ROZDZIAŁ 20
CASIE
Stoimy przed ekranem losującym pary do wyzwania w tym odcinku, mimo że wszystko jest jasne. Została już tylko jedna kombinacja: Hamulec i Błysk oraz ja i Del.
Pytanie raczej brzmi: Co dziś nas czeka? Z czym nam przyjdzie się zmierzyć?
Idziemy na nasze miejsca narad, wciąż mając tą myśl z tyłu głowy.
Tym razem to ja i Del trafiamy do pokoju z pufami, czyli tego lepszego. Przed drzwiami jeszcze pokazuję Błyskowi język jako oznakę triumfu. Ten w odpowiedzi przewraca oczami, ale widzę jak przy tym się śmieją. Ciekawe czy w prawdziwym życiu jego tęczówki też są takie osobliwe...
Tymczasem mój aktualny partner, niezmiennie od pierwszego odcinka, zasiada na zielonej kanapie. Postanawiam przełamać stereotyp zajmowania tych samych miejsc przez każdego zawodnika, więc usadzam się obok chłopaka. W tym momencie przestaję się dziwić, czemu Del lubi to miejsce. Ta sofa jest jedną z najwygodniejszych, na jakich w życiu siedziałam. Czuję, jakbym się unosiła na spokojnej wodzie.
— A więc? — Zawodnik spogląda na mnie wyczekująco. Zawiesza rękę na oparciu kanapy.
— A więc? — Patrzę na niego pytająco.
— Jakiej taktyki użyliście ostatnio z Błyskiem? — mówi, jakby to zdanie było bardziej oczywiste, niż fakt iż ziemia jest okrągła. Chociaż w sumie istnieje to całe stowarzyszenie "Płaskoziemców"... Już nie wiem, do czego to porównać.
— Przecież dobrze słyszałeś w poprzednim odcinku: To nasz sekret. Nie mogę ci powiedzieć. — Zakładam ręce. Del zdaje się być nieco rozbawiony moją wypowiedzią.
— Nadal się oszukujesz? — Nieustannie się we mnie wpatruje. Jego słowa wciąż dźwięczą mi w uszach, wprowadzając w zakłopotanie.
— O czym ty mówisz? — Spoglądam na niego skołowana.
— Naprawdę myślisz, że on to zachowa w tajemnicy? Założę się, że już wszystko opowiedział Hamulcowi. Przecież sama widzisz, jak mu zależy na wygranej. Wymyśla taktyki na zwycięstwo w programie nawet poza nim. Byłaś dla niego ważna, bo byłaś mu potrzebna w poprzednim odcinku. To wszystko za jakiś czas się skończy, a ty już nigdy go nie zobaczysz. Błysk nas wygryzie i będzie wykorzystywać wszystkie zegarki do układania sobie jego prawdziwego życia. Może pomyślisz, że jestem oschły, ale po prostu chcę cię ostrzec, nim będzie za późno i twoje cierpienie będzie jeszcze silniejsze. Widzę, że w przeciwieństwie do większości, jesteś wrażliwą osobą. Musisz to zrozumieć. — Zbliża twarz do mojej, wpatrując się we mnie swoim ognistym wzrokiem. Po raz pierwszy mam wrażenie, że jego uśmiechnięta chusta nie pasuje do tego, co jest pod jej spodem.
Czy to co właśnie usłyszałam, jest prawdą? Czy to możliwe, że to wszystko co przeżyłam z Błyskiem, było tylko jakąś dopracowaną taktyką, a nasze relacje to jeden wielki fałsz, część gry? To brzmiałoby całkiem logicznie. A jednak na samą myśl o tym czuję, jak coś we mnie pęka. Każde wymienione z nim zdanie, każdy miły gest mógł być tylko działaniem szachisty wprawiającego pionki w ruch na wcześniej zaplanowane przez niego pole. Jedna część mnie mówi, że powinnam w to uwierzyć, ale druga nie chce tej wiadomości w ogóle do siebie przyjąć.
Gdzieś tam mimo wszystko wiem, że podświadomie polubiłam Błyska.
— Nie. To przecież nie może być... — Spuszczam wzrok. Sama nie jestem przekonana, czy wierzę w moje własne słowa. Wbijam paznokcie w siedzenie, próbując się opanować.
— Jeśli mu na tobie zależy... To czy w takim razie powiedział ci, kim tak naprawdę jest? Przecież miał okazję, byliście sami. — Tym razem nie patrzy na mnie, a gdzieś w dal, na ukryty dla mnie punkt. Wygląda, jakby myślami wędrował po tajemniczym, nieznanym dla mnie świecie.
Słysząc te słowa, nieco sztywnieję. To chyba jednak prawda, po programie już nigdy nie zobaczę się z Błyskiem. Nie rozumiem tylko, dlaczego to mnie boli aż tak bardzo. Widziałam się z nim dosłownie parę razy, a jednak mam wrażenie, jakbym go znała już od dłuższego czasu. Moje ręce mimowolnie zaczynają drżeć. Chcę to powstrzymać, ale bezskutecznie. Zamiast tego dochodzi jeszcze parę złośliwych symptomów, które chcą mi przypomnieć, że ten zaradny, nietypowy chłopak, którego znam tylko w pikselowej wersji, jest dla mnie ważny.
A nie powinien.
Nagle czuję niespodziewane ciepło. Spoglądam przed siebie i wtedy zdaję sobie sprawę, że jestem zamknięta w przyjacielskim uścisku. Del nic nie mówiąc, czeka aż dam upust swoim emocjom. Nie sztuką jest wyrazić swoje myśli przez słowa, nie każdy potrafi się bez nich obejść. Mimo to on jednym gestem pokazuje, że mnie rozumie i na swój sposób wspiera.
Jego pewnie też mi będzie brakować.
Kiedy odsuwamy się od siebie, Del spogląda na mnie. Jednak nie jest to taki przeszywający i ostry wzrok jak u Hamulca. Nie ma w nim nacisku czy próby wymuszenia na mnie czegoś, czego bym nie chciała. Doceniam to. Po pewnym czasie otwiera usta, żeby jedynie powiedzieć:
— A więc... Jaka jest twoja decyzja?
***
SHANE
Dziś zabawimy się w "polowanie". Jedna osoba z drużyny udaje się do labiryntu, podczas gdy druga ma podpowiadać z góry. Zadanie "uwięzionych" zawodników to odnalezienie siebie nawzajem i trafienie w jeden z określonych punktów na przeciwniku. Można to wykonać za pomocą specjalnego, laserowego pistoletu, lub szpady, która nie należy ani do najsztywniejszych, ani ostrych. Mamy trafić wroga trzy razy do upłynięcia określonego czasu.
Zdecydowaliśmy, że to ja pójdę do labiryntu, podczas gdy Hamulec będzie mi podpowiadać. Myślę, że to dobre rozwiązanie, gdyż nie wyobrażam sobie tej dziewczyny słuchającej moich poleceń, a ja mogę wykorzystać zegarek więcej razy... No i będę mieć lepszą zabawę.
Swoją drogą, ciekawe kogo z drużyny przeciwnej napotkam.
Kiedy wchodzę do środka zawiłej konstrukcji, drzwi się za mną zamykają. No bo niby jak inaczej miałoby być? Przemierzam stalową dżunglę, uważnie rozglądając się na boki. Póki co, jedyne co zastaję, to większą ilość metalu i nieprzeniknioną ciszę. Postanawiam od razu naszykować broń, tak w razie czego.
— Skręć w lewo. — Słyszę w słuchawce głos Hamulca. Robię to, co każe.
— Sorry, nie to lewo — odzywa się ponownie, co sprawia, że na mojej twarzy maluje się uśmiech. Zawracam się.
Jestem ciekaw, jak to wygląda z jej perspektywy. Wyobrażam sobie, jak patrzy na nas, siedząc na tym nienaturalnie wysokim krześle. Spogląda na wszystko z góry, jakby na mrowisko, a każdy ruch tych małych postaci w dali wydaje się być oczywisty. Hamulec i drugi obserwator kojarzą mi się teraz ze skłóconym rodzeństwem, które bawi się ze sobą figurkami.
Coś o tym wiem, w końcu mam starszą siostrę.
— Teraz w prawo i bądź ostrożny. Jesteś coraz bliżej celu.
Maszeruję równym, aczkolwiek cichym krokiem, zastanawiając się, z której strony może mnie zajść przeciwnik. Nie sądzę, by to było od tyłu. Szedłem tamtą drogą i myślę, że tak czy inaczej dostrzegłbym jego obecność. Zostaje więc zakręt tuż przede...
— Orient! — Nagle słyszę wołanie. To Stopklatka wyskakuje zza ogrodzenia po lewo, oddając mi pierwszy strzał. Na jej twarzy widnieje szeroki uśmiech. Po chwili znika mi z oczu. Pewnie wykorzystała zegarek po raz pierwszy, bym prędko stracił ją z pola widzenia. Trzeba przyznać, że wyglądało to bardzo efektownie. Omijanie standardowych ścieżek, sprytne.
Mimo to że właśnie drużyna przeciwna przejęła prowadzenie, na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Dlaczego? Po pierwsze: "wrogowie" podjęli dobrą decyzję, rozdzielając swoje siły w taki sposób. Del mogący cofać czas na pozycji obserwatora to świetne zagranie, podczas gdy Stopklatka... Sami w sumie byliście świadkami, jak wiele może zdziałać. To znaczy, że ten odcinek będzie prawdziwym wyzwaniem. Po drugie, podczas "walki" z nią będę mieć dużo zabawy. Po trzecie i najważniejsze, zegarek dziewczyny świecił na jeden kolor, co jest równoznaczne z tym, że nie powiedziała Delowi o dodatkowej umiejętności, którą odkryłem ostatnio.
Tak jak ja nie powiedziałem tego Hamulcowi.
— Ej ty! Staraj się bardziej, nie możemy tego przegrać! — Dźwięczy mi przy uchu głos współzawodniczki.
— Luz... Ale następnym razem poinformuj mnie o ataku, okej? — mówię nieco rozbawiony. Chyba póki co udało mi się chociaż na chwilę uciszyć jej dogryzanie.
— Idź przed siebie. Po jakimś czasie zauważysz szczelinę. Przejdź przez nią, a wtedy będziesz mógł zajść Stopklatkę od tyłu. Gdy będziesz już blisko celu, użyję zegarka, żeby dobrze się przyjrzeć ruchom przeciwnika. Sam lepiej wykorzystaj swój, żeby na pewno zdążyć ją zaskoczyć. Będę cię informować na bieżąco w razie jakichś zmian. — Co jak co, ale muszę przyznać, że Hamulec byłaby doskonałym GPS'em.
— Przyjąłem.
Przemierzam ten dziwaczny labirynt, stawiając energiczne, ciche kroki. Czuję się jak w jakiejś grze. Jednak zamiast pokonywania wielu prostych przeciwników, mam jednego, który jest znacznie większym zagrożeniem.
— Okej, to o tej szczelinie ci mówiłam. Póki co, wszystko zgodnie z planem. Dam ci znak.
Kiwam głową, mimo iż współzawodniczka mówi do mnie przez słuchawkę.
Moje serce zaczyna bić nieco szybciej. Pomimo tego że w moich płucach zaczyna się zbierać więcej powietrza niż zazwyczaj, nie pozwalam sobie na oddychanie z otwartymi ustami, wręcz usiłuję je tymczasowo całkowicie powstrzymać. Mam wrażenie, jakbym brał udział w ważnej misji jako szpieg. Tak, kosztuje mnie to trochę nerwów, ale myślę, że się dobrze bawię.
— Możesz już włączyć zegarek — Hamulec oznajmia mi cichszym tonem, jakby w obawie, że ktoś oprócz niej może usłyszeć wypowiedziane przez nią słowa. Robię to, co nakazuje. — Teraz! — krzyczy do mnie szeptem, a ja od razu się zrywam jak żołnierz na komendę i atakuję Stopklatkę od dołu. Akcja zakończona powodzeniem. Mamy remis. Czuję wewnętrzny triumf, co od razu sprawia, że unoszę kąciki ust.
— Właśnie tak! — Dochodzi mnie wołanie w słuchawce w towarzystwie innych okrzyków radości. Nie sądziłem, że Hamulec potrafi się tak cieszyć. Uśmiecham się, przewracając oczami.
Niespodziewanie Stopklatka strzela w moją stronę. Dzięki działaniu zegarka, udaje mi się wykonać unik, ale mój pistolet kreowany na wyjęty prosto z filmu science-fiction, wypada mi z rąk. Widząc jego stan, wątpię, czy jeszcze działa... Najpierw odruchowo unoszę ręce, ale potem prędko wyciągam szpadę i szybko podbiegam do dziewczyny (co nie sprawia mi większego problemu z jasnych przyczyn). Postanawiam się znaleźć tak blisko przeciwniczki, żeby i jej pistolet przestał być potrzebny.
Już mi nie ucieknie, teraz będziemy walczyć na nowych zasadach.
***
CASIE
Patrzę jak wryta na Błyska, który wpatruje się we mnie swoim przenikliwym, bystrym wzrokiem. Wstrzymuję oddech.
— Rzuć pistolet, albo stracicie punkt. — Dochodzi mnie jego głos. Ukradkiem spoglądam w dół i dostrzegam, że broń chłopaka znajduje się milimetr od mojego ciała. W uchu słyszę wyraźne oznaki głębokiego zastanowienia mojego współzawodnika.
— Eh... Na tą chwilę jesteśmy w kropce. Rób co mówi! — stwierdza wyraźnie niezadowolony Del. Przyznam, że trochę bawi mnie to, jak bardzo się emocjonuje. Zupełnie jak jakiś gamer, który nie jest w stanie przejść określonego poziomu.
Momentalnie rzucam broń na ziemię. Błysk oddala pistolet na jeszcze większą odległość, abyśmy oboje nie mogli go dosięgnąć. Dlaczego po prostu nie wziął owego przedmiotu dla siebie? Odsuwa się nieco i wyciąga przed siebie szpadę.
— Chwyć swój oręż, bezbronna niewiasto! — woła, tym samym wprowadzając mnie w rozbawienie.
— Broń się, ty.... nikczemny złodzieju pistoletów! — Wyjmuję broń. Chłopak na chwile opuszcza swoją, spoglądając na mnie, jakby nie dowierzając.
— Naprawdę? Tylko na tyle cię stać?
— Ta... Nie miałam weny na żaden śmieszny tekst. — Uśmiecham się a oczy Błyska mówią mi , że to odwzajemnia.
Zaczynamy ze sobą walczyć, ale jest w tym więcej harmonii niż agresji. Próbujemy wzajemnie wymierzać sobie ciosy, które mają w sobie coś z rytmu. Obracamy się, przybliżamy i oddalamy od siebie w równym tempie. Całość ma w sobie zdecydowanie więcej spokoju, niż powinna.
Jak dla mnie ta walka bardziej przypomina swojego rodzaju taniec.
W końcu wykorzystuję moment, w którym chłopak ma odwróconą uwagę i sprawiam, że moja broń spotyka się z jego torsem.
— Całkiem nieźle... Ale nie pomyślałabyś, że wpadnę na ten sam pomysł — stwierdza niewinnym tonem. Spoglądam w dół. Faktycznie, ja również zostałam trafiona. Jak mogłam tego nie zauważyć?
Nasze drużyny mają po dwa punkty. Trzeba przyznać, że to bardzo wyrównana gra. Patrzymy na siebie z Błyskiem, głośno oddychając. Powinniśmy mieć w sobie mniej radości i nie odpuszczać walki ani na sekundę. Nie rozumiem tego.
Nagle zawodnik łapie moje dłonie i zaczyna się poruszać w określonym tempie.
— Co ty robisz? — pytam skołowana.
— Myślę, że z tobą tańczę — odpowiada, obracając mną.
— No dobrze, ale dlaczego? — Nieświadomie zaczynam wpadać w podyktowany przez niego rytm.
— W sumie to nie wiem. — Marszczy brwi rozbawiony.
— Co ty tam wyrabiasz? Skup się, dziewczyno, bo zaraz przegramy! — Co ten Del tam mamrocze?
Tymczasem mam wrażenie, że słuchawka Błyska zaraz eksploduje. Sama wyraźnie słyszę podniesiony ton Hamulca. Biedny chłopak, pewnie ogłuchnie.
Spoglądam na mojego niby przeciwnika, wciąż mając w głowie pytanie, które od początku odcinka przewierca mi umysł na wylot. Szukam jakiegoś mądrego sposobu, aby je zadać, ale moje usta nie chcą przetworzyć żadnej jego wersji. Zupełnie jak zepsuta drukarka. Aktualnie najbardziej mam ochotę połączyć umiejętności naszych zegarków, żebyśmy mogli porozmawiać na spokojnie. A przynajmniej bez nieustannego wołania nad uchem.
— O co chodzi? — Błysk spogląda na mnie przenikliwym spojrzeniem.
Czy ten typ musi dostrzegać dosłownie każdy szczegół?
— Tak właściwie... To dlaczego nie powiemy sobie o tym, kim jesteśmy? Nie chciałbyś, żeby ta znajomość się zachowała na dłużej?
— Chciałbym, ale dopiero, gdy to wszystko się skończy. Moglibyśmy przestać grać uczciwie, a ta perspektywa mi się nie podoba. Ale nie martw się, prędzej czy później odkryję, kim jesteś. — odpowiada łagodnym tonem. Kroki, które stawia są pewne, ale lekkie.
— Czy to ma być groźba? — Unoszę brew z uśmiechem.
Błysk otwiera usta, ale wtedy wszystko w okół zaczyna się zawalać.
Dosłownie.
— Ojć, chyba czas nam się skończył — stwierdza, śmiesznie się krzywiąc.
— Chyba jednak powinniśmy słuchać tego, co mówili nam Del i Hamulec. — Unoszę palec wskazujący, jakbym dokonała jakiegoś niesamowitego odkrycia.
— Zdecydowanie. — Zaczyna się śmiać i wciąż trzymając moją dłoń, biegnie, szukając jak najszybszej drogi ucieczki. Jego rozbawienie wkrótce zaraża i mnie.
Dwoje radosnych nastolatków biegnących na tle walącej się konstrukcji... Albo zgłupieliśmy, albo nie wiem, co jest z nami nie tak.
Niedługo znajdujemy się na zewnątrz, przyglądając się dziełu zniszczenia, jakie znajduje się parę metrów za nami. Dołączają do nas Del i Hamulec, którzy całą drogę kręcili karcąco głową. Oby jeszcze nas nie nienawidzili. Kiedy już stoją obok nas, jako pierwszy odzywa się Błysk:
— Sorki za tę akcję, Hamulec. — Zmieszany łapie się za kark.
— W porządku. Nic do was nie mam... Nawet szacunku. — Słysząc tą odpowiedź, wszyscy zaczynamy się śmiać.
— Ej, wy, dzieciarnia, kto jako pierwszy opuścił labirynt? Ponieważ nie mam bladego pojęcia, kto został zwycięzcą. — Nagle słychać koło nas głos prowadzącego Alberta. Hamulec wskazuje na Błyska, podczas gdy Del pokazuje na mnie. No kto by się spodziewał takiego obrotu akcji, czyż nie...?
— Ale zaraz. W zasadach nic nie było wspomniane o tym, że zwycięża ten, kto pierwszy się z niego wydostanie — zauważa Błyskawica.
— A co innego mamy zrobić? Nikt z osób, które wymyślały ten odcinek, nie przewidział takiego obrotu akcji... Co ja mam waszym zdaniem zrobić? — Mężczyzna nieco nerwowo poprawia srebrną marynarkę.
— Mieliśmy tyle samo punktów... Może po jednej szansie dla każdego uczestnika? — proponuję. Prowadzący się krzywi, jakbym właśnie podała mu przeterminowany sok.
— Ostatecznie może być. Ale w następnym odcinku macie ostro rywalizować. Krew, pot, łzy, zrozumiano? Trzeba dbać o oglądalność. — Na dźwięk tych słów równocześnie przewracamy oczami jakby na komendę.
**
Odpinam wszystkie czujniki, powoli wracając do rzeczywistości. Trzeba przyznać, że ten odcinek przysporzył mi wiele emocji. W pomieszczeniu zaczyna się stopniowo rozjaśniać, a ja mrużę oczy, próbując się do tego przyzwyczaić. Mimo że oczy już dawno zaczęły przetwarzać obraz przed sobą, umysł wciąż wraca myślami do tego, co się wydarzyło "po drugiej stronie". Przypominając sobie taniec z Błyskiem, żywe rozmowy z Delem i Hamulcem, od razu się uśmiecham. W całym swoim życiu nigdy się nie spodziewałam, że znajdę się w tak abstrakcyjnej sytuacji i co więcej, nawiążę głębsze więzi z zawodnikami.
— Panienko Danson. — Przemyślenia przerywają mi słowa jednej z "jurorek".
— Tak? — Unoszę na nią spojrzenie. Ta nie mówi jeszcze nic przez chwilę, a jej wymalowane na bordowo usta unoszą się. Wygląda, jakby coś sprawiło jej radość.
— Pan... To znaczy Błysk przyszedł dziś z tym dzisiaj i prosił, żeby to pani przekazać. — W tej chwili wyciąga zza siebie ów wspomniany przedmiot.
Nagle zalewa mnie przyjemne ciepło jak łyk aromatycznej herbaty w chłodną jesień. Nie mogę powstrzymać uśmiechu, który z każdą sekundą się poszerza. Czuję nagły przypływ energii, chciałabym móc w tej chwili podbiec do Błyskawicy i wyściskać go z całych sił, ale niestety go tu nie ma.
Do moich rąk trafia pluszowy, różowy słonik. Podobny, o ile nie identyczny do tego, który dał mi w "grze" podczas ostatniego odcinka. Jak on to zrobił? Przesuwam palcami po dwóch granatowych guziczkach, potem przez delikatny plusz, a następnie rozwiązuję białą wstążkę zawiązaną na szyi zwierzątka. Bez zastanowienie przytulam je do swojej klatki piersiowej, po czym mówię:
— Proszę... Proszę mu ode mnie za to podziękować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro