kiedy w końcu zapadł w niespokojny sen, śniło mu się, że spada. Leci w nicości, krzycząc i wymachując rękami w rozpaczliwej próbie złapania czegoś, co niewidoczne. Kiedy w końcu uderzył plecami o twardą powierzchnię, nie poczuł bólu, a obudził się we własnym pokoju. Oddychał ciężko, jak to bywa po przebudzeniu z koszmaru, który swoją drogą wcale nie był taki straszny. Bakugou aż dziwił się, że tak zareagował.
Kiedy spojrzał w stronę drzwi, dostrzegł sylwetkę. Wzdrygnął się i mimowolnie uniósł dłonie, by w razie niebezpieczeństwa aktywować quirk. Kiedy jednak postać zrobiła krok w jego stronę, a na jej twarz padł blask księżyca wpadający przez okno, Bakugou odetchnął z ulgą.
— Nie strasz mnie tak — westchnął, a brunetka podeszła jeszcze bliżej.
— Boisz się mnie? — spytała, a po jej policzku spłynęła krwawa łza. Blondyn zmarszczył brwi.
— Co?
Czarnowłosa uniosła dłonie i w świetle księżyca chłopak dostrzegł, że drżą, a z palców dziewczyny skapuje na ziemię krew. Akira uśmiechnęła się.
— Boisz się?
Bakugou patrzył na nią z przerażeniem, po czym zamachnął się z zamiarem uderzenia zjawy, która na pewno nie była jego dziewczyną. Postać rozpłynęła się w powietrzu, a czerń zakryła chłopakowi pole widzenia.
Bakugou otworzył oczy. Był boso. Stał po kostki w wodzie, a zewsząd otaczała go czerń. Pustka. Kompletne nic. Chłopak postawił pierwszy krok, a kiedy upewnił się, za ma grunt pod nogami, ruszył przed siebie, szukając jakiejkolwiek drogi wyjścia.
— Chujowy ten sen — mruknął do siebie i odwrócił się nagle, słysząc krzyk, który rozniósł się echem po czarnej przestrzeni. Minęło kilka sekund zanim Bakugou uświadomił sobie kto krzyczał.
— Akira... — szepnął przerażony i ruszył biegiem w nieznanym kierunku. Złapał zadyszkę już po kilku chwilach, co było wręcz nierealne z jego kondycją.
Blondyn stanął jak wryty, widząc ciało, leżące w wodzie, kilka kroków od niego. Nie widział jej wcześniej. Wyłoniła się z mroku, dosłownie znikąd.
Chłopak dopadł do niej i złapał za jej zakrwawioną dłoń, którą dziewczyna najwyraźniej jeszcze przed chwilą przyciskała do rany postrzałowej na piersi.
— Nie, nie — jęknął Bakugou, patrząc w jej puste oczy i zakrwawionymi palcami odgarnął jej z czoła ciemne włosy.
— Kto...? Do cholery... Dlaczego...? — dyszał, nie mogąc złapać oddechu. Wiedział że to sen. Ale był tak realny i nierealny jednocześnie. Chciał się już obudzić. Zaciskał powieki z nadzieją, że zaraz znajdzie się w swoim pokoju w Akademiku, jednak nic z tego. Za każdym razem gdy ponownie je otwierał, widział jej bezwładne ciało w swoich ramionach. Puścił ją. Złapał się za głowę i krzyknął. Jego wrzask poniósł się echem, a on sam poczuł w gardle palący ból, który zaraz przeniósł się na resztę jego ciała. Czuł jakby płonął. Od środka.
Zlany potem podniósł się do pionu i poczuł, że zaraz zwymiotuje. Rozejrzał się. Był w swoim własnym pokoju. Był w szkole. Obudził się. Wbił paznokcie w skórę i odetchnął z ulgą, czując ból. Już nie spał. Ten koszmar nareszcie się skończył.
Drzwi do jego sypialni otworzyły się z hukiem i w progu stanęły trzy postacie, oświetlone od tyłu światłem z korytarza.
— Stary, co do kurwy? — Kirishima wszedł do pokoju i przyklęknął tuż obok jego łóżka.
— Kacchan, wszystko w porządku? — Midoriya niepewnie postawił krok w stronę blondyna, przyciskając ramiona do piersi.
— Co wy tu...? — spytał chłopak. Todoroki, który nadał stał w progu, wsunął dłonie w kieszenie flanelowych spodni od piżamy.
— Krzyczałeś — wyjaśnił, a Izuku pokiwał głową z zatroskanym wyrazem twarzy.
— Nie wiedziałem, że miewasz koszmary — powiedział Kirishima. Blondyn spojrzał na niego, marszcząc brwi.
— Nie miewam — odpowiedział, a obecni w pokoju chłopcy wymienili zaniepokojone spojrzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro