ROZDZIAŁ 16
CASIE
Cała nasza czwórka spogląda na wirtualną tablicę losującą. Z niecierpliwością oczekujemy na wynik.
Ciekawe po ilu odcinkach wreszcie w pełni przyzwyczaję się do tych wszystkich dziwactw: rozwinięta technologia, kostiumy, niecodzienne wyzwania...
Czuję na sobie spojrzenie Błyska, więc szybko otrząsam się i spoglądam na ekran. Kiedy widzę podział drużyn, zaczynam rozumieć, czemu ten na mnie patrzy. Dzisiaj Del jest w drużynie z Hamulcem, natomiast ja właśnie z Błyskawicą. Uśmiecham się do niego, ale on w tym momencie odwraca ode mnie spojrzenie.
Postanawiam wsłuchać się w słowa prowadzącego, którego fryzura jest dziś dokładniej uformowana i błyszcząca niż posągi ze złota. Wygląda na to, że grupy udadzą się do dwóch oddzielnych pomieszczeń, z których będą musiały się wydostać w określonym czasie. Drużyna, która zrobi to pierwsza, wygrywa. Brzmi na całkiem niezłą zabawę. Mimo to mam pewne obawy odnośnie pomysłów twórców, którzy są w stanie wymyślić niestworzone utrudnienia. Nie w sposób tego nie zauważyć, myśląc o poprzednich odcinkach.
Prowadzący zaprowadza obie drużyny przed drzwi do ich pokoi... O ile można je w ogóle pokojami nazwać. Ten, do którego mamy wejść wraz z Błyskiem, przypomina czarny, przekrzywiony sześcian, który został utworzony z nie do końca pasujących do siebie elementów. Drugi z nich wygląda niemalże zupełnie inaczej. To równo stojąca, gładka bryła, która zdaje się być zrobiona z lekkiego tworzywa.
Podchodzimy pod drzwi wyznaczonych dla siebie pomieszczeń i czekamy na sygnał. Po chwili wbiegamy do środka, a wejście automatycznie się za nami zamyka. Widząc wnętrze, rozchylam usta. Nad nami, na całym suficie, czerwoną czcionką, odlicza się pozostały nam czas. Ściany pomieszczenia zdają się być utworzone z nieregularnych, stalowych półek. Całość jest bardzo chaotyczna.
— Słuchaj, mam pewien pomysł, który ma szansę się udać... — mówi mój współzawodnik. Nagle pokój, w którym się znajdujemy, zaczyna się przechylać na boki jak głowa w rytm chwytliwej piosenki. Oboje łapiemy się półek znajdujących się najbliżej nas. Błysk wyjmuje z boku swojego zegarka coś, co przypomina pendrive'a.
— Zrób to samo — Kurczowo trzyma się wysunięcia na ścianie jedną ręką.
— Co ty chcesz zrobić? — dziwię się, ale robię dokładnie to, o co mnie poprosił.
— A teraz się nimi wymieńmy — stwierdza jakby nigdy nic.
— Że co?! — Wbijam w niego wzrok.
— Zaufaj mi, to może się udać, a nie mamy nic do stracenia... Jesteśmy teraz w jednej drużynie, czemu miałbym cię oszukiwać? — Patrzy na mnie, wyciągając rękę ze swoim pendrivem. Jego spojrzenie jest szczere. Przez chwilę się waham, ale ostatecznie wykonuję ten sam gest co on i łapiemy się za ręce, wymieniając się wzajemnie drobnymi elementami z naszych zegarków.
Spoglądam na Błyska, wkłada mój nośnik na miejsce swojego, więc robię to samo. Co on kombinuje? Zauważam że przyrząd na moim nadgarstku nieco zmienia odcień. W połowie nadal świeci na fioletowo, jednak jego druga część już na błękitno.
— Teraz oboje naciśniemy swoje zegarki... Gotowa? — Spogląda na mnie kątem oka. Kiwam głową. Patrzymy na siebie porozumiewawczo, po czym wykonujemy wcześniej ustaloną czynność.
Wszystko staje w miejscu, tak jak wtedy, gdy zatrzymuję czas. Pomieszczenie przestaje się uporczywie przechylać, a na suficie wciąż widnieje ta sama liczba.
— O mój Boże! To naprawdę działa! — Nagle słyszę głos Błyska, w efekcie czego piszczę głośno. Ten wygląda teraz zupełnie jak wynalazca, który odkrył coś, co zmieni dzieje ludzkości. Jego oczy błyszczą z zachwytu. Zaczyna się przechadzać po pokoju. — A więc tak się czujesz, gdy używasz umiejętności swojego zegarka. Genialne!
— Co? Ale jak ty? — zaczynam bełkotać.
— Nasze manipulacje czasem są połączone — odpowiada, zatrzymując się na moment.
— Czy to znaczy, że ja zyskałam przyśpieszanie się? — Mimowolnie się uśmiecham. Współzawodnik spogląda na mnie. Mimo że przez chustę zawiniętą na szyi Błyska nie widzę wyrazu jego twarzy, wiem, że jest taki sam jak mój.
— Śmiało, spróbuj. — Wykonuje gest ręką.
Biorę duży rozpęd niczym postacie z kreskówek i zaczynam biec w stronę przeciwnej ściany. Czuję się niesamowicie lekko, zupełnie jakbym miała zaraz unieść się w powietrzu niczym samotny balonik. Bezmyślnie nie zważam na to, że zaraz pole do popisu mi się skończy. Wtem nagle Błysk łapie moją dłoń i przyciąga do siebie.
— Ale może ciut ostrożniej... Uderzanie w ścianę nie jest fajne, sam próbowałem. — Teraz patrzy na mnie z góry, a mnie dopada chwilowe ogłupienie i zaczynam się nerwowo śmiać. — Dobra, bierzmy się do roboty. — Stawia mnie na równe nogi i zaczyna się rozglądać po pomieszczeniu.
***
SHANE
Przechadzam się po pokoju, szukając jakiś wskazówek. Jedną z szuflad da się otworzyć bez żadnego kodu czy klucza. Zaglądam do niej i znajduję coś, co przypomina aparat.
— Uśmiech! — Odwracam się w stronę Stopklatki i naciskam guzik. Ku mojemu zaskoczeniu sprzęt naprawdę zadziałał.
— Ał! Chciałeś, żebym oślepła? — Przeciera oczy. — Ale czekaj, czekaj! Widziałam coś! Zrób tak jeszcze raz! Zrób tak jeszcze raz! — Potrząsa mną jak pięciolatek grzechotką.
— Okej, okej... Już? — Unoszę aparat, gotowy zasymulować zrobienie kolejnego zdjęcia.
— Czekaj, czekaj! Który profil mam lepszy? — Robi pozę niczym modelka.
— Bardzo śmieszne.
— Dobra, strzelaj! — Po tych słowach znów naciskam guzik.
— Dwa, pięć, osiem, cztery — mówi szybko. — Spróbuję to zapamiętać.
— Albo...
— O matko, czemu straciłeś głowę?! — woła przerażona.
— A więc tak to wygląda. — Śmieję się. — Po prostu zdjąłem na chwilę hełm, żeby zapisać te liczby w notesie. — Robię dokładnie to, co opisuję. Dość ciężko jest szybko przestawić wzrok z wirtualnej rzeczywistości do oglądania normalnego świata. Trudniejsze jednak wydaje mi się samo zdjęcie hełmu. Trzeba sobie najpierw mocno uświadomić, że to, co się dzieje podczas programu, jest czymś w rodzaju gry, nie rzeczywistością.
— A, to dlatego ręka ci tak śmiesznie macha w powietrzu — stwierdza rozbawiona. — ...Nosisz ze sobą notes? W takim razie musisz być przykładnym uczniem, co? — Unosi brew.
— Nie do końca... Bardziej się staram podczas programu niż zajęć — przyznaję.
— O, to znaczy, że zależy ci na zdobyciu wszystkich zegarków? — Spogląda na mnie z zaciekawieniem.
— Chyba bardziej chodzi o konkurencję... Są tu dobrzy przeciwnicy. — Szukam kolejnych wskazówek. Stopklatka również przegląda kolejne półki. Otwiera kolejną za pomocą klucza.
— Cała przyjemność po mojej stronie. — Znajduje jakąś figurkę i wkłada ją w dopasowany do niej otwór. Przygląda się jeszcze blatowi i z uśmiechem podąża do następnego celu.
— Głównie miałem na myśli Dela. — Uchylam czarną chustę, żeby pokazać jej język.
— Mów do ręki. — Wystawia dłoń na potwierdzenie jej słów. W odpowiedzi przybijam jej piątkę.
— Wolę żółwika, ale piątka też może być — mówię zaczepnie. Stopklatka mimowolnie się uśmiecha.
W tym momencie pierwsza szansa zegarków się kończy. Spoglądamy na siebie, wzruszamy ramionami i znowu aktywujemy ich działanie.
Znajduję kłódkę, do której pasuje kod odnaleziony przez nas na początku. W środku sejfu znajduje się...
Pluszowy słoń?
Przeglądam go z każdej strony i nie znajduję w nim nic potrzebnego do wydostania się z pokoju. Zauważam, że w głębi sejfu, do jednego z boków jest przylepiona kaseta. To pewnie ona będzie przydatna. Przyglądam się pluszakowi jeszcze raz i wpadam na pomysł.
— To dla ciebie. — Wręczam współzawodniczce moją zdobycz.
— A to z jakiej okazji? — Spogląda na mnie zaskoczona.
— Nie wiem... Może uratowania mnie podczas pierwszego odcinka? — Znowu zsuwam chustkę z twarzy, ale tym razem w innym celu. Unoszę rękę dziewczyny i całuję ją w dłoń. Stopklatkę przechodzi lekki dreszcz i odsuwa się, odwracając głowę.
— Skąd wiesz? — Zakłada niesforny kosmyk za ucho.
— To było dość proste... Z wszystkich zawodników wydajesz się być najbardziej bezinteresowna, a umiejętność twojego zegarka najbardziej pasuje do sposobu, w jaki zostałem uratowany. No i po wykorzystaniu trzech szans podczas pierwszego odcinka, nie została ci już żadna. — Uśmiecham się.
— Musisz zwracać uwagę na szczegóły, czyż nie? — Na jej twarz wkrada się uśmieszek.
— Tak jak to, że zaraz rozwiąże ci się lewy kucyk? — Puszczam jej oczko, a ona w odpowiedzi rozbawiona przewraca oczami i poprawia fryzurę. Wyjmuję taśmę z sejfu. Wkładam ją do magnetofonu. Głos brzmiący jak lektor ze ściągniętego filmu kiepskiej jakości wymawia " siedem, jeden, siedem, dziewięć". Znowu "tracę głowę", żeby sobie to zapisać.
— A więc... Jakie jest twoje ulubione zwierzę? — odzywa się, przeglądając kolejną półkę. — Cztery, dwa, pięć — dodaje jeszcze od niechcenia. Skąd nagle przyszedł jej pomysł na takie pytanie? Unoszę brew, ale ostatecznie odpowiadam:
— Wilki w sumie są spoko.
— O tak... Zwłaszcza, gdy gonią cię w ciemnym lesie — mówi półżartem.
— Ach tak? A więc jakie jest twoje ulubione zwierzę? — Udaję urażonego, mimo że ciężko mi powstrzymać rozbawienie.
— Pingwiny są najlepsze.
— Pingwiny? — Śmieję się.
Dezaktywuje się działanie zegarków i oboje bez namysłu naciskamy na ich tarcze.
— Tak, są słodkie i są super. Musisz to przyznać. — Kładzie ręce na biodrach z uśmiechem. Spoglądam na nią przez chwilę.
— Tak, są super. — Kręcę głową, unosząc wzrok.
***
CASIE
— Ulubiony kolor? — Zagaduje mnie Błysk, bawiąc się latarką, którą znalazł w kolejnej półce. Jego głowa znów znika z wizji.
— Pomarańczowy. Jeśli jeszcze raz oderwiesz sobie głowę, to zacznę krzyczeć. — Drugie zdanie wymawiam bardzo szybko, zlepiając ze sobą słowa. Odczepiam kilka magnesów z różnych zakątków pomieszczenia. Na ich drugiej stronie znajduje się pięć cyfr.
— A, to dlatego wybrałaś dla siebie idealnie gryzący się z tym kolorem różowo-fioletowy kostium! Teraz wszystko jasne! — mówi z nutką ironii w głosie. — To ja pójdę sobie znaleźć jakieś słuchawki na uszy.
— O, no proszę, jak się zna! Chyba artysta! — Składam dłonie, nie mogąc ukryć rozbawienia.
— Co prawda trochę rysuję i gram, ale nie jestem artystą — Otwiera kolejny sejf.
— Dlaczego wszyscy, których znam i zajmują się tego typu rzeczami, zwykle sprzeciwiają się temu, że są artystami? — Mój uśmiech się poszerza.
— Nie czujemy się wystarczająco dobrzy w tym, co robimy, zrozum to. — Czas znowu wraca do normy, więc ponownie, bez namysłu naciskamy zegarki.
— Myślę, że powinniście bardziej doceniać to, co robicie. Być może kiedyś to, co umiecie, da wam przyszłość? — Spoglądam na niego. Wzrusza ramionami. Chyba nie do końca wierzy w moje słowa.
— A co z tobą? — Unosi na mnie wzrok.
— Co masz na myśli?
— Jakie są twoje zainteresowania, czy plany na przyszłość? — Podchodzi do mnie.
— Cóż... Lubię zarówno biologię, jak i aktorstwo. Waham się pomiędzy pracowaniem jako aktorka albo weterynarz.
— To prawie to samo — kwituje, a ja zaczynam się śmiać.
— To nie jest zabawne, to mój konflikt wewnętrzny! — Spoglądam w stronę aparatu, który leży pośród chaosu innych znalezisk. — Będziesz mieć ze mną zdjęcie! A masz za swoje! — mówię i przyciągam go do siebie. Ustawiam przyrząd do robienia zdjęć tak, jakbyśmy mieli zrobić sobie selfie.
— O nie — odpowiada bez przekonania. — Szczerze mówiąc, wątpię, czy to w ogóle działa, jak powinno.
— No i co z tego. Przynajmniej oślepniesz od flesza i poznasz moje cierpienie! — żartuję i naciskam guzik.
— Moje oczy! Jak ja będę bez nich rysować? Skrzywdziłaś artystę! — Teatralnie zakrywa oczy.
— Ach tak. A więc teraz nagle jesteś... — Nim kończę, ostatnia szansa przepada. Tak, co prawda Błysk zdobył dodatkowe w poprzednim odcinku, ale ja wciąż mam cztery. Czas już ostatecznie wraca do normy, a sześcian znów przechyla się na boki.
Spoglądam na współzawodnika, a on na mnie.
— Ojej, trzeba się stąd wydostać, a my nie mamy kodu do drzwi... Czekaj, może coś wymyślę: pięć, osiem, dziewięć... — mówi z udawanym zmartwieniem, pewny siebie wpisując cyfry.
— ...Dziewięć dwa? — kończę, unosząc kąciki ust. Krzyżuję ręce.
— Od jak dawna wiesz? — pyta.
— A ty? — kontruję.
Czuję, że ten się uśmiecha. Nic już nie odpowiada. Zabieram ze sobą pluszowego słonia i wychodzimy z tego dziwacznego pomieszczenia. Niby mieliśmy do zrobienia wyzwanie, braliśmy udział w swojego rodzaju rywalizacji, a czuję się bardziej, jakbym właśnie wróciła z miłego spotkania w wesołym miasteczku.
Spoglądamy na siebie z Błyskiem porozumiewawczo i ukradkiem oddajemy sobie nasze pendrive'y. Potem patrzymy w stronę pomieszczenia, w którym znajdują się nasi przeciwnicy. W przeciwieństwie do pierwszego wrażenia, teraz zdaje się całe buzować. Mieni się w nich eksplozja kolorów jak na dyskotece... Może lepiej w najbliższym czasie nie wspominajmy o dyskotekach, dobra?
— Gratuluję wam, poradziliście sobie z wyzwaniem naprawdę szybko! Możecie pójść do poczekalni odpocząć, dopóki Del i Hamulec się nie wydostaną. — Dosłownie znikąd wyrasta przed nami pełen energii prowadzący.
Razem kierujemy się do pokoju z wygodnymi, kolorowymi pufami, by tam kontynuować naszą rozmowę.
***
SHANE
— O, miło was widzieć — mówię z uśmieszkiem na twarzy, widząc jak do pokoju wchodzą zdyszani Del i Hamulec.
— Nie znoszę was — stwierdza zawodniczka, padając na żółtą pufę. Jej fryzura jest w kompletnym nieładzie. Strój wydaje się być zabrudzony, a na lewym ramieniu brakuje jednego z ćwieków. Czasem aż mnie zadziwia realizm tego programu.
— To nie nasza wina, że byliśmy po prostu lepsi — odpowiadam zaczepnie.
— Ej, ej, ej! Koniec końców, nie poszło nam wcale tak źle. — Del rozkłada się na zielonej kanapie. U niego zdaje się ucierpieć dosłownie wszystko, nie licząc uśmiechniętej chusty i ciężkich buciorów.
— Gdyby nie fakt, że nasz pokój to była jedna wielka apokalipsa, mogliśmy to wygrać! — dodaje Hamulec, unosząc dłonie.
— Chyba odnalezienie kodu do otworzenia drzwi nie jest aż takie straszne... —Stopklatka klepie pluszowego słonia po głowie i podnosi się do lodówki z zimnymi napojami. — Co chcecie?
— Kodu? Jakiego kodu? U nas otworzenie wyjścia nie było problemem. Dotarcie do niego już tak! — komentuje teatralnie chłopak. — Pomarańczową oranżadę, proszę.
— Wody. — Słychać głos Hamulca. Gdy dostają swoje napoje, kontynuują.
— Lasery! — woła Del.
— Piłki, wszędzie odbijające się piłki!
— Hamulec w pewnym momencie nie mogła się od nich opędzić, ale jej pomogłem!
— Nieprawda!
— Nie pamiętasz tego, bo cofnąłem czas!
— Zmyśliłeś to, żeby wyjść na bohatera!
Dwójka zawodników piorunuje się wzrokiem, a ja wraz ze Stopklatką zaczynamy się śmiać. Nie powiem, ciekawa z nich drużyna. Nie uchodzi wątpliwości, że mimo wszystko jest to zdecydowanie lepsza współpraca niż Hamulca ze Stopklatką w poprzednim odcinku.
— A u was? — Del spogląda na mnie i moją obecną współzawodniczkę.
— Jakie przeszkody was spotkały? — dodaje druga.
— Piły?
— Zwężające się ściany?
— Małe kotki? — mówi już mniej poważnie, za co obrywa od Hamulca w ramię. Ten pociera zaatakowane miejsce.
Spoglądamy na siebie ze Stopklatką, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie licząc przechylającego się podłoża, nie wiemy nic o przeszkodach z naszego pokoju. Cały nasz pobyt w tamtym miejscu był bardzo spokojny dzięki połączeniu umiejętności naszych zegarków. Czas stał w miejscu.
— Cóż... Wydostanie się z tamtego pomieszczenia nie było dla nas zbyt trudne... Ale to dzięki sposobowi, który opracowaliśmy — mówię zgodnie z prawdą, nie mając lepszego pomysłu.
— Jakiego? — pytają Del i Hamulec jednocześnie, zrywając się z miejsc siedzących. Stopklatka rozchyla usta, żeby coś powiedzieć, ale zakrywam je dłonią.
— A to już nasza tajemnica — kończę. Moja współzawodniczka wyciąga rękę, żeby przybić ze mną żółwika, a ja odwzajemniam ten gest. Przez chwilę patrzymy na siebie, a potem zabieram palce z jej twarzy, ponownie kładąc je na miękkiej, błękitnej pufie.
— I tak się dowiem — stwierdza zawodniczka, zakładając nogę na nogę.
— Znajdę ten sposób, czy tego chcesz, czy nie — dodaje Del.
— Możecie próbować... — Uśmiecham się pod nosem.
— To pewnie sprawa tego pluszaka. — Rozbawiony wskazuje oskarżycielsko na słonia.
— Skąd ty go w ogóle masz? — Hamulec zwraca się do Stopklatki, przechylając głowę. Ta w odpowiedzi jedynie się uśmiecha. — Nie dość, że wygrali, to jeszcze Stopklatka dostała od Błyskawicy pluszowe zwierzę! Brałbyś z chłopaka przykład — mówi z zarzutem w stronę Dela. Ciężko stwierdzić, czy było to żartem, czy też na poważnie.
— Ciesz się, że żyjemy, a nie! — Ten puka ją w głowę, a ja wraz ze Stopklatką znów nie możemy powstrzymać się od śmiechu.
W takich sytuacjach przypominam sobie, czemu niektórych wątpliwości nie umiem powiedzieć programowi zdecydowanego "Nie" i szlajać się po prawnikach (jakby mnie było stać), szukając kruczka w umowie. To uczucie przygody, oderwanie od rzeczywistości, zupełna swoboda... Mają w sobie coś przyciągającego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro