Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 55

CASIE


Wysiadam z pociągu i trafiam do znanego, a jednak z pewnego powodu obcego miejsca.

Powoli przechadzam się po wysokich łąkach, zastanawiając się. Zastanawiając się, jak beztrosko tu było poprzednim razem. Ale to miejsce nie uległo żadnej zmianie, to ja się zmieniłam.

Mam podjąć decyzję, zdecydowanie zbyt ważną.

Elena powiedziała mi, że powinnam to zrobić, cofnąć się. Ale czy to właśnie jest to rozwiązanie?

Czy jakiekolwiek w ogóle jest słuszne ?

Z umysłem kompletnie wypranym z myśli, instynktownie podążam w określony punkt. Lodziarnia, niby taka, jaką mamy w naszym mieście. Wchodzę do przestronnego, przeszklonego środka, ale niczego nie zamawiam. Zawieszam wzrok na rysunku, który oprawiony w antyramę stoi na małej sztaludze. Opieram się o ladę, przyglądając się mini dziełu przedstawiającym żółwika-lodziarza. A więc dobrze, że podpisał swoją pracę.

Przeszłość zawsze zostawia za sobą ślady.

Wychodzę na zewnątrz i spokojnym krokiem udaję się na plac zabaw. Pogrążona w pytaniach, na które nie mogę znaleźć definitywnej odpowiedzi, siadam na huśtawce, wpatrując się w czubki butów. Niespodziewanie coś sprawia, że na chwilę uwalniam się ze swojego umysłu.

— Ja będę Błyskiem!

— A ja Stopklatką!

— Jesteś facetem, Toby.

— I co z tego!

— Nelly będzie Stopklatką, bardziej pasuje. Ty będziesz Delem.

— Głupi rządziciel!

— O, to ja będę Hamulcem!

— No brawo, Zoey, geniuszu... Tylko ona została.

— O, a mogę też być Albertem i zapowiedzieć?

— Leć. — Po tych słowach dość pulchna dziewczynka o karmelowych włosach wchodzi na ogrodzenie piaskownicy i zaczyna głośno pełna entuzjazmu:

— Witajcie, drodzy widzowie! W dzisiejszym odcinku nasi zawodnicy muszą przejść super niebezpieczny tor przeszkód! Kto okaże się zwycięzcą? Wkrótce się przekonamy! — Zeskakuje z "podestu", a wtedy wraz z nią unosi się kawałek jej błękitnej, kraciastej sukienki, jakby spadochron.

Gra się rozpoczyna. Z lekkim uśmiechem obserwuję, jak cała czwórka dzieci przemierza tor składający się z poszczególnych elementów placu zabaw. Kiedy drobna, szczupła blondynka nie może zejść z górnej poręczy, na której są zawieszone opony, woła:

— Błysk, pomóż mi!

— Już biegnę, Stopklatko! Używam zegarka! — Gdy to woła, wszyscy jak na zawołanie dają się wyprzedzić, głośno odliczając do dziesięciu, a chłopiec podczas biegu wydaje z ust odgłosy niczym motorynka. Tak jak zapowiedział, ratuje damę w opałach.

— Ha! Patrzcie, jak jestem daleko! — woła z dumą obecna Hamulec.

— Używam zegarka! — krzyczy, jak wywnioskowałam z ich rozmowy, Toby, a wtedy wszyscy wzdychają i cofają się o dziesięć ruchów, głośno licząc. — Zoey, to było dziewięć i pół!

— Nieprawda! — Nadyma policzki.

— On ma rację, to było dziewięć i pół! — wołają jednocześnie Błysk i Stopklatka. "Hamulec" w końcu się ugina i cofa o upragnione pół ruchu. Wtedy Del wbiega do drewnianego domku i woła:

— Ha! Wygrałem!

— To twój pierwszy raz, a ja już wygrałem cztery — kontruje Błysk.

— A ja sześć! — wtrąca się Nelly. Dochodzi do krótkiej wymiany zdań, ale w końcu ostatecznie wszyscy siadają obok siebie na ogrodzeniu piaskownicy, śmiejąc się.

Ile ja bym dała, żeby to wyglądało w ten sposób naprawdę.

Patrzę na nich pogrążona w myślach, a oni zdają się to wyczuć. Spoglądają po sobie, robią krótką naradę i postanawiają do mnie podejść.

— Kim jesteś? — Jak to ujmę, kapitan paczki przechyla głowę w bok.

— Widzem. Kupiłam bilet, naprawdę dobry odcinek. — Gdy to mówię, śmieją się cicho.

— To tylko tak na niby. — Zoey wzrusza ramionami. Patrzę tak na nich wszystkich w zastanowieniu i w końcu pytam powoli:

— A jakbyście dostali takie zegarki naprawdę... To co byście zrobili? — Po tych słowach czwórka spogląda na siebie porozumiewawczo.

— Zostalibyśmy superbohaterami! — wołają jednocześnie, na co nieznacznie się uśmiecham. No tak. Po krótkim czasie podnoszę się i otrzepuję kolana.

— Chyba czas antenowy się skończył.... Na mnie już pora, trzymajcie się! — Unoszę dłoń. Grupka dzieci chichocze.

— Papa! — Energicznie machają mi na pożegnanie.

Powoli idę dalej, przemierzając coraz to większy dystans, aż w końcu okazuje się, że wracam do punktu wyjścia.

I nie mam na myśli tego, że znów jestem na peronie.

Muszę podjąć idealną decyzję, ale czy to możliwe? Mam wrażenie, że teraz wszyscy patrzą na mnie z góry i czekają na to, co zrobię. Nie chcę nikogo zawieźć. Parę chwil w świetle reflektorów znanego reality show — czy za to właśnie płacimy tak wielką cenę?

Kim ja tak właściwie jestem żeby decydować? Bohaterką jakiejś chorej książki?

Wyjmuję z kwiecistego plecaka album. Powoli zaczynam przeglądać jego zawartość. Wszystkie te fotografie mają coś w sobie: to, gdzie razem z Eleną i Shanem robimy głupie miny na tle pięknego widoku z Flaxton, to, gdzie całą ekipą udajemy, że chcemy ukraść samochód policyjny taty Luke'a... Na chwilę zatrzymuję się na tym, gdzie opieram się o ramię Shane'a, robiąc wymyślną pozę, a ten rozbawiony kieruje oczy ku górze. Delikatnie się uśmiecham, jeszcze nie pozwalając sobie na łzy. Z każdym jednym zdjęciem, czy tym razem ze znajomymi z Flaxton, czy tymi z urodzin, czy którymkolwiek, zdaję sobie z czegoś sprawę.

To było szczęście.

Szczęście, którego może już nie być.

Wyciągam jedną z fotografii, gdzie jesteśmy wszyscy razem i dokładnie mu się przyglądam. Kiedy zamierzam odłożyć zdjęcie na miejsce, nieposłuszny wiatr porywa je ze sobą. Podnoszę się, próbując złapać zgubę. Mam wrażenie, jakby wraz z tym zdjęciem wszystko miało się ulotnić. Nie chcę tego tracić, nie chcę...! Niespodziewanie ktoś mnie łapie za nadgarstek.

— Chciałaś wpaść pod pociąg? — Te słowa wyciągają mnie z amoku. Podnoszę wzrok w stronę adresata i okazuje się, że poznaję tę twarz.

— To ty... — wyrzucam z siebie jedynie.

— A to ty...

***

SHANE


Czasem dostając na coś odpowiedź, powstaje jeszcze więcej pytań.

Do tej pory wracam myślami do spotkania, które miało miejsce nim jeszcze Casie mnie odwiedziła. Świadomość — jest dla nas ratunkiem czy zgubą?

— Hej, Shane! — Zza drzwi wychyliła się najpierw burza brązowych loków Elli, a potem dopiero ona sama. Mimo że uśmiechała się od ucha do ucha, wydawała się zestresowana.

— Cześć... — odpowiedziałem trochę niepewnie, widząc jej nienaturalne zachowanie.

— Słuchaj, bo ten... przyjacielu... — zaśmiała się nerwowo. — Nie było cię trochę czasu, co nie? I ten... no... bo ten... tamta... ten... — Słysząc dziwaczny przekaz dziewczyny, uniosłem jedną brew. — Pobawiłam się trochę w szpiega i... — Znów zachichotała, jakby miała nóż na gardle. — Zgadnij, kto tu jest! — upozorowała entuzjazm.

— Dobra, dość już tej błazenady! — Tym razem do pomieszczenia weszła dość wysoka dziewczyna, której grube, rude włosy zostały spięte w wysoki kucyk. Zdjęła z siebie skórzaną kurtkę, ukazując zwiewną, fioletową koszulkę. Lekko zsunęła okulary przeciwsłoneczne i zgromiła Ellę wzrokiem. — Złodziejko — rzuciła jeszcze w jej stronę.

— Oddałabym! — odpowiedziała jej, krzyżując ręce. Dziewczyna, w której rozpoznaję Rishelle, jedynie posłała Elli zdecydowane spojrzenie. Trwaliśmy przez chwilę w ciszy, aż w końcu przyjaciółka znowu zabrała głos:

— Dobra, to ten... Ja nie przeszkadzam w waszych sprawach i w ogóle... Miłego dnia! — Obdarowała nas nerwowym, szerokim uśmiechem, po czym zniknęła za drzwiami.

Widząc to, pokręciłem głową, delikatnie unosząc kąciki ust. Miałem już się odezwać do Rishelle, ale ta zaczęła pierwsza, uprzednio rozglądając się po pomieszczeniu:

— O, ale ładna lampka. Jest stąd, czy ci z domu przywieźli? — Nachyliła się nad przedmiotem położonym na etażerce. Dokładnie przeanalizowała jego strukturę, po czym zniszczyła niewielki podsłuch, który się na nim znajdował. Potem jeszcze raz przeskanowała wzrokiem cały pokój, a następnie zdjęła okulary przeciwsłoneczne. — Nie zauważyłeś go wcześniej?

— Zauważyłem, ale gdybym niszczył takie cosie regularnie, mogliby zacząć podkładać ich więcej i w mniej banalnych miejscach. Lepiej udawać idiotę, żeby w nagłych wypadkach być ubezpieczonym. — Na dźwięk moich słów uśmiechnęła się pod nosem. Potem zajęła miejsce na krześle obok mojego łóżka.

— Chyba już się domyślasz, kim jestem.

— Owszem, razem z Ellą mieliśmy tylko jedno śledztwo — odpowiedziałem.

— Co za dziewczyna. Najpierw wślizgnęła się na warsztaty z łucznictwa, a potem zabrała mi pamiętnik i...

— Ciebie też upolowała, co? — przerwałem, unosząc brew z uśmiechem. Rishelle westchnęła, delikatnie unosząc kąciki ust.

— Można tak powiedzieć, ale nadal nie wie wszystkiego...

— Co masz na myśli? — zaciekawiłem się. Milczała przez jakiś czas, jakby zbierając się w sobie, po czym wypuściła powietrze.

— Nim zacznę, chciałam ci powiedzieć... że naprawdę mi przykro z twojego powodu. Nie sądziłam, że sprawy się tak  potoczą. — Słysząc to, zmarszczyłem brwi.

— W porządku, przecież ty nic nie zrobiłaś — odpowiedziałem jedynie.

— A jednak czuję się trochę winna.

— Jak to? — Nie powiem, wtedy zdziwiły mnie jej słowa.

— Bo... — Zatrzymała się na chwilę i zagryzła wargę. W końcu zacisnęła pięści i znów zabrała głos. — To wszystko już miało miejsce, tylko inaczej?

— O czym ty mówisz? — spytałem, nie mogąc wyjść z szoku.

— O wszystkim: O przesłuchaniach, o programie, o finale i o wiele, wiele dalej... Shane, ale to wszystko poszło nie tak, jak powinno! I ja myślałam, ja głupia myślałam... że jestem w stanie to wszystko naprawić — ostatnie zdanie wypowiedziała jakby przygaszona. Opuściła ramiona, a ja wciąż wpatrywałem się w nią, kompletnie nie wiedząc, co powiedzieć. Miałem wrażenie, jakby to, co przed chwilą powiedziała, było jedynie marą, słowami brzmiącymi sensownie, a  jednocześnie abstrakcyjne.

— Musisz mi uwierzyć. Z resztą... Wkrótce sam się przekonasz, że mówię prawdę — dodała.

Milczę na znak, że czekam na to, co ma mi do przekazania.

— Parę miesięcy temu, jeszcze podczas roku szkolnego... Omal nie stałeś się ofiarą wypadku podczas jazdy na motocyklu — powiedziała. W tamtym momencie popadłem w zastanowienie. Skąd ona mogłaby to wiedzieć?

— Zastanawiałeś się kiedyś... Kto jechał w tamtym samochodzie? — Gdy zadała to pytanie, miałem wrażenie, że już na dobre odebrało mi mowę. — Powiem ci, jak to wyglądało w innej przeszłości: Ciocia wiozła mnie na zajęcia dodatkowe, zauważyłam pędzącego motocyklistę, zwolniłam czas, by w ostatniej chwili temu zaradzić. Gdy całe szczęście nie wydarzyło się nic poważnego, wyszłam z auta i nieźle ci nawrzucałam. Chyba właśnie to wydarzenie szczególnie dało ci do myślenia. Kojarzyłeś mnie z przesłuchań, a cały "szczęśliwy przypadek" wydawał ci się podejrzany...

— A tym razem zareagowałaś na wszystko odpowiednio wcześnie i nie wyszłaś do mnie. Ale dlaczego nie chciałaś konfrontacji? — podłapałem zaintrygowany historią, którą przed chwilą usłyszałem. Szczegóły, które wiedziała... Było w nich "coś". Chciałem dowiedzieć się więcej.

— Wszystko z czasem się wyjaśni. Pozwól, że będę kontynuować. Przejdźmy na chwilę do pierwszego odcinka, w którym miały miejsce eliminacje. Odpadłeś. Cóż, to zapewne przez to, że podczas działań ze Stopklatką, nie zaszliście daleko w "romansie", nie pojechałeś na motocyklu z zawiązanymi oczami, na czym widzom zależało, a podczas wykonywania strzałów na dachu, wypadł ci pistolet. — Westchnąłem, więc zerknęła na mnie ukradkiem.

Czy wyszło ci to na złe? Niekoniecznie, dzięki temu miałeś więcej czasu na swoje śledztwo. Cały czas nie dawał ci spokoju ten niedoszły wypadek. Dokonałeś krótkiego rozpoznania, pośledziłeś mnie trochę i nakryłeś na gorącym uczynku. Wtedy nasza znajomość się pogłębiła. Zawarliśmy układ mówiący o dochowaniu naszych tożsamości w tajemnicy, zaczęliśmy też węszyć w sprawie zegarków. Wszystko szło dobrze, dopóki nie odkryliśmy czegoś, czego nie oczekiwaliśmy: byliśmy śledzeni na każdym kroku — zatrzymała się na dłuższą chwilę, jakby walcząc sama ze sobą.

— Jak do tego doszło? — spróbowałem ją zachęcić.

— W tym momencie na scenę wkraczają osoby trzecie — zaczęła niepewnie. — Mój brat, Tobias, można powiedzieć, że trochę pełni rolę rodzica w mojej rodzinie. Wciąż znikałam z domu, coraz częściej wymawiając twoje imię. Nie widział cię, nie wiedział jaki jesteś. Zaczął podejrzewać, że umawiam się z jakimś niestosownym chłopakiem. Nawet nie wyobrażasz sobie jego przerażenia, gdy obiło mu się o uszy, że jeździsz na motocyklu i grasz w kapeli rockowej...prychnęła cicho. Jak widać, stereotypy gdzieś wewnętrznie nadal w nas żyją. Postanowił ruszyć za nami i obserwować. Dostrzegł coś niepokojącego, jednak nie było to to, czego się spodziewał. Wyciągnął z ukrycia, jak już teraz wiem, mojego szpiega i zaczął mu grozić nie tylko policją. Chłopak, który strojem dobrze zamaskował swoje cechy szczególne ubraniem, jakoś się wywinął głupią gadką i uciekł. Zapomniał jednak o jednym szczególe — bliźnie koło oka.

Rishelle znów przerwała. Tym razem jej ból wydawał się większy. Jakby słowa, które były następne w kolejce, miały wyjść w postaci igieł, raniąc jej podniebienie. Zacisnęła pięści i powiedziała, jakby te słowa ważyły więcej niż jest w stanie unieść:

— Pięćdziesiąt minut. Tyle"im" to zajęło. Tyle potrzebowali czasu, by zabić mojego brata. "Wypadek" samochodowy, w którym zginął, został pięknie wyjaśniony. Podobno Tobias był pod wpływem i po krzyku. Nawet znaleziono flaszkę w samochodzie... Dobre sobie. Nie wiem, kim byli, nie wiem jak wielu, nie wiem, jak zatarli ślady, ale jedno wiem na pewno. Mój brat... On miał wstręt do alkoholu, przez naszego ojca. Wszyscy jednak zgodzili się z postawionymi diagnozami. Jedynie ja rozumiałam, ty rozumiałeś, że to była "nauczka" dla Tobiasa, a dla nas ostrzeżenie — załamał jej się głos. Widziałem, jak usiłowała powstrzymać emocje. Czasem jednak i po najlepszej aktorce można dostrzec cień gry.

— Boże... — mimowolnie wypłynęło z moich ust. Nawet nie byłem w stanie sobie wyobrazić, jak straszna musiała być utrata bliskiego na własnych oczach, zwłaszcza, że wcale tak nie musiało być.

— W tej wersji wydarzeń żyje. — Posłała mi niemrawy uśmiech. — Jak zapewne się domyślasz... Nie byłam w stanie tego przeboleć. Chciałam sprawiedliwości, odegrać się za to, że za pstryknięciem palca odebrali jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Sama przeciwko nim nie miałam szans, to było oczywiste... Ale emocje wzięły nade mną górę. Postanowiłam odwrócić grę z chłopakiem z blizną, stać się śledzącą śledzącego, by potem odkryć przed wszystkimi nagą prawdę. Nieźle im podskakiwałam, nie powiem... zatrzymała się, próbując rozsądnie poskładać następne zdania. Wsparła głowę na dłoniach, masując sobie skronie. Nadszedł dzień przedstawienia. Mieliśmy pójść na nie razem. Przyszedłeś pod mój dom, ale nie było żadnego odzewu. Wyjrzałeś do środka przez okno i nie zobaczyłeś mnie tam. Ponieważ okno było uchylone, mogłeś się dostać do mojego pokoju. W domu był tylko mój upity na umór ojciec i mały, nic nie podejrzewający Mark. Zapewne wtedy zdałeś sobie sprawę, że nie pojawisz się na występie...

— Dobra... — odezwałem się, próbując przetworzyć aktualne informacje. — Rozumiem, że postanowiłem cię odnaleźć, ale... W jaki sposób to mogło mi się udać? To jak szukanie igły w stogu siana. No i co z Casie?

— Pod wpływem emocji można wpaść na szalone, nierozsądne lub dobre pomysły. Okazało się, że w twoim wypadku to połączenie tych trzech. W moim pokoju znalazłeś bladoróżową rękawiczkę. Była częścią mojej kreacji do wyjścia na przedstawienie. Nie musiałeś tego wiedzieć, ale nie ulegało wątpliwości, że jest moja. Postanowiłeś, że tak to ujmę, pożyczyć psa Eleny o policyjnej krwi, żeby mnie znalazł. Wtedy pomyślałem, że Alex musi być wielkim bohaterem w każdej historii. Nieważne, czy jest po prostu owczarkiem niemieckim, czy też nieistniejącym człowiekiem.

A co do Casie, dopilnowałeś, aby i do niej ktoś przyszedł, skoro ciebie miało zabraknąć...

— Zaraz, zaraz, nie chcesz mi powiedzieć, że...

— Tak, zapewne dobrze myślisz. Twoją "ofiarą" był Nick Shaw. Parę anonimowych i... kreatywnych SMS-ów dało mu do myślenia. Chciałeś być w stu procentach pewien, że ktoś przyjdzie dla Casie, a wiedziałeś, że dobrze się dogadują. W dodatku przyjaciółka Nicka też miała wystąpić. Byłeś nawet gotów zostawić mu gdzieś bilet, ale okazało się, że ma własny. To był dla niego przełomowy dzień, w którym postawił się rodzicom.

— Skąd ty wiesz o...

— Mogę po kolei? A więc byłam zamknięta w chłodni już lata temu nieczynnej "restauracji", o ile  tak to w ogóle można nazwać... Nie mogli mnie jeszcze zabić, potrzebowali mnie do odcinka programu. Chcieli mi "tylko" na swój sposób pokazać, że mam przestać się mieszać w ich interesy. Mówiąc wielkim skrótem: ze swoją pomysłowością i pomocą psa udało ci się mnie uwolnić. Posłała mi nieznaczny uśmiech, ale po chwili znowu spoważniała. Zagryzła dolną wargę, po czym kontynuowała Była jednak druga strona medalu tego czynu. Tego dnia, kiedy postanowiłeś pomóc mi, zamiast iść na przedstawienie, coś między Casie, a Nickiem się zmieniło. Tak mi powiedziałeś. Widząc to, postanowiłeś się od niej odsunąć. Nigdy nie wyjaśniłeś jej, czemu nie mogłeś być na przedstawieniu... no bo w jaki sposób? — jej głos nieco przygasł.

— Ja chyba jestem głupi... Oczywiście, nie mam tu na myśli ratowania ciebie — skomentowałem.

— Być może... Ale... Pomogłeś mi, chociaż nie musiałeś. Zachowałeś się jak prawdziwy przyjaciel, mimo że po śmierci Tobiasa w ogóle tego nie oczekiwałam, więc... Dziękuję. — Zacisnęła usta, nie pozwalając sobie na wypuszczenie choćby jednej łzy, po czym posłała mi niemrawy uśmiech. W odpowiedzi również uniosłem kąciki ust. Zdrowszą rękę położyłem na jej ramieniu. Po  krótkim czasie dziewczyna wróciła do siebie.

— Dlatego. Dlatego też postanowiłam, że tym razem pojawię się na przedstawieniu, choćby nie wiem co. No i narobiłam trochę zamieszania, żeby Casie była o ciebie zazdrosna — dodała już trochę żywiej.

— A więc nie chodziło tylko o warzywny zespół?

— Zdecydowanie nie, przyjacielu. — Puściła mi oczko, na co prychnąłem z uśmiechem. — Kontynuując, dzięki nagraniu przedstawienia z kamery Roya, udało nam się odgadnąć, że Casie to Stopklatka. Podejrzewałeś ją o to w pewnym stopniu, więc byliśmy uważni. W przedostatnim odcinku znalazłam się ja ja i Del, przegrałam z nim. Wtedy to ty zostałeś ulubioną postacią widzów. Zatrzymała się i spojrzała w moje oczy.

Mogłeś wrócić do programu, ale odmówiłeś. Już rozumiałeś, na czym polega ta chora gra i miałeś wrażenie, że Błysk cię "zabija"...

Gdy to usłyszałem, przypomniał mi się odcinek, w którym wygrała Hamulec. Kiedy odebrała szanse Delowi, zamiast mi, powiedziała, że "prędzej czy później sam się wyeliminuję". Czy właśnie to mogła mieć na myśli?

— Mniej świadoma Casie pojawiła się w programie, ale to Del jednogłośnie został zwycięzcą. Odbył się podobny "atak" grafika jak teraz, ale początek miał nieco inną formę, w końcu był inny zwycięzca...

— Okej... — zbierałem się w sobie, powoli mieląc przekazane mi informacje. — To naprawdę trudna historia, ale... W jaki sposób znalazłaś się tu? I czemu? Chodziło o brata? — dodałem niepewnie, aczkolwiek pełen ciekawości, co jeszcze miała do  powiedzenia.

— Gdyby ta historia skończyła się na tym... Zapewne by mnie tu nie było.   Wypuściła głośno powietrze, szykując się na dalszą część opowieści. Mija dobrych kilka lat, Nick Shaw oczywiście udaje się na studia. Tak właściwie, z jego głową to już mógłby pracować niemalże wszędzie. Mimowolnie uśmiechnęła się. Czy jest szczęśliwym człowiekiem? Nie powiedziałabym. Można by powiedzieć, że już po programie, więc koszmar się skończył... Nic bardziej mylnego. Wydarzenia z "Bitwy o czas" nadal się za nim ciągnęły. Ów reality show postanowiło wyciągnąć jak najwięcej korzyści ze swojej idei. Spojrzała na mnie i kontynuowała:

Każdy odcinek miał "coś" na myśli: jak radzisz sobie w nagłych sytuacjach, jak współpracujesz właściwie z obcymi ludźmi, jak prędko potrafisz wykonać zadanie, jak sobie radzisz w strachu, w jakich warunkach umiesz sobie poradzić, czy umiesz zyskać sympatię bądź zaufanie innych i co najważniejsze... Czy pod presją jesteś w stanie dokonać czegoś nieludzkiego, skrzywdzić kogoś dla swojej korzyści. Chcąc, nie chcąc, zwycięzca musiał spełniać przynajmniej większość tych warunków. "Oni" wiedzieli o Nicku wszystko. Mogli nim przebierać, jak tylko chcą. Stał się ich niewolnikiem, pomocnikiem na zamówienie. W chwili, gdy wygrywasz program, przegrywasz wszystko.

Dosłownie zamarłem. Kim są "oni"? Czego chcą? W dodatku...

Przecież tym razem wygrała Casie.

Co może jej grozić?

— Nick ma sporą wiedzę, potrafi wiele, ale jest przy okazji bardzo wrażliwym człowiekiem. Czuł się coraz gorzej z tym, co robił. Nie chciał dalej tego ciągnąć. Postanowił zaryzykować. Pewnego dnia miał w formie wykładu pokazać jeden ze swoich projektów, przyjechała telewizja. Zamiast swojego pomysłu zaczął przedstawiać strukturę działania "Bitwy o Czas", tego, że istnieje pewna niepokojąca organizacja... Wtedy właśnie rozpoznałam w nim Dela. Ale nikt inny poza mną, zwłaszcza, że jakiś delikwent z publiczności zaczął kwestionować jego słowa.

"Może to był któryś z członków tej cudownej organizacji?" pomyślałem.

Nie miał nawet okazji zaprezentować dowodów, bo po chwili doszło do pożaru na tym obszarze. Ewakuacja musiała być natychmiastowa. Zaskakujący "przypadek"... — Trzeba przyznać, że "oni" są szybcy... — Nawiązałam anonimową konwersację z Nickiem. Miałam cień nadziei, że można wszystkiemu zaradzić... zatrzymała się na chwilę. Jej dłonie zaciśnięte w pięści zaczęły się trząść. Ze dwa, trzy dni później, tak dla niepoznaki, doszło do morderstwa z premedytacją. — Ciężko wypuściła drżące powietrze.

— Zabili Nicka?! — Zerwałem się z miejsca pełen emocji.

— Właściwie, to nie... zrobiła krótką pauzę, zbierając się w sobie.Jego uczynili mordercą. — Momentalnie znieruchomiałem.

— Bo widzisz... Można powiedzieć, że Nick nabył swojego intelektualnego rywala. Ten to dopiero miał łeb, doprawdy, nader interesujące pomysły i projekty choćby na rzecz ochrony środowiska. Także rozumiesz... Odpowiednio dobrana "sceneria", parę podłożonych dowodów, z jedna wtyka albo dwie, zagięte alibi, proces kierowany pieniądzem, no i mamy dożywocie. Więzienie... — Spuściła wzrok. — To zdecydowanie nie jest miejsce dla kogoś takiego jak Nick. "Oni" wiedzą, gdzie zaatakować, żeby nieposłuszni zapłacili największą cenę. — Jej głos z każdą chwilą coraz bardziej tracił na spokoju, choć ja i tak się dziwę, że w tak rzetelny sposób była w stanie mi opisać coś takiego. — Jak się można domyślić, zegarek został mu odebrany.

— Boże... — Tylko tyle byłem w stanie z siebie wydusić.

— Dwa lata później... nadarzyła się szansa. Otrzymałam wiadomość, w której dostałam to i coś jeszcze...— Podała mi niewielką kartkę. Nie mogłem się nadziwić skomplikowanym kombinacjom użycia zegarka podpisanych...

"WIELKI KROK W PRZÓD/WIELKI KROK W TYŁ".

— Nie jestem pewna od kogo, ale można się domyślać, że od Nicka. W więzieniu mógł mieć sporo czasu na kombinowanie, no i ma łeb. Shane, działo się coraz gorzej. "Oni"  w posiadaniu zegarków mieli coraz większą kontrolę, choć tak naprawdę niewielu zdawało sobie z tego sprawę... Dokonałam wnikliwego researchu na temat Casie, Nicka i twój, a potem cofnęłam się do czasu przesłuchań. To był dla mnie najpewniejszy moment, by móc coś zaradzić. Wszystko zapisałam tu, aby się nie pomylić. — Pokazała mi zielony zeszyt, a raczej pamiętnik, który wyglądem wydawał się znajomy... — A raczej tu... Tu mam wydarzenia z tamtej przeszłości — Podała mi plik wyrwanych, nieco zmiętych kartek. Przewertowałem papiery, a wtedy mój wzrok przykuł wielki, pokreślony napis widniejący na ostatniej stronie:

"TO NIE ISTNIEJE".

Każda jedna litera tego zdania wbijała się w moją głowę jak stos igieł, powoli i boleśnie.

— Miałam poważną kłótnię z Royem... dość niedawno. Wtedy w przypływie emocji napisałam te słowa, wyrwałam kartki, pogięłam i wyrzuciłam. Łudziłam się, że w ten sposób to wszystko się wymaże, zniknie, co oczywiście było pomyłką. Całe szczęście się opamiętałam i wyjęłam strony z kosza, plus dodatkowy fart, że nie było ich w pamiętniku, gdy ukradła go ta twoja znajoma... ciągnęła, ale po chwili zdyscyplinowała się i wróciła do tematu. Przejdźmy jednak do teraźniejszej przeszłości, jakkolwiek to brzmi. Jak już mówiłam, wszystko spisałam do pamiętnika. I cóż... "Oni" nauczyli mnie, że lepiej nie działać w pojedynkę. Dlatego postanowiłam zaangażować kogoś. Kogoś myślącego rozsądnie, a jednocześnie stojącego z boku tej sytuacji, zaufanego. Dlatego gdy Roy wyszedł z sali przesłuchań, dałam mu to do przeczytania. Póki co, nie chciałam angażować uczestników programu.

— Czekaj, czekaj... Faktycznie widziałem u ciebie ten pamiętnik! I uniosłaś się na nas dlatego...

— Że już rozumiałam powagę sytuacji i bardzo trudno było mi patrzeć na was, gdy  nieświadomi chichraliście się w najlepsze.

"Czy kiedyś zachowałeś się głupio dla dobra swojego przyjaciela?" — tak mniej więcej brzmiały słowa Roya, gdy pierwszy raz zjawił się na próbie zespołu. Czułem, że coraz bardziej zaczynam rozumieć...

— "Oni" wygrali bitwę, ale to ja postanowiłam wygrać wojnę, dowiedzieć się o "nich" jak najwięcej i zniszczyć w zalążku... Zmieniając rzeczywistość, by dojść do swojego celu, ustanowiłam sobie parę konkretnych założeń: nie dopuścić do przykrych wydarzeń z przeszłości, upewnić się, że te same osoby biorą udział w programie, rozpracować ich i wygrać, a na pewno nie pozwolić...

— Wygrać Delowi? — skończyłem za nią. Kiwnęła głową w odpowiedzi.

— On jest inteligentny, ale nie umie działać pod wpływem tak ogromnej presji, o czym już zdążyłam się przekonać...

— O, a więc dlatego...! — zerwałem się z miejsca olśniony.

— Między innymi odebrałam mu szanse użycia zegarka, a że wiedziałam, że jest głosowanie na ulubioną postać, zrobiłam mu dramę, gdy odpadłam. Chciałam, żeby mniej ludzi darzyło go  sympatią i zaufaniem.

— Ale nie przypuszczałaś, że te działania mogą się źle skończyć dla jego psychiki... — Gdy to powiedziałem, spuściła głowę. — Ach, przepraszam...

— Nie, nie. Masz rację. — Wyprostowała się. — Zadanie, aby się upewnić, że wy to na pewno uczestnicy, nie było zbyt trudne. W końcu wiedzieliśmy, gdzie szukać. Gdyby się okazało, że jesteście kimś innym, mimo że przyjęliście takie same postacie w programie, mogłoby być trudno. Potem wystarczyło was obserwować, szukać mocnych i słabych stron, żebym zwiększyła swoją szansę na wygraną.

— Stąd wziął się Roy zarówno jak i na próbach Donsów, jak i próbach do przedstawienia — dodałem od siebie.

— Owszem. Z Nickiem było najtrudniej, no bo... Jak nakryć kogoś, kto cofa czas? Ale można powiedzieć, że tę informację zaskarbiłam sobie przy okazji. Postanowiłam się pobawić w taką grę jak "oni". Chłopak z blizną, a raczej Cyril Barbera, stał się moim łupem, jak ja wcześniej jego. Parę informacji, odpowiednio dobranych gróźb, szantażów... i informacje do anonima, którym byłam ja, napływały same. Trzeba przyznać, że chłopak był do rzeczy, zdecydowanie nadawał się do swojej roboty. Dowiedziałam się między innymi o Nicku, ale też o szpiegach, czyli Lily i Eddzie. Jednak ten ostatni, jak sam wiesz, nie był szkodliwy. Z Royem postanowiliśmy jednak na tym nie poprzestać. Chcieliśmy dokładniej poznać sposób waszego działania, dlatego Roy podczas odcinka w terenie poszedł was nagrywać. Co ciekawe, pojawił się wtedy anonimowo ktoś jeszcze i zostali uznani za drużynę. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, kto to był...

— Ale ja wiem — przerwałem jej. — To Ella ta sama, która odkryła twoją i moją tożsamość. Skoro em...."kiedyś" mnie poznałaś, wiesz, że jestem dość...

— Szczegółowy, tak — dokończyła.

— A więc udało mi się zaobserwować, że ma taką samą czarną chustkę w białe wzory i czerwony rower. I jasne, wiem, że niejedna osoba mogła mieć podobne, ale dajmy taki przykład: Co sprawia, że na lotnisku rozpoznajesz swoją walizkę, mimo że znajduje się ich tam wiele niemalże identycznych? Drobne punkty charakterystyczne, które się na niej znajdują. Mimo wszystko chyba jednak najbardziej zdradziły Ellę stalowe, bystre oczy, są bardzo osobliwe. Zapewne chciała mi pomóc, i kto wie, być może pobawić się w szpiega w terenie, tak jak Roy. Nie tylko ty miałaś współpracownika. — Na dźwięk moich słów uśmiechnęła się pod nosem. — Ale zaraz... Ty chciałaś wygrać, a odpadłaś przy pierwszym odcinku z etapu eliminacji.

— Trzeba przyznać, to dość ironiczne. Ale to były zadania od publiczności, nie byłam w stanie ich przewidzieć. Moje relacje z zawodnikami były inne, więc dostawałam też inne zadania... Jednak był jeszcze inny sposób. Głosowanie na ulubioną postać. Zwycięstwo w tym konkursie z marszu przenosiło cię do finału. Pamiętasz moją mowę z odcinka specjalnego? — zwróciła się do mnie.

— Trudno by było zapomnieć... przyznałem od razu.

— Roy umiał świetnie zadbać o jej rozgłos, a w takiej sytuacji to właśnie to jest najważniejsze. zatrzymała się na chwilę w zastanowieniu.A tak swoją drogą... Przyznaj, że chociaż przez chwilę podejrzewałeś Roya o bycie Delem, co? — Położyła ręce na biodrach.

— ...Przez chwilkę. — Przymknąłem oko. — Wydawało mi się podejrzane, że niedługo po tym jak Del zapowiedział mi i Casie "zmianę zasad gry", znikąd pojawił się Roy. No i był dobry w niemalże wszystkim. Ale razem z Ellą trochę pogrzebaliśmy i okazało się, że ten sam Roy zadawał nam pytania w komentarzach podczas odcinka specjalnego. Swoją drogą, to były jedne z najciekawszych — odpowiedziałem, a wtedy na twarz Rishelle wkradł się lekki uśmiech.

— W każdym razie, plan się powiódł. Znalazłam się w finale razem z, jak mi się wydawało, najsłabszą zawodniczką. Ale ta Casie była inna niż tamta, która poprzednim razem przypadkiem znalazła się w finale. Ta rzeczywistość dała jej doświadczenie, zmieniła ją i nauczyła działać w trudnych sytuacjach. Utworzyłam takie wyzwanie, aby jej nie skrzywdzić, a jednocześnie wygrać właściwie walkowerem, a ona to odwróciła na swoją korzyść. Tak jak mówił mi Roy, nie byłam w stanie zaplanować wszystkiego, zawsze dojdzie coś niespodziewanego, na co nie mamy wpływu. Nie chciałam jednak go słuchać, mimo że wewnętrznie wiedziałam, że się nie myli. Westchnęła Może to i lepiej, że przegrałam... Miałam plan, ale w jego trakcie wszystko ulegało niespodziewanej zmianie, a ja zaczęłam tracić zmysły.

Gdy usłyszałem to wszystko, nagle zrozumiałem zachowanie Hamulca. Dlaczego zdenerwowana nas wyminęła podczas przesłuchań, gdy zaczęliśmy żartować z "niebezpieczeństwa" w jego udziale, czemu się zdenerwowała, gdy podczas pierwszego odcinka popełniła błąd, po co nakrzyczała na Stopklatkę, gdy spytała o możliwość wycofania się z programu, dlaczego tak pewnie się zachowywała podczas odcinka, gdzie trzeba było znaleźć ukrytą bombę i nie pozwoliła się śledzić, jakim sposobem utworzyła tak skomplikowany tor w krótkim czasie. Nareszcie też stało się dla mnie logiczne, dlaczego Roy w niemalże idealnym czasie znalazł się na miejscu, by pomóc dziewczynom podczas ataku grafika. Musiał sobie przypomnieć, że czytał o tym w pamiętniku Rishelle.

Pomyślałem też wtedy, że być może Hamulec trochę próbowała siebie oszukać. Przypomniałem sobie o jej obawach, gdy podczas pierwszego odcinka nadawaliśmy sobie ksywy. Mówiła o przywiązaniu, o przywiązaniu od którego tak naprawdę wiedziała, że nie jest w stanie uciec. Może wtedy jej misja byłaby w pewien sposób prostsza?

— Na początku chciałam powiedzieć Cassandrze o tym wszystkim, ale zdałam sobie sprawę, że to zły pomysł. Nie teraz, gdy ma zegarki. Mogłaby to przyjąć bardzo źle, nie być w stanie podjąć dobrej decyzji, zniszczyć siebie. — Zatrzymała się na moment, po czym zwróciła na mnie szczere spojrzenie. — Dlatego zwróciłam się do ciebie, Shane. Wiem, że w nagłych wypadkach zawsze mogę liczyć na ciebie, mojego przyjaciela. W dodatku znasz Casie bardzo dobrze, ty najlepiej wiesz, co z tego wszystkiego powinno do niej dotrzeć.

Trwałem przez chwilę w bezruchu. Zastanawiałem się nad tym wszystkim, co usłyszałem. Nie było możliwości, żeby to było zmyślone, nie było też powodu, by takie miało być. Wpatrywałem się w osobę, która przeżyła dwa razy więcej niż reszta zawodników, miała na sobie niewyobrażalny ciężar. Czy łatwo jej było wrócić kilka lat wstecz, a zwłaszcza z wiedzą, którą posiadała...? Chyba nie muszę odpowiadać na to pytanie.

— Możesz na mnie liczyć. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, prawda? — odpowiedziałem, a wtedy Rishelle delikatnie się do mnie uśmiechnęła.

— Dziękuję, naprawdę dziękuję. — Miałem wrażenie, jakby w tych kilku słowach było zawarte jak najwięcej treści, coś głębszego, niepojętego, czego nie umiałem ogarnąć na ludzki rozum. Dziewczyna niepewnie mnie przytuliła, lekko poczochrała moje włosy i zaczęła powoli kierować się w stronę wyjścia.

Chyba lepiej będzie, jeśli nie zabawię tu zbyt długo, tak na wszelki wypadek.

Mimo że zdobyłem wiele odpowiedzi, pojawiło się jeszcze więcej niedopowiedzeń. Gdzieś z tyłu głowy zastanawiałem się: Jak wyglądało moje życie? Czy moje relacje z innymi były takie same? Czy ja byłem taki sam? Jednak nie tylko to zaprzątało moją głowę. To wszystko zrodziło ogrom powodów do zastanowień, których nie jestem w stanie zliczyć, bo z każdą chwilą narastały.

— Wiem, że to niemożliwe, by dowiedzieć się wszystkiego, ale czy mogę ci zadać... jeszcze trzy pytania? — odezwałem się, a wtedy  Rishelle oparła się o białą, pustą ścianę.

— Śmiało.

— Jak tak naprawdę było z tą twoją nogą? — Gdy usłyszała to pytanie, uśmiechnęła się lekko.

— Zmyśliłam tę kulę, żebyście szukali podejrzanych nie tam, gdzie trzeba.

— No... Trzeba przyznać, że to całkiem nieźle ci się udało. — Wróciłem myślami do moich mylnych podejrzeń odnośnie Heather. Jak ja w ogóle mogłem brać ją pod uwagę? — Moje drugie pytanie brzmi: O co tak właściwie chodziło z tym grafikiem? — Nie ma co ukrywać, że ta dziwaczna osobowość utkwiła mi w głowie, pozostawiając masę znaków zapytania.

— Z nim sprawa ma się trudniej. To jedna wielka zagadka. Nie sposób znaleźć o nim żadnej informacji, a jeżeli już jesteś tym szczęściarzem, to trafisz na kilka ze sobą sprzecznych. Według niektórych nawet nie żyje. Erik ze Szwecji? John ze Stanów Zjednoczonych? Sawin z Polski? Adam z Rosji? Długo wymieniać, a nawet nie wiadomo, czy jest którymkolwiek z nich. Gdzieś jednak czuję, że prędzej czy później jeszcze będziemy mieć z nim do czynienia. Czy będziemy tego świadomi? To już inna sprawa. — Teraz ten człowiek zastanawia mnie jeszcze bardziej niż wcześniej.

— Dobrze, a więc już ostatnie pytanie: Jakim sposobem cofnęłaś się w czasie, skoro to Nick wygrał program? — Gdy to powiedziałem, Rishelle spoważniała.

— Trzeba było zdobyć zegarek. Myślisz, że po tym, jak został przez nas przetestowany, "oni" ograniczyli się do jednego? Shane, tamta przyszłość była przerażająca.

***

CASIE


— Steve? Co ty tu robisz? — pytam, spoglądając na pracownika lodziarni.

— Aaa, skończyła mi się zmiana i samochód mam w naprawie... — Z każdą sekundą kolejne części jego wypowiedzi jakby zacierają się, dochodzi do mnie coraz mniej, a oczy robią się zamglone.

Wróciła do mnie świadomość.

— Casie...? Wszystko w porządku? — Robi krótką pauzę. — Mogę cię przytulić, czy mnie pozwiesz za molestowanie? — odzywa się, przechylając głowę. Na dźwięk tych słów uśmiecham się przez łzy i bez ostrzeżenia momentalnie do niego przylegam. Wtedy już nie mogę powstrzymać emocji i wypłakuję wszystko, co w sobie nazbierałam do tej pory. On odwzajemnia uścisk i próbuje mnie uspokoić. Gdy jako tako wracam do siebie, siadamy na ławce.

— Co się stało, C ?

— To... Chyba zbyt skomplikowane do opowiedzenia. — Poza tym, nie mogę ci powiedzieć. — W wielkim skrócie mam podjąć trudną decyzję i nieważne, co wybiorę, dla kogoś to się skończy źle.

— To może rzuć monetą i sprawdź na co bardziej liczysz, że wy... — zaczyna, ale nie pozwalam mu dokończyć.

— Obawiam się, że to sprawa nie takiej wagi, aby podejmować decyzję w ten sposób. — Zatrzymuję się na moment, po czym dodaję, chowając dłonie między kolanami. — Przepraszam, że przerwałam.

— W porządku. — Wykonuje gest, jakby niby chciał odgonić muchę, ale w głębi duszy był zaciekłym pacyfistą. — Wybory... Bywają trudne, coś o tym wiem. Ale cóż, nie zostałem bogaty i sławny, więc chyba nie mogę służyć za autorytet — stwierdza luźno, co sprawia, że delikatnie się uśmiecham.

— Opowiedz mi, proszę.

— Okej, ale hm... Jakby to ugryźć? — Zmarszczył brwi w zastanowieniu. — Wiesz czym się tak serio interesuję? Nie, nie mam tu na myśli wkładania lodów do wafelka. Od czasów, gdy ukończyłem czternaście lat, nie mogłem się oderwać od astronomii.

— Poważnie? — ciekawię się.

— No powiedz mi tak szczerze: Czy to, co dzieje się o tam, w górze, nie wydaje się fascynujące? — Wskazuje na niebo. — Od lat miałem swoje wymarzone studia, odkładałem pieniądze, czasami już planowałem, w którym dokładnie miejscu będę mieszkać. Nastąpił jednak pewien problem. Potrzebna była kwota na operację dla mojej mamy... Pozwolisz, że się w to nie zagłębię, bo to dla mnie dość... delikatna sprawa. — Niemrawo unosi kąciki ust. — Podjąłem decyzję, by jej pomóc, tym samym, jak mi się wydawało, rujnując moją szansę na rozwój i spełnienie marzeń. Udałem się na studia mniej pasujące do moich zainteresowań, ale bliżej domu. Ale wiesz co? To właśnie tam poznałem Camilę, najlepszą kobietę, jaką mogłem w życiu spotkać. Zacząłem dorabiać w lodziarni i zgadnij komu nakładałem gałkę czekoladowo-wiśniową. Był to jeden z wykładowców jednego z lepszych uniwersytetów zajmujący się moim wymarzonym kierunkiem. Zgodził się za opłatą dawać mi prywatne lekcje. Mam tu na myśli... — Zerka ku górze. — Nieraz wszystko planujemy na ostatni guzik i wydaje nam się, że mamy tylko dwa wybory, a tak naprawdę nigdy nie możesz być w stu procentach pewien, co się wydarzy. Czasem nam się zdaje, że dana decyzja prowadzi nas tylko jedną drogą, ale to nieprawda. Może być inaczej, niż sobie wyobrażałeś, jednak to wcale nie oznacza, że musi być źle. — Posyła mi uśmiech.

Może coś w tym jest. Cały czas nastawiam się na dane skutki, choć tak naprawdę nie mogę być pewna. Nie mogę zbyt szybko wyciągać wniosków. Może jest sposób, może jest jakaś decyzja. Może jest coś. Muszę je odnaleźć, bo nie oszukujmy się, mam niewiele czasu.



Im wiem więcej

Tym wiem mniej

Niby krzyczę

Lecz we śnie

Biegnę w przód

Oglądam wstecz

Bojąc się chwili


KONIEC?

-----------------------------------

Okej, w końcu się przełamałam.... Ponad 6000 słów, chyba ciut przegięłam x'D Matko, wstawiając ten rozdział trochę mam ochotę płakać  :'D

Jeżeli tu jesteś... Naprawdę nie wiem co powiedzieć, dziękuję (choć dziękowania będzie dziś jeszcze naprawdę dużo)!

....

Nim rzucicie się na mnie z widłami i pochodniami, przeczytajcie ogłoszenie i podziękowania (pojawią się za chwilę, bądź już są)! x'D Wszystko ma swój powód, że tak powiem.../iforgotaboutmynick z przyszłości: Nie masz, moja droga, zbyt agresywnych czytelników, tylko jeden rzucił się na ciebie z widłami.

iforgotaboutmynick z przeszłości: Naprawdę? Wow... Czyli w drugim tomie będziemy mogły bezkarnie...

iforgotaboutmynick z przyszłości: No, ale ci agresywni są na tyle agresywni, że mogą się zmówić i cię zabić albo co gorsza, nie napisać opinii o rozdziale.

iforgotaboutmynick z przeszłości: Oh... A jak w ogóle mi idzie pisanie nowego tomu?! Ktoś mnie czyta? Z jak dalekiej przyszłości jesteś? Ile czasu ci zajęło, byś dotarła do skończenia korekty?

iforgotaboutmynick z przyszłości: Em... *znika*

Dobra, dość. Wstawiam ten rozdział, nim znowu stchórzę!

Trzymajcie się, moi drodzy!

Wasza iforgotaboutmynick~


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro