Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 43

PANI REED


Popijając poranną kawę, wciąż analizuję trzynastą stronę w gazecie. Czytałam ją już setki razy, analizowałam każdy wers, każde słowo i niby wszystko rozumiem.

Ale wciąż w to nie wierzę.

Nie chcę wierzyć.

Tak, wiem, zawsze mieliśmy ze sobą na pieńku i tak wiem, wiecznie się ze sobą nie zgadzaliśmy. Ale ostatecznie chyba nie było tak źle...? Chciałabym w to wierzyć. Cóż... Raczej nie jestem mamą marzeń.

Zapewne zapamiętałeś, jak wiecznie przyciszałam wzmacniacz od twojej gitary czy głośne granie radia.

Ale zapewne nie wiesz, że zawsze chwaliłam się tobą przed każdą koleżanką, pokazując im nagrania z występów waszego zespołu.

Zapewne zapamiętałeś, jak porównywałam cię do twoich kolegów z lepszymi ocenami.

Ale zapewne nie wiesz, że do dziś zachowałam wszystkie rysunki, które od ciebie dostałam, gdy byłeś mały.

Zapewne zapamiętałeś, jak mówiłam ci, że mógłbyś być jak twoja siostra. Tak, chyba często to powtarzałam.

Ale zapewne nie wiesz, że tak naprawdę tego nie chciałam. Nigdy nie chciałam, żebyś był inny.

Bo takiego po prostu cię kocham.

Kiedy powiedziałeś mi, że będziesz grać z zespołem na szkolnym balu, nakazałeś mi nie przychodzić, bo to wydarzenie dla młodzieży. Byłam tam. Chowałam się za gronem pedagogicznym, mając nadzieję, że mnie nie rozpoznasz. Naprawdę dziwnie się czułam, gdy zalecał się do mnie twój nauczyciel od historii, ale to nie było ważne. Nieważne było nawet to, że podarłeś miejscami najdroższe spodnie, jakie miałeś.

Cieszyłam się, że mogłam tam być i patrzeć, jak się rozwijasz.

Chciałabym móc ci wynagrodzić każdą urwaną rozmowę, każde niewysłuchane słowo.

Ale dziś nie ma cię koło mnie. Chciałabym, żebyś tu był i mnie wysłuchał, chociaż ten jeden raz wysłuchał, żebyś wiedział, że znaczysz dla mnie więcej niż myślisz.

"Przepraszam", chyba tego słowa brakuje.

Czy jeszcze kiedyś mnie wysłuchasz?

***

NICK


Kiedy nie masz zezwolenia na popełnianie jakichkolwiek błędów w życiu, w końcu popełniasz ten jeden ogromny.

Media aż wrzą na temat ostatniego odcinka "Bitwy o Czas", podczas którego Del podobno wyszedł z gry, żeby wyeliminować swojego przeciwnika z zewnątrz. Jak nigdy mają rację. Niektórzy uważają to za sprytne posunięcie, jednak znaczna większość jest oburzona i traktują to jako oszustwo. I jak nigdy znowu mają rację. Jest jednak pewne niedociągnięcie. Tak naprawdę nie chciałem zrobić Błyskowi krzywdy, a uniemożliwić mu korzystanie z szans zegarka do końca odcinka. Chodziło o pewne zmiany w aparaturze, do której był podpięty, myślałem, że już dobrze znam ten mechanizm, jednak coś poszło nie tak z przepinaniem kabli, a ja już nie miałem możliwości cofnięcia czasu...

To nadal nie brzmi dobrze, prawda?

Nie spałem całą noc z myślą, co wczoraj zrobiłem. Obecnie jestem wykończony, jednak u mnie to już nie robi różnicy. Zwykle nie śpię za wiele, bo albo muszę się czymś zajmować, albo nie śpię z nerwów, albo nie śpię już z przyzwyczajenia.

Nie chcę dziś wstawać, nie wyobrażam sobie robienia tych wszystkich rzeczy, które mnie dziś czekają, z myślą o moim wczorajszym błędzie. Ostatecznie zrywa mnie z łóżka ta jedna dobra rzecz czekająca mnie dzisiaj. Rzecz pozwalająca na chwilę o wszystkim zapomnieć.

Zwlekam się z materaca, ignorując rażąco pomarańczowe ściany i co chwila przymykając oczy, udaję się do łazienki. Wypuszczam lodowatą wodę ze śliskiego, połyskującego kranu i przemywam twarz wodą, jeden raz, drugi, trzeci...

Ciągle mam nadzieję, że wybudzę się ze świadomości.

Usiłuję się jakkolwiek usprawiedliwić, to co mną kierowało.

Ashley przestała się do mnie odzywać i szczerze mówiąc, nie dziwię się. Zastanawiam się tylko, jakim cudem trzymała się mnie tak długo. Cały czas ją zawodzę, wciąż i wciąż... Ostatnim razem chyba musiała bardzo na mnie liczyć... To był jej dzień, a mnie zwyczajnie zabrakło. Tak, to wszystko to świadomość, że straciłem kogoś ważnego.

A Stopklatka i Błysk mieli siebie. Wspierali się cały czas, nawet wtedy, gdy nie powinni, nawet wtedy, gdy mieli walczyć przeciwko sobie.

Kogo miałem ja?

Nie mogłem tego znieść, nie mogłem znieść tego widoku, to mi przypominało, że żadnej więzi nie jestem w stanie utrzymać.

Po tym co powiedziała Hamulec, gdy odpadła z programu, wszyscy oskarżali mnie o oszustwo. Szukali we mnie wroga, wciąż byłem pod napięciem.

I w końcu wszyscy dostali to, na co tak bardzo czekali. Emocje wzięły nade mną górę i popełniłem błąd.

Wybory... Życie to ciągłe wybory. Jeśli zdecydujesz dobrze, nic się nie stanie, jeśli zdecydujesz źle, to się to na tobie odbije. Wybory... Cały czas muszę podejmować wybory: kogoś zadowolić, więc kogoś innego zawieść. Nie ma złotego środka. Nie ma instrukcji.

A wszyscy czekają. Bezwzględnie czekają.

Wracam do pokoju i niedbale wkładam pierwsze ubrania, które znajdę w szafie. Potem od niechcenia parę razy przeczesuję włosy. Dopiero gdy moje ucho zaczyna nieprzyjemnie pulsować, przypominam sobie, że zapomniałem na noc wyjąć kolczyk. Trudno. Wzdycham i sunąc nogami po ziemi, udaję się do kuchni. Co chwila przymykam oczy, widząc wszystko wokół jak przez zaparowaną szybę. W niewielkiej brzoskwiniowo-żółtej przestrzeni odnajduję upragniony przedmiot. Ospale naciskam guzik od srebrnego ekspresu w oczekiwaniu na dużą, czarną kawę. W międzyczasie mimowolnie sięgam do kieszeni w spodniach i wtedy przypominam sobie, że zgubiłem telefon. Cicho wzdycham. Słodzę napój trzema solidnymi łyżeczkami, żeby dał mi porządnego kopa.

Powoli przymykam na chwilę oczy, próbując nie myśleć.

Wtem dochodzi mnie żywa dyskusja rodziców, którzy siedzą przy niewielkim, jasnym stoliku. Znów rozmawiają o mnie beze mnie, podejmują jakąś decyzję, która zapewne ma zaważyć na powiększeniu mojego napiętego grafiku. Zazwyczaj puszczam to mimo uszu, jednak dziś zbiór kotłujących się emocji nie daje za wygraną.

— A może mi się nie podoba ten pomysł? — zagaduję, mocniej zaciskając granatowy kubek.

— Przepraszam, ale teraz z tobą nie rozmawiamy, mógłbyś nie przerywać? — odzywa się mama, poprawiając siwą sukienkę.

— Ale rozmawiacie o mnie. Ja już nie mam na nic czasu, a przecież są wakacje. — Z trudem zachowuję spokój.

— Da Vinci miał taką samą dobę jak ty i zobacz jaki był wszechstronny... — Przysięgam, jeśli choćby o odrobinę wzrośnie dawka codziennej wzmianki o Leonardo da Vincim, sam osobiście wkradnę się do muzeum i pozbędę się tej całej Mona Lisy czy jak jej tam już na zawsze. Sprawię, że przestanie się tak głupio uśmiechać. Swoją drogą, moja mama jest historykiem sztuki, a zawsze wyciąga na wierzch artystę, którego zna nawet przedszkolak, dobre sobie.

— Ale nie wszyscy są da Vincim... Nie wszyscy są stworzeni do robienia wszystkiego na raz, taki Salvador Dali na przykład... A przecież też jest uważany za wielkiego — próbuję walczyć jej bronią. Ta marszczy brwi.

— Zaraz, zaraz... W czym znowu problem? — Do rozmowy dołącza się do tej pory nieaktywny ojciec, który unosi nos zza telefonu.

— Nasz syn chce być jak Dali, a nie da Vinci... — stwierdza mama.

— Wcale nie o to mi chodziło... — cedzę przez zęby, wolną ręką mocno wbijając palce we włosy. Jednym łykiem dopijam kawę i się oddalam. Po wykonaniu ostatnich przygotowań wychodzę na zewnątrz.

Od kiedy po pewnym konkursie matematycznym mój nauczyciel stwierdził, że jestem genialny, rodzice postanowili nie dawać za wygraną i rozwijać mój "dar"... Popadli w chore ambicje, chcieli, żebym stał się we wszystkim najlepszy, co na ludzki rozum jest niemożliwe. Jeśli bycie genialnym równa się całej masie stresu i zerowemu życiu towarzyskiemu, nie chcę już być genialny.

Chcę być zwykły, jak wszyscy.

Wiele rzeczy nie kontroluję, a przede wszystkim to ja jestem rzeczą, której nie jestem w stanie kontrolować.

Moje życie to jeden wielki, napięty chaos, a jednak jeszcze postanowiłem wziąć udał w przesłuchaniach do serialu. Pewnie zapytacie dlaczego...

Myślałem, że jeśli uda mi się osiągnąć coś samemu, rodzice będą ze mnie dumni, ale wreszcie dzięki temu, co naprawdę chcę robić, śmiech na sali.

Chciałbym, żeby kiedyś byli ze mnie dumni.

Chciałbym kiedyś im udowodnić na co mnie stać.

Ale po swojemu.

Chciałbym zobaczyć dumę w ich oczach, pokrzepiający uśmiech, ten jeden raz.

Chciałbym, żeby zrozumieli, że nigdy mnie tak naprawdę nie poznali, tego kim jestem, tego kim chcę być.

"Czy gdybyś miał niepowtarzalną okazję naprawienia czegoś w swoim życiu, skorzystałbyś...?" — przypominam sobie słowa reklamujące przesłuchania.

Tak, zdecydowanie bym skorzystał. Wtedy jednak miałem na myśli co innego, ten serial miał być inny, skutki miały być inne. Cóż, co prawda mam pewne ułatwienie w postaci zegarków, ale to nie jest to, do czego na początku dążyłem.

Mam już sięgnąć po papierosa, kiedy w ostatniej chwili się powstrzymuję. Biorę głęboki oddech, postanawiam rozejrzeć się wokół i wyłączyć na chwilę, tak zapewne poradziłaby mi Casie. Wodzę wzrokiem po cichym parku, przyglądając się intensywnie zielonym koronom drzew, które przebijają nieśmiałe światło słoneczne. Wsłuchuję się w delikatne ćwierkanie ptaków i zwalniam krok. Zaraz pójdę pobiegać. Zaraz spotkam się z Casie. Zaraz będę mieć jedną małą chwilę wytchnienia w ciągu całego dnia.

Już ją widzę, czeka na mnie, podpierając się o drzewo. Macham do niej z uśmiechem, a ona to odwzajemnia, tylko że z mniejszą energią. Może nie ma dziś nastroju? Kiedy podchodzę do niej, patrzymy na siebie przez chwilę i zaczynamy biec, bez słowa. Poruszamy się w równym tempie, głęboko oddychając, zupełnie jakbyśmy byli jednym mechanizmem. Na chwilę wyłączam myśli, skupiając się na drodze. Wdech, wydech, wdech, wydech...

— Kojarzysz może "Bitwę o Czas"? — zagaduje mnie nagle, a ja momentalnie się spinam. Po chwili zastanowienia stwierdzam, że program jest na tyle znany, że przecząca odpowiedź wydawałaby się podejrzana.

— W miarę — odpowiadam w końcu.

— Ostatnio jedna z akcji mnie mocno zaskoczyła... Mam na myśli... Czemu Del zrobił coś takiego Błyskowi w ostatnim odcinku? Zawsze wydawało mi się, że się ze sobą dogadywali, że łączyła ich jakaś więź. A tu nagle coś takiego, przecież to nie ma sensu... — Słysząc to, coraz trudniej mi się opanować. Muszę zachować spokój.

— Cóż, niektóre rzeczy po prostu się dzieją, nie muszą mieć sensu. — Nie patrzę w stronę Casie.

— Ale nie uważasz, że to dziwne, niepokojące? — drąży z nutką przejęcia w głosie.

— Czemu to dla ciebie takie ważne? Nawet go nie znasz, podobał ci się, czy jak? — wypalam. Wtedy ona zatrzymuje się na chwilę i milczy. Jej spojrzenie jest zupełnie inne niż zazwyczaj, jest w nim coś niepokojącego.

— Bo wiem jak to jest czuć się oszukanym przez kogoś, komu się ufało, tak jak on — odzywa się w końcu. Dostrzegam, jak zaciska pięści.

Błąd, znów popełniłem błąd.

Ukradkiem kieruję dłoń w stronę zegarka, żeby cofnąć czas, ale wtedy Casie gwałtownie chwyta mój nadgarstek. Wbija we mnie stanowcze, oliwkowo-brązowe spojrzenie.

— Nie, nie, nie... Nie będziesz tego robić, nic już nie zmienisz, trzeba było to zrobić wczoraj! — stwierdza, mocniej ściskając nadgarstek. Momentalnie słupieję.

— O czym ty mówisz...? — Patrzę na nią zszokowany.

— O czym ja mówię? — W jej oczach pojawiają się świeczki. — Czy ty masz jakiekolwiek pojęcie, jak to jest zdać sobie sprawę, że twój przyjaciel zrobił krzywdę drugiemu tylko po to, żeby wygrać jakąś głupią grę? — Puszcza rękę, wyjmuje mój telefon z kieszeni i wpycha mi do rąk. — Zdaje się, że coś zgubiłeś... — Otrzymując przedmiot, dosłownie zamieram.

— Wiem, kim jesteś, więc ty chyba też powinieneś wiedzieć, że jestem Stopklatką. — Wskazuje na swój zegarek. — I wiesz co jeszcze? Błysk to Shane. Rozumiesz? Próbowałam się do niego dodzwonić setki razy.... I nic! Nie ma go w domu, nie wrócił. Czy ty to rozumiesz?! — Cała drży, nie przestając wlepiać we mnie wzroku. Nadal powstrzymuje się od uronienia choćby jednej łzy, mimo że przychodzi jej to z trudem. Wpadam w totalne osłupienie.

— Skąd ja mogłem wiedzieć... — mruczę pod nosem.

— Co? — Marszczy brwi.

— Skąd ja mogłem wiedzieć, że z setek  możliwości to akurat wy, co?! — wypalam.

— Czyli twierdzisz, że jeśli byłby to ktoś inny, nie zawahałbyś się tego zrobić? — zaczyna zdenerwowana. — Nie pomyślałeś chociaż przez chwilę "Hej, przecież za tymi maskami kryją się ludzie, tacy jak ja"? Nie? To nie ma znaczenia?! Po kim jak po kim, ale po tobie w życiu bym się tego nie spodziewała... Myślałam, że znam cię choć trochę. — Wbija we mnie wzrok.

— Co? Co ty możesz wiedzieć o mnie, o tym jak moje życie wygląda na co dzień?! Ale nie, tak jest prościej, ocenić kogoś przez pierwszą myśl, jaka się nasunie — zaczynam, stawiając mocne kroki, ale Cassandra podąża za mną.

— Nie, nie, nie! Czekaj, starałam się jak mogę, rozumiesz? Ale ty ciągle wkładałeś te głupie maski, może gdybyś wiecznie wszystkiego nie ukrywał, byłoby mi łatwiej?! Czego oczekiwałeś, nie dając niczego od siebie, co?! — Staje przede mną.

— Dobrze, żyję w wiecznym stresie i nie mam nikogo, zadowolona?! — Unoszę teatralnie ręce, nie odrywając od niej spojrzenia.

— Miałeś mnie! — Zatrzymuje się. — Miałeś... Ale rozumiem, że skoro już wiesz, kim jestem, to nieaktualne? Śmiało, złam mi nogę, cokolwiek! W końcu jestem teraz twoją jedyną przeszkodą w osiągnięciu swojego celu, racja?!

— Ty?! To... — Milknę na chwilę. Mój głos mimowolnie się załamuje, a oczy robią się zamglone. — To jedno z najlepszych, co mnie ostatnio spotkało... — Cassandra słysząc to, nie odzywa się przez jakiś czas. Wpatruje się we mnie tym samym, stanowczym spojrzeniem. Po jej policzkach zaczynają spływać łzy.

— Już wybrałeś, co jest dla ciebie najlepsze... — Z pozoru najpierw oddala się spokojnie, by z czasem zamienić to w bezmyślny bieg. Jakaś część mnie chce ją zatrzymać, usiłować zrobić cokolwiek.

Ale to już nie ma najmniejszego znaczenia, to nie jest w stanie niczego zmienić.

Nie sądziłem, że to się tak potoczy, że pójdzie w takim kierunku. Próbuję znaleźć jakieś słowa, które mogłyby mnie usprawiedliwić, ale ich nie ma. Wszystko upadło. Tak, nigdy nie miałem rodziców, którzy widzieliby we mnie coś więcej, niż realizację swoich ambicji, straciłem najbliższą przyjaciółkę, jestem jednym wielkim chaosem.

To żadne wyjaśnienie, dobrze o tym wiem.

Teraz widzę, że małe światełko w moim życiu było tu cały czas, tuż przede mną. Ale tego nie dostrzegałem.

I teraz nie mam już nawet tego.

Zerkam na tapetę w telefonie. Dwójka beztroskich, uśmiechniętych przyjaciół. Czuję, jak łzy napływają mi do oczu. Gwałtownie rzucam komórką o ziemię i siadam na ławce, załamując ręce.

Wszystko upadło.

***

CASIE


Taka właśnie byłam, bezgranicznie ufałam ludziom i teraz za to płacę. On był kłamstwem, iluzją siebie. Nikt w tej historii nie zasłużył na cierpienie oprócz mnie i tego kogoś, kim Nick okazał się być.

Nie pozwolę, żeby nadal to tak wyglądało, nie pozwolę, żeby znów komuś stała się krzywda. Wcześniej aż tak mi nie zależało, ale teraz wiem, że muszę wygrać. Póki co, nie mam najmniejszego pomysłu, jak to wszystko odkręcić, ale wierzę, że zegarki manipulujące czasem mogą mi się przydać.

I zobacz, Nick, zobacz kim się przez ciebie stałam.

Nie wycofam się, choćby nie wiem co, tego mnie właśnie nauczyłeś.

Pora podjąć odpowiednie kroki, zaktualizować się, zaaklimatyzować do otoczenia, w którym się znalazłam. Nikt już nie będzie ofiarą, rozumiesz?

Załzawiona, pełna negatywnych emocji, przechodzę obok niewielkiego kiosku i zastaję tam niecodzienny widok. Jakaś dziewczyna drze gazety tuż obok miejsca, w którym można je zakupić. Burza brązowych loków i stalowe spojrzenie... Dopiero teraz rozpoznaję w postaci Ellę. Kiedy ta mnie dostrzega, ze świeczkami w oczach najzwyczajniej znika z miejsca zdarzenia. Ostatecznie postanawiam jej nie zatrzymywać, choć na moje usta nasuwały się setki pytań. Widać, że nie miała ochoty na rozmowę. Zdziwiona przyglądam się skrawkom papieru, by w końcu zrozumieć, co tak właściwie miało miejsce.

Drżącą dłonią nachylam się po kawałek strony, gdzie dostrzegam znajomą mi twarz. To informacja o porwaniu niejakiego Shane'a Reeda podczas wczorajszego powrotu z nagrywania scen do serialu "Czas Nastolatków". A więc taki kit wciskają całemu światu? Jeszcze raz dokładniej analizuję informację i okazuje się, że nie jest to przód gazety, a dolny róg trzynastej strony.

Za tydzień, góra dwa wszyscy zapomną o drobnym wpisie o niepozornym chłopaku. Trzynasta strona w gazecie, czy to jest zapłata za tą całą stratę? Co z Shanem? Co z ludźmi, dla których był ważny? Pozostaje im marna trzynasta strona w gazecie? Największe ogłoszenie na ekranie przed hipermarketem nie jest nic warte, nie za to, co on przeżywa, jeśli jeszcze jest, za to, co my przeżywamy.

Zgniatam kawałek papieru i wyrzucam do śmietnika. Czuję, że znowu nie jestem w stanie zapanować nad emocjami, łzy same cisną mi się do oczu, nie pytając o pozwolenie. To wszystko jest jakieś chore, trzeba w końcu coś z tym zrobić.

Drżącą dłonią sięgam po telefon i wykręcam numer na policję. Mogą mnie uznać za wariatkę, mogą mnie posłać do psychiatryka... Muszę spróbować, nie mogę tego tak zostawić, to nie jest po prostu nietypowy pomysł na serial. Po tym wpisie zrozumiałam, że ta cała akcja musi być poważną sprawą, profesjonalnym przekrętem...

Błąd połączenia.

Dziwię się, po czym ponawiam próbę.

Błąd połączenia.

Co jest?

Niespodziewanie dostaję wiadomość od nieznanego numeru. Odczytując jej treść dosłownie zamieram.

"Witaj, Stopklatko!

Mamy nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku.

Widzimy, że chcesz wziąć sprawy w swoje ręce, ale odradzamy tego posunięcia. Zapewniamy, że ze wszystkim sobie poradzimy.

Bądź rozsądna. Pamiętaj, że każdy czyn ma konsekwencje.

Pozdrawiamy twoich rodziców i Tima!"
















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro