Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 42

CASIE


Spoglądam na ekran jak wryta.

Błysk odpala silnik i jedzie w stronę pojazdu, który w żadnym wypadku nie ma zamiaru go wyminąć. Nieubłaganie zbliża się i zbliża. Dystans między nimi się zmniejsza. Coraz bardziej się zmniejsza. Niebezpiecznie się zmniejsza. W pewnym momencie nie wytrzymuję.

— Uważaj! — krzyczę, mimo iż zawodnik zapewne mnie nie słyszy. W tej chwili czuję na sobie czyjeś spojrzenie. To Del obdarza mnie długim, niezrozumiałym wzrokiem, jednak, gdy ja zwracam się w jego stronę, odwraca głowę.

Moje oczy znów kierują się w stronę ekranu. Dostrzegam, że Błysk naciska zegarek. Co on wyrabia? Chce szybciej i mocniej się poturbować? Moje ciało całe drży, stopy zdają się wrastać w podłoże, natomiast oczy, jakby robota, nie myślą nawet raz mrugnąć. W tym samym momencie zawodnik gwałtownie skręca, w ostatniej chwili wymijając pojazd. Błyskawica wywraca się, spadając z motocyklu, ale wygląda na to, że nic poważniejszego mu się nie stało. Jego wynik wzrasta do dwustu sześćdziesięciu punktów.

Oddycham z ulgą. Mam wrażenie, jakbym właśnie zrzuciła z siebie plecak pełen ciężarków.

Kiedy nadal nieco nieprzytomny Błysk wraca na swoje pole, na chwilę zapominam o zasadach i podchodzę do niego.

— Co to miało być?  Takich rzeczy się nie robi, nieważne za jaką cenę! — Poddenerwowana uderzam go w ramię.

— Widzę, już nauczyłaś się bić ludzi... — mamrocze, masując miejsce ciosu.

— Co?

— Nie zrobiłem tego dla programu, tylko dla siebie... Już ci lepiej? — komentuje odnośnie mojej agresji. Wydymam usta i uderzam go jeszcze parę razy, by po chwili zamknąć w uścisku.

— Teraz tak...

Momentalnie dochodzi nas nieprzyjemne bzyczenie. Odsuwam się, a wtedy zauważam na tablicy napis:

"OSTRZEŻENIE DLA STOPKLATKI! JESZCZE JEDNO WYKROCZENIE GROZI WIĘZIENIEM!"

Widząc to, śmieję się nerwowo i wracam na swoje miejsce. Błysk jedynie kręci głową, wzdychając.

Nadchodzi tura Dela. Ten wchodzi na już dobrze mi znane pole ze znakiem zapytania.

"ŚLEPY LOS: Wyzwanie — znajdź wyjście z niewielkiego pomieszczenia w wyznaczonym czasie. Punkty przydzielane od widzów. Przedział punktów nie ma żadnych ograniczeń. Niewykonanie zadania automatycznie zabiera ci 80 punktów i cofa na czwarte pole".

W tym momencie pojawia się przed nami przestrzenna figura, która wszerz pomieściłaby maksymalnie stolik dla czterech osób, a wejście tam dla kogoś ze wzrostem ponad metr osiemdziesiąt mogłoby być nie lada wyzwaniem. Del bez zastanowienia podejmuje się wyzwania, a gdy wyjście się za nim zamyka, czas zaczyna się odliczać.

Zawodnik po chwili przebywania w pomieszczeniu coraz bardziej popada w panikę. Próbuje z całych sił zniszczyć każdą możliwą ścianę, po jego czole spływają zimne krople potu. Zdaje się krzyczeć, ale z zewnątrz nie dochodzą nas żadne dźwięki. My jak na dłoni widzimy wszystko, co robi, natomiast on zdaje się nie widzieć tego, co się dzieje poza strefą wyzwania. To coś ma właściwości lustra weneckiego? Z coraz większym bólem obserwuję zmagania chłopaka, którego nogi trzęsą się jak galareta, z trudem utrzymując resztę ciała. Mam wrażenie, jakby nie był w stanie złapać oddechu, chwieje się, wspierając na dłoni bladozieloną głowę, która przypominając półprzeźroczystego balonika, zdaje się tracić zmysły. Mimowolnie przygryzam dolną wargę. Wkrótce jednak Del, jakby zupełnie nowy, pełen determinacji, odnajduje wyjście i jak najszybciej opuszcza pomieszczenie. Ciekawe, czy zegarek był mu potrzebny przynajmniej raz... Tajemnica jego głównej umiejętności jest najtrudniejsza do rozszyfrowania, bo jej efektów nikt z zewnątrz nie jest w stanie dostrzec. Delete kiwa głową, widząc, jak jego punkty wzrastają do dwustu czterdziestu siedmiu.

Teraz moja kolej. Trafiam na czarne popiersie postaci, u której jest wyróżniony tylko czerwony uśmiech na chuście.

"STREFA DELA: Rozwiąż podaną zagadkę od tyłu w wyznaczonym na to czasie. Jeśli ci się uda, zdobywasz 50 punktów. Jeśli nie, taka sama liczba z twojego wyniku zostanie przekazana właścicielowi strefy".

Widząc te słowa, marszczę brwi. Jak to od tyłu? Na ekranie pokazuje się napis:

"Podobno słońce to samo zdrowie, a jednak pewnej kobiecie nie pomogło. Obecnie nie żyje."

Czas zaczyna się odliczać. Teraz rozumiem. Mam przedstawiony skutek, a ja muszę się "cofnąć" i wyjaśnić, co się wydarzyło. Pogrążam się w zastanowieniu.

— Była na pustyni? — Po tych słowach dochodzi mnie brzęczenie oznaczające złą odpowiedź.

— Dostała udaru? — Znów to samo. — Głód? — Na ekranie miga napis "Niewyczerpująca odpowiedź". — Nie miała możliwości, by odżywiać się i zbyt długo przebywała na słońcu? — Ponownie źle.

Ale jak to? To się przecież wzajemnie wyklucza.

No tak, nie mogłam się spodziewać, że odpowiedź na to pytanie będzie zbyt oczywista.

— Ja chyba wiem... — W pewnym momencie odzywa się Błysk.

— Cicho, ja mam zgadnąć! — wołam, wpatrując się w ukazany tekst, szukając jakichś ukrytych słów, czegokolwiek, co by mi pomogło.

Widzę, jak czas mija.

Dziesięć, dziewięć, osiem...

Postanawiam zatrzymać czas i jeszcze raz na spokojnie się zastanowić. A więc po kolei: ta kobieta nie była na pustyni, nie dostała udaru, miało to jakiś związek z głodem, ale nie brakowało jej jedzenia... Myśl...

To nie ma sensu.

Ale czy wszystko co robią ludzie ma sens? Czasem popełniamy niewiarygodnie głupie błędy, a niektóre przykłady choćby z internetu, co chwila nam o tym przypominają. Może to jest jakaś myśl? Może odpowiedzą jest największa bzdura? Zastanawiam się na jakie dziwaczne informacje czasem trafiam. "Niewiarygodne" sposoby na odchudzanie się w pięć sekund, zabójcze selfie, głupie nagrania kosztujące życie, bezsensowne sposoby na leczenie, absurdalne teorie spiskowe...

Dziwne diety.

Czas wraca do poprzednich obrotów, a ja wypalam najgłupszą myśl, jaka mi przyszła do głowy:

— Ta kobieta postanowiła się odżywiać promieniami słonecznymi? — Zamykam na chwilę oczy, jednak odgłos dzwoneczka sprawia, że prędko je otwieram.

"ZADANIE ZALICZONE! Wyjaśnienie zagadki: Pewna kobieta, która bardzo chciała zadbać o linię, postanowiła przejść na nietypową dietę tzw. dietę słoneczną. Regularnie chodziła się opalać, porzucając poprzedni styl żywienia. Dalszy ciąg wydarzeń już znamy...".

O matko, serio? Ciekawe, czy ta historia jest całkowicie zmyślona, czy ma w sobie choć trochę prawdy... Mój wynik podskakuje do dwustu trzydziestu. Już niewiele mi brakuje, by dogonić Dela.

Nieco się uspokajam, gdy Błysk trafia na pole "PYTANIE OD WIDZA"

Ku mojemu zaskoczeniu na ekranie pojawiają się dwie znajome mi twarze. Od razu rozpoznaję Raven z Flaxton i wspartego na jej ramieniu Connora. No tak, pamiętam, że miał jechać na wycieczkę, a potem na wesele. Ciekawe, czy jego "wielki plan" odnośnie zdobycia serca dziewczyny się powiedzie... Trzymam za niego kciuki. Od razu mam ochotę im pomachać z uśmiechem, ale udaje mi się powstrzymać ten odruch.

— O, Connor, połączyło nas! Boże, jestem w telewizji! Jesteśmy w telewizji, widzisz to?! Pozdrawiam wszystkich! Lauren, Aaron i Jade, kocham was! Callum, ciebie też całkiem lubię! — stwierdza radośnie Raven, a chłopak u jej boku wydaje okrzyk radości, również pozdrawiając kogo się da, a to wszystko wprowadza mnie w rozbawienie...

Kim jest Callum?

Potem Connor powraca do zabawy marchewkowymi kosmykami Raven.

— A więc moje pytanie brzmi: Czy Stopklatka jest dla ciebie ważna i jeśli tak, to dlaczego? — odzywa dziewczyna się z uśmiechem. Czemu mnie to nie dziwi? Z jej shipowymi zapędami powinna należeć do STODOŁY. Może Elena i Ella kiedyś ją przyjmą?

Z zaciekawieniem spoglądam w stronę Błyska, który przez chwilę wygląda trochę nieswojo. Nie odzywa się, aż w końcu po pewnym czasie wzdycha i zaczyna:

— Oczywiście, że jest, to chyba już za bardzo widać. Nie wyobrażam sobie, żeby kiedykolwiek mogło jej zabraknąć. — Widzę, jak Del spogląda na drugiego zawodnika nieprzyjemnym, a jednocześnie przygasłym wzrokiem, bez wyrazu.

— Problem w tym, że chyba tylko ten "ja" jest ważny dla niej. — Słysząc to, patrzę na niego osłupiała. O czym on mówi?

— Kurde, mocne... Szkoda mi cię, chłopie. Przesyłam ci wirtualny uścisk. — Wykonuje ów gest. — Ja bym mu dała z takie czterdzieści punktów, a ty co myślisz, Connor? — Szturcha wspomnianego chłopaka.

— Ja bym mu dał... czterdzieści i siedem ósmych — odpowiada, szczerząc się w stronę Raven, co widocznie ją rozbawiło.

— To może czterdzieści, przecinek, zero, zero, zero, zero, dwa? — podłapuje jego żart.

— Czterdzieści, przecinek, zero, zero, zero, zero, zero, zero, zero, zero, zero, zero, zero, zero, zero, jeden — akcentuje ostatnie słowo. Kiedy ta dwójka bawi się w najlepsze, wynik faktycznie co chwila się zmienia. Dziewczyna zaczyna chichotać.

— Ha! To może od razu czterdzieści, przecinek, zero, zero, zero, zero... — W tym momencie Connor zbliża się do twarzy Raven, z uśmiechem bawiąc się jej włosami. Ich spojrzenia się spotykają, a ona totalnie słupieje.

— Niech będzie po prostu czterdzieści jeden — kończy, po czym film się przerywa. Unoszę kąciki ust, patrząc jeszcze przez chwilę na pusty ekran. Ta dwójka to naprawdę słodkie połączenie... Postanawiam jednak już wrócić do gry.

Del trafia na pole z czarnym popiersiem, gdzie zza maski błyszczą tylko fioletowe oczy.

"STREFA HAMULCA: Przemierz całą planszę za pomocą pojazdu, który pojawi się wkrótce. Po wykonaniu zadania maszyna losująca przydzieli ci pole, na którym się zatrzymasz. Jeśli ci się uda, zdobywasz 50 punktów. Jeśli nie, taka sama liczba z twojego wyniku zostanie przekazana właścicielowi strefy".

Kiedy przypominam sobie o Hamulcu, uśmiecham się pod nosem. Miło by było jeszcze kiedyś ją spotkać, nawet jeśli robiła sceny jak mało kto. Ciekawe, gdzie teraz jest... Ale skoro jej tu nie ma, a Del posiada umiejętność jej zegarka, czy to znaczy, że nie ma ryzyka stracenia punktów?

Ten mimo wszystko podejmuje się wyznaczonego mu zadania.

— Czemu to robisz? Tak właściwie nie wiesz, na co się piszesz, a przecież nie stracisz punktów... — wypalam w jego stronę, a on słysząc to odwraca się i mierzy mnie wzrokiem.

— Co mi szkodzi, wciąż wiele tracę i aktualnie już nie mam wiele do stracenia — Co ma przez to na myśli? Po chwili jednak obiektem moich zastanowień staje się coś innego.

A mianowicie mały, kolorowy samochodzik z dużym klaksonem, kojarzący mi się z takim, który miałam w dzieciństwie. No tak, umiejętność Hamulca wcale nie polegała na szybkości... Zawodnik siada za kierownicą, co wygląda naprawdę komicznie. Jak się okazuje, ten pojazd w przeciwieństwie do tego mojego z dzieciństwa ma własny napęd. Ta, nie zdziwiłabym się, gdyby ten "napęd" tak naprawdę był żółwiem ukrytym we wnętrzu samochodzika.

Jeśli Del nadal będzie się poruszać w tak zabójczym tempie, jestem bardziej niż pewna, że nie zdąży okrążyć pola w tak krótkim czasie. Po chwili niespodziewanie do zabawy dołączają już dobrze mi znane, małe spodki, które strzelając w stronę zawodnika, sprawiają, że wyzwanie staje się dla niego jeszcze bardziej denerwujące. Kiedy komicznie wywraca się ze swoim pojazdem na bok, już nie wytrzymuje.

— Dosyć tego! Mogę być szybszy niż ten durny samochodzik. — Wyzwanie jednak obejmuje obowiązkowe poruszanie się za jego pomocą. Del jednak ku mojemu zaskoczeniu znajduje pewien kompromis. Przestawia coś w zegarku, naciska go, a potem zaczyna jeździć na samochodzie jak na deskorolce. Ten wydaje się szybszy, jednak wiem, że tak naprawdę spowolnił wszystko wokół. Bez zastanowienia i nienagannie unika pocisków spodeczków. Tu być może przydało mu się cofanie czasu, ale nigdy nie mogę mieć pewności.

W każdym razie, ostatecznie mimo takiej, a nie innej formuły zadania, Del kończy je pomyślnie, a jego punkty rosną do dwustu dziewięćdziesięciu siedmiu. Potem maszyna losująca przydziela mu pole, na którym ma stanąć.

"BANK: Gratulacje! Udaj się niezwłocznie do banku znajdującego się w rogu planszy, gdzie możesz zagarnąć dla siebie wszystkie punkty, które stracili zawodnicy! W dodatku, jeśli ktoś teraz znajduje się w twojej strefie, możesz go ustawić na dowolnym polu!"

Nie muszę widzieć wyrazu twarzy Dela, żeby wiedzieć, że jest równie uśmiechnięty co jego chusta. To się nazywa fart. Staje w miejscu, gdzie jest wyrysowany bankomat, a wtedy automatycznie jego punkty wzrastają o jeszcze czterdzieści. Potem wymownie patrzy w moją stronę.

Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że znajduję się w "STREFIE DELA". No to wpadłam. Delete uważnie rozgląda się po planszy, analizując każde pole.

— Przenoszę Stopklatkę do więzienia — stwierdza po chwili. Czego innego mogłam się spodziewać, a zwłaszcza po tym, co nam powiedział tydzień temu? Na tablicy pojawia się napis.

"STOPKLATKO, NIEZWŁOCZNIE UDAJ SIĘ DO WIĘZIENIA! ZOSTAJESZ UZIEMIONA NA TRZY TURY I TRACISZ DWIE SZANSE!"

Momentalnie małe spodeczki zaczynają strzelać, poganiając mnie w stronę wyznaczonego pola. Obrywam jedną ze strzałek w ramię, co przypomina mi o ranie, której się niedawno nabawiłam.

— Już, już, spokojnie! Sama pójdę! — wygrażam jednemu ze stateczków, a wtedy wszystkie się wycofują. Potem udaję się do więzienia, pogwizdując, a gdy pole zamyka mnie za kratami, macham Delowi ze sztucznym uśmiechem. — Już tu jestem, kolego! — wołam w jego stronę, na co on przewraca oczami. Coś czuję, że dziś mogę się pożegnać z wygraną.

Ponieważ moja tura zostaje pominięta, przychodzi pora na Błyska.

"ŚLEPY LOS: Wyzwanie — Zaśpiewaj na wizji. Punkty przydzielane od widzów. Przedział punktów jest nieograniczony.Niewykonanie zadania automatycznie odbiera ci 65 punktów, a także 1-dną szansę".

Na planszy pojawia się mikrofon na statywie i gitara elektryczna przypięta do wzmacniacza. Instrument ma dość ciekawy, futurystyczny wygląd i nietypowy kształt. Jest czarny, a na nim znajdują się świecące, błękitne elementy. Na ekranie zaczyna się odliczać czas pozostały mu na zdecydowanie się na wyzwanie.

Siedem, sześć, pięć...

Zawodnik, któremu zostało przeznaczone to wyzwanie, momentalnie sztywnieje. Obawy przed śpiewaniem, z kimś mi się to kojarzy... Nie, nie, przecież to często występujący lęk. Błysk w końcu zbiera się na odwagę i zbliża się do mikrofonu.

— Cześć wszystkim, jak się bawicie? — Zsuwa chustkę tak, żeby było mu widać usta i uśmiecha się zestresowany. Myśli przez sekundę, po czym w stresie wydaje parę fałszywych dźwięków z instrumentu. Już widzę, jak parę punktów zostało mu odjętych. Widzowie, no poważnie?

Błysk szuka wzrokiem miejsca, na którym mógłby się zaczepić. Postanawiam mu posłać zachęcający uśmiech, wspierać go, tak jak on mnie. Na chwilę się uspokaja, bierze głęboki oddech i w końcu zaczyna grać.

Do moich uszu dochodzi płynne brzmienie gitary, z początku spokojne, przytłumione, by z czasem nabrać siły. Z ust chłopaka wydobywa się mocny śpiew, który wydaje się na swój sposób znajomy, jednak nie jestem w stanie go zidentyfikować przez modulator głosu. Zaciekawiona wsłuchuję się w słowa utworu.

Wciąż buduję swoje życie na pomyłkach

Spadam i ponownie się potykam

Całej masy rzeczy nie rozumiem

A mój głos zanika w tłumie

Jednak coś każe trwać

Choć nie wierzę, to się nie poddaję

Stawiam kroki coraz dalej,

 A gdy nogę znowu mi podłoży los

Padam na twarz, ale nie przegrywam

Kolejne szczyty zdobywam

Tak każdego dnia

Już walczyć czas

I choćby znowu ktoś powiedział mi

"Życie to przelotny i urwany film"

Nie pozostanę przy scenariuszu

Nie zostawię na sobie retuszu

I powtórzę znów

Choć nie wierzę, to się nie poddaję

Stawiam kroki coraz dalej

A gdy nogę znowu mi podłoży los

Padam na twarz, ale nie przegrywam

Kolejne szczyty zdobywam

Tak każdego dnia

Już walczyć czas

Osłupiała spoglądam na tablicę, gdzie wynik Błyska stale rośnie i rośnie, nie myśląc nawet na chwilę się zatrzymać. Zawodnik coraz bardziej się rozkręca i bez zastanowienia zaczyna grać solówkę. Z zaciekawieniem podążam za zwinnymi ruchami jego palców, a gdy na ekranie pojawia się napis "MAKSYMALNY WYNIK OSIĄGNIĘTY!", mimo iż zmniejsza to szansę na moją wygraną do niemalże minimum, uśmiecham się szeroko. Błysk jednak nie kończy jeszcze występu, przyciszonym głosem powtarza słowa z piosenki, by zakończyć refrenem i mocnym uderzeniem gitary. Zaczynam bić brawo, a ten wciąż nie dowierzając w swój czyn, pełen radości, kłania się.

Del natomiast nie wygląda na najszczęśliwszego, odwraca wzrok, nie pozwalając odkryć swoich emocji przy pomocy chusty.  Po chwili napis na tablicy się rozwija:

"MAKSYMALNY WYNIK OSIĄGNIĘTY! MASZ PRAWO WYBRAĆ DOWOLNĄ KARTĘ Z GRY!"

Pod spodem natomiast znajduje się cała lista możliwości, między innymi odczytuję, że jedna z nich automatycznie przenosi cię na metę. Błysk uważnie przegląda zbiór.

A więc chyba wszystko już przesądzone.

— Wybieram kartę "wyjdź z więzienia" i przekazuję ją Stopklatce — stwierdza jakby nigdy nic, po czym podchodzi do mnie i otwiera zakratowane drzwi. Mimowolnie szeroko otwieram usta. Co takiego? W tym momencie bez uprzedzenia chwytam jego nadgarstek, łączę umiejętności naszych zegarków, po czym naciskam obie tarcze.

— Co ty wyrabiasz? Przecież mogłeś wygrać! — wypalam.

— Nie mogę cię tu zostawić samej z Delem, kto wie, co przygotował... — mówi bez zastanowienia.

— Jestem twoim przeciwnikiem. To nie ma najmniejszego sensu!

Błysk na chwilę się zatrzymuje. W pewnym momencie zdejmuje chustę i owija nią moje zranione ramię, niepewnie się uśmiechając. Bez ostrzeżenia zalewa mnie nęcące, już dobrze znajome uczucie, więc szukam punktu na planszy, na którym mogłabym się zawiesić. Ku mojemu zaskoczeniu, nie jestem w stanie odnaleźć Dela...

— Nie wszystko musi mieć sens, okej? Kiedy mi na kimś zależy, nie myślę, po prostu działam... — Zerka w moją stronę, a ja zamieram.

Mogą mu zmieniać wygląd, mogą mu zmieniać głos, mogą próbować wszystko zretuszować... Każdy drobny fakt, który zamazywał się w mojej pamięci, teraz uderza mnie z całej siły. Co tydzień, w każdą środę...

Miałam i wciąż mam do czynienia z Shanem Reedem.

— Słuchaj, ja... już wiem kim jesteś — dukam w końcu.

— Ja też wiem, kim jesteś — odpowiada niemalże od razu. Wtedy moje zaskoczenie sięga zenitu.

— Co? Od jak dawna to wiesz?

— Od jakiegoś drugiego odcinka zacząłem coś podejrzewać, a na początku wakacji już nie miałem wątpliwości... — Słysząc to, rozchylam usta.

— A więc, czemu mi nie powiedziałeś? — pytam poddenerwowana. Ten na chwilę się zatrzymuje, po czym wzdycha.

— Cóż... Znacznie łatwiej polubić niezwykłego Błyska, niż takiego szarego, zwykłego Shane'a... Chciałem, żebyś polubiła po prostu mnie. — Gdy to mówi, zastanawiam się przez chwilę, po czym kręcę głową z uśmiechem. Jak dla mnie między Błyskiem, a Shanem jest tak naprawdę tylko jedna różnica.

Pewność siebie.

— Nie, ty nie jesteś zwykły, Shane. Po prostu jesteś jedyną osobą, która tego nie widzi. — Po tych słowach zerka na mnie. W tym spojrzeniu jest coś nowego, jego oczy intensywnie błyszczą, jakby właśnie oglądał najbardziej spektakularne fajerwerki, a usta unoszą się wysoko, przynosząc pełen szczerości uśmiech. Patrzymy na siebie jeszcze przez jakiś czas, ale za...

Cztery, trzy dwa jeden...

Działanie zegarka się kończy.

Niespodziewanie dzieje się coś dziwnego.

Obraz przedstawiający Błyska zaczyna wariować, piksele to się rozpraszają, to łączą, to zanikają. Zawodnik jest niczym zakłócenie w telewizorze. Wygląda, jakby to mu sprawiało niemały ból. Odsuwa się nieco, coraz mocniej się wymazując.

— Co tu się dzieje?! — wołam przerażona, a chłopak wkrótce znika już zupełnie. Dosłownie zamieram, widząc na tablicy przekreślony  napis "Błysk" i koronę nad pseudonimem Dela.

Kompletnie nie rozumiem, co tu się wydarzyło, ale w ogóle mi się nie podoba i nie wygląda na nic uczciwego i dobrego. Mam ochotę krzyczeć imię Shane'a na cały regulator, ale powstrzymuję się, zakrywając usta dłonią. Zaczynają mną targać silne emocje, zupełna bezradność. Cała drżę, a oczy zaczynają się szklić. Zdesperowana zerkam w stronę zegarka.

Zero szans na zmienienie czegokolwiek.

W sumie, nawet jeśli miałabym jakąkolwiek, co bym mogła zdziałać?

Czuję, jak łzy napływają mi do oczu. W jednym momencie zyskałam Błyska i Shane'a, by od razu ich stracić. Szukam czegokolwiek, jakiegoś ratunku, naprawdę...

Czegokolwiek.

Momentalnie chwytam prowadzącego Alberta za rękaw.

— To... To jest jakieś oszustwo! Trzeba coś zrobić! — Mężczyzna jednak zdaje się w ogóle nie reagować. — ...Nic pan nie zrobi?

***

ALBERT


— Nic pan nie zrobi? — Dochodzi mnie przepełniony łzami głos.

Jestem prostym człowiekiem i wykonuję swoją pracę. Podobno robię to dobrze.

W programie potrzebowali znaną twarz, by wzbudzić sympatię oglądających i widząc zaoferowaną sumę, zgodziłem się. Też jestem zwykły, codzienny, jak wszyscy, tak. Mam żonę, córkę... Podobno jestem dobrym ojcem. Tak, podobno robię to dobrze. Dlatego postanowiłem skorzystać z propozycji, uszczęśliwić je, tak. Kiedy zrozumiałem, w co się wpakowałem, próbowałem nie myśleć, dokąd to wszystko zmierza.

Jeśli w ogóle zmierza.

— Nic pan nie zrobi? — Dochodzi mnie przepełniony łzami głos.

Nakazali mi nie wtrącać się w sprawy zawodników. Ja tylko jestem twarzą programu, mam bawić, komentować... Nie zagłębiałem się w to wszystko, dokąd ten program zmierza.

Jeśli w ogóle zmierza.

Obserwowałem zmagania nastolatków, gdzie stawka jest większa, niż ktokolwiek się spodziewa. Obserwowałem, jak się zaprzyjaźniają. Obserwowałem, jak wszystko w się nich niszczyło. Nie chciałem myśleć, dokąd to zmierza.

Jeśli w ogóle zmierza.

— Nic pan nie zrobi. — Dochodzi mnie przepełniony łzami głos.

Jestem prostym człowiekiem i wykonuję swoją pracę. Czy robię to dobrze?

***

CASIE


Kiedy tylko odłączają mnie od aparatury, wyparowuję z pomieszczenia, błądząc po korytarzu.

Muszę znaleźć pokój Shane'a. Co się z nim stało? To wszystko nie wyglądało ani trochę dobrze. Jeżeli właśnie cierpi...

Kiedy dostrzegam grupkę ochroniarzy, domyślam się, że jestem u celu.

— Przepraszam, ja... — usiłuję zachować spokój, choć mój głos drży, sprawiając, że z trudem wypowiadam cokolwiek.

— A tak... — stwierdza rosły mężczyzna niedbale, po czym wyciąga z mojego zegarka mini pendrive obsługujący zegarek Błyska, po czym wkłada mi mój.

— Co? Nie o to mi chodziło. Gdzie jest Shane?! Co z nim?! — Zaczynam się pchać w stronę pokoju, ale silne ręce ochroniarza mi na to nie pozwalają. Czuję, jak wzbiera się we mnie ogromna złość.

— Tylko upoważnieni mają prawo wejść do pokoju.

— Jestem jego przyjaciółką! — wołam ze świeczkami w oczach.

— Tylko upoważnieni mają prawo wejść do pokoju — powtarza bez emocji, jednak z większym naciskiem na każde słowo. Wtedy wybucham i zaczynam się szarpać, ale i to bezskuteczne. "Upoważnieni" wchodzą do środka, pozostawiając mnie na korytarzu.

— Wpuśćcie mnie! — krzyczę, nie, drę się, waląc w stalowe drzwi. Moje dłonie zaczynają być obolałe, zaczynają miejscami krwawić, zaczynają słabnąć...

To wszystko jest bezskuteczne. Siadam, wspierając plecy o niewzruszone wejście, zakrywając twarz dłońmi. Dopiero teraz pozwalam sobie na płacz.

Straciłam ich obu, straciłam właściwie jedną osobę.

Jedną bliską, niesamowicie ważną dla mnie osobę.

Nie potrafię sobie wybaczyć tego wszystkiego, czego do tej pory nie dostrzegałam. Może gdybym wiedziała, wszystko potoczyłoby się inaczej?

Niespodziewanie słyszę szybkie kroki.

Dostrzegam, jak postać w czarnym kapturze rozgląda się i biegnie w stronę wyjścia. Momentalnie się zrywam, a gdy nieznajomy zdaje sobie z tego sprawę, przyśpiesza.

— Hej! — wołam za nim, nie zwalniając nawet na chwilę. Pędzę najprawdopodobniej za oprawcą, nie mam zamiaru dawać za wygraną. Odczuwam jak cała moja złość zostaje przerobiona na energię, sprawiając że biegnę szybciej, bez opamiętania. Jednak to nic nie daje, bo gdy jestem już przy wyjściu, nie jestem w stanie ocenić, gdzie uciekł ścigany. Rozglądam się jeszcze, wzdychając. Nagle dostrzegam coś za mną.

To grafitowy telefon.

Drżącą dłonią podnoszę przedmiot, naciskając środkowy guzik. Widząc wygaszacz ekranu, od razu sztywnieję.

Nie, nie, nie... To jeszcze nic nie znaczy!

Zastanawiam się przez chwilę.... Jaki był ten kod? Wykreślam na wyświetlaczu znak odwróconego "L", mając nadzieję, że się nie odblokuje.

Ale się odblokował.

A przede mną jak wół widnieje tapeta przedstawiająca dwójkę beztroskich przyjaciół.

Przedstawiająca mnie i Nicka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro