Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To miał być on!

- Siemasz, Lewis!
- O! Pan Neil raczył się pojawić- przyciągnął go do braterskiego uścisku.
- Błagam!- jęknął cierpiętniczo.- Jeżeli dalej tak pójdzie obleje matmę!
- Ja już się odrobiłem.. Ten no... Styles mi pomógł.
Niall zaśmiał się.
- Chyba też wezmę u niego korepetycje, tylko bez zbędnych gej-afer!
Louis zkrzywił się na wspomnienie pocałunku z Marcelem.
- To jest właśnie przykład tego równania... Rozumiesz, Lou?
- Nie mów do mnie "Lou"! Jesteś tu tylko dlatego, że potrzebuję zaliczyć matmę!- warknął szatyn.
Chłopak z ulizanymi włosami jedynie kiwnął na to gorzko głową i poprawił swoje sklejone okulary.
- Rozumiesz teraz?- zapytał jeszcze raz.
- Ni w chuj!
Marcel pokiwał głową w zrezygnowaniu.
- To jeszcze raz...
- Mhm..- Louis zachichotał.
Styles spojrzał na niego jakby wyrosły mu dwie głowy.
- Co? Mam coś na twarzy?
Zaczął macać się po czole i policzkach. Jednak po chwili jego dłonie zastąpiły dłonie wyższego.
- Jesteś taki piękny...- wyszeptał.
- Co-
Przerwały mu usta bruneta na jego własnych. Chwile stał w szoku, ale po chwili odepchnął chłopaka, tak że spadł z krzesła na podłogę.

- Co ty sobie kurwa wyobrażasz?! 
- J-ja-
Marcel był przerażony.
- Jesteś obrzydliwy! To, że ty jesteś pedałem nie znaczy, że wszyscy nimi są! Żygać mi się chce, jesteś nienormalny i odrażający! Wypierdalaj z tego domu!
Louis widział jak w oczach wyższego błyszczą się łzy, ale nie przejmował się tym. Kim jest Marcel żeby ten Louis Tomlinson miałby się przejmować.
- A-a korepet-tycje?- wyjąkał.
- Już um- Znaczy się nie obchodzą mnie już. Mam je w dupie tak jak ciebie! Wychodź stąd!
Brunet szybko podniósł się z podłogi i zabierając swoją torbę wybiegł z pokoju.
- I nie myśl, że obędzie się bez posłuchu w szkole!- Tomlinson zawołał za nim, ale odpowiedział mu tylko trzask zamykanych drzwi.
- Tommo! Żyjesz?
- Co?
- Odpłynąłeś.
- Sorry, zamyśliłem się.
- Ty, patrz! O wilku mowa, a wilk tuż, tuż!- Niall szturchnął go w ramię.
Louis odwrócił się w stronę pokazywaną przez przyjaciela. Korytarzem jak zwykle zgarbiony szedł Marcel. Wzrok miał wbity w podłogę lub jego wypolerowane czarne botki. Jego długie nogi przykrywały szerokie, niedopasowane, brązowe spodnie, a górną część ubioru stanowiła biała, wyprasowana, koszula i zgniłozielony bezrękawnik z dekoltem w serek. Jednym słowem prezentował się nie korzystnie. 
- A co gdyby się z nim tak zabawić?-zaśmiał się Niall.
- Co masz na myśli?- zaciekawił się szatyn.
- No nie wiem.. Randka, a potem bzykanko?
- Wyobrażasz sobie wkładać penisa w coś takiego?!
- Nie jest taki zły. Pod tym sweterkiem kryje się niezłe ciałko.
- Od kiedy interesujesz się tą drugą stroną?- Louis zaśmiał się.
- Co za różnica.. Dupa jak dupa.. Żadna ci się nie oprze!- szturchnął go w ramię.
- To oczywiste, nawet Styles.
- Tego nie byłbym taki pewny, przecież on jest jak siostra zakonna.
- Wątpisz we mnie?- Louis przybrał wyzywającą pozę.
- A żebyś wiedział...- Horan potarł ze złowieszczym  uśmieszkiem dłonie.- Co powiesz na mały zakład?
- Zakłady z tobą to czysta przyjemność!
- W takim razie masz miesiąc żeby przelecieć Marcela! Wygrany dostaje, hmm... 50 £?
- To za mało, to najlepszy zakład od kilku miesięcy.
- W takim razie 80 £!
- Stoi.
- Zakład?- blondyn wyciągnął swoją rękę.
- Zakład!- chwycił pewnie jego dłoń.- Zayn, cioto! Przetnij nam!
- Auu! Niall! Za co?!
------------------------------------------------------
Louis właśnie skończył swoją ostatnią lekcję, którą była matematyka ( na której radził sobie teraz całkiem dobrze, nie że to zasługa Marcela) i poszedł sprawdzić, o której kończy lekcje klasa Styles' a. Na jego nieszczęście kończyli zaraz przy wyjściu ze szkoły, więc możliwe, że chłopak już wyszedł. Szybko pobiegł do głównych drzwi i kurwa! Miał szczęście. Marcel właśnie wychodził z budynku. Szybko do niego podbiegł i poklepał w ramię. Brunet odwrócił się i gdy tylko zobaczył kto za nim stoi znieruchomiał. Za to Louis uśmiechnął się szeroko.
- Cz- czy mam z-znowu odrobić ci zadanie z b- biologii?- wyjąkał.
Szatyn skrzywił się nieświadomie na reakcję lokowatego. Był aż taki okropny?
- Nie, tak właściwie.. Masz czas dzisiaj wieczorem?
- J-ja-
- Tak, ty.
- Potrzeb-bujesz korepet-tycji?
- Nie, chciałem się z tobą umówić- odrzekł spokojnie, na co wyższy zakrztusił się śliną.
- Ż-że na randkę?
- Jeśli byś się zgodził to z wielką przyjemnością.
- Ż- żart-tujesz sobie? P-przez miesiąc z- znęcasz s-się nade m-mną, a t-teraz chcesz się z-ze mną umówić? J-jeżeli to żart, proszę d-daj m-mi s-spokój.
Louis potarł swój kark.

 - Trochę niezręcznie wyszło.. Ja chcę w sumie przeprosić.. I tak jakby uważam cię za.. atrakcyjnego?

Brawo, Louis! Po pierwsze- wypadnij wiarygodnie i zdobądź zaufanie.
- To jak?
- N-nie wiem..
- Nie daj się prosić...
- T- to nie w-wyjdzie, Lou- znaczy się Louis.
- Mów mi Lou, kochanie- mrugnął do niego, na co Harry zarumienił się wściekle.
- N-nadal nie j-jestem do t-tego  przekonany...
- Nie dajesz mi wyboru..
Louis pomachał głową na boki i uklęknął na jedno kolano. Cały dziedziniec patrzył na nich zaciekawiony, no bo czemu ten Louis Tomlinson klęczał przed szkolnym nerdem, Marcelem Styles'em?
- W-wstań p- proszę!- brunet chwycił go za ramiona i próbował go podnieść.- W-wszyscy się n-na nas p-patrzą!
- Nie, dopóki się nie zgodzisz- powiedział mocno Louis.
- No ale-
- Czekam, wszyscy się na nas patrzą.
Marcel rozejrzał się i rzeczywiście na dziedzidzińcu było mnóstwo uczniów jak i nauczycieli i schodziło się jeszcze więcej. Westchnął ciężko.

- O-okej- wyszeptał.

- To cudownie, nawet nie wiesz jak mi ulżyło!- szatyn wykonał swój taniec szczęścia, na co dano mu było usłyszeć chichot Marcela.

- Uroczo się śmiejesz- i tu mówił na prawdę..

- Uh.. Dziękuję- zarumienił się.

- Nie ma za co, Hazz.

Na przezwisko, którego użył Louis głowa bruneta wyskoczyła w górę. Nie mógł uwierzyć, że on to powiedział.

- Mam tak nie mówić? Przepraszam, nie chciałem..- Louis skarcił się w myślach.

- N-nie to o-okey... B-bardzo m-mi się p-pod-doba- mruknął.

- Cieszę się, w takim razie widzimy się dziś o 7 p.m.?

- M-hm- pokiwał głową.

- W takim razie do zobaczenia, Hazz- przytulił go, a loczek bał się, że jego serce wyskoczy z piersi, i że Louis to poczuje.

- D-o zob-baczenia, Lou..

Szatyn oderwał się od wyższego i odszedł podskakując wesoło. Miał już 80 funtów w kieszeni!

Jak to teraz czytam mam takie WTF?! Skąd on wytrzasnął to Hazz jak nie zna jego imienia? No ale powiedzmy, że mu się tak jakoś skojarzyło xd

Więęęęęc to miał być one shot, ale postanowiłam wstawić na razie tą część, żeby cokolwiek wstawić... Rozdziały INDOMITABLE i OMUWIB powinny pojawić się.. w najbliższym czasie.

Mam nadzieję, że ta część się spodobała i będziecie oczekiwać kolejnych... ;)

P.S. Przewiduję 6/7 części...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro