Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 2

NA WSTĘPIE PRZEPRASZAM, ŻE LOUIS BĘDZIE TAKI W STOSUNKU DO JAY. BYŁA WSPANIAŁĄ KOBIETĄ I WSZYSCY ZA NIĄ TĘSKNIMY, ALE PO PROSTU TERAZ LOU JEST TAKĄ POSTACIĄ. ALE BEZ OBAW ZMIENI SIĘ.


- Louis! Gdzie się wybierasz?- z dołu usłyszał głos swojej matki.

Wywrócił oczami zdenerwowany.

- A co cię to obchodzi?- odkrzyknął.

- Nie wiem... MOŻE PO PROSTU JESTEŚ MOIM SYNEM!

- Przestań się drzeć, kobieto! Idę na randkę!- powiedział zapinając swoje eleganckie spodnie.

Stwierdził, że Marcel jest takim typem osoby, której zaufanie łatwiej będzie zdobyć zgrywając kulturalnego i szarmanckiego. No bo proszę... Popatrzcie na niego! Popsikał się dezodorantem i perfumami z CK. Na lekko umięśnione ramiona zarzucił białą koszulę i zapiał ją zostawiając u góry rozpięty guzik. Wszedł do swojej własnej łazienki i układając trochę swoje włosy stwierdził, że wygląda choć trochę jak chłopak w typie Marcela. Umył dokładnie zęby i wrócił do pokoju by wziąć wszystkie rzeczy, których będzie potrzebował. Na jego liście znalazł się portfel, telefon, no i oczywiście gumki. Przecież po to tam idzie. Zbiegł na dół i założył swoje Vansy wyjątkowo dzisiaj  ze skarpetkami. Bez słowa skierowanego do swojej matki wyszedł z domu. Sprawdzając godzinę na zegarku na swoim nadgarstku przyspieszył tempa bo zostało mu tylko kilka minut, a dom Styles' a jest co najmniej 10 od niego. Przeszedł kilka metrów i wyciągnął ze swojej kieszeni telefon by na wszelki wypadek wysłać do Marcela wiadomość, że się spóźni. Ledwo co go odblokował zderzył się z twardym ciałem i upadł na ziemię przygniatając drugą osobę.  Podniósł głowę z klatki piersiowej chłopka, z którym się zderzył i znieruchomiał. Ładne oczy, takie zielone jak żaba... ~ pomyślał. 

- Oops...- wyszeptał zielonooki.

- Hi!- zachichotał.- Wybacz, że na ciebie wpadłem- zaczął się podnosić z chłopaka. 

- Powinienem patrzeć przed sie-

Zamilkł kiedy zobaczył chłopaka przed sobą chłopaka. Był gorący, chociaż nie. To za mało powiedziane. Był najgorętszym chłopakiem, którego Louis kiedykolwiek widział. Zaczynając od jego śmiesznych butów, poprzez czarne spodnie z dziurami na kolanach, które wyglądały jak jego druga skóra przez co ciekawie opinały się na kroczu, które częściowo zakrywała biała koszulka z "The Rolling Stones". I wreszcie najpiękniejsze dzieło tego na górze, jego twarz. Pełne, różowe usta, gładkie policzki, lekko za duży nos (który i tak nie przeszkadzał Louisowi, bo... i tak był piękny) i te kocie oczy. Zielone jak świeżo skoszona trwa albo jak nowo wyrośnięte liście. Louis nawet nie przejmował się czy takie słowa istnieją. A to wszystko okalające krótkie brązowe loczki, zapewne pachnące czekoladą i miękkie jak mały kotek. Mój Boże! Skąd takie porównania?!

- W-wszystko w porządku?- zapytał się zachrypniętym głosem łudząco podobnym do głosu Mar-

CO? Louis spojrzał na twarz chłopaka jeszcze raz. Kolor włosów zgadzał się, rysy twarze w sumie podobne, niemalże takie same. 

- Marcel?- spytał niepewnie.

- Mmm... N-nie. Tak właściwie to jestem od niego- "nie-Marcel" podrapał się po karku.

- Nie rozumiem.

- Jesteś L-louis Tomlinson?

- Tak, przynajmniej jak patrzyłem w lustro kilka minut temu byłem nim. 

- Ja jestem Harry Styles, b-brat Marcela. Wysłał mnie w zastępstwie, bardzo źle się poczuł.

- Brat? Nigdy cię nie widziałem.

- Tak, mieszkam w Londynie, teraz przyjechałem w odwiedziny.

Louis zamyślił się na chwile. To bardzo komplikowało jego plany. Chociaż... takiego ciała nie można zmarnować. Wydaje się zupełnie inny niż jego brat więc może z nim pójdzie prościej. 

- No dobra. Czyli teraz muszę zabrać ciebie na naszą randkę?- uśmiechnął się.- Nie uważasz, że twojemu bratu będzie z tego powodu przykro.

- Nie. Myślę, że sobie z tym poradzę... Znaczy się ON sobie z tym poradzi- zarumienił się.

- Uroczy jesteś... W takim razie proszę za mną, Panie Styles.

***

- Nie wierzę! Na prawdę zabrałeś mnie do wesołego miasteczka?- Harry chwycił go za rękę i zaczął podskakiwać.

- Jak widać, mały- zaśmiał się, po czym spoważniał gdy zobaczył jak się patrzy na niego Harry... z góry.

- Mały? Odezwał się ten gigant!- oparł swoje dłonie na biodrach.

- Wiesz, zaoszczędziłem wzrost na coś innego, coś co potrafi sprawić dużo przyjemności- wymruczał Harry' emu do ucha. 

- Przekonamy się, Tomlinson- drugi odpowiedział, po czym jak gdyby nic potruchtał do kas.

Szatyn nadal stał w miejscu nie mogąc uwierzyć w to co powiedział Harry. Oh, tak... zdecydowanie lubi tego chłopaka.

KRÓTKIE, ALE COŚ TAM JEST 😂W NASTĘPNYM CAŁA RANDKA.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro