Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 16


CASIE


Cała nasza czwórka spogląda na wirtualną tablicę losującą. Z niecierpliwością oczekujemy na wynik.

Ciekawe po ilu odcinkach wreszcie w pełni przyzwyczaję się do tych wszystkich dziwactw: rozwinięta technologia, kostiumy, niecodzienne wyzwania...

Czuję na sobie spojrzenie Błyska, więc szybko otrząsam się i spoglądam na ekran. Kiedy widzę podział drużyn, zaczynam rozumieć, czemu ten na mnie patrzy. Dzisiaj Del jest w drużynie z Hamulcem, natomiast ja właśnie z Błyskawicą. Uśmiecham się do niego, ale on w tym momencie odwraca ode mnie spojrzenie.

Postanawiam wsłuchać się w słowa prowadzącego, którego fryzura jest dziś dokładniej uformowana i błyszcząca niż posągi ze złota. Wygląda na to, że grupy udadzą się do dwóch oddzielnych pomieszczeń, z których będą musiały się wydostać w określonym czasie. Drużyna, która zrobi to pierwsza, wygrywa. Brzmi na całkiem niezłą zabawę. Mimo to mam pewne obawy odnośnie pomysłów twórców, którzy są w stanie wymyślić niestworzone utrudnienia. Nie w sposób tego nie zauważyć, myśląc o poprzednich odcinkach.

Prowadzący zaprowadza obie drużyny przed drzwi do ich pokoi... O ile można je w ogóle pokojami nazwać. Ten, do którego mamy wejść wraz z Błyskiem, przypomina czarny, przekrzywiony sześcian, który został utworzony z nie do końca pasujących do siebie elementów. Drugi z nich wygląda niemalże zupełnie inaczej. To równo stojąca, gładka bryła, która zdaje się być zrobiona z lekkiego tworzywa.

Podchodzimy pod drzwi wyznaczonych dla siebie pomieszczeń i czekamy na sygnał. Po chwili wbiegamy do środka, a wejście automatycznie się za nami zamyka. Widząc wnętrze, rozchylam usta. Nad nami, na całym suficie, czerwoną czcionką, odlicza się pozostały nam czas. Ściany pomieszczenia zdają się być utworzone z nieregularnych, stalowych półek. Całość jest bardzo chaotyczna.

— Słuchaj, mam pewien pomysł, który ma szansę się udać... — mówi mój współzawodnik. Nagle pokój, w którym się znajdujemy, zaczyna się przechylać na boki jak głowa w rytm chwytliwej piosenki. Oboje łapiemy się półek znajdujących się najbliżej nas. Błysk wyjmuje z boku swojego zegarka coś, co przypomina pendrive'a.

— Zrób to samo — Kurczowo trzyma się wysunięcia na ścianie jedną ręką.

— Co ty chcesz zrobić? — dziwię się, ale robię dokładnie to, o co mnie poprosił.

— A teraz się nimi wymieńmy — stwierdza jakby nigdy nic.

— Że co?! — Wbijam w niego wzrok.

— Zaufaj mi, to może się udać, a nie mamy nic do stracenia... Jesteśmy teraz w jednej drużynie, czemu miałbym cię oszukiwać? — Patrzy na mnie, wyciągając rękę ze swoim pendrivem. Jego spojrzenie jest szczere. Przez chwilę się waham, ale ostatecznie wykonuję ten sam gest co on i łapiemy się za ręce, wymieniając się wzajemnie drobnymi elementami z naszych zegarków.

Spoglądam na Błyska, wkłada mój nośnik na miejsce swojego, więc robię to samo. Co on kombinuje? Zauważam że przyrząd na moim nadgarstku nieco zmienia odcień. W połowie nadal świeci na fioletowo, jednak jego druga część już na błękitno.

— Teraz oboje naciśniemy swoje zegarki... Gotowa? — Spogląda na mnie kątem oka. Kiwam głową. Patrzymy na siebie porozumiewawczo, po czym wykonujemy wcześniej ustaloną czynność.

Wszystko staje w miejscu, tak jak wtedy, gdy zatrzymuję czas. Pomieszczenie przestaje się uporczywie przechylać, a na suficie wciąż widnieje ta sama liczba.

— O mój Boże! To naprawdę działa! — Nagle słyszę głos Błyska, w efekcie czego piszczę głośno. Ten wygląda teraz zupełnie jak wynalazca, który odkrył  coś, co zmieni dzieje ludzkości. Jego oczy błyszczą z zachwytu. Zaczyna się przechadzać po pokoju. — A więc tak się czujesz, gdy używasz umiejętności swojego zegarka. Genialne!

— Co? Ale jak ty? — zaczynam bełkotać.

— Nasze manipulacje czasem są połączone — odpowiada, zatrzymując się na moment.

— Czy to znaczy, że ja zyskałam przyśpieszanie się? — Mimowolnie się uśmiecham. Współzawodnik spogląda na mnie. Mimo że przez chustę zawiniętą na szyi Błyska nie widzę wyrazu jego twarzy, wiem, że jest taki sam jak mój.

— Śmiało, spróbuj. — Wykonuje gest ręką.

Biorę duży rozpęd niczym postacie z kreskówek i zaczynam biec w stronę przeciwnej ściany. Czuję się niesamowicie lekko, zupełnie jakbym miała zaraz unieść się w powietrzu niczym samotny balonik. Bezmyślnie nie zważam na to, że zaraz pole do popisu mi się skończy. Wtem nagle Błysk łapie moją dłoń i przyciąga do siebie.

— Ale może ciut ostrożniej... Uderzanie w ścianę nie jest fajne, sam próbowałem. — Teraz patrzy na mnie z góry, a mnie dopada chwilowe ogłupienie i zaczynam się nerwowo śmiać. — Dobra, bierzmy się do roboty. — Stawia mnie na równe nogi i zaczyna się rozglądać po pomieszczeniu.

***

SHANE


Przechadzam się po pokoju, szukając jakiś wskazówek. Jedną z szuflad da się otworzyć bez żadnego kodu czy klucza. Zaglądam do niej i znajduję coś, co przypomina aparat.

— Uśmiech! — Odwracam się w stronę Stopklatki i naciskam guzik. Ku mojemu zaskoczeniu sprzęt naprawdę zadziałał.

— Ał! Chciałeś, żebym oślepła? — Przeciera oczy. — Ale czekaj, czekaj! Widziałam coś! Zrób tak jeszcze raz! Zrób tak jeszcze raz! — Potrząsa mną jak pięciolatek grzechotką.

— Okej, okej... Już? — Unoszę aparat, gotowy zasymulować zrobienie kolejnego zdjęcia.

— Czekaj, czekaj! Który profil mam lepszy? — Robi pozę niczym modelka.

— Bardzo śmieszne.

— Dobra, strzelaj! — Po tych słowach znów naciskam guzik.

— Dwa, pięć, osiem, cztery — mówi szybko. — Spróbuję to zapamiętać.

— Albo...

— O matko, czemu straciłeś głowę?! — woła przerażona.

— A więc tak to wygląda. — Śmieję się. — Po prostu zdjąłem na chwilę hełm, żeby zapisać te liczby w notesie. — Robię dokładnie to, co opisuję. Dość ciężko jest szybko przestawić wzrok z wirtualnej rzeczywistości do oglądania normalnego świata. Trudniejsze jednak wydaje mi się samo zdjęcie hełmu. Trzeba sobie najpierw mocno uświadomić, że to, co się dzieje podczas programu, jest czymś w rodzaju gry, nie rzeczywistością.

— A, to dlatego ręka ci tak śmiesznie macha w powietrzu — stwierdza rozbawiona. — ...Nosisz ze sobą notes?  W takim razie musisz być przykładnym uczniem, co? — Unosi brew.

— Nie do końca... Bardziej się staram podczas programu niż zajęć — przyznaję.

— O, to znaczy, że zależy ci na zdobyciu wszystkich zegarków? — Spogląda na mnie z zaciekawieniem.

— Chyba bardziej chodzi o konkurencję... Są tu dobrzy przeciwnicy. — Szukam kolejnych wskazówek. Stopklatka również przegląda kolejne półki. Otwiera kolejną za pomocą klucza.

— Cała przyjemność po mojej stronie. — Znajduje jakąś figurkę i wkłada ją w dopasowany do niej otwór. Przygląda się jeszcze blatowi i z uśmiechem podąża do następnego celu.

— Głównie miałem na myśli Dela. — Uchylam czarną chustę, żeby pokazać jej język.

— Mów do ręki. — Wystawia dłoń na potwierdzenie jej słów. W odpowiedzi przybijam jej piątkę.

— Wolę żółwika, ale piątka też może być — mówię zaczepnie. Stopklatka mimowolnie się uśmiecha.

W tym momencie pierwsza szansa zegarków się kończy. Spoglądamy na siebie, wzruszamy ramionami i znowu aktywujemy ich działanie.

Znajduję kłódkę, do której pasuje kod odnaleziony przez nas na początku. W środku sejfu znajduje się...

Pluszowy słoń?

Przeglądam go z każdej strony i nie znajduję w nim nic potrzebnego do wydostania się z pokoju. Zauważam, że w głębi sejfu, do jednego z boków jest przylepiona kaseta. To pewnie ona będzie przydatna. Przyglądam się pluszakowi jeszcze raz i wpadam na pomysł.

— To dla ciebie. — Wręczam współzawodniczce moją zdobycz.

— A to z jakiej okazji?  — Spogląda na mnie zaskoczona.

— Nie wiem... Może uratowania mnie podczas pierwszego odcinka? — Znowu zsuwam chustkę z twarzy, ale tym razem w innym celu. Unoszę rękę dziewczyny i całuję ją w dłoń. Stopklatkę przechodzi lekki dreszcz i odsuwa się,  odwracając głowę.

— Skąd wiesz? — Zakłada niesforny kosmyk za ucho.

— To było dość proste... Z wszystkich zawodników wydajesz się być najbardziej bezinteresowna, a umiejętność twojego zegarka najbardziej pasuje do sposobu, w jaki zostałem uratowany. No i po wykorzystaniu trzech szans podczas pierwszego odcinka, nie została ci już żadna. — Uśmiecham się.

— Musisz zwracać uwagę na szczegóły, czyż nie? — Na jej twarz wkrada się uśmieszek.

— Tak jak to, że zaraz rozwiąże ci się lewy kucyk? — Puszczam jej oczko, a ona w odpowiedzi rozbawiona przewraca oczami i poprawia fryzurę. Wyjmuję taśmę z sejfu. Wkładam ją do magnetofonu. Głos brzmiący jak lektor ze ściągniętego filmu kiepskiej jakości wymawia " siedem, jeden, siedem, dziewięć". Znowu "tracę głowę", żeby sobie to zapisać.

— A więc... Jakie jest twoje ulubione zwierzę? — odzywa się, przeglądając kolejną półkę. — Cztery, dwa, pięć — dodaje jeszcze od niechcenia. Skąd nagle przyszedł jej pomysł na takie pytanie? Unoszę brew, ale ostatecznie odpowiadam:

— Wilki w sumie są spoko.

— O tak... Zwłaszcza, gdy gonią cię w ciemnym lesie — mówi półżartem.

— Ach tak? A więc jakie jest twoje ulubione zwierzę? — Udaję urażonego, mimo że ciężko mi powstrzymać rozbawienie.

— Pingwiny są najlepsze.

— Pingwiny? — Śmieję się. 

Dezaktywuje się działanie zegarków i oboje bez namysłu naciskamy na ich tarcze.

— Tak, są  słodkie i są super. Musisz to przyznać. — Kładzie ręce na biodrach z uśmiechem. Spoglądam na nią przez chwilę.

— Tak, są super. — Kręcę głową, unosząc wzrok.

***

CASIE


— Ulubiony kolor? — Zagaduje mnie Błysk, bawiąc się latarką, którą znalazł w kolejnej półce. Jego głowa znów znika z wizji.

— Pomarańczowy. Jeśli jeszcze raz oderwiesz sobie głowę, to zacznę krzyczeć. — Drugie zdanie wymawiam bardzo szybko, zlepiając ze sobą słowa. Odczepiam kilka magnesów z różnych zakątków pomieszczenia. Na ich drugiej stronie znajduje się pięć cyfr.

— A, to dlatego wybrałaś dla siebie idealnie gryzący się z tym kolorem różowo-fioletowy kostium! Teraz wszystko jasne! — mówi z nutką ironii w głosie. — To ja pójdę sobie znaleźć jakieś słuchawki na uszy.

— O, no proszę, jak się zna! Chyba artysta! — Składam dłonie, nie mogąc ukryć rozbawienia.

— Co prawda trochę rysuję i gram, ale nie jestem artystą — Otwiera kolejny sejf.

— Dlaczego wszyscy, których znam i zajmują się tego typu rzeczami, zwykle sprzeciwiają się temu, że są artystami? — Mój uśmiech się poszerza.

— Nie czujemy się wystarczająco dobrzy w tym, co robimy, zrozum to. — Czas znowu wraca do normy, więc ponownie, bez namysłu naciskamy zegarki.

— Myślę, że powinniście bardziej doceniać to, co robicie. Być może kiedyś to, co umiecie, da wam przyszłość? — Spoglądam na niego. Wzrusza ramionami. Chyba nie do końca wierzy w moje słowa.

— A co z tobą? — Unosi na mnie wzrok.

— Co masz na myśli? 

— Jakie są twoje zainteresowania, czy plany na przyszłość? — Podchodzi do mnie.

— Cóż... Lubię zarówno biologię, jak i aktorstwo. Waham się pomiędzy pracowaniem jako aktorka albo weterynarz.

— To prawie to samo — kwituje, a ja zaczynam się śmiać.

— To nie jest zabawne, to mój konflikt wewnętrzny! — Spoglądam w stronę aparatu, który leży pośród chaosu innych znalezisk. — Będziesz mieć ze mną zdjęcie! A masz za swoje! —  mówię i przyciągam go do siebie. Ustawiam przyrząd do robienia zdjęć tak, jakbyśmy mieli zrobić sobie selfie.

— O nie — odpowiada bez przekonania. — Szczerze mówiąc, wątpię, czy to w ogóle działa, jak powinno.

— No i co z tego. Przynajmniej oślepniesz od flesza i poznasz moje cierpienie! — żartuję i naciskam guzik.

— Moje oczy! Jak ja będę bez nich rysować? Skrzywdziłaś artystę! — Teatralnie zakrywa oczy.

— Ach tak. A więc teraz nagle jesteś... — Nim kończę, ostatnia szansa przepada. Tak, co prawda Błysk zdobył dodatkowe w poprzednim odcinku, ale ja wciąż mam cztery. Czas już ostatecznie wraca do normy, a sześcian znów przechyla się na boki.

Spoglądam na współzawodnika, a on na mnie.

— Ojej, trzeba się stąd wydostać, a my nie mamy kodu do drzwi... Czekaj, może coś wymyślę: pięć, osiem, dziewięć... — mówi z udawanym zmartwieniem, pewny siebie wpisując cyfry.

— ...Dziewięć dwa? — kończę, unosząc kąciki ust. Krzyżuję ręce.

— Od jak dawna wiesz? — pyta.

— A ty? — kontruję.

Czuję, że ten się uśmiecha. Nic już nie odpowiada. Zabieram ze sobą pluszowego słonia i wychodzimy z tego dziwacznego pomieszczenia. Niby mieliśmy do zrobienia wyzwanie, braliśmy udział w swojego rodzaju rywalizacji, a czuję się bardziej, jakbym właśnie wróciła z miłego spotkania w wesołym miasteczku.

Spoglądamy na siebie z Błyskiem porozumiewawczo i ukradkiem oddajemy sobie nasze pendrive'y. Potem patrzymy w stronę pomieszczenia, w którym znajdują się nasi przeciwnicy. W przeciwieństwie do pierwszego wrażenia, teraz zdaje się całe buzować. Mieni się w nich eksplozja kolorów jak na dyskotece... Może lepiej w najbliższym czasie nie wspominajmy o dyskotekach, dobra?

— Gratuluję wam, poradziliście sobie z wyzwaniem naprawdę szybko! Możecie pójść do poczekalni odpocząć, dopóki Del i Hamulec się nie wydostaną. — Dosłownie znikąd wyrasta przed nami pełen energii prowadzący.

Razem kierujemy się do pokoju z wygodnymi, kolorowymi pufami, by tam kontynuować naszą rozmowę.

***

SHANE


— O, miło was widzieć — mówię z uśmieszkiem na twarzy, widząc jak do pokoju wchodzą zdyszani Del i Hamulec.

— Nie znoszę was — stwierdza zawodniczka, padając na żółtą pufę. Jej fryzura jest w kompletnym nieładzie. Strój wydaje się być zabrudzony, a na lewym ramieniu brakuje jednego z ćwieków. Czasem aż mnie zadziwia realizm tego programu.

— To nie nasza wina, że byliśmy po prostu lepsi — odpowiadam zaczepnie.

— Ej, ej, ej! Koniec końców, nie poszło nam wcale tak źle. — Del rozkłada się na zielonej kanapie. U niego zdaje się ucierpieć dosłownie wszystko, nie licząc uśmiechniętej chusty i ciężkich buciorów.

— Gdyby nie fakt, że nasz pokój to była jedna wielka apokalipsa, mogliśmy to wygrać! — dodaje Hamulec, unosząc dłonie.

— Chyba odnalezienie kodu do otworzenia drzwi nie jest aż takie straszne... —Stopklatka klepie pluszowego słonia po głowie i podnosi się do lodówki z zimnymi napojami. — Co chcecie?

— Kodu? Jakiego kodu? U nas otworzenie wyjścia nie było problemem. Dotarcie do niego już tak! — komentuje teatralnie chłopak. — Pomarańczową oranżadę, proszę.

— Wody. — Słychać głos Hamulca. Gdy dostają swoje napoje, kontynuują.

— Lasery! — woła Del.

— Piłki, wszędzie odbijające się piłki!

— Hamulec w pewnym momencie nie mogła się od nich opędzić, ale jej pomogłem!

— Nieprawda!

— Nie pamiętasz tego, bo cofnąłem czas!

— Zmyśliłeś to, żeby wyjść na bohatera!

Dwójka zawodników piorunuje się wzrokiem, a ja wraz ze Stopklatką zaczynamy się śmiać. Nie powiem, ciekawa z nich drużyna. Nie uchodzi wątpliwości, że mimo wszystko jest to zdecydowanie lepsza współpraca niż Hamulca ze Stopklatką w poprzednim odcinku.

— A u was? — Del spogląda na mnie i moją obecną współzawodniczkę.

— Jakie przeszkody was spotkały? — dodaje druga.

— Piły?

— Zwężające się ściany?

— Małe kotki? — mówi już mniej poważnie, za co obrywa od Hamulca w ramię. Ten pociera zaatakowane miejsce.

Spoglądamy na siebie ze Stopklatką, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie licząc przechylającego się podłoża, nie wiemy nic o przeszkodach z naszego pokoju. Cały nasz pobyt w tamtym miejscu był bardzo spokojny dzięki połączeniu umiejętności naszych zegarków. Czas stał w miejscu.

— Cóż... Wydostanie się z tamtego pomieszczenia nie było dla nas zbyt trudne... Ale to dzięki sposobowi, który opracowaliśmy — mówię zgodnie z prawdą, nie mając lepszego pomysłu.

— Jakiego? — pytają Del i Hamulec jednocześnie, zrywając się z miejsc siedzących. Stopklatka rozchyla usta, żeby coś powiedzieć, ale zakrywam je dłonią.

— A to już nasza tajemnica — kończę. Moja współzawodniczka wyciąga rękę, żeby przybić ze mną żółwika, a ja odwzajemniam ten gest. Przez chwilę patrzymy na siebie, a potem zabieram palce z jej twarzy, ponownie kładąc je na miękkiej, błękitnej pufie.

— I tak się dowiem — stwierdza zawodniczka, zakładając nogę na nogę.

— Znajdę ten sposób, czy tego chcesz, czy nie — dodaje Del.

— Możecie próbować... — Uśmiecham się pod nosem.

— To pewnie sprawa tego pluszaka. — Rozbawiony wskazuje oskarżycielsko na słonia.

— Skąd ty go w ogóle masz? — Hamulec zwraca się do Stopklatki, przechylając głowę. Ta w odpowiedzi jedynie się uśmiecha. — Nie dość, że wygrali, to jeszcze Stopklatka dostała od Błyskawicy pluszowe zwierzę! Brałbyś z chłopaka przykład — mówi z zarzutem w stronę Dela. Ciężko stwierdzić, czy było to żartem, czy też na poważnie.

— Ciesz się, że żyjemy, a nie! — Ten puka ją w głowę, a ja wraz ze Stopklatką znów nie możemy powstrzymać się od śmiechu.

W takich sytuacjach przypominam sobie, czemu niektórych wątpliwości nie umiem powiedzieć programowi zdecydowanego "Nie" i szlajać się po prawnikach (jakby mnie było stać), szukając kruczka w umowie. To uczucie przygody, oderwanie od rzeczywistości, zupełna swoboda... Mają w sobie coś przyciągającego.














Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro