ROZDZIAŁ 24
ELENA
— Hej, Elena! — Słyszę nagle wołanie za sobą.
Rozglądam się dokładnie. Shane spisuje od Casie zadania z matematyki w trybie szpiega. To nikt z nich. Ethan prowadzi bitwę na wzrok ze swoim telefonem. Charleene... to też nie ona. I bardzo dobrze.
A może to Edd?
Nie. Albo go nie ma, albo dziś opanował kamuflowanie się w tych swoich czarnych ciuchach po mistrzowsku.
Od razu uśmiecham się na widok Connora, który energicznie machając ręką, podchodzi do mnie bliżej. Również unoszę dłoń na przywitanie.
— Hej, o co chodzi? — pytam, mierząc go wzrokiem od czubka głowy po same stopy. Jak zwykle: zabawnie podskakująca fryzura, błyszczące, pełne życia, czekoladowe oczy i uśmiech mogący stopić górę lodową.
— Ostatnio zgubiłaś u mnie kolczyk, pamiętasz? No więc słuchaj, oto historia: idę sobie, co nie? Prosta droga, wiesz kuchnia–pokój. Trzymam w ręku pomarańczowy sok, to bardzo istotne... I nagle bum! Znasz ten ból, kiedy nadepniesz stopą na klocek lego? Możesz nie znać, bo nie masz rodzeństwa, ale może się bawiłaś lego, nie wiem... W każdym razie! Poczułem dokładnie to samo, agonia i cierpienie nie do opisania! Ale... Dzięki temu znalazłem twój kolczyk. — Całe zdarzenie obrazuje za pomocą wyraźnych gestów, co wprowadza mnie w rozbawienie. Potem wyciąga z kieszeni ową zgubę i mi ją podaje.
— O, dzięki wielkie. — Uśmiecham się do niego. — A dlaczego sok pomarańczowy był ważny w tej historii? — Spoglądam na niego.
— Nie wiem, w sumie to najbardziej lubię ten smak. — Unosi kąciki ust, wzruszając ramionami, a ja wybucham jak drogie fajerwerki (bo te tanie to rzadko strzelają z silnym impetem) i dostaję napadu śmiechu.
— Nie martw się, wszystko będzie dobrze. — Klepie mnie z udawaną troską po ramieniu, a mi coraz trudniej się opanować.
— Jesteś głupi! — wołam, a potem dostrzegam znajomego chłopaka w polu mojego widzenia. — O! Hej, Edd! — Posyłam mu uśmiech, a on się wzdryga, jakby niespodziewanie użyto na nim defibrylatora.
— H-hej... — Robi sztuczny wyszczerz.
— Coś się stało? — Mierzę go przenikliwym spojrzeniem. Jego ciemne oczy uciekają na wszystkie możliwe kierunki, byleby nie spotkać się z moimi. Jeśli kiedyś wymyślono by wyścigi gałek ocznych, zapewne Edd miałby same złote medale. Ten nerwowo poprawia niesforny kosmyk, który wypadł z jego luźnego kucyka.
— Oczywiście, że nie! — odpowiada nieco zbyt głośno, w efekcie czego się odsuwam. — Po prostu zazwyczaj cię widywałem w towarzystwie Casie i Shane'a... Nie wiedziałem, że wasza dwójka też się dobrze dogaduje. — Chowa dłonie za plecami.
— No ostatnio tak jakoś... — stwierdza Connor, wzruszając ramionami.
— Myślimy czy w przyszłym tygodniu nie wybrać się do wesołego miasteczka, może też chciałbyś? — proponuję.
— To brzmi jak coś totalnie nie dla mnie, mam lęk wysokości — odpowiada z nerwowym uśmiechem. Ja i Connor spoglądamy na niego z dołu i mówimy równocześnie:
— Jak to możliwe? — Przyglądamy się uważnie najwyższej osobie w naszej klasie, a potem posyłamy sobie porozumiewawcze uśmiechy.
— Tak, tak... bardzo śmieszne — komentuje nieco ironicznie Edd. Po chwili mrużę oczy, skupiając spojrzenie na jego rękach, które chowa za plecami.
— Co tam masz? — pytam, próbując zajść go od tyłu, ale ten obraca się wraz ze mną.
— Nic ważnego. No i ten, no muszę iść, bo bluzę zostawiłem w sali... — Odwraca wzrok.
— Przecież masz ją na sobie, głupku. — Uśmiecham się, lekko pociągając za jeden ze sznurków od wspomnianej części garderoby.
— Ale... nie tą! — Robi sztuczny wyszczerz, układając pistolet z dłoni, po czym szybko się oddala. Wodzę za nim wzrokiem jeszcze przez jakiś czas. Zauważam, że wyrzuca jakąś karteczkę, która na ironię trafia tuż obok kosza na śmieci. Co to mogło być? Jakaś ściąga?
— Gość jest naprawdę dziwny... — Wyrywa mnie z zamyślenia głos Connora.
— Tak, zdecydowanie, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
***
EDD
Najczarniejsze scenariusze siedzą tylko w twojej głowie. Możesz się od nich uwolnić, wystarczy się trochę skupić. Jedyne co musisz zrobić, to uwierzyć, że możesz osiągnąć to, czego chcesz. Po prostu działaj.
Tak myślałem do czasu, aż zobaczyłem Elenę z Connorem.
Widziałem w jaki sposób na niego patrzy. Mógłbym tylko pomarzyć, żeby kiedyś tak na mnie spojrzała. Dogadują się wręcz idealnie. Podchodząc, tylko zrobiłem z siebie debila, a teraz wybieram się po nieistniejącą bluzę.
Puśćcie jeszcze w tle sztuczne śmiechy jak z typowego sitcomu i mamy perfekcyjną komedię.
— Co ty robisz? Nie możesz się tak po prostu poddać — odzywa się Silion, który próbuje mi dorównać kroku.
Daj spokój, sam dobrze wiesz, że to od początku nie miała sensu. Nawet jeśli jakimś cudem by mi się udało, co już jak wiemy, jest niemożliwe, to co potem? Dobrze wiesz, kim jestem. Prędzej czy później to wszystko by się skończyło. To zawsze był poroniony pomysł.
— O czym ty mówisz, przecież dobrze się ze sobą dogadujecie... — wtrąca się Artena. Ta to myśli, że może być mądra, ale to ja jej podsunąłem miłość jej życia.
Tak, ale patrząc na Connora, wiadome jest, kto będzie tym chłopakiem, który podczas wspólnego spotkania będzie robić zdjęcie zakochanej parze, żeby mogli je potem opublikować na portalu społecznościowym. I to na pewno nie będzie on. On jest lepszy ode mnie we wszystkim...
— Oj, daj spokój. Przecież wiesz, że to nieprawda! — dołącza się Bengar.
Lepiej wygląda, jest lubiany, zabawny, ma więcej pewności siebie, gra w drużynie koszykarskiej...
— Ale nie pisze książki — zauważa Artena.
Też mi coś.
Po drodze wyrzucam list do Eleny, który na ironię nie trafia do kosza.
Nawet to musiało mi się nie udać?
Nieważne.
— Ej, jak to było? "Najczarniejsze scenariusze..." — zaczyna Silion.
Są wcielane w życie.
— "Możesz się od nich uwolnić, wystarczy..." — dalej walczy Artena.
Się z nimi pogodzić.
— "Jedyne co musisz zrobić, to..." — próbuje swoich sił Bengar.
Zrozumieć, że nie zawsze możesz osiągnąć to, co chcesz.
Wtedy przestań działać.
***
ELLA
— "Cześć, Ethan, ten dzień będzie udany ponieważ..."
— Oddaj mi mój telefon! — woła rozzłoszczony, a jego twarz zaczyna się robić czerwona.
— To wytłumacz mi o co chodzi. Kończą się zajęcia, ty niby idziesz ze mną, ale ciągle wlepiasz wzrok w komórkę, a potem nagle ni stąd ni zowąd mówisz "muszę lecieć". Nie pozwolę się tak traktować... — Opieram dłonie na biodrach.
Ethan wzdycha.
— Dobrze, ale najpierw oddaj mi telefon. — Wyciąga rękę w moją stronę. Przez chwilę się zastanawiam, po czym w końcu obojętnie podaję mu jego własność.
— Okej. A więc... — Jeśli ktoś zaczyna wypowiedź od "a więc", na pewno będzie długa. — Poznałem kogoś, znaczy... Nie tak do końca poznałem, mam na myśli kogoś z internetu. I ta osoba pisała ze mną codziennie o wszystkim i o niczym, wiesz od pasty do zębów na koszulce po sprawy rodzinne i w sumie to było naprawdę w porządku. Ale teraz ten ktoś sądzi, że powinniśmy zakończyć znajomość, ponieważ ma się wyprowadzić z tego miasta, uważając, że już nie mamy szans na spotkanie. Twierdzi, że powinniśmy zacząć żyć naszymi życiami — mówi niemalże jednym tchem, a ja próbuję ułożyć sobie w głowie tą chaotyczną wypowiedź.
— Czyli ten "ktoś" był dla ciebie swojego rodzaju wsparciem? Pomagał ci myśleć pozytywnie? — domyślam się po zdaniu z ich konwersacji, które zdołałam przeczytać.
— Można tak uznać.
— No dobrze, ale dlaczego tak nagle postanawiasz sobie wyparować? — drążę dalej.
— Ponieważ ta osoba niedługo ma odjechać pociągiem, a ja chce się z tym kimś zobaczyć, nim będzie za późno. Choćby ten jeden raz.
— Zaraz, zaraz... Czyli nie "widzieliście" się dosłownie nigdy?
— No tak.
— Na żadnej wideo rozmowie?
— Nie.
— Nie wysyłaliście sobie swoich zdjęć? Nic kompletnie?
Kręci głową.
— Czy to nie jest twoim zdaniem trochę, no nie wiem... ryzykowne? Czy ten twój super nieznajomy powiedział ci o której ma pociąg? — Krzyżuję ręce, mierząc go wzrokiem.
— O piętnastej pięć — stwierdza, a ja momentalnie wyjmuję swój telefon z kieszeni i sprawdzam rozkład jazdy. Wszystko się zgadza. Pozostają więc dwie możliwości: albo ta osoba mówi Ethanowi prawdę, albo dobrze się przygotowała. — I tak, mam pewne obawy.
Przyjaciel zatrzymuje się na chwilę. Jak na złość stajemy na pełnym słońcu, ponieważ to razi mnie niemiłosiernie, mrużę oczy. Odprowadzam wzrokiem ludzi, którzy idą sobie bezpiecznie w miłym cieniu, zastanawiając się, jak musi im być teraz przyjemnie. Pewnie szydzą z nas w myślach.
Wredni.
Unoszę spojrzenie na Ethana.
— A co jeśli, kiedy się spotkamy i pozna mnie tak na żywo, zawiodę go... ją... eee. — Wykonuje gest ręką. — A co jeśli okaże się, że nie będzie się ze mną tak dobrze dogadywać jak w internecie? Jeśli nie polubi mnie takiego, jakim jestem? A jeśli nie znajdę tematów do rozmów? Jeśli to spotkanie okaże się porażką i będzie chciał zakończyć naszą znajomość jak najszybciej? — Nerwowo przeczesuje włosy, trzęsąc przy tym jedną z nóg. Niby to tik, który ma każdy, ale zawsze u drugiej osoby jakoś bardziej denerwuje.
— No nie wiem, a nie uważasz, że tak "troszeczkę" idealizujesz tę drugą osobę? — próbuję dość pobłażliwie zasygnalizować jego paranoję.
— Oczywiście, że nie! Mam całą masę obaw względem tej drugiej osoby. Wiem, co się dzieje na świecie! Oglądam czasem wiadomości i teorie spiskowe w internecie... A co jeśli to jakiś psychopata? Czterdziestoletni pedofil, kryminalista kradnący obie nerki, który uciekł z psychiatryka? Dealer w koszulce z delfinem co zmusza do brania narkotyków i słucha disco polo?! Porywacz, co ma kotki w piwnicy żądający okupu uzbieranego w drobniakach, żeby mógł je przetopić i mieć z tego jeszcze więcej pieniędzy?! — Mówi, przesadnie gestykulując. Wygląda, jakby już był świadkiem ogromnej tragedii.
Z całym szacunkiem dla Ethana, lubię go, ale czasem się zachowuje gorzej niż baba.
Ma ogromne szczęście, że przy okazji jest przystojny.
— A może po prostu jest taki, jakim go lub ją poznałeś i wasze relacje pozostaną takie same? — wtrącam, próbując go choć trochę uspokoić.
— Wtedy będzie najgorzej — odpowiada niemalże od razu.
— Że co? — Unoszę brew.
— Zważając, że prawdopodobnie to będzie nasze ostatnie spotkanie w życiu...
— Czekaj, czekaj, czekaj. A więc twoim zdaniem idziesz po już pewne nieszczęście. A jednak idziesz. Po co? — Zakładam ręce, spoglądając na niego.
— Chyba mimo wszystko jestem zbyt ciekawy — mówi zdecydowanym tonem. Po chwili wzdycham.
— W porządku... Pójdę z tobą i się gdzieś schowam. W razie czego zawiadomię kogo trzeba. — Gdy wypowiadam te słowa, na jego twarzy maluje się delikatny uśmiech.
— Dzięki.
***
SHANE
Ethan: Idę do ciebie
To zdecydowanie nie mogło się skończyć dobrze.
Najpierw byłem ciekawy, czy to było możliwe, że spotkałem Ethana z mojej klasy z w grze. Po tym, jak skojarzył żart naszej matematyczki (który potem opowiedziała mi Elena), byłem niemalże pewien. Następnie coś mnie podkusiło, żeby brnąć w to bagno dalej. Chyba za bardzo interesowało mnie, dlaczego był zmuszony do sprzedawania ulotek.
Ustanowiłem sobie proste zasady: Nigdy nie pisać w szkole, by nie wzbudzać podejrzeń, nie mówić o tym nikomu, bo ściany mają uszy i nie dawać się ponieść emocjom.
To ostatnie, przyznam szczerze, nie zawsze mi się udawało. Nieraz mnie ponosiło. Tekst o przeniesieniu ze szkoły to już była zdecydowana przesada, ale co mogę poradzić, nieświadomie obgadywał ze mną mnie i moich przyjaciół.
Nie jestem zbyt dobry w pocieszaniu, podnoszeniu na duchu... Więc za każdym razem zadawałem sobie pytanie, co by w takiej sytuacji powiedziała Casie.
Jej charakter, mój telefon...
I imię psa Eleny.
Ani się obejrzałem, nim się zorientowałem, że wszedłem brudnymi buciorami komuś w życie.
Ten pomysł podskakuje w moim rankingu pod tytułem "Świetny pomysł, jeden z najgorszych jakie miałem".
Chciałem to skończyć, nim sprawy pokomplikują się jeszcze bardziej niż teraz, jednak okazuje się to być trudniejsze, niż mogłem sobie wyobrażać. Teraz Ethan idzie na spotkanie z nieistniejącym Alexem. Dla tego przedstawienia nie przewiduję szczęśliwego zakończenia...
Napiszę na cześć tej sytuacji piosenkę pod tytułem "Zagłada Shane'a", nawet mam pomysł na tekst, będzie brzmiał "AAAAAA".
Dobra, nie panikuj, może da się jeszcze ocalić tę sytuację.
Nagle wpadam na bardzo ryzykowny pomysł.
Potrzebuje numeru do Connora. Wtedy jednak zdaję sobie sprawę, że jako "towarzyska" osoba go nie posiadam. Kto może go mieć? No oczywiście...
Wyciągam telefon i w biegu piszę SMS do Eleny.
Ja: NUMER DO CONNORA SZYBKO
Następuje chwila ciszy.
Elena: Nie.
Przewracam oczami.
Ja: Proszę
Błyskawicznie otrzymuję upragniony numer. Wpisuję chaotyczną wiadomość do Connora.
Ja: CONNOR TU SHANE CHODŹ SZYBKO NA DWORZEC AAAAAAAAAA
Connor: ?xD
Ja: MUSISZ TO ZOBACZYĆ!
Ja: AAAAAAA
Ja: SZYBKO
Ja: AAAAAAAAAAAAAAAA
Connor: ...No dobra... Ale jeśli to jakiś głupi żart, to nie chcę być w twojej skórze :P
Ja: DOBRA DOBRA
Ja: TYLKO SZYBKO BO NIE MA CZASU
Connor: ok ok xD
Wpisuję do wiadomości dokładnie ten sam punkt spotkania, co Ethanowi jako Alex. Naciskam zegarek i biegnę w stronę peronu, aby tam z ukrycia mieć podgląd na całą sytuację.
To musi się udać.
Błagam, niech to się uda.
----------
Tum dum duuum!
Ktoś tu został zdemaskowany! B)
Matko, to moje opo to trochę taka moda na sukces, co ma milion postaci i wątków, mam nadzieję, że jeśli ktoś to czyta, to się jeszcze łapie w tych wszystkich bohaterach i wgl XDDDDD
Pozdrawiam serdecznie i miłego weekendu <3/iforgotaboutmynick z przyszłości nie miała serca, by usuwać tę notatkę
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro