ROZDZIAŁ 22
EDD
Właśnie znajduję się w miejscu, w którym zdecydowanie nie powinienem. Są momenty, kiedy nie umiem powiedzieć "nie", choćbym wtedy uniknął pakowania się w ogromny błąd.
Dokładnie to zrobiłem, kiedy Elena zaprosiła mnie do siebie.
Zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie to kwestia czasu, nim te działania przyniosą negatywne skutki. Jednak moje uczucia to coś, z czym nie umiem wygrać.
Przekraczając próg rdzawo-czerwonej bramy, trafiamy do zielonych przestworzy przepełnionych nieokiełznaną roślinnością. Potocznie można nazwać to miejsce po prostu podwórkiem. Nim zdążamy dotrzeć do naszego celu, podziwiając otaczającą nas naturę, znienacka atakuje krwiożercza bestia!
No dobra, pies.
— Alex! No chodź tu, słodziaku! Mój ty, mój ty... — Elena mówi zmiękczonym tonem, przytulając i pieszczotliwie głaszcząc zwierzę.
Nigdy nie sądziłem, że będę zazdrościć owczarkowi niemieckiemu.
Przekraczam próg zamku królewny. Muszę przyznać, że jest dość skromny, ale na swój sposób przytulny.
— Chcesz jakieś ciapy?
— Nie, dzięki. Nawet w domu ich nie noszę. — Unoszę na nią spojrzenie.
— Ta, a potem się przeziębiasz i nie chodzisz do szkoły! Rozgryzłam cię! — Wskazuje na mnie palcem, a jej usta układają się w słodki uśmiech.
— O tak, rozgryzłaś mnie... — Przewracam oczami rozbawiony.
Kiedy odmawiam ochrony na moje stopy, wędrujemy dalej, przemierzając wąską cieśninę, by znaleźć się tuż przed szczytem góry. Gdy udaje nam się go zdobyć, okazuje się, że nie był taki stromy i niebezpieczny, jaki się wydawał na początku. Mimo to jestem pewien, że dla osób z kiepską kondycją schody w domu Eleny mogłyby być prawdziwym wyzwaniem.
Ta otwiera wrota do swojej komnaty, a moim oczom ukazuje się spora dawka fioletu w najróżniejszych odcieniach. Może to przestrzeń kosmiczna, albo las pełen hiacyntowców? W każdym razie są tam bardzo miękkie pufy.
— Wygodnie, co? — komentuje, widząc moje odprężenie. Odpowiadam jej jedynie uśmiechem.
— I teraz wyobraź sobie... Że w tym samym czasie właśnie umiera moja ulubiona postać, gnijąc w niewoli! — Na dźwięk tych słów zaczynam się śmiać.
— Napisałem ten rozdział, nim się dowiedziałem, że go polubiłaś.
— Na morderstwo nie ma żadnej dobrej wymówki! — oskarża mnie, a z jej twarzy nie schodzi uśmiech. — A za zbrodnię musi być kara! A więc... Przeczytam kolejny rozdział twojej książki na głos! — kończy triumfalnie.
Elena bierze narzędzie zbrodni ukryte w formie smukłego urządzenia elektronicznego. Już ma dokonać egzekucji, gdy niespodziewanie ofiara w postaci mnie podbiega do zabójcy, unieszkodliwia broń i nachyla się nad nim, mówiąc:
— Nie ma opcji.
Dopiero po zamknięciu klapy laptopa zdaję sobie sprawę, jak wielki błąd popełniłem.
Znajduję się parę centymetrów od głębokiego, niebezpiecznego, nieskazitelnie błękitnego oceanu, który z każdą chwilą coraz bardziej mnie pochłania. Elena ma naprawdę piękne oczy. Czuję się zupełnie, jakbym zetknął się ze wzrokiem Meduzy — skamieniały.
Natomiast dziewczyna pewnie jedynie czuje moje włosy wpadające na jej twarz.
— Tfu! Zabieraj te dzikie pnącza ode mnie! — Zaczyna walczyć ze zwisającymi kosmykami, co wygląda naprawdę zabawnie z mojej perspektywy. — Czemu ich nie związujesz? — pyta nagle.
— Nie ma żadnego sposobu, aby mogły wyglądać dobrze, zaufaj mi — odpowiadam z uśmiechem. Ta zastanawia się przez chwilę, po czym unosi palec i stwierdza:
— Brzmi jak wyzwanie! — Wymija mnie i wysuwa zza biurka kremowy, obracany fotel. — Wskakuj.
Zasiadam w rydwanie i wraz z moją towarzyszką w mgnieniu oka trafiamy do miejsca, gdzie widzimy naszych sobowtórów.
— Spróbuję coś wymyślić... Ale zamknij oczy i obiecaj, że nie będziesz podglądać. — Elena opiera ręce na biodrach. Po pewnym czasie w końcu postanawiam podjąć ryzyko i kiwam głową na potwierdzenie.
Mimo ciemności, jaka teraz gości przed moimi oczami, z łatwością odgaduję, kiedy dłonie Eleny zaczynają się przesuwać po moich włosach. Całkiem przyjemne.
— Dobra, możesz otworzyć oczy. — Słysząc te słowa, od razu wykonuję polecenie.
Na moją twarz wkrada się uśmiech, mimo że bardzo tego nie chcę.
— Jesteś okropna, wiesz?
— Wiem, ale nie możesz być na mnie zły, w końcu wyglądasz teraz tak uroczo! — wypowiada te słowa tonem małej dziewczynki, jednocześnie machając moją głową na boki, wprawiając tym samym w ruch dwa warkoczyki.
— Jesteś nieuczciwa, obiecałaś mi znaleźć odpowiednią fryzurę! — staram się brzmieć poważnie, ale zupełnie bezskutecznie.
— A ta nie jest? — mówi, a ja spoglądam na Elenę wzrokiem mówiącym samym za siebie. — W porządku. Tym razem podejdę do tego poważnie. — Kładzie dłoń na piersi. — Ale musisz znowu zamknąć oczy — dodaje dosadnie.
Przez dłuższy czas trwam w zastanowieniu, podczas gdy Elena posyła mi błagające spojrzenie.
— Niech będzie... — Przewracam oczami z uśmiechem, po czym znowu opuszczam powieki.
Ciekawe jak bardzo będę tego żałować.
Kiedy czuję się, jakby ktoś przesuwał po moich włosach rozgrzany zszywacz, zdaję sobie sprawę, że naprawdę bardzo mocno. Potem krzywię się nieco, bo moja "fryzjerka" szarpie za kosmyki.
— Dobra, gotowe! — Obraca fotelem, a gdy ten się zatrzymuje, znów mimowolnie unoszę kąciki ust.
— Zaczynasz przesadzać.
— Jak to? Przecież jest bardzo poważnie! — protestuje, wymachując grzebieniem.
— Nie rozmawiam z tobą.
— Ani zapewne z nikim innym. Przecież to nie ma sensu. Czy życie w ogóle ma jakiś sens? — Tym razem mówi wszystko obojętnym, obniżonym tonem, chowając się za siedzeniem. Zupełnie jakby próbowała udawać, że te słowa są wypowiedziane przeze mnie. Spoglądam na to jednym okiem, gdyż jedno mam zakryte przez natapirowane włosy.
— Co ja robię ze swoim życiem... — Zaczynam się śmiać, opierając głowę na dłoni.
— Zawsze można coś w nim zmienić. To co? Dasz mi ostatnią szansę? — Łączy dłonie i uśmiecha się do mnie, pokazując zęby.
Przez chwilę udaję, że się zastanawiam, po czym... Wykonuję taktyczny odwrót, póki nie jest za późno.
— Żywcem mnie nie weźmiesz! — Zaczynam uciekać po całym pokoju za pomocą obracanego fotela, co wprawia Elenę w śmiech.
— Wracaj! Przynajmniej pozwól mi naprawić twoją fryzurę!
Z jakiś przyczyn gdy przebywam z Eleną, mam wrażenie, jakby znała mnie bardziej, niż mogłoby mi się wcześniej wydawać. Może to przez to, że czyta moją książkę.
W końcu to co tworzę, to co tworzy każdy, w pewnym sensie jest zwierciadłem duszy.
***
ELENA
Po dłuższym czasie w końcu udaje mi się przechwycić Edda, który przemieszczał się fotelem po całym pokoju jak wyścigówką. Na pewno świetnie się przy tym bawił, sama tak czasem robię.
— Może włączyć jakąś muzykę? — proponuję.
— Pokaż, co tam masz. — Wymachuje dłonią.
Leniwie podnoszę się z wygodnej pufy, która zdaje się mnie pochłaniać, utrudniając wykonanie zadania. Nachylam się do białego laptopa znajdującego się na biurku i postanawiam włączyć pierwszą lepszą piosenkę z brzegu. Uśmiecham się na dźwięk utworu, który śpiewałam wraz z Connorem podczas szkolnej dyskoteki.
— ...To ja już chyba wolę, żebyś dalej mi robiła dziwne fryzury — komentuje niemal od razu. Ja natomiast w tym czasie zwracam uwagę na jego czarny T-shirt przedstawiającego białego kosmitę. W pewien sposób mnie trochę bawi.
— Nie podoba ci się taka muzyka? Przecież to teraz jeden z najbardziej znanych zespołów. — Opieram ręce na biodrach.
— Do tej pory zastanawiam się, jak do tego doszło: banalne melodie i jeszcze bardziej banalne teksty... — Nawet nie do końca rozumiem dlaczego, ale nadzwyczajnie poważne zachowanie Edda wprowadza mnie w rozbawienie.
— Ach tak? A więc jakiej muzyki słuchasz ty, panie wybitny? — mówię, pogłębiając swój głos. Pan wybitny na chwilę się zatrzymuje. Nagle cała jego nonszalancka wybitność znika i pozostaje jedynie niepewność.
— No, różnie... Takiego jazzu na przykład... — Odwraca głowę.
— Szczerze mówiąc, nigdy nie miałam okazji dogłębnie się wsłuchać w ten typ muzyki — przyznaję.
— Poważnie? A powinnaś! — Spogląda na mnie pełnym emocji spojrzeniem. — Zaczekaj, włączę ci coś... — Poodchodzi do laptopa i szuka, i szuka, i szuka... Zaczynam się powoli niecierpliwić.
— No puść coś wreszcie. — Wychylam się zza pufy.
— To nie takie proste. Muszę wybrać ten najlepszy z możliwych. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś z powodu mojego błędu już nigdy nie słuchała takiej muzyki — odpowiada zdesperowany. Przewracam oczami rozbawiona jego zachowaniem.
— Puść cokolwiek! — wołam przez śmiech.
— No dobrze... — stwierdza niepewnie. — Ale zanim to zrobię, musisz zamknąć oczy.
— W porządku, panie artysto. — Kręcę głową, unosząc kąciki ust, po czym wykonuję jego polecenie.
Do moich uszu dochodzą gładkie, delikatne dźwięki fortepianu. Lekko przeskakują z niskich do wyższych tonów. Wkrótce nieco cichną, by ustąpić miejsca innym instrumentom. Klarnet, trąbka, saksofon — niby każde z nich podąża swoją własną ścieżką, a jednak jest w tym coś, co łączy je wszystkie w jedno. Bawią się wcześniej podyktowaną melodią, każde z nich inaczej, na swój sposób, dając utworowi coś niepowtarzalnego, co wydarzy się raz, by zniknąć i pozostawić intrygujący akcent w umyśle odbiorcy. Zaczynam pukać palcem wskazującym w rytm melodii, a na moją twarz wkrada się uśmiech. Jest to coś zdecydowanie innego niż to, czego słucham na co dzień, a jednak ma w sobie coś ciekawego. Gdy utwór się kończy, powoli otwieram oczy.
Pierwsza rzecz jaką dostrzegam, to zadowolenie na twarzy Edda. Dobrze wiem, że wcale nie muszę wyrażać słowami mojej opinii, on już ją zna.
— Chciałabym cię o coś spytać — stwierdzam nagle. Ten spogląda na mnie pytającym spojrzeniem.
— Czemu nie zawsze zachowujesz się tak jak teraz... Na przykład w szkole? — Słysząc to pytanie, zaczepia swoje spojrzenie na widoku za oknem. Na jego twarzy nadal widnieje uśmiech, ale zupełnie inny niż przedtem. Dostrzegam w nim zmartwienie.
— Nie jestem pewien... Ja chyba po prostu obawiam się, że jeśli pokażę innym całego siebie, takim, jakim jestem... Nie spodoba im się to, co zobaczą. Ostatnio w moim życiu trochę się pokomplikowało. — Wbija wzrok w swoje stopy. Przez chwilę mu się przyglądam. Mam wrażenie, jakby te słowa mimo wszystko trochę go kosztowały. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy od razu potrafi być jak otwarta księga. Obawy, że Edd nie odnajdzie się w nowym otoczeniu, są całkiem zrozumiałe.
Choć nie jestem przekonana, czy tylko to go dręczy.
— Mam dla ciebie jedną radę — odzywam się w końcu. Ten zbiera się w sobie i znów na mnie spogląda. Kładę rękę na jego ramieniu. — Miej ich wszystkich w dupie — wyraźnie oddzielam każde wypowiedziane przeze mnie słowo.
— Słucham? — Patrzy na mnie tak, jakbym właśnie kazała mu wypić szklankę octu.
— To niemożliwe, aby przypodobać się każdemu z osobna. Myślisz, że mnie wszyscy lubią? Ludzie tak bardzo się od siebie różnią, przecież to by było awykonalne! Jednak wtedy, gdy będziesz w stu procentach sobą, masz szansę poznać kogoś, kto polubi cię szczerze. Nieważne jakie wady posiadasz, jak bardzo dziwny jesteś... A przecież o to chodzi, prawda? — Posyłam mu ciepły uśmiech. Edd przez chwilę spogląda na mnie w osłupieniu, jednak wkrótce i jego wyraz twarzy nabiera koloru, zastępując wcześniejsze zwątpienie. W końcu otwiera usta żeby powiedzieć:
— Chyba masz rację, dzięki.
***
EDD
Miałem do czynienia z groźną bestią, przeprawiałem się przez wąskie cieśniny, zdobywałem szczyty, walczyłem o własne życie...
W skrócie dobrze się bawiłem podczas spotkania z Eleną.
W głowie wciąż dźwięczą mi jej słowa o byciu sobą. Może oszalałem, może już do końca straciłem rozum, ale postanawiam, że przy naszym następnym spotkaniu wyjawię jej swoje uczucia wobec niej.
Ale w jaki sposób?
Zaczynam się głęboko zastanawiać, wchodzić w najbardziej odległe odmęty mojego umysłu...
Już wiem. List będzie najlepszym rozwiązaniem. Dzięki temu mogę mieć pewność, że przekażę jej wszystko, co bym chciał. Poza tym, Elena chyba lubi mój styl pisania, w końcu czyta książkę, której jestem autorem.
Pośpiesznie wyciągam kartkę i siadam przy jasnym, drewnianym biurku. Zaczynam spisywać wszystkie moje myśli na brudno. To, co magazynowało się w mojej głowie, od kiedy ją poznałem.
"Droga Eleno,
Wiem, że nasza znajomość nie zaczęła się najlepiej. Chciałbym Ci to wytłumaczyć, ale póki co, jedynie mogę powiedzieć, że w moim życiu pojawiło się dość wiele komplikacji...
Lecz mimo to postanawiam zaryzykować. Ostatnio dużo o Tobie myślałem i...".
— "Zdaję sobie sprawę, że zazdroszczę nawet Twojemu psu".
Czemu się wtrącasz, Wendarze?!
— Po prostu staram się mówić prawdę, czyż nie? No i tak jest ciekawiej!
Ten list musi być idealny, pozwól mi się skupić.
"Chciałem Ci powiedzieć, że nim Cię poznałem, moje życie było trudniejsze".
— Trudniejsze? — wtrąca się Artena.
"dziwne"?
— Dziwne? — Silion unosi brew do góry z lekkim uśmiechem.
"puste"!
— Sprytnie. — komentuje Bengar.
"I bardzo miło mi się z Tobą rozmawia na wszelkie tematy".
— Bardzo oryginalne — stwierdza ironicznie mężczyzna w kapeluszu.
Cicho!
"Próbuję się zastosować do Twojej rady i być bardziej.... mną?
Dlatego też, chcę Ci powiedzieć, że za każdym razem, gdy Cię widzę, czuję swojego rodzaju ciepło, a gdy z Tobą rozmawiam, czuję się lepszym człowiekiem. Mógłbym godzinami wpatrywać się w błękit Twoich oczu, a Twoje niestandardowe poczucie, zawsze mnie bawi.
Naprawdę Cię lubię, ale w inny sposób niż po prostu koleżankę".
— "Niestandardowe poczucie"... — Na twarz Arteny wkrada się uśmieszek...
Miałem na myśli "Niestandardowe poczucie humoru"! Zakręciłem się przez was! Zaraz to naprawię!
— Skończyłeś już? — Wendar wymownie przewraca oczami.
Może jeszcze parę zdań? Chciałbym jej pokazać, że mi naprawdę na niej zależy...
— O ja cię — komentuje rozbawiony Silion, opierając głowę na dłoni.
"Ale jeśli Twoje uczucia są inne, jestem w stanie to zrozumieć...".
— Nie — stwierdza Bengar.
"Zawsze możemy być kimś w rodzaju przyjaciół"?
— Zdecydowanie nie! — Teraz energicznie uderza rękami o biurko.
"Jesteś dla mnie bardzo ważna i chciałbym Ci jeszcze raz podziękować za to, co mi powiedziałaś podczas spotkania".
Zatrzymuję się. W jaki sposób powinienem się podpisać?
"Ten Edd od kubka
PS. Przepraszam Cię trzy razy".
***
ETHAN
Dlaczego ciągle się o ciebie martwię?
Dlaczego wciąż mam kłopoty z zaśnięciem?
Dlaczego nieustannie zastanawiam się, gdzie możesz być?
Dlaczego, mimo że to ty popełniłaś błąd, czuję, że to ja za niego odpowiadam?
Dlaczego nie umiem być silny i powiedzieć "Teraz będzie nam łatwiej bez ciebie", mimo że dopóki z nami byłaś, uważałem cię za przyczynę wszystkich problemów?
Dlaczego nie umiem ułożyć w głowie zdania "Już za tobą nie tęsknię"?
Dlaczego nie umiem porzucić cię w niepamięć?
Teraz siedzę w twoim pokoju, czekając... ale tak właściwie na co? Przecież teraz tu nie wrócisz. A jednak gdzieś tam, na dnie wierzę, że tu jesteś. W każdym bzdurnym przedmiocie ułożonym na półce. Podczas każdego obiadu z rodziną przepełnionego ciszą.
W każdej chwili.
Na pewno i we mnie jest pewna cząstka ciebie.
Ale to mi nie wystarcza.
Chciałbym, żebyś siedziała tuż obok, porozmawiała ze mną, choćby i nawet się pokłóciła... cokolwiek.
Jednak jesteś głucha na moje prośby i wciąż cię tu nie ma.
Nagle słyszę odgłos wydobywający się z mojego telefonu.
Alex(?): Jak tam?
Ja: Nadal nie wiadomo co z siostrą
Następuje krótka cisza.
Alex(?): Przykro mi
Zapewne szukał jakiś sensownych słów, ale tym razem zapewne to była jedyna możliwa odpowiedź.
Alex(?): A jak sprawy szkolne? Lepiej?
Ja: Tak myślę, rozmawiałem nawet z chłopakiem, który na co dzień nie może mnie znieść. A tak swoją drogą... Chciałem ci podziękować za twoje rady i wsparcie, to dla mnie bardzo ważne.
Zatrzymuję się na chwilę.
Ja: Cieszę się, że mogłem cię poznać. Chciałbym móc mieć takiego przyjaciela jak ty w realnym życiu
Nie otrzymuję odpowiedzi. Mija już dłuższy czas, a Alex wciąż milczy. Zaczynam się niepokoić.
Ja: Co jest?
Po dłuższej chwili w końcu w rogu ekranu pojawia się koperta.
Alex(?): Nie, nic...
Ja: Powiedz mi
Znów zastaje mnie niepokojąca cisza. Kiedy wreszcie otrzymuję wiadomość, zamieram w bezruchu.
Alex(?): Musimy przestać ze sobą pisać
------------------------------------------------
What time is it? It's drama time! XD
Jest sobota, więc i jest nowy rozdział (swoją drogą, ciekawie jest mi czytać te rozdziały z perspektywy czasu...) /iforgotaboutmynick z przyszłości: Nie, wcale nie jest sobota, po prostu zostawiam tę starą notkę, bo jednak jestem ciekawa waszych ewentualnych teorii
Czy jest ktoś, kogo obstawiacie, że jest Alexem? A może waszym zdaniem to serio jakiś nieznajomy? Jestem ciekawa B)
Pozdrawiam serdecznie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro