Rozdział 56
Po chwili odezwał się Ash który patrzył na moją wściekłą mine a ja patrzyłam ma śpiącego Hemmingsa.
- Dostał coś od Mikeya i sie nie obudzi tak szybko- wytłumaczył
- Po co mu to dał?- spytałam
- Luke chciał biec za tobą ale w jego stanie to tylko by pogorszyło.
Potem już sie nie odezwałam i cicho siedziałam na fotelu obok brata. Nagle naszła mnie chęć przytulenia chłopaka. Rozłożyłam szeroko ręce i obięłam Ashtona
- A to za co?
- Miałam na to ochotę
- Amber, wiesz że teraz jest bardzo niebezpiecznie- zaczął- Musisz ukryć się z Hemmingsem. To wy jesteście głównymi celami.
- Nikt się nie będzie ukrywał- do pokoju wszedł Jake do którego mocno się przytuliłam
- Dłużej nie mogłeś?- spytałam szczęśliwa
- Mogłem mała ale chciałaś byśmy byli szybko- posłał mi swój słynny uśmiech.- To co się dzieje skarbie?- spytał
- Zaraz- powiedziałam- Ilu ze sobą wzięłeś chłopaków?
- Tylko najlepsi- uśmiechnął się- Czyli każdy- powiedział a ja lekko sie za śmiałam
- I gdzie będą spać?- spytałam
- Kupiłem dom zaraz obok waszego- zasmiał się- No to teraz mi powiedz jak ma się sytuacja- pogonił mnie
- Luke'a ktoś postrzelił a ja dalej nie mam pewności że to ktoś z ludzi ojca. Tak właśnie- dodałam szybko bo już chciał coś powiedzieć- Mój ojciec wynajął sobie ludzi którzy nke dość że go chronią to jeszcze mają zabić mnie i Lukeya. Musisz mi pomóc w wyrżnięciu ich albo przekupieniu by to oni zabili ojca.- wytłumaczyłam mu
- Jak twój ojciec sie wzbogacił??- spytał zszokowany
- Sama nie wiem- spojrzałam mu prosto w oczy.
- Dobra, my zajmiemy sie tym ale ty masz sie nie ruszać stąd na krok. Danny będzie w tym pokoju razem z wami a przed drzwiami postawie Timosa i Jima.- mruknął i wyszedł żegnając się buziakiem w policzek.
Usiadłam na łóżku i zobaczyłam że Luke już dawno nie śpi. Złapałam jego dłoń i lekko ścisnęłam
- Amber?- spytał niepewnie- Zabiłaś kogoś?- spytał a ja spojrzałam na niego jak na kosmite- Dzisiaj- dodał
- Tak ale to oni we mnie celowali- chłopak głośno wciągnął powietrze i przyciągnął mnie do siebie
- Kocham cie- szepnął a mnie zatkało, on to powiedział
- Ja ciebie też Luke, ja też- westchnęłam sennie
- Właź pod kordłe- rozkazał
- Nie jestem śpiąca- powiedziałam
- Kłamczucha- uśmiechnął się i pociągnął mnie do siebie zakrywając puchatym materiałem.
- Wariat- uśmiechnęłam się szeroko gdy objął mnie i mocno docisnął do swojego torsu
- Twój- zaśmiał się.
Kocham tego wariata. Mojego wariata
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro