Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 1


CASIE

— A więc, opowiadajcie... — Niespodziewanie zagaduje Elena.

— W sensie? — pyta Shane.

— Co się wydarzyło podczas mojej nieobecności? Przecież to niemożliwe, żebyście zaczęli się lubić ot tak nagle, bez powodu. — Przygląda się nam przenikliwym, błękitnym wzrokiem.

Momentalnie wraz Shanem zerkamy po sobie. Będąc szczerym, jak na nieobecność mojej przyjaciółki podczas choroby, zdarzyło się całkiem sporo.

Zwłaszcza, że przełom tak naprawdę nastąpił jednego dnia.

Ani się spostrzegłam, kiedy nagle we trójkę znaleźliśmy się w kolejce na przesłuchania do serialu pomysłu pana Browna, które, jak twierdzi ulotka „odmienią nasze życie"... Pozostaje jednak pytanie, który typ „odmiany" nam tu proponują. Niby odmiana, którą znamy z pierwszej lepszej reklamy (doprawdy, jakie życie byłoby proste, gdyby po jednym psiknięciu perfum wszyscy mężczyźni padaliby do mych stóp, a lek na przeziębienie lada chwila sprawiał, że mogę się kąpać w wodzie pośród lodowców)? Czy wielka odmiana, która może mieć skrajnie różne skutki?

Tak, zapewne wersja z reklamą jest bardziej prawdopodobna.

O ile w ogóle się dostaniemy. Myślę, że było by super, gdyby nam się udało całą paczką, w końcu zawsze to jakieś nowe doświadczenie. Co tam, że odmiana jak z reklamy, chciałabym ją przeżyć!

— A więc...? — Głos Eleny sprawia, że porzucam moje poprzednie przemyślenia.

Zerkam na Shane'a — chłopaka, który tak naprawdę nigdy nie wybijał się z tłumu. Zdawał się być cieniem pojawiającym się w szkole po cichu, od czasu do czasu. Zlewał się z otoczeniem i nie odzywał się więcej niż potrzeba. Zawsze przylepiony do swojego zeszytu, przygarbiony... Uważałam, że najzwyczajniej w świecie jest stonowany, małomówny i ugodowy.

Jakże ja się przez ten cały czas myliłam.

**

W szkolnej, przepełnionej rozmowami i wszelakimi szumami sali wybrzmiał dzwonek, który oznaczał tyle, że zajęcia dobiegły końca. Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam się pakować. Zazwyczaj dzień w szkole mija mi o wiele szybciej, ale bez Eleny zdecydowanie trudniej było mi przetrwać. To nie tak, że siedziałam w kącie ze słuchawkami na uszach podczas każdej przerwy, opłakując moją samotność (choć wewnętrznie może trochę tak). Rozmawiałam z innymi dziewczynami z klasy, rzucając co jakiś czas jakimś żartem, ale mimo wszystko nie czułam się w ich towarzystwie tak naturalnie, jak przy mojej przyjaciółce. Nigdy nie wiedziałam na ile mogę sobie przy nich pozwolić: nieraz dochodziły mnie plotki i niemiłe komentarze odnośnie niektórych osób, choć te na pierwszy rzut oka wydawały się tymi lubianymi.

„Kochaj wszystkich, ufaj niewielu, nie czyń dramy nikomu" — kiedyś tak palnęłam i przyjęło się jako motto moje i Eleny.

Gdy już spakowałam rzeczy do mojego dżinsowego plecaka, swobodnym krokiem zaczęłam wychodzić z sali, której podłoga, jak zazwyczaj, cicho poskrzypiwała. Udałam się na zatłoczony korytarz, gdzie zewsząd dochodziły mnie głośne rozmowy. Gdyby tak zamknąć oczy, mogłoby się mieć wrażenie, że jest się na stadionie albo targu, gdzie jedna babka przekrzykuje się przez drugą, by udowodnić która kapusta jest lepsza.

Zatrzymałam się pod wąską, pseudo-białą szafką, otworzyłam ją kluczykiem i poddałam się kontemplacji. Które podręczniki powinnam wziąć? Zwykle nie robiłam z tego większej filozofii, ale w pamięci o Elenie (powinnam przestać o niej myśleć, jakby umarła), która zawsze stosowała rozmaite kombinacje, by zabierać ze sobą jak najlżejszy pakunek, postanowiłam zrobić inaczej. Ostatecznie jednak nie zmieniłam nic i zamknęłam drzwiczki .

Gdy to zrobiłam, zauważyłam, że za nimi ukrywał się jakiś chłopak. Przylegał plecami do szeregu szafek, jakby był co najmniej na celowniku policji. Pisnęłam, a ten zaczął mnie uciszać.

— Staram się nie zwracać na siebie uwagi! — mówił przyciszonym tonem, machając rękami.

— W takim razie chowanie się za drzwiami szafki, jak jakiś tajny agent, to świetny pomysł! — stwierdziłam, a ten wyjrzał za moje ramię, jakby oceniając sytuację.

— Szlag, Willows już tu idzie. — Schylił się nieco, przez co jego czarna czupryna podskoczyła, po czym bezceremonialnie odwrócił mnie przodem do wspomnianego Willowsa.

Ethan Willows — chłopak z mojej klasy powoli przemierzał korytarz, uważnie się rozglądając. Jego jasne oczy błądziły wte i wewte, jakby miały służyć za jakiś radar albo rentgen.

— Ethan? Jest wysportowany i całkiem dobrze zbudowany, ale niegroźny — odpowiedziałam, marszcząc brwi.

— O tak, oczywiście. Zupełnie jak małe tygrysy — patrzą na ciebie tymi błyszczącymi oczami, chcesz im podać kawałek mięsa do klatki, a wtedy odgryzają ci rękę. — Kiedy to powiedział, parsknęłam śmiechem. — Ty tego nie widzisz, bo jest dla ciebie miły, dlatego że mu się podobasz. Możesz go zagadać ma chwilę? Nie mam dziś czasu uciekać przed nim pół dnia.

— Co ty za bzdury pleciesz? — Uniosłam brew, z trudem nie odwracając się w stronę chłopaka.

— To o tygrysach to fakt.

— Mam na myśli to, że ponoć podobam się Ethanowi — sporstowałam.

— To dość proste: Gdy z tobą rozmawia, jest mniej pewny siebie, robi się łagodny, często pociera dłonie, co jakiś czas odwraca wzrok... No i śmieje się ze wszystkich twoich żartów, nawet tych, które ci nie wyszły.

— ...Ej, moje żarty są śmieszne! — Zmarszczyłam czoło.

— ...Zazwyczaj.

Zamierzałam kontynuować tę konwersację, gdy podszedł do mnie wspominany wcześniej Ethan.

— Cześć, Casie. — Oparł się o jedną z szafek, po czym przeczesał swoje krótkie blond włosy.

Odwróciłam na chwilę głowę, a wtedy dostrzegłam, że już nikt za mną nie stał. Cwaniak się wywinął, nim w ogóle zgodziłam się, by mu pomóc! Znaczy... Pewnie i tak bym pomogła, ale no mimo wszystko!

— Em, Cześć, Ethan... znowu? — Ułożyłam pistolety z palców. Tamten wtedy zaśmiał się nerwowo.

— Głupek ze mnie. — Lekko uderzył się w głowę.

— E tam, w szkole wszyscy witają się po parę razy, zwłaszcza uczniowie z nauczycielami, choć tak czy siak będą mówić, że jesteśmy niekulturalni — odpowiedziałam, a wtedy on znów się zaśmiał.

Mimowolnie zaczęłam skupiać się na gestach, które wykonywał. Faktycznie pocierał dłonie.

— Słuchaj, jest taka sprawa. Nie widziałaś może Shane'a? — Odwrócił wzrok. No jasne, teraz wszystko będzie się zgadzać z tym co usłyszałam wcześniej. To pewnie jakiś psychologiczny trik!

— Shane'a? — Skrzyżowałam ręce i oparłam się o szafkę. Nosz kurczę pieczone, przez to, co tamten gość mi nagadał, zrobiłam się nerwowa!

— To niskie truchło z naszej klasy. Przeważnie się spóźnia lub śpi. — Pokazał dłonią jego wzrost.

Aaa, czyli ten chłopak miał na imię Shane... Wiedziałam, że skądś go kojarzę.

Ułożyłam dłoń w daszek i zaczęłam się „rozglądać".

— Tu go nie ma — stwierdziłam, a Ethan znów zaczął się śmiać.

— Okej... To do zobaczenia jutro. — Pomachał mi, unosząc kąciki ust, po czym zaczął się oddalać.

— Pa! — Zrobiłam sztuczny wyszczerz i odwzajemniłam jego gest.

Kiedy już byłam pewna, że odszedł wystarczająco daleko, odetchnęłam i wyszłam ze szkoły. Nie byłabym w stanie rozmawiać z Ethanem zbyt długo. Te durne triki psychologiczne źle na mnie podziałały!

Spokojnym krokiem przemieszczałam się po pełnych życia ulicach, mijając pobliskie kawiarnie przystrojone mocnymi, rzucającymi się w oczy barwami. Pod stopami napatoczył mi się mały kamyk, więc jak najbardziej zwykła osoba na świecie zaczęłam go kopać.

Moje myśli skierowały się na Shane'a. W pierwszej chwili go nie skojarzyłam, za to on zdawał się znać naszą klasę aż za dobrze.

Postanowiłam sprawdzić go na facebooku — faktycznie mam go w „znajomych", ale nic poza tym. Nigdy ze sobą nie chattowaliśmy, szczerze mówiąc, nie dawał oznak życia nawet na naszej grupie klasowej.

Człowiek-incognito.

Wcześniej nie zwracałam na to uwagi, ale teraz zaczęłam się zastanawiać. Chłopak często opuszczał lekcje, zawsze siedział sam, ciągle chował nos w zeszycie, czy to podczas zajęć, czy na przerwach, mimo że nigdy nie zrobił niczego, przez co ludzie mogliby się od niego odwrócić. Tak serio zdobył się na odwagę, by się do mnie odezwać, dopiero w kryzysowej sytuacji, w dodatku przez większość czasu stałam do niego tyłem.

Mi zawsze nawiązywanie kontaktów wydawało się proste, wręcz naturalne, ale przecież nie każdy musi tak mieć. Pomyślałam o tym, jak ja bym się czuła, gdybym każdy dzień w szkole spędzała tak jak on. Mi było trudno bez przyjaciółki przez parę ostatnich godzin.

Widzę, że Shane jest aktywny na messengerze. Otwieram okienko chattu i postanawiam napisać.

Jeśli mnie oleje, to trudno. Jakby to powiedziała Elena: „Jego strata".

*Zmieniono pseudonim Shane Reed na Ten który nie podziękował*

Ten który nie podziękował: ???

Cassandra: .

Ten który nie podziękował:???????

Cassandra: .........................

Ten który nie podziękował: ?.?.?.?

Cassandra: ..........!

Okej, chyba nie tak powinnam się za to zabrać. Może „Cześć! Co słychać?" byłoby rozsądniejszą opcją.

Przez pewien czas nie otrzymywałam odpowiedzi. Zastanawiałam się, czy może jednak coś dopisać, ale Shane ostatecznie wysłał wiadomość:

Ten który nie podziękował: Dzięki

*Zmieniono pseudonim Ten który nie podziękował na Podziękował*

*Zmieniono pseudonim Cassandra Danson na Enigma*

Widząc ksywy, które ustawił Shane, przewróciłam oczami rozbawiona.

Enigma: Wiesz, że to nie wystarczy?

Podziękował: Mam błagać o przyjęcie podziękowań, pielgrzymując w twoją stronę na klęczkach?

Zaczęłam się śmiać do telefonu, po czym wpisałam:

Enigma: W sumie to tak. Jeszcze przydałoby się żebyś całował mnie po stopach :P

Podziękował: XD Nie.

***

SHANE

— I co było dalej? — pyta Elena, odgarniając brązowe, falowane włosy, które jej przeszkadzały.

— Pisaliśmy ze sobą jeszcze przez jakiś czas, a potem była ta cała akcja z zespołem. — Casie uśmiecha się.

— Z zespołem? Zaraz, co, jak? Przegapiłam jakiś wątek? — Poprawia duże, granatowe okulary. Swoją drogą, ciut brudne po prawej stronie.

Odwracam głowę na myśl o tym, jak to się zaczęło. Na początku starałem się być ostrożny. Cassandra na pierwszy rzut oka wydawała się w porządku, ale wtedy jeszcze nie mogłem mieć pewności, że sobie ze mnie nie żartuje i na przykład pokazuje naszych wiadomości koleżankom. A to, co wtedy nawypisywali moi przyjaciele...

No nie wierzę, czemu ja się wstydzę za nich?

Głupie gnomy.

Nieraz mam ochotę ich wszystkich powybijać, ale wiem, że nie mógłbym bez nich żyć.

— Chodziło to, że... — Casie próbuje zapleść warkocza ze swoich włosów w kolorze jasnego blondu, ale ktoś przypadkowo ją potrąca.

Geniusz szedł tyłem, wgapiając się w telefon.

Gromkie brawa. Naprawdę bym zrobił owację na stojąco, ale nie chce mi się podnosić z podłogi.

Na dodatek po tym wszystkim jeszcze zwraca się do niej:

— Uważaj, jak siedzisz.

Mierzę adresata tych słów wzrokiem: Ot jakiś chłopak (choć na moje oko trochę zniewieściały), blondyn ubrany jak najbardziej typowy „modny koleś" z gazetki dla nastolatków, o oczach koloru...

Em, no... Nieistotne!

Nie jestem jakąś nastolatką z romansu, która będzie je opisywać jako szmaragdowe ziarenka kawy pośród toni morskich fal.

Po chwili jeszcze dostrzegam kolczyk u góry lewego ucha nieznajomego.

— To był jakiś żart, tak? — Elena gromi go spojrzeniem. Spuszczone okulary w takiej sytuacji zdecydowanie nadają jej grozy. — Jeśli tak, to pozwól mi go czasem używać.

Chłopak śmieje się nerwowo, po czym się do nas dosiada.

— Po prostu robiłem vloga... — Unosi kącik ust i drapie się po karku. — Naprawdę nikt z was mnie nie kojarzy?

Patrzymy po sobie, marszcząc brwi.

— Nick303? — Jeszcze robi sobie nadzieję, ale kręcimy głowami. Cóż, wygląda na to, że nie trafił na swoich fanów.

— Czyli ty jesteś Nick, tak? Ja jestem Casie, to jest Elena, a to Shane. — Wskazuje na każdego po kolei z uśmiechem. Całkiem niezłe wyminięcie, ale chyba przez to wszystko zapomniałaś, że wiązałaś włosy i zgubiłaś gumkę!

Ciekawe, gdzie teraz jest...

Nick ustawia komórkę na tryb selfie i zaczyna robić zdjęcia za pomocą jakiejś dziwnej aplikacji, której nazwy nie pamiętam. W każdym razie niektórzy relacjonują na tym ich całe życie. Zupełnie jakby kogoś interesowało, jakie płatki na śniadanie zje przypadkowa osoba z internetu.

Kiedy vloger wpisuje coś z prędkością światła i wysyła swoje dzieła siną w dal, przewracam oczami.

— Miło mi was poznać! — Energicznie potrząsa dłonią każdego z nas, po czym znów robi kolejne zdjęcia. Niemalże, jakby potem zamierzał potem z nich robić animację poklatkową.

— Chłopie, czy ty tak zawsze? — postanawiam się odezwać. — Nie mam pojęcia jak wygląda życie „vlogera", ale coś takiego to już nie przesada?

— Nie, nie! Są nawet ludzie, którzy nagrywają i robią zdjęcia non stop! Wiesz, kiedy zakłada się własny kanał, trzeba też dbać o inne social media, żeby... — Bla, bla, bla. Coś tam gada o statystykach i innych ten tegesach. Nie interesuje mnie to.

Przez chwilę próbuję się skupić. Ale mimowolnie uciekam myślami w ciekawsze miejsca. Wyobrażam sobie, jak z moim zespołem wyruszamy w trasę koncertową, tworzę w głowie design okładki... Gdyby to wszystko mogło być takie proste. Nie liczę przecież na tajfun fanów, którzy wylewali by się na nas drzwiami i oknami. Wystarczyłaby grupka wiernych słuchaczy. Mimo wszystko dobrze jest wiedzieć, że coś co robisz jest nie tylko dla ciebie, a dla kogoś. Zwłaszcza gdy zajmujesz się muzyką.

— A ty, Shane? — Z zamyślenia niespodziewanie wyrywa mnie Elena.

Momentalnie zaczynam odczuwać lekki stres. Przez chwilę patrzę na nich, jakby system w moim mózgu uległ zawieszeniu.

Dobra, dobra. Tylko nie panikuj! Zaraz coś wymyślisz.

— Tak — mówię, ale wtedy reszta posyła mi pytające spojrzenia. — Nie...? — Strzelam dalej, ale nic z tego. — Trzydzieści trzy — stwierdzam z dumą, jednak i to mnie zawodzi.

— Mówiliśmy o planach na przyszłość. — Casie uśmiecha się.

Szkoda, że przez ostatni czas nie czytali mi w myślach.

— Ja em... Chciałbym coś podziałać z moim zespołem i wtedy... — Zdaję sobie sprawę, że po tym, jak nie słuchałem wywodów Nicka o jego przyszłej karierze vlogera, muszę teraz brzmieć jak hipokryta, niedobrze. — No i ten, jeśli to nie pyknie no to prawdopodobnie zostanę naczelnym kasjerem. — Wzruszam ramionami i odwracam spojrzenie.

— W razie czego mogę liczyć na zniżkę jabłek? — pyta Elena.

— Szty gnido, powinnaś mnie wspierać! — Zakładam ręce rozbawiony, a tamta się śmieje.

— W ogóle ktoś mi w końcu powie, o co chodzi z tym zespołem? — mówi jeszcze.

— To było tak, że... — zaczyna Casie, ale przerywa jej donośny głos Nicka:

— Cześć, kochani! Jak już widzieliście, udało mi się dostać na przesłuchania! Nie wygląda na to, żebym miał dużą konkurencję. — Puszcza oczko do kamery telefonu, na co unoszę wzrok, wzdychając. Skromność przede wszystkim. — W dodatku poznałem trzy nowe osoby...

Szlag, pewnie zaraz będzie chciał nas pokazać.

Muszę szybko coś wymyślić.

Opcja numer jeden: Zaczynam krzyczeć coś o pożarze. Nie, to nie będzie dobre. Nie dość, że dużo ludzi zwróci na mnie uwagę, to jeszcze ludzie zaczną uciekać w popłochu. Prawdopodobnie nie obyłoby się bez ofiar śmiertelnych i najprawdopodobniej ja byłbym jedną z nich.

Opcja numer dwa: Wyrzucam telefon Nicka przez okno. Nie, nie mam pieniędzy, żeby potem mu go odkupić, w dodatku Casie i Elena patrzyłyby na mnie jak na opętanego.

W takim razie pozostaje opcja numer trzy.

Opieram się bokiem o fioletową ścianę i zakrywam twarz niebieską koszulą w kratę.

Mam nadzieję, że mnie nie znajdą.

Zaczynam liczyć ludzi w tym pomieszczeniu, którzy mają na sobie białe trampki. Jedna z lewej, drugi gość nieco dalej, siedzący na czarnym, plastikowym krzesełku, dwie dziewczyny siedzące po turecku naprzeciw siebie, jeszcze... te buty są białe? Chyba kiedyś były, więc można do tego zaliczyć, a no i... O, gumka do włosów Cassandry!

— Shane? — Słyszę głos Casie za moją „kotarą".

Strategicznie nie odpowiadam.

— Shane! — Odsuwa koszulę, spoglądając na mnie zdecydowanym, oliwkowo-brązowym spojrzeniem. — No weź! To tylko nagranie i może z parę zdjęć... To może być fajna pamiątka!

— Nie chcę.

— Będzie zabawnie. — Nadal próbuje mnie przekonać, wgapiając się we mnie wzrokiem aktorki numer trzy.

— Nie chcę.

Cassanadra kładzie ręce na biodrach kręci głową rozbawiona.

— Elena, zrób coś. — Wskazuje na mnie otwartą dłonią.

O, Casie też ma białe trampki. Czyli razem to by było...

— Shane, przestań stroić dramy i zachowywać się jak nudziarz — pomaga przyjaciółce, po czym poprawia okulary.

— Nie jestem! Po prostu... — próbuję się tłumaczyć, błądząc wzrokiem po różnych zakątkach fioletowo-żółtego korytarza.

— Jesteś nudziarzem — mówi Elena.

— Wcale nie, tylko...

— Od tej pory będę cię tak nazywać — „Nudziarz". — Wciąż trwa przy swoim.

— Zapomnisz o tym. — Wzruszam ramionami.

— Zakład? — Wyciąga dłoń w moją stronę. Bez namysłu ściskam ją, a wtedy Elena dodaje — Zakładamy się o zdjęcie, Nudziarzu. Sorry, not sorry, na razie przegrywasz. Robisz sobie z nami zdjęcie.

Na chwilę rozwieram usta, a Casie zaczyna się śmiać. To był atak z zaskoczenia... Przewracam oczami i dołączam do reszty.

Nick ustawia telefon przed nami.

— To jak, kochani, gotowi? — Uśmiecha się do nas.

— Jeszcze chwila... Shane, dlaczego wyglądasz, jakbyś chciał wszystkich zabić? — zwraca się do mnie Casie.

Że co? Może to dlatego nikt w klasie się do mnie nie odzywał...

— Hm? Em, nie wiem, to chyba po prostu moja twarz. — Marszczę czoło.

— Ty, Podziękował. — Szturcha mnie lekko, a ja wtedy mimowolnie się uśmiecham.

— Doskonale, kochani! — mówi Nick, już sprawdzając rezultaty krótkiej sesji zdjęciowej. — Zaraz wam je wyślę, tylko...

— Zaraz, chwila. — Niespodziewanie słychać głos za nami.

Kiedy odwracamy głowę, dostrzegamy dziewczynę, która stoi z założonymi rękami. Ma długie, rude włosy i szare oczy, które teraz wyglądają, jakby miały zacząć strzelać laserami.

— Pokaż mi to. — Nachyla się do nas, by zobaczyć zdjęcie. Wpatruje się w nie intensywnie, zagryzając dolną wargę. — Usuń.

— A to niby czemu? — Vloger automatycznie przyciska komórkę do siebie, jakby była jego synem pierworodnym.

— Ja i mój przyjaciel jesteśmy w tle. Nie życzymy sobie tego. — Unosi dłoń, przez co bransoletki na jej ręce wydają cichy brzdęk.

I to niby ja tu jestem „Nudziarzem".

Wszyscy ponownie zerkamy na ekran telefonu Nicka. Faktycznie, ona i jakiś koleś siedzą gdzieś w tle, ale są ledwo rozpoznawalni.

— Ah to? Spokojnie. Jak chcesz, mogę po prostu was zblurować. Wiesz, jestem vlogerem, znam się na... — zaczyna, kładąc dłoń na mostku, ale nieznajoma od razu mu przerywa:

— Po prostu usuń to. — Posyła mu taki wzrok, że przez chwilę myślałem, że chłopak zamieni się w kamień.

Mija pewien czas, a my wciąż się nie odzywamy. Nick zerka to na nią, to na nas, to na telefon, po czym wzdycha. Teatralnie przystawia komórkę pod nos dziewczyny, by nacisnąć przycisk „usuń", jakby próbował go udusić palcem.

— Już. Zadowolona? — mówi jeszcze do niej, a ta przewraca oczami.

Wlepiamy w nią spojrzenia, a wtedy ona czochra moje włosy i się oddala. Okej...? Unoszę brew, po czym potrząsam parę razy głową, próbując przywrócić fryzurę do względnego porządku.

— No trudno, najwyżej zrobimy sobie drugie zdjęcie... — Casie uśmiecha się smutno.

— Spokojnie, kochani. Mam Iphona, a więc po usunięciu zdjęcia trafiają do kosza, skąd mogę je jeszcze przywrócić. — Nick macha komórką, unosząc kącik ust. — Widzicie, ma się ten aktorski dar.

— I skromność — rzucam, na co Elena się śmieje, a Cassandra spogląda w moją stronę, kręcąc głową. No co?

Ktoś w końcu musiał to powiedzieć.

Jeszcze raz zerkamy na odratowaną fotografię. Mimo, że pan vloger nie trafił do grona moich ulubieńców, muszę przyznać, że jest w tym zdjęciu coś. Coś, co można nazwać swojego rodzaju szczęściem.

Uśmiecham się, po czym zerkam na Cassandrę, która szybko wstaje z skrzypiącej podłogi.

— Dobra, wygląda na to, że już muszę iść. Teraz moja kolej się wykazać na przesłuchaniach, trzymajcie kciuki! — Wykonuje wspomniany gest, po czym szybko się oddala w obawie, że nie zostanie dostrzeżona i ktoś inny wejdzie za nią.

Kto jak kto, ale wydaje mi się, że ona powinna dostać jakąś rolę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro