ROZDZIAŁ 17
CASIE
Z dnia na dzień zaczynam coraz bardziej się oswajać ze świadomością posiadania zegarka zatrzymującego czas. Fakt iż mogę z niego korzystać również z kimś innym, trochę mnie uspokaja. Szkoda tylko, że nie może to być każda wybrana osoba. Dziwnie jest być jedyną "żywą" istotą na ziemi...
Spoglądam na Elenę i Shane'a którzy idą ze mną ramię w ramię po zatłoczonym, dość wąskim korytarzu. Czuję się głupio, ukrywając przed nimi moją drugą tożsamość, jednak mam zbyt wiele obaw. Widzę tak wiele możliwości na ich reakcje, a tak mało z nich wydaje mi się być pozytywna. Nie uwierzyliby? Przeraziliby się? Zaczęliby mnie traktować inaczej? Wiem, że nie jestem w stanie powiedzieć tego ani im, ani moim rodzicom, ani Timowi, choć tyle razy mi już to przechodziło przez myśl. Poza tym, sami twórcy programu prosili, aby zachować cały "projekt" w tajemnicy. W pewnym sensie to rozumiem — gdyby nagle rozeszła się wieść o zegarkach manipulujących czasem, a potem coś nie doszłoby do skutku, zrobiłoby się niemałe zamieszanie.
Zerkam w stronę nadgarstka, mocniej zaciągając rękaw fioletowego swetra.
Mijamy tablicę ogłoszeń pełną wywieszonych przeróżnych kartek. Wbrew pozorom wszystko jest równo i dokładnie przywieszone. Zdecydowanie nie można nazwać tego chaosem — nie wygląda jak tablica korkowa wypełniona przez nastolatka, a jak plan biznesmena. El zatrzymuje się przy niej, sprawdzając, czy mamy jakieś zastępstwo. Wodzi palcem po kartce, upewniając się, że nic nie przeoczy. W tym czasie moje myśli mimowolnie wracają do ostatniego odcinka programu... Nie sądziłam, że mogę się tak dobrze dogadywać z ledwie co poznaną osobą, o ile w ogóle można tak powiedzieć o kimś, którego "prawdziwe ja" jest ukryte.
— Eh, żaden z naszych nauczycieli nie jest chory — mówi Elena z udawaną złością, co wprawia mnie w rozbawienie.
Idziemy dalej, rozmawiając o minionej dyskotece (na moje nieszczęście) i o tym, jak bardzo jesteśmy dziś nieprzygotowani do szkoły. Przyjaciółka zdejmuje ciemnoszarą bluzę i podciąga rękawy jasnoróżowej koszulki. Uśmiecham się pod nosem. Tej to zawsze jest gorąco. Wsłuchuję się w słowa Shane'a, który przy pomocy powietrznej gitary próbuje wytłumaczyć, czemu nie znosi łapać jednego z akordów. Brzmienie jego głosu jest przyjemne, może okaże się, że tak jak Luke i on umie śpiewać...
— Em, przepraszam... Czy możesz to na chwilę potrzymać? — Słyszę nagle. Spoglądam w bok. Toż to Edd we własnej osobie i jego rozsunięty plecak w totalnym nieładzie. Wyciąga w moją stronę jakąś karteczkę.
— Jasne — odpowiadam dość niepewnie, mierząc go wzrokiem i przejmuję od niego papier. Chłopak przykuca, układając zawartość zgniłozielonego "bagażu". Potem wiąże lewego buta, następnie poprawia węzeł na prawym... Powoli zaczynam tracić cierpliwość.
— Dzięki — odzywa się w końcu, niepewnie się uśmiechając. Po chwili wkłada słuchawki i odchodzi pewnym krokiem.
— Ej, czekaj! Nie wziąłeś tego! — wołam za nim, wskazując na kartkę, ale już mnie nie słyszy i znika w tłumie porównywalnym do tego, gdy ogłaszają przeceny w supermarkecie. Tylko najodważniejsi i najbardziej szaleni ośmielą się do niego wkroczyć. Chyba że nie potrzebujesz oddychać, to droga wolna.
— Tak właściwie, co to jest? — Elena bierze ode mnie papier. W miarę czytania jej wyraz twarzy się zmienia. Lekko wydyma usta, a jej brew unosi się coraz wyżej. — To ogłoszenie o warsztatach teatralnych, naprawdę jest tym zainteresowany?
— A to ciekawe... Zapowiada się niezła zabawa. — Zaglądam przyjaciółce przez ramię, studiując treść zapisaną na kartce.
— Planujesz się tam zgłosić? — El spogląda na mnie.
— Raczej planujemy... — Uśmiecham się i klepię ją po ramieniu.
— Ach tak? Czym mnie przekonasz? — mówi z udawaną powagą, opierając dłoń na biodrze.
— Spójrz kto prowadzi te warsztaty. — Wskazuję palcem na wybrany fragment tekstu. Elena zerka w to miejsce i przez chwilę się zastanawia.
— ...No dobra, masz mnie. — Unosi kąciki ust i przewraca oczami.
— A ty, Shane? — Odwracam się do niego, wkładając ręce do kieszeni spódnicy. Ten patrzy na mnie, jakby myśląc, że zaraz się przyznam, że żartuję, ale nic takiego się nie dzieje.
— Żywcem mnie nie weźmiecie, to zupełnie nie dla mnie. Poza tym, mam jeszcze próby zespołu i jestem leniwy... — Gdy zaczyna wymieniać, rozbawiona wlepiam w niego wzrok. Mimowolnie krzyżuję dłonie i kręcę głową. Tak, tak, tak, szukaj więcej wymówek. — Spróbuję mu to odnieść. — Odbiera ogłoszenie od Eleny i prędko znika z mojego pola widzenia. No, coraz lepiej mu idzie wykręcanie się.
— Jest bardziej uparty niż ja — komentuje El.
— To prawda. — Jeszcze przez chwilę patrzę na drogę "ucieczki" Shane'a.
Ten nie wraca przez jakiś czas. Postanawiamy się jednak tym nie przejmować, w końcu wydawało nam się, że w najgorszym wypadku, po prostu nadal szuka Edda. A właśnie, wydawało. Idziemy dalej, rozmawiając o wszystkim i niczym, gdy nagle słyszymy:
— Najmocniej przepraszam! — Właściciel tego głosu przepycha się między nami. W szaleńczym biegu wymija wszystkich, w ostatniej chwili skręcając. Istna błyskawica. Na jego twarzy gości szeroki uśmiech, a czerwona, przyduża koszula powiewa niczym peleryna superbohatera. To bardzo dobrze znany mi chłopak o kruczoczarnej czuperynie. Po chwili jego tropem pędzi Olivier i paru innych chłopaków, którzy wcale nie należą do tych słabych i kruchych.
Co ten Shane znowu wyprawia? I czemu w takiej sytuacji się uśmiecha? Przez chwilę wodzę wzrokiem za pościgiem, po czym przewracam oczami, unosząc kąciki ust.
SHANE
Przemierzam szkolny korytarz, niczym zbiornik wodny przepełniony piraniami w poszukiwaniu właściciela ogłoszenia. W takich momentach cieszę się, że że mój wzrost jest przeciętny. Gdybym był jeszcze niższy niż teraz, przepychanie się przez tłumy gnające do malutkiego sklepiku szkolnego, byłoby jednoznaczne z samobójstwem. Dla wysokiego Edda nie musiało to być aż tak duże wyzwanie. Zapewne miał świetny widok na ten malowniczy, morderczy i pełen chaosu krajobraz.
W oddali dostrzegam blondynkę ubraną w granatową koszulę we wzory i czarne spodnie. Po chwili rozpoznaję w niej Charleene. Z udawanym przejęciem opowiada coś chłopakowi, który właśnie sprzedaje Dianie solone orzeszki. Ona po prostu zawsze je kupuje. Na dobrą sprawę pewnie mogłaby zabrać wszystkie pieniądze, wziąć produkt i nikt by nie zauważył. Sprzedawczyk zdaje się być bardzo wpatrzony w Charleene, jednak ta nie wydaje się być tym na poważnie zainteresowana. Diana mimo okazji postanawia być uczciwa lub po prostu nie zauważa możliwości oszustwa. Jeśli chodzi o te przyjaciółki (o ile można je tak nazwać ), to ta druga jest osobą, która pociąga za sznurki.
Zbliżam się w stronę dużego okna na korytarzu. Domyślam się, że poszukiwany będzie siedzieć na parapecie, tak jak zazwyczaj. Obok mnie przechodzi Ethan, zaciskający ręce na czarnej koszulce z nieco spranym, żółtym napisem. Nie zdążam go przeczytać, gdyż chłopak znika za szybko. Idzie zupełnie sam. Czy to możliwe, żeby po kłótni z Connorem był samotny? Nie, wyciągam zbyt pochopne wnioski. Ethan przecież ma wielu znajomych.
Na parapecie dostrzegam spore skupisko czerni. To musi być Edd. Standardowo słucha muzyki, pisząc coś na telefonie. Podchodząc do niego, zwracam uwagę na grupę chłopaków stojących niedaleko. Część podpiera ścianę. W jednym z nich rozpoznaję mojego niedoszłego zabójcę, czyli Oliviera. Rozmawiają dość głośno. Słyszę wiele nieprzyjemnych komentarzy na temat Edda, które są omawiane za jego plecami. Jednak widząc wyraz twarzy chłopaka, mimo słuchawek na uszach, wiem, że wszystko słyszy. Oni też to wiedzą. Dobrze wiem, co czuje "nowy". Szuka w sobie winy, zastanawiając się, co robi, że tak o nim myślą. Prawda jest taka, że niekoniecznie w nim tkwi problem. Może nie jest bardzo wygadany lub pewny siebie, ale to żaden powód, by był traktowany inaczej. Jednocześnie ma ochotę wstać, powiedzieć, co myśli i sprostować kłamstwa na jego temat. Zdecydowanie wolałby usłyszeć to wprost, albo po prostu dostać w twarz. Oni jednak się tym nie przejmują, mając przy tym wiele powodów do śmiechu. Zachowanie godne gimnazjalistek z tandetnego programu telewizyjnego.
— Ej, Olivier! — wołam. Ten odwraca się i mierzy mnie wzrokiem. Reszta zgrupowania również spogląda w moją stronę.
— Ładna fryzura — mówię niewinnym tonem. Chodzący kaloryfer spogląda na mnie pytająco.
— Dzięki?
— Może też bym się wybrał do tego fryzjera... Nie wiesz, czy robi też męskie? — dodaję, nie zmieniając swojej postawy. Szlag, wygląda na to, że znowu chcę się zabić. Chyba przez zegarek i uczestnictwo w programie ostatnio trochę się rozbrykałem...
Zauważam, że Edd ukradkiem się uśmiecha. Wiedziałem, że wszystko słyszy.
— Myślisz, że jak pobrzdąkałeś trochę na gitarze podczas imprezy, to nagle stałeś się fajny? — próbuje zachować opanowanie. W przeciwieństwie do Casie powinien poćwiczyć aktorstwo.
— Nie — stwierdzam. Ja pierniczę, znowu pakuję się w kłopoty, czemu ja się z tego cieszę?
— W takim razie co? — podchodzi bliżej, próbując mnie wystraszyć swoim wyrazem twarzy.
— Po prostu raz postanowiłem być szczery. — Wzruszam ramionami. Cały czas uśmiecham się niewinnie. Okej, mam nadzieję, że w razie czego ktoś z tego korytarza zna numer alarmowy. Pogotowie? Ktoś? Coś?
— Dosyć tego — Zaraz będzie chciał mi przyłożyć, a za nim cała reszta jego giermków. Wiem, że mimo pomocy ze strony czasu tym razem nie mam najmniejszych szans. Biegnę, a za mną sznurem cała reszta chłopaków, nie licząc Edda. Mogą tylko próbować mnie dogonić. Nastawiam zegarek, w efekcie czego się przyśpieszam. Nieustannie towarzyszy mi niezrozumiała radość. Wymijam uczniów, jakby to był kolejny tor z programu "Bitwy o czas".
— Najmocniej przepraszam! — Tym razem nie zdążam ominąć, jak się okazuje Casie i Eleny. Co za zbieg okoliczności. Robię gwałtowny skręt. Instynktownie kieruję się w stronę wyjścia. Nikt go nie pilnuje, więc automatycznie trafiam na zewnątrz.
Tam zastaje mnie orzeźwiający powiew wiatru. Nie mając żadnej myśli w głowie, zaczynam się rozglądać. Udanie się na boisko byłoby bez sensu, to właściwie puste pole. Skupiam uwagę na roślinach o intensywnej zieleni.
"Wejdę na drzewo" — Podpowiada mi wewnętrzny głos. Nie jest to w ogóle rozsądna myśl, dlaczego właściwie mi przechodzi coś takiego do głowy? Mimo wszystko robię właśnie dokładnie to, a po niedługim czasie dostrzegam z wysokości Oliviera i jego sforę.
— Złaź stamtąd, tchórzu! — woła, przystawiając dłonie do kącików ust.
— No jasne, nie ma sprawy, ale dopiero po przerwie — odpowiadam, wymachując nogami jak przedszkolak.
Być może zauważy mnie jakiś nauczyciel i zakończy się to dla mnie nie najlepiej. Być może spadnę z drzewa i sobie coś złamię. Być może wydarzy się jeszcze coś innego o nieprzyjemnych skutkach. Znając moje szczęście, to bardzo prawdopodobne.
Ale w ogóle nie żałuję. Było warto dla polepszenia humoru Edda, zdenerwowania Oliviera, które wygląda zabawnie z góry i wyrazu twarzy Casie.
***
CASIE
Wchodzimy do sali, a Shane dołącza do nas w ostatniej chwili, zamykając drzwi. To się nazywa wyczucie. Posyłam mu porozumiewawczy uśmiech, a on to odwzajemnia. Kiedy Elena szarpie mój fioletowy sweter, wracam na ziemię. Czas nie stoi w miejscu, choć przez chwilę mi się tak wydawało. Idę wraz z przyjaciółką do naszej ławki.
Wokół rozlegają się ciche rozmowy. Słyszę, że między wierszami co jakiś czas przeplata się imię "Ethan". Staram się jednak nie zwracać na to uwagi. Nie mam najmniejszej ochoty wsłuchiwać się w kolejne nowości, które zazwyczaj nie są potwierdzone. Jestem w tej klasie na tyle długo, żeby wiedzieć, że informacje, które zdawały się być niemalże pewne, okazywały się zwykłą plotką, która ubarwiała się z każdym kolejnym jej nosicielem. Do tej pory pamiętam, jak któregoś dnia usłyszałam, że Diana brutalnie zdeptała obcasem żabę. Dopiero później sytuacja została wyjaśniona. Dziewczyna potraktowała w ten sposób liścia, który pewnego, wietrznego, jesiennego dnia ciągle wplątywał się w jej włosy podczas podróży do domu. Wtedy Thony, który z nią wracał, zażartował, że jak by zareagowała, gdyby pod zdeptaną rośliną była żaba. Ktoś to usłyszał i tak się zaczęło.
Nie rozumiem logiki plotek. Ludzie ustalają prawdziwą wersję zdarzeń między sobą, zamiast zapytać osobę, o której jest mowa, jaka jest prawda. To znacznie ułatwiłoby wiele spraw.
— Tak więc, moi drodzy, jeśli się nie przyłożycie do tej geometrii, to was "zarombię".
Wszyscy milczą, gdy nagle dochodzi nas śmiech Shane'a.
— Widzę Shane jako jedyny zrozumiał mój żart — kwituje nauczycielka.
Naprawdę go to rozbawiło? Nie spodziewałam się, że akurat do niego przemawia takie poczucie humoru. Prędzej spodziewałabym się tego po Thonym, ale ten chyba w tej chwili po prostu nie słuchał pani Lam.
Nagle podłapuję, że ktoś rozmawia o ostatnim odcinku programu. Mimowolnie mój słuch się wyostrza. Wspominają coś o zaletach aplikacji "Bitwy o czas", ale dopiero kiedy dochodzą do mnie słowa "Stopklatka" i "Błysk", dosłownie sztywnieję. No nie wierzę, Thony i Diana uważają, że są razem słodcy i że na pewno coś do siebie czują! Zaczynam nerwowo stukać paznokciem o blat pomazanej ławki, mając nadzieję, że moja twarz teraz nie przypomina ugotowanego raka. Być może faktycznie dobrze się dogadywaliśmy w ostatnim odcinku, ale żeby od razu wysuwać takie wnioski? Przecież nawet nie wiedzieli, co tak naprawdę robiliśmy podczas wykonywania naszego wyzwania...
I chyba właśnie w tym rzecz.
Kiedy coś nie jest wiadome, ludzie uwielbiają dedukować i tworzyć własne historie, które potrafią być o wiele bardziej barwne od zdarzeń, które miały miejsce naprawdę.
— Dobrze się czujesz? Jesteś cała czerwona... — Elena nagle wyrywa mnie z zamyślenia, przyglądając mi się uważnie. Omal nie spadam z krzesła. Za to Connor mimo swojego wiecznego bujania, ani razu nie stracił równowagi. I gdzie tu sprawiedliwość.
— Tak, tak! Po prostu tu bardzo gorąco! — odpowiadam nieco drżącym głosem, posyłając jej najszerszy wyszczerz, jaki jestem w stanie. Widząc jej wyraz twarzy, zdaję sobie sprawę, że muszę wyglądać zabawnie. Na potwierdzenie moich słów zdejmuję sweter, pozostawiając na sobie T-shirt z nadrukowanym uśmiechniętym kubkiem kawy. — A... Kiedy mają się odbyć pierwsze zajęcia tych całych warsztatów teatralnych? — Nieco spanikowana zmieniam temat.
— Jeśli dobrze widziałam, już od początku wakacji — zastanawia się. Odwróciła uwagę od poprzedniego tematu, dobrze. Wykorzystuję ten czas by się uspokoić.
Co się ze mną dzieje? Czemu się tym tak przejmuję?
***
SHANE
Rozglądam się po sali, szukając podejrzanych.
Jeśli ktoś w tej klasie jest właścicielem zegarka manipulującego czasem, dojdę do tego. Wyjmuję mój Wielki Zeszyt Wszystkiego i pod przykrywką robienia notatek z lekcji, zapisuję w nim moje spostrzeżenia.
Pierwszy nasuwa mi się siedzący obok mnie Edd. Chłopak, który mimo że nie odzywa się zbyt wiele, zdaje się być inteligentny. Oprócz tego na swój dziwaczny, cichy sposób, całkiem dobrze się dogadujemy. Może pod osłoną Dela byłby bardziej pewny siebie? Istnieje taka możliwość, ale póki co nie mam żadnych dowodów. Jedynie podejrzany jest czas, w którym akurat zmienił szkołę.
Mój wzrok przenosi się na Dianę. Moim zdaniem jej obecność w programie jest bardzo mało prawdopodobna. Za dużo czasu poświęca dodatkowym zajęciom i spotkaniom ze znajomymi. Nie pasuje też do nikogo z charakteru, jak dla mnie jest zbyt naiwna.
Następna w kolejce jest Charleene. Jej pogardliwe spojrzenie i poczucie wyższości są niemalże lustrzanym odbiciem Hamulca. Jednakże znowu nie mam żadnych dowodów. Gdyby zrobiła sobie coś w nogę, mógłbym się zastanawiać nad taką możliwością. Kto ostatnio miał takie nieoczekiwane uszkodzenie...?
Pani przewodnicząca? Nie wierzę w to, co robię, ale Heather właśnie trafia na moją listę podejrzanych.
Jakby się zastanowić, to gdybym tak się przykładał do nauki, mógłbym zdobywać lepsze stopnie...
Wracając do rzeczy ważnych.
Mój wzrok skupia się na Ethanie. Sam fakt, że przeszło mi to przez myśl, sprawia że nie mogę powstrzymać cichego śmiechu.
— Widzę Shane jako jedyny rozumie mój żart . — Nagle słyszę głos pani Lam. Wszyscy patrzą w moją stronę.
Jaki żart?
Lekcja wraca do poprzedniego tempa, a ja ponownie rozmyślam o wcześniejszym temacie.
Jeśli Elena, tak jak opowiadała, faktycznie nie nic nie przedstawiła na przesłuchaniach, możliwe, że jurorzy nie brali jej pod uwagę. Ale kto wie? Może w jakiś sposób wyróżniła się właśnie tym, że miała odwagę przyjść do nich z czymś innym?
Spoglądam na Casie. Jeśli chodzi o cechy wyglądu, jest do złudzenia podobna do Stopklatki. Nie żyję w jakiejś kreskówce, żeby tego nie zauważyć. Nawet jeśli twarz uczestniczki programu jest częściowo zakryta maską, doskonale widzę jej wesołe, zielone oczy. Co prawda w realnym świecie ma oliwkowo-brązowe, ale może po prostu gra je uprościła? Coś wewnętrznie nakazuje mi je ze sobą utożsamiać. Ale czy to możliwe? Może po prostu, ktoś chciał wyglądać tak jak ona, albo to po prostu złudzenia. Przypomina mi się, że wydawało mi się, że ją widziałem pierwszego dnia na planie, jednak nie jestem pewien. Casie by mi nie powiedziała o czymś takim...?
W sumie to ja jej nie powiedziałem.
Nieco się waham, ale postanawiam, że i ona będzie pod moim czujnym okiem.
— Nic nie biorę! — Niespodziewanie czyjś donośny głos sprawia, że wracam na ziemię. To Ethan. Jest już w pozycji stojącej i patrzy na wszystkich zgromadzonych przenikliwym, wściekłym wzrokiem. Bez zastanowienia wpycha wszystkie rzeczy do ciemnoszarego plecaka i wychodzi, nie zważając na słowa nauczyciela. Drzwi zamykają się z silnym hukiem, mogącym przyprawić niejednego o utratę słuchu. Wszyscy zamierają w ciszy.
Spoglądam na Casie, zdaje się być bardzo przejęta tą sytuacją. Pewnie w duszy ciągle czuje się winna za to, co zrobiła na imprezie, choć moim zdaniem niesłusznie. Poza tym, teraz plotka rozchodziła się o coś innego.
Zapewne dotyczyła bezpodstawnych wniosków.
***
ETHAN
Siedzę przed komputerem, grając w grę online. Próbuję wyrzucić z siebie myśli o sytuacji zaistniałej w szkole. Zostałem posądzony o to, co stało się ogromnym problemem mojej rodziny, któremu wcale nie jestem winny. Skąd w ogóle przyszło im coś takiego do głowy?
Czuję, jak ponownie zbierają się we mnie emocje, co skutkuje silnym uderzaniem w klawiaturę. W efekcie zabijam coraz więcej potworów zgromadzonych wokół mojej postaci. Gdyby pozbywanie się problemów było takie proste w prawdziwym życiu...
Nagle przed moimi oczami wyskakuje komunikat:
Turtle_thekiller chce dołączyć do twojej drużyny.
Ciekawa nazwa. W sumie sam nie mam lepszej. Zakładałem konto do tej gry, gdy byłem w podstawówce, a wtedy postanowiłem użyć mojego imienia i nazwiska. Bardzo mądrze z mojej strony. Ale cóż poradzić, nie mogłem stworzyć nowej postaci, bo do tej się przywiązałem.
Akceptuję propozycję utworzenia zespołu. Wtedy do mojego wojownika władającego żywiołem ognia podchodzi postać, przy której widnieją czarne płomienie. Ma na głowie kaptur, a część jego twarzy zakrywa chusta. W rękach trzyma niewielkie noże. W tej grze jest to klasa o nazwie "skrytobójca".
Mój nowy wspólnik wysyła mi pierwszą wiadomość:
Turtle_thekiller: Zarombmy te wszystkie potwory! XD
EthanWillows: Jesteś moją nauczycielką od matematyki? xD
Turtle_thekiller: Właśnie sprawdzam twoją kartkówkę. W życiu nie widziałem większej katastrofy. W takich chwilach zastanawiam się, czemu zostałem nauczycielem.
EthanWillows: Bardzo śmieszne
Turtle_thekiller: Skąd wiesz, że kłamię?
EthanWillows: Bo matematyki uczy mnie kobieta
Turtle_thekiller: Jesteś pewien?
Zaczynam się śmiać. Po chwili postanawiamy wybrać się do Lasu Żywiołów. Najpierw trafiamy na drobne, ale bardzo irytujące potwory. To rośliny, które uderzają nas, wysuwając swoje duże głowy za pomocą długiej łodygi.
Turtle_thekiller: Zabijmy je szybko, bo mam wrażenie, że jestem na szkolnym korytarzu... przerażające.
EthanWillows: xD
Zużywam część mojej many na spalenie wszystkich aktualnych przeciwników.
Turtle_thekiller: Piękne dzięki, kolego! :P
Z chwili na chwilę jesteśmy coraz głębiej tego dziwacznego, pełnego kolorów lasu. Nagle słyszymy gruby, gburowaty, niezrozumiały głos. To znaczy tylko jedno.
EthanWillows: Idziemy zapolować na trolla?
Turtle_thekiller: Nawet nie ma innej możliwości
Zmierzamy w stronę potwora. To sporej wielkości stworzenie, którego jedna ręka jest utworzona z magmy, natomiast druga z lodu. Korpus jest podzielony na mocną, ziemną materię oraz powietrze.
Postanawiam atakować w nogi. Uderzam w roślinną część toporem z mocą ognia, a mój kompan zajmuje się lodową dłonią. Jesteśmy coraz bliżej wygranej. W pewnym momencie troll jest gotowy mnie zdeptać, ale wtedy skrytobójca rzuca w jego stopę nożem. Gdybyśmy mieli teraz czas pisać, zapewne zobaczyłbym wiadomość w stylu "Nie ma za co". Po dość krótkich zmaganiach udaje nam się pokonać potwora. Zaczynamy zbierać łupy, które wyskoczyły po wygranej walce.
Przez chwilę się waham, ale postanawiam napisać:
EthanWillows: Może nawiążemy jakiś kontakt?
Przez chwilę nie otrzymuję odpowiedzi. W końcu jednak przed moimi oczami wyświetla się tekst:
Turtle_thekiller: No spoko, możemy się wymienić numerami.
Uśmiecham się lekko. Podajemy je sobie wzajemnie. Chcę zapisać mojego nowego znajomego w kontaktach, ale wtedy zdaję sobie z czegoś sprawę.
EthanWillows: Jak masz na imię?
Znów przez krótki czas nie dostaję odpowiedzi.
Turtle_thekiller: Myślę, że możesz mi mówić Alex.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro