Rozdział 55
- A kto to był??- spytałam zirytowana
-No jak to kto?...
I jeszcze debil nie zrozumiał
- Kto cie gonił imbecylu?!!?- warknęłam wściekła
- Jeden z ludzi twojego ojca- wykrztusił
- Teraz to już koniec- warknęłam.
Ashton otworzył szeroko oczyi chciał złapać mnie za ramiona ale nie pozwoliłam mu na to.
Pchnęłam go po czym zgrabnie ominęłam Cala i Mikeya wybiegając z pokoju.
Wyszłam za zewnątrz i wybrałam numer przyjaciela.
- Jake?!- powiedziałam pytająco
- Co tam skarbie?
-Potrzebuje cie tu. Natychmiast. Inni też mają być- warknęłam
- Co się stało?
-Opowiem ci jak dożyje. Pośpiesz się- mruknęłam i rozłączyłam się
Po chwili kilka metrów przede mną zauważyłam ojca razem z trójką ludzi.
Typowy cham zmienił się w eleganta
Szczerze? To bym się przestraszyła jakbym go zobaczyła
- Witaj skarbie- powiedział z chamskim uśmiechem
- Czego chcesz? Po chuj tu przyszedłeś??- warknęłam
- Nie moge porozmawiać z własną córeczką?-rzekł sarkastycznie
- Do kurwy czego chcesz?!!?-krzyknęłam
- Zamknij sie- ryknął i wyciągnął broń którą skierował w moją stronę
Tak szybko jak zobaczyłam broń tak szybko wyciągnęłam moje dwie.
No co? Trzeba być naszykowanym na wszystko
- Sprytna jesteś. Szkoda że twoja matka taka nie była
- Fakt. Nie była i naprawdę szkoda. Bo jakby była taka jak ja to już dawno pies by na ciebie się załatwiał bo leżałbyś dwa metry pod ziemnią- uśmiechnęłam się lekko na te wizje
Po twarzy ojca przeszedł grymas złości a ja bez wahania nacisnęłam spusty i takim sposobem zabiłam dwójke jego ochroniarzy.
Trzeci wycelował we mnie ale spudłował. Zafundowałam mu kulke w łeb po czym skierowałam oba pistolety na ojca
- Wynoś się albo ci roztrzaskam łeb- syknęłam wściekła
- Jeszcze wygram. Zobaczysz. Jesteś zerem
- A ty minus jeden i kurwa chuj- powiedziałam spokojnie
- Policzymy sie- warknął ostatni raz i wsiadł do czarnego auta na podjeździe.
Nagle czyjaś ręka spoczła na moim ramieniu . Odruchowo przeżuciłam tego kogoś przez bark do przodu.
Spojrzałam na Caluma który zwijał się z bólu i pomogłam mu wstać.
- Zapamiętać!- wskazał palcem do góry- Nigdy nie podchodzić do wkurwionej Amber Irwin i uciekać tak szybko jak się tylko da- mruknął- Zanotowałem- zaśmiałam się i pomogłam ku wejść do domu
Zamknęłam drzwi nogą i rzuciłam Cala na kanape
- Zabiłaś trojke ludzi. Jak chcesz się ich pozbyć??
- To nie moja sprawa. Zaraz ktoś ich zabierze- mruknęłam
- Nie masz sumienia kobieto!
- Mam i kurka wódka to nie twoja sprawa.- mruknęłam niechętnie po czym ruszyłam do pokoju w którym był Luke
Weszłam do środka gdzie zauważyłam Mikeya, Asha który swoją drogą siedział na woreczku z lodem. A mój blondyn smacznie spał
Nie no super. Ja zabijam ludzi a on śpi.
Jak może spać z myślą że moge umrzeć.
Poprawka, że mogłam umrzeć ....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro