Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 29

EDD


Minęło już dobre parę miesięcy od tego dnia, w którym wszystko w moim życiu postanowiło się zmienić. A jednak mam wrażenie, jakbym mógł przytoczyć każde słowo, jakie wtedy usłyszałem.

Nieważne kim jesteś, niespodziewana zmiana otoczenia, w tym wypadku szkoły, jest stresująca.

Siedziałem, pisząc jeden z pierwszych rozdziałów mojej opowieści. Wprowadzałem postać Wendara, odpływając do wyimaginowanego, a jednak najbardziej znanego mi świata.

— Co tam robisz? — Mama niespodziewanie wychyliła się zza mojego ramienia. O mało co nie rozlałem herbaty, wzdrygając się na czarnym fotelu.

— Piszę — odpowiedziałem krótko, odruchowo włączając przeglądarkę, by zakryć treść rozdziału.

— Pokażesz mi? — I tak nie będziesz miała czasu do tego zajrzeć.

— Jak skończę — stwierdziłem niemrawo, a ona dostrzegła moje przygnębienie.

— Hej, nie martw się! Nowa szkoła, nowy start. Możesz im się pokazać z nowej, lepszej strony. Może... Pokombinujesz coś ze swoim stylem? Więcej kolorów, wiesz. — Szturchała mnie, próbując poprawić mój nastrój.

— Lubię czarny — odpowiedziałem jedynie, ukradkiem zerkając na ekran laptopa.

— Hm... To może nowa fryzura? — Bawiła się moimi włosami, układając w przeróżnych kombinacjach.

— Jak już mówiłem, nigdy się nie obetnę.

— Oczywiście... — Poczochrała mnie rozbawiona. Przyglądała mi się przez chwilę bacznym okiem, po czym dotknęła ramienia. — Hej, rozumiem, że to dla ciebie trudne. Jednak tata dostał szansę, żeby spełnić swoje marzenia... — Nieprawda, marzenia ojca zdecydowanie różniły się od tego, co teraz oglądamy na ekranie w każdą środę. To nic więcej niż złudzenie osiągnięcia celu. — I musimy go wspierać, wiesz o co mi chodzi, prawda?

Trochę czasu mi to zajęło, nim wreszcie wziąłem głęboki wdech i wydusiłem:

— Tak.

Mama spoglądała na sufit w zastanowieniu, po czym olśniona pstryknęła palcami.

— O, już wiem! Może gdybyś wcześniej poznał kogoś z klasy, łatwiej byłoby ci się zaaklimatyzować? Zaaranżujemy spotkanie, co ty na to? — powiedziała pełna nadziei, choć nie wiem ile było prawdy w tych uczuciach.

— Brzmi świetnie. — Zdecydowałem się wymusić niemrawy uśmiech.

— Już jestem z ciebie dumna. — Poczochrała moje włosy, po czym ruszyła w stronę drzwi. Bez namysłu zamknąłem laptopa. Po tej rozmowie już nie miałem ochoty pisać przez resztę dnia.

Miłość jest ślepa, najlepszym tego przykładem jest moja mama.

A ja pozwalając na to wszystko, pokazałem, że jestem drugi w kolejce.

**

Jakkolwiek by na mnie nie spojrzeć, nieważne z jakiej perspektywy, wygląda na to, że w tej historii jestem czarnym charakterem.

A raczej jego cieniem.

Podobno nazwisko nie ma żadnego przełożenia na to, kim jesteś, a jednak w moim przypadku jest inaczej. Kiedy jesteś synem niejakiego Matthewa Brownatwórcy "Bitwy o czas", nie możesz sobie na to pozwolić.

Tylko czekam, aż budzik zacznie mnie nękać zbyt głośnym, uporczywym dudnieniem. Gdy to się dzieje, głowa zdaje się zaraz rozlecieć na drobne kawałeczki, albo wybuchnąć, pozostawiając na podłodze kolorowe konfetti. Tak to sobie właśnie wyobrażam. Nauczka dla ciebie, Edd, może następnym razem pójdziesz spać o normalnej godzinie, zamiast czytać.

Kogo ja oszukuję.

Do pokoju o stonowanych barwach ukradkiem zagląda kobieta. Zbliża się nieco, skradając się po cichutku, jak myszka. Dwa kosmyki, które wydostały się z jej koka w kolorze jasnego blondu, przy każdym jej ruchu bujają się swobodnie.

— Jak tam? Wstałeś już? — odzywa się, posyłając mi promienny uśmiech na początek dnia. Odpowiadam tylko niezrozumiałym burknięciem, wyrażającym agonię i cierpienie.

Wiem, co myślicie, pozwólcie, że wyprowadzę was z błędu.

To wcale nie jest moja mama.

— Ojej... Wszystko w porządku? Jesteś taki blady! Może nie idź dziś do szkoły, pewnie masz gorączkę. Poinformuję twoich rodziców. — Teatralnie dotyka mojego czoła. Zawsze zachowuje się w ten sposób, gdy widzi, że nie mam ochoty lub siły by iść do szkoły. Pani Collins pojawiła się jako drobne światełko w moim życiu od czasu, gdy abstrakcyjny program ojca odniósł sukces. Ktoś w końcu musi zajmować się domem, kiedy tata zawzięcie pracuje, a mama zawzięcie wydaje nadmiar pieniędzy lub wyjeżdża. Jeśli ja jestem cieniem czarnego charakteru, to ona jest bohaterką tej opowieści, którą każdy lubi.

Nawet jeśli myśli, że nie lubi, to lubi.

To jedyna osoba, z którą mogę porozmawiać o dosłownie wszystkim.

— Nie tym razem... Chyba mimo wszystko będzie lepiej, gdy pokażę się dziś w szkole. — Uśmiecham się do niej.

— No to gazem! Już, już, już! Bo zaraz się spóźnisz... — Pogania mnie energicznymi gestami ręki, po drodze zbierając nadmiar kubków, układając ubrania...

Odgarniam poczochrane włosy, by mieć lepszy podgląd na rzeczywistość i turlam się z łóżka na ziemię. Pani Collins na ten widok przewraca oczami, unosząc kąciki ust, po czym opuszcza pomieszczenie.

Przecierając oczy, również wychodzę z pokoju, by znaleźć się na korytarzu.

Jest ekskluzywny, wypełniony modernistycznymi ozdobami...

Jest pusty.

Nienawidzę tego miejsca.

**

Witamy w fabryce robotów.

Oto miejsce, w którym każdy jest przeprogramowywany na identyczny sposób. Jeśli chcesz myśleć po swojemu, to lepiej nie tu. Natomiast jeśli brak własnego zdania ci odpowiada, mam dla ciebie dobre wieści! Co więcej, do twojego procesora będą próbowali wcisnąć jak najwięcej informacji z różnych dziedzin na raz, nie zważając, że może ci nie wystarczyć miejsca na karcie pamięci.

W efekcie nie wiesz nic, czy to nie brzmi wspaniale?

— Ethan, mówię ci, następnym razem rozgnieciemy tego Aarona i tych wszystkich śmieci z Flaxton! — Niespodziewanie słyszę za sobą głos Connora.

— No wiadomo, nasza drużyna jest naj-lep-sza. To, że raz im się pofarciło, jeszcze nic nie znaczy — odpowiada rozbawiony Ethan. Potem dwójka przyjaciół przybija sobie piątkę i na dźwięk dzwonka znika za drzwiami sali. Dołącza do nich Ella, która żywo coś opowiada. Odprowadzam ich wzrokiem, po czym zajmuję ostatnią ławkę przy oknie.

Pewnie pomyślicie: Dlaczego się z nimi nie zadaję? Przecież po przeniesieniu do innej szkoły to z nimi się trzymałem.

Tak, to właśnie z nimi miałem zaaranżowane spotkanie w kręgielni, żeby się "zaaklimatyzować". Naprawdę, próbowałem być jednym z nich, ale nie umiałem. Ich tok myślenia zupełnie różnił się od mojego, ale i tak starałem się dostosować. Dlatego współuczestniczyłem choćby w zalaniu plecaka Eleny, mimo że mi się to nie podobało. Po sytuacji z fałszywym Alexem (Skąd ja to wszystko wiem? Bądźcie cierpliwi...), zrozumiałem, że Ethan nie zawsze zachowywał się w ten sposób, a po prostu przechodząc kryzys, wyżywał się na tych, którzy mu się nawinęli. Wtedy jeszcze nie byłem w stanie pojąć jego podejścia. Tak czy siak, nieważne jak bardzo bym chciał, po prostu nie pasowałem do tej grupy. Kiedy robiliśmy coś razem, zawsze zostawałem gdzieś w tyle. Nie mam tyle energii co oni.

Ta znajomość zakończyła się śmiercią naturalną. Najwyraźniej nie dane mi było się zaprzyjaźnić z tą trójką postaci drugoplanowych.

Dostrzegam, że Shane spogląda na mnie kątem oka. Zapewne zastanawia się, dlaczego z nim nie siedzę. Odpowiedź jest prosta —miałem się odciąć od przyjaciół Eleny, a przynajmniej wtedy, gdy ona to widzi.

Swoją drogą, ten chłopak to bardzo ciekawy protagonista. Niby nieco nierozgarnięty, a jednak potrafi dostrzec w każdym najdrobniejszy szczegół. Był nawet w stanie samodzielnie rozszyfrować pewną część tajemnicy zegarków. Jednak zapraszając mnie do ławki, nie zdawał sobie sprawy, że czy tego chcę czy nie, zbliżał do siebie wroga. Razem z Casie, czyli drugą protagonistką stanowią idealny zespół.

No i jeszcze jest Elena. Tak, to zdecydowanie moja ulubiona bohaterka— nieszablonowa, ciekawa, inteligentna...

Rada na przyszłość — nigdy nie daj się przekupić przez własnego ojca, żeby rzucić w kogoś kubkiem, bo to może się okazać miłość twojego życia.

Zmieniam pozycję, w której siedzę, bo pewnie wyglądam teraz jak rozmarzony debil.

Czy to nie ironiczne, że jedyne osoby w tej klasie, które w jakiś sposób mnie zauważają, mogłyby nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt, są dla mnie zakazane? I to wcale nie tylko dlatego, że Elena mi tak powiedziała.

Powinienem się trzymać od nich na dystans, nie przywiązywać się do nich, ponieważ jestem swojego rodzaju szpiegiem (teraz już wiecie, skąd wiem).

O co chodzi?

To skomplikowane, ale spróbuję to ująć najprościej, jak się da.

Mój ojciec jakiś czas po odrzuceniu jego pomysłu na serial, po podejrzanej znajomości nawiązał kontakt z (ponoć) fabryką broni czy organizacją, która wcale nie ma na papierku, że jest legalna. Tak właściwie, wedle oficjalnych informacji, nie istnieje. Pewna zorganizowana grupa ściśle pracowała nad tym, co od dawna nurtowało człowieka, a mianowicie czasem. Wymyślono projekt, którego prototyp podzielony na cztery części aktualnie bierze udział w programie. To wielka tajemnica i wszem i wobec utrzymuje się, że program "Bitwa o czas" to jedynie rozrywka z tanimi efektami specjalnymi. Czy było o to trudno? Nie do końca. Jak się okazało, lekko mówiąc, nie w pełni legalne zgrupowanie ma wtyki w każdym możliwym miejscu. Są rozsiani wszędzie, w różnym wieku, oficjalnie pracujący w całej gamie zawodów.

Są zorganizowani i długo pracowali nad tym projektem.

Naprawdę nie chcę wiedzieć, do czego takiej grupie ma się przydać przyrząd manipulujący czasem.

Dlaczego "Bitwa o czas"? Czemu nie przetestowali projektu na własną rękę? Wbrew pozorom to proste. Są na tyle inteligentni, by nie ufać sobie nawzajem. Gdyby któryś z nich ot tak sobie mógłby mieć w posiadaniu tak wielką władzę, bardzo prawdopodobne, że zagarnąłby wszystko dla siebie i wszcząłby bunt. To nie jest jedna wielka rodzina, która bezgranicznie sobie ufa. To zorganizowana grupa, gdzie tak na dobrą sprawę każdy dba o swoje interesy.

A więc kto będzie testerem idealnym?

Osoba najmniej świadoma całego bałaganu.

Więc kto inny nadawałby się do tego lepiej niż najbardziej zamknięta na innych jednostka, jaką jest nastolatek?

Może i brzmi śmiesznie, ale działa. Wystarczy spojrzeć na dwójkę przyjaciół, która codziennie się widuje w szkole. Nikt z nich nie jest świadomy tożsamości drugiej osoby. Tacy właśnie jesteśmy — wiele skrywamy w obawie przed tym, co ktoś dla nas ważny mógłby pomyśleć. Dla przykładu, ja sam nie pokazuję mojej książki prawie nikomu.

Oczywiście, testerzy nie byli wybierani przypadkowo. Po to właśnie były przesłuchania. Czy wyznaczone osoby miały wyróżniać się niezwykłymi umiejętnościami? W sumie, to nie do końca. Istniało parę kryteriów, jednak najważniejszym z nich była tak zwana "akcja — reakcja". Znaczy to nie więcej, niż umiejętność podejmowania szybkich decyzji w nagłych sytuacjach. Osoba, która za długo by się zastanawiała, czy w danej chwili warto użyć zegarka, na nic by się nie zdała, prędzej przygniotłaby ją jakaś przeszkoda. Po to właśnie podczas przesłuchań pojawiały się przeszkadzacze na przykład w postaci niesfornych kelnerów, latających kartek, czy wreszcie debila rzucającego kubkami w ludzi.

Jaki sposób został opracowany na wybranych, jeśli okażą się buntować?

Kontrakt.

Głupi papierek, którego nikt nie czyta, podpisując, okazuje się mieć zbiór warunków, a ich złamanie może mieć opłakane skutki. Poza tym, kto by się nie wciągnął w taką przygodę, czując się jednym z "wtajemniczonych", będąc przekonanym, że wszystko jest jedynie grą?

W dodatku nikt nie był na tyle lekkomyślny, by przekazać prototyp całkowitej kontroli nad czasem jednej osobie. Dlatego, jak wcześniej wspominałem, podzielono umiejętności maszyny na cztery części.

Wybrane, wykwalifikowane osoby dokładnie obserwują działanie zegarków, reakcji ich użytkowników podczas programu, stopniowo zwiększając dawkę (czyli liczbę "szans") osobom, które sobie z tym radzą.

Ale co poza serialem?

I tu właśnie pojawia się moja rola.

Mam obserwować Casie i Shane'a, sprawdzając, czy poza programem dochodzi do jakichś skutków ubocznych. Drgawki, epilepsja, paraliż, odpadająca ręka... Te sprawy. Normalnie wystarcza podglądanie ich w szkole, skoro spędzamy tam większość czasu, jednak dzień po odcinku mam pilnować tę dwójkę dłużej. Jak na ironię właśnie w tym jednym czasie tygodnia Elena nakryła mnie na gorącym uczynku. Używałem zooma w telefonie, ponieważ wydawało mi się, że widziałem coś dziwnego na dłoni Shane'a.

Jak się okazało, było to tylko trochę sorbetu o smaku limonkowym.

Zastanawiam się czasem, czy zostałem wybrany do śledzenia tylko dlatego, że byłem pod ręką, czy może mój tata wie, że bycie niewidzialnym to moja nieszczęsna specjalność. W każdym razie zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie nie byłem pierwszym wyborem do tego zadania.

Swoją drogą, to przerażające, jak łatwo w tych czasach mieć kogoś jak na dłoni. Namierzanie za pomocą telefonu, zdobywanie informacji w internecie... Można dowiedzieć się wszystkiego, bez większych starań.

Pewnie zastanawiacie się, skoro tyle wiem, czy znam też tożsamość Hamulca i Dela.

Oczywiście, że tak.

Ale wam nie powiem, bo nie chciałbym doświadczyć tego, co autorka by mi zrobiła za przedwczesne spoilery. No i pilnowaniem tej dwójki zajmuje się ktoś inny.

To wszystko brzmi skomplikowanie?

Bo jest.

Nie wiem, ile bym dał, by tego wszystkiego nie wiedzieć. Świadomość bywa przerażająca. Chyba powinienem się skupić na lekcji, bo zaraz zostanę o coś zapytany i odpowiem jakąś głupotę.

Okazuje się, że dzwonek zadzwonił chwilę po moim "przebudzeniu".

Nie lubię przerw, dziwne co?

Ale już nauczyłem się podpierać ścianę. Zanim znów popełnię jakiś błąd, zanim zostanę oceniony, zanim pokażę najgorszą część siebie.

Choć tak naprawdę czuję, że nie mam nikomu nic do zaoferowania.

Próbowałem się odzywać, ale nikt nie słyszał, więc po prostu jak zawsze chowam się w cień, wtapiając w tło. Jak zawsze, jak zazwyczaj, po prostu uciekam. Każde słowo puszczone w głuchą przestrzeń kosztuje mnie już za wiele.

Pozostaje mi tylko niemy krzyk.

Doskonale pamiętam, jak cichną rozmowy w moim towarzystwie, jak na mnie patrzą. Czuję się winny, jednak nikt mi nie powie, co zrobiłem źle.

Miałem przez chwilę nadzieję, zaczynałem wierzyć, że jednak mam tu swoje miejsce. Ale oczywiście znów musiałem coś zepsuć. Próbuję błądzić myślami gdzieś indziej, zapomnieć, że jestem sam.

Odsuń się, dopóki jeszcze cię nie zranili, odsuń się, dopóki znów cię nie ocenili, odsuń się, bo już zbyt dobrze znasz ciąg dalszy.

Pozostaje mi tylko niemy krzyk.

Kiedy wydasz z siebie jakiś dźwięk, ale nikt cię nie słyszy, jest prawdziwy, czy może to tylko złudzenie?

Kiedy podchodzisz do kogoś, ale cię nie widzi, istniejesz, czy to tylko złudzenie?

Kiedy spadasz na dno, ale nikt nie reaguje, czy to właściwie się wydarzyło?

Nie chcę być głównym bohaterem, ale może chociaż kimś więcej niż bohaterem epizodycznym. Kimś, kogo życie nie będzie zwykłą próbą przetrwania. Kimś, kogo brak dostrzeże chociaż jedna osoba.

Czy ktoś kiedyś usłyszy mój niemy krzyk?

-----------------------------------

Rozdział dość krótki jak na moje standardy, ale w zamian trochę wyjaśnia.../iforgotaboutmynick z przyszłości: ta, "trochę"...

Pozdrawiam serdecznie i życzę wam wesołych świąt! <3/Pisałam to w święta? Ja nie mogę XDDDD







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro