Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 36

EDD


Elena BD <3: Przepraszam, że tak nagle zniknęłam \(TAT)/

Elena BD <3: Net mi się skończył

Elena BD <3: Edd?

Edd B) <3: Mogłaś chociaż wysłać SMS-a.

Edd B) <3: Cokolwiek.

Elena BD <3: Wiesz, że jestem biedna no (.-. )3

Elena BD <3: Edd...?

Elena BD <3: Halo?

Elena BD <3: Edzik?

Elena BD <3: Skarbie...?

Edd B) <3: XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

Ledwie powstrzymuję się od śmiechu na widok przychodzących wiadomości. W obecnym towarzystwie powinienem zachować powagę... i zapewne nie pisać z moją dziewczyną, ale cóż poradzić, gdy się nie widzimy przez pewien czas, tylko to nam pozostaje. Nadal nie wierzę, że tak łatwo uwierzyła w moją obrazę.

Elena BD <3: ...Jesteś okropny <(u-u)> Widzę, nauczyłeś się wreszcie korzystać z emotek (._.)/\  *to coś bije brawo, jakbyś nie widział*

Przewracam oczami z uśmiechem. Ta to zawsze musi coś zmyślić z nawiasów i przypadkowych znaków. Nie istnieje dla niej możliwość: "którejś emocji nie da się wyrazić na klawiaturze".

Edd B) <3: Dla tej sytuacji to była konieczność. Gdybym napisał "Jestem wielce rozbawiony tym, że nabrałaś się na mój żart.", to ty zaczęłabyś się śmiać ze mnie.

Elena BD <3: /(>v<)\  Jak ci mijają super wakacje beze mnie?

Edd B) <3: Świetnie, już poznałem jakąś ładną Hiszpankę...

Elena BD <3: Jasne, jasne... Gdybyś naprawdę taką poznał, to byś mi nie powiedział (L-3-)L Ty to lepiej pisz rozdział, a nie jakieś Hiszpanki w głowie (^v^)->---- *trzyma w ręku miecz, jak coś*


Kręcę głową z uśmiechem. Ona jest po prostu niemożliwa. Wciąż nie wierzę w to, że tak nam się układa, mimo wszystko.


Drogi Autorze mojej opowieści!

Czuję, że w moim życiu nastąpił pewien zwrot akcji. Cieszę się, że wreszcie udało mi się zaryzykować. Elena, która od dłuższego czasu mi się podoba, została moją dziewczyną, a książkę pisze mi się szybciej, jak nigdy dotąd! Choć przyznam, że czasem można zgłupieć...

Bo nadal wiele osób uważa, że jestem emo.

Ale i tak, wielkie dzięki.

Miałbym jeszcze jedną prośbę, taką malutką... Chodzi o Shane'a i Casie. Oni są tacy świetni! Zawsze mi pomagali, nawet gdy próbowałem się od nich odsuwać. Nie w każdej sytuacji pojmuję ich zachowanie, ale mimo starań nienawiązania z nimi więzi, bardzo ich polubiłem!

Myślę, że oni zdecydowanie zasługują na swój happy end.

Epicki, genialny happy end.

Taki no wiesz... happy end, że happy end!

Co ty na to?

W końcu: Najczarniejsze scenariusze siedzą tylko w twojej...

...No dobra, co ty kombinujesz?

Wiem, że ja zawsze utrudniam życie moim postaciom, ale to nie to samo! No... Może to całkiem podobne, ale rozumiesz... Jak już ktoś musi ucierpieć, to może ja zamiast nich? Ich happy end w zamian za mój?


Wzdycham.

Póki co, nie ma ukrywać, jest trochę powodów do obaw.

W końcu programu się nie wstrzymuje od tak sobie. Ostatnio nastąpiło trochę komplikacji. Zacznijmy od kwestii Masek. Zapytacie pewnie: "Kim lub czym są ów Maski?". Otóż w gronie osób odpowiedzialnych za "Bitwę o czas" tak się mówi na dwójkę anonimowych postaci, które na własną rękę wkroczyły w sferę ostatniego odcinka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu niejeden fan popędził w teren w poszukiwaniu swoich idoli. Jednak tamta para, oni byli zupełnie inni. Oboje ubrani tak, jakby nie chcieli zostać dostrzeżeni, a już na pewno nie rozpoznani, przy czym nie uchodzi wątpliwości, że chłopak filmował, bądź robił zdjęcia zawodnikom. Telefon, którego używał, dało się namierzyć tylko podczas dnia odcinka, potem zupełnie jakby wyparował. Od tamtego momentu ekipa ma wzmożoną czujność i próbuje dojść do tożsamości Masek. Działają razem? Czy może złączył ich tylko przypadek? Jakie są ich cele?

Profesjonaliści to jednak nie jedyni, którzy zajmują się tą sprawą. Dociekli widzowie tworzą ciekawe, intrygujące, a czasem i absurdalne teorie. Szkoda, że nie zastanawiają się nad własnym losem.

Aplikacja, do której tak chętnie się rejestrują — po co ona w ogóle jest? Mówi się, że można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, ale co jeśli można ich upiec tysiące? Ekipa ma wszystkich użytkowników jak na dłoni, z automatu otrzymują o nich informacje, badają ich psychikę głupimi testami, dochodzą, kto może im się kiedyś przydać, lub wręcz przeciwnie, zaszkodzić, a przy okazji na tych bardziej naiwnych zarabiają trochę grosza. W końcu to my chcąc, nie chcąc za niecałe dziesięć lat będziemy tymi, którzy będą pracować, tymi, którzy będą głosować w wyborach, tymi, którzy będą podejmować ważne decyzje, tymi, którzy będą ingerować w najważniejsze aspekty społeczeństwa.

Póki co, dajemy sobą manipulować przez jakąś głupią aplikację, to raczej nie wróży zbyt dobrze.

Wracając jednak do przyczyn przerwy w programie.

Istnieją drobne podejrzenia, że w ekipie jest jakaś wtyka. W tej kwestii posiadają najmniej informacji, ale próbują dojść do tego, czy te podejrzenia są słuszne.

Ostatnie, ale nie najmniej ważne dotyczy Dela. Jak wiemy, wygrał ostatni odcinek, w efekcie czego posiada teraz dwa zegarki. Po dłuższych obserwacjach stan chłopaka wydaje się być nie najlepszy. Póki co, śledząc jego poczynania, twierdzi się, że najprawdopodobniej to przemęczenie. Mimo wszystko, organizatorzy chcą mieć pewność. Dlatego też postanowiono wstrzymać się z odcinkiem, gdzie używanie większej ilości szans zegarka, w dodatku w kłopotliwych sytuacjach, może zakończyć się niezbyt dobrze. Lepiej po cichu przeanalizować sytuację. W końcu ta technologia będzie w przyszłości do dyspozycji ów organizacji...

Do przesadnie uporządkowanego pomieszczenia wchodzi drobna, niska, uśmiechnięta dziewczyna o bardzo długich włosach w odcieniu platynowego blondu. Zerka na zgromadzonych dużymi, brązowo-błękitnymi oczami.

— Mam nowe informacje odnośnie Dela. — Z uśmiechem kładzie pendrive'a na gładkim stole. Wyraz jej twarzy sprawia, że krzywię się nieco. U niej jednej radość jest dla mnie czymś nie na miejscu. Dziewczyna odbiera z satysfakcją kopertę, upewniając się, jaka jest jej zawartość. — Będzie na mazaczki — stwierdza zadowolona, po czym zaczyna machać "przesyłką" przed moją twarzą. — Też byś mógł takie super zielone cusie dostawać... — Widząc to, przewracam oczami. Wcale nie mam ochoty otrzymywać wynagrodzenia za śledzenie moich znajomych.

— No hej, co to za mina? Skoro już jesteś w takiej sytuacji, a nie innej, powinieneś czerpać z tego korzyści.

Co to za korzyści w porównaniu z bałaganem, do którego zostałem wciągnięty?

***

ELLA


— Co tam masz? — Shane do mnie podchodzi i zagląda w ekran czarnego komputera.

— Nic takiego... — odpowiadam, zdejmując słuchawki o tym samym, ciemnym odcieniu.

— Poważnie? A wygląda jak piosenka robiona w programie muzycznym — stwierdza niby to niewinnym tonem, co sprawia, że przewracam oczami rozbawiona. Potem siada po turecku na szarym fotelu, zakłada słuchawki na swoje uszy i posyła mi uśmiech, któremu, jak już od dawna wiem, nie jestem w stanie odmówić. Wzdycham, kręcąc głową, gdy do tego wyrazu twarzy dochodzi proszące spojrzenie. Niepewnie naciskam guzik na klawiaturze, a wtedy w uszach tego cwaniaczka rozbrzmiewa muzyka.

Shane giba się w rytm melodii, robiąc przy tym głupkowate miny. Mimowolnie chichoczę cicho. Potem opuszcza powieki, delikatnie unosząc kąciki ust. W jego wyrazie twarzy jest coś niezwykłego, szczerego. Od razu widać, że wciągnął się w świat muzyki zupełnie niepodobnej do tej, którą zazwyczaj gra wraz z zespołem. Przypatruję się mu, wszystkim drobnym gestom wskazującym na to, że moja wesoła twórczość w jakiś sposób mu odpowiada. Widzę to wszystko na własne oczy, a jednak wciąż nie mogę uwierzyć. Dostrzegam, jak niemo wymawia słowa piosenki, zapewne właśnie powtórzył się refren. 

Wkrótce zdejmuje słuchawki i zbiera się do wygłoszenia swojej opinii:

— Szczerze, na co dzień nie słucham takiej muzyki... — zatrzymuje się na chwilę. — Ale to co ty zrobiłaś naprawdę mi się podoba. To jest świetne! A zwłaszcza ten tekst! Kto to śpiewał? Czemu nie powiedziałaś, że też siedzisz w muzyce? — Zasypuje mnie falą entuzjazmu. Szczerze mówiąc, zupełnie nie wiem, jak na to odpowiedzieć. Może to dlatego, że nie chciałam, żeby ktoś pomyślał, że próbuję wepchnąć się do zespołu, lub gorzej, zastąpić kogoś. Cały czas boję się, że zostanę oceniona z góry, ale może to zbędne. Szukam wymijającej odpowiedzi, aby odejść od tego tematu.

Jest jedno wyjście.

— Wiesz, nie chciałam ci znowu dawać do zrozumienia, że umiem wszystko lepiej niż ty — stwierdzam zaczepnie z uśmieszkiem na twarzy. Shane w odpowiedzi prycha, unosząc kąciki ust.

— Taka prawda — kontynuuję rozbawiona.

— Nie — odpowiada.

— Tak. — Uśmiecham się szerzej.

— Nie.

— Tak.

— Nie. — Zakłada ręce.

— Owszem tak! — Tykam go w policzek, a wtedy on unosi brew z uśmieszkiem. Postanawiamy wyjść z oliwkowego, mimo obecności gościa, dość zabałaganionego pokoju, by skierować się do kuchni. Tam przygotowuję ciepłe napoje.

— Umiem... Wypić bardziej posłodzoną herbatę niż ty. — Wskazuje na przygotowane dla nas kubki: Mój z owieczką, który ma w środku tylko esencję i jego z kogutem, w którym oprócz torebki znajduje się trochę cukru. A on nadal o tym? Co za typ.

— I co ci z tego? Cukrzyca? — Nalewam do naczyń gorącą wodę, próbując opanować rozbawienie. Po jego błyszczącym spojrzeniu, domyślam się, że to nie koniec naszej gry.

— Umiem... Wypić herbatę szybciej niż ty. — Gdy to mówi, znacząco spoglądam na jego nadgarstek.

— Ciekawe dlaczego...

— Ej, dostałem ten zegarek, bo zasłużyłem — odpowiada, na co przewracam oczami. — Poza tym, bez niego też dam radę. — Uśmiecha się wyzywająco.

— Jasne — zaczynam przeciągle. — Możesz próbować mnie pokonać, ale wiedz, że jestem specem w tej dziedzinie. Żaden wrzątek mi nie straszny, mogę wypić pół litra w parę mi...

— Wygrałem. — Pokazuje pusty kubek. Cwaniak wykorzystał moje gadulstwo. Kręcę głową rozbawiona.

To mi przypomina, jak podczas jednego z naszych śledztw podpuścił Ethana. Ledwie powstrzymywałam się od śmiechu, kiedy mój przyjaciel z determinacją brał pięć pudeł ubrań (Jest to związane z jego nową pracą. Jaką? Tego się dowiecie w następnym odcinku!) z rzędu. W tym czasie ja miałam sprawdzić dni i godziny jego pracy (za nic nie chciał mi powiedzieć, żebym tam nie przychodziła z koleżankami). Dni powszednie nie licząc wtorku i piątku. W poniedziałki rano, a w inne dni po południu.

Istniały pewne podejrzenia odnośnie Ethana, ponieważ kiedy pisał z Shanem, nie będąc świadomym jego tożsamości, dobrze się z nim dogadywał. No i jest też dobry w sporcie. W dodatku widziałam na fanpage'u przesłuchań, że jest nimi zainteresowany. Czy faktycznie na nich był? Nie wiem. Koniec końców udział w programie mógłby być dla niego jakimś sposobem na zarobek...

Dzięki temu, że teraz odcinki "Bitwy o czas" to zapychacze w formie wywiadów z członkami ekipy, dochodzeń odnośnie różnych teorii, czy odtwarzania najlepszych scen z tych odcinków, które już powstały, mamy więcej czasu na nasze próby odkrycia tożsamości Dela i Hamulca.

Kiedy dopijam herbatę, udajemy się na przejażdżkę rowerową. Dziś na zewnątrz jest dość chłodno w porównaniu z pierwszymi dniami wakacji. Przemieszczamy się równym tempem po gładkich ścieżkach, a obok nas porasta niska, zielono-złocista roślinność. Słońce chowa się za niepozornie wyglądającymi chmurami... Może nawet zbyt niepozornie. Oby nie padało. Moje brązowe, kręcone włosy mimo iż są związane, mają w swoich szeregach parę buntowników, które wpadają mi do ust.

— A ja... Ja za to mogę związać włosy w kucyka. — Postanawiam wrócić do naszej gry. Nic na to nie poradzę, że zachowanie Shane'a w naszej sprzeczce jest takie zabawne... trochę też słodkie, ale skupmy się na "zabawne".

— Też byłbym w stanie, ale tego nie robię, bo wyglądałoby to kijowo — odpowiada niby z dumą. Przez chwilę próbuję sobie to zobrazować, po czym chichoczę cicho.

— Ja za to umiem jeździć na rowerze, puszczając jedną rękę. — Prezentuje mi przez dłuższy czas.

— Brawo! To chyba umie każdy po ukończeniu podstawówki! — mówię ze sztucznym entuzjazmem, a potem jadę chwilę bez trzymanki. Shane uśmiecha się pod nosem.

— A ja... Mogę nosić sukienki! — rzucam pierwsze, co mi przyjdzie do głowy.

— Gdyby była taka potrzeba, też bym włożył. — Uśmiecha się do mnie, zabawnie unosząc brwi, przez co wybucham śmiechem. Z jakiegoś powodu to mi przypomina, gdy kontynuowaliśmy śledztwo na warsztatach teatralnych w trybie incognito. Skończyliśmy na scenie, gdyż zostaliśmy przyłapani przez Jace'a. Nie będąc mistrzami performance'ów, skończyliśmy jako tramwaj Shane i przypadkowe postacie odgrywane przeze mnie. Niezły kabaret, ale było warto, bo mamy w gronie uczestników parę podejrzanych...

— Za to ja umiem powiedzieć więcej na jednym tchu niż ty! — stwierdzam z udawaną dumą.

— Nie sądzę, sprawdźmy to.

Gdy zjeżdżamy po wyboistej drodze, z naszych ust wydobywa się długie, drżące "aaa". Wkrótce jednak zapasy Shane'a się kończą i gdy w końcu bierze parę głębokich wdechów, wygrywam tę konkurencję.

— Gdzie ty przetrzymujesz to całe powietrze? — pyta rozweselony.

— Wiesz, że ze mnie straszna gaduła. Jestem po prostu wyćwiczona w jego magazynowaniu — odpowiadam na wpół serio, a wtedy na jego twarz wpływa rozbawienie.

— O! A więc ja potrafię dłużej być cicho niż ty — dodaje.

— O nie, nie... Jak chcę, mogę być cicho! — stwierdzam grubszym tonem.

Chłopak od tamtego momentu już się nie odzywa. Jedziemy przez jakiś czas, nie wymieniając między sobą nawet słowa. Shane jakby nigdy nic spogląda przed siebie skupiony na drodze lub myślach, które krążą po jego głowie, a musi być tego całkiem sporo. W pewnym momencie na moje usta same cisną  się słowa... Chyba jednak nie potrafię być cicho.

— No dobra. Wygrałeś. — Gdy to mówię, na twarz Shane'a wkrada się uśmieszek. — Ale za to... — Zaczynam w głowie szukać czegoś, co nie pasuje do jego zachowania. Teraz muszę z nim wygrać, gdzie mój honor! — Umiem lepiej podrywać niż ty.

— Jakbym chciał, to umiem. Ale nie lubię tych wszystkich tanich zagrywek...

— Ach tak? — Mrugam oczami z uśmiechem, jakby wpadło mi coś do oka.

— Ach tak... — Nieznacznie unosi kąciki ust, zaczesując włosy do tyłu.

— Ach tak? — Uśmiecham się szerzej, zakręcając kosmyk na palcu.

— Ach tak... — Wpatruje się we mnie, przygryzając dolną wargę. Wtedy nieumyślnie zaciskam hamulec i wywracam z czerwonego roweru.

No dobra, umie, a przynajmniej dla mnie. Ale to nie fair, bo w moich oczach wszystko co robi, wygląda minimalnie trzy razy lepiej. Tak przynajmniej twierdzi Connor.

Zastanawia mnie, o czym Shane wtedy myślał. Przecież nie jest aktorem, jak znam życie, musiał sobie w głowie zainscenizować jakąś sytuację. To chyba najlepsza technika, żeby dane zachowanie wyglądało naturalnie, nawet jeśli takie nie jest.

— Nic ci nie jest? — Schodzi ze swojego szarego pojazdu i nachyla się nade mną przejęty, jednak zarówno też rozbawiony.

— Tak, po prostu... — Wstaję i otrzepuję kolana, robiąc wyszczerz. — Chciałam ci pokazać, że umiem się potykać lepiej niż ty.

— O tym to możesz pomarzyć — śmieje się. — W tym akurat jestem ekspertem. Potrafiłem się wywrócić tuż przed jurorami podczas przesłuchań do serialu.

— Mówisz? — Gdy Shane kładzie dłoń na piersi, unoszę kąciki ust.

— Dobra, dosyć tego. Trzeba w końcu rozstrzygnąć naszą grę. — stwierdza z udawaną stanowczością. — Czy umiesz zrobić potrójne salto do tyłu i szpagat?

— Nie... — Spoglądam na niego wybałuszonymi oczami.

— Ja też nie. — Z uśmiechem wystawia rękę w moją stronę aby przybić żółwika. Odwzajemniam jego gest, śmiejąc się. Potem ruszamy dalej na swoich rowerach, w końcu czeka nas dziś kolejne dochodzenie.

Naprawdę lubię te nasze wspólne śledztwa, za każdym razem spotykają nas jakieś dziwaczne przygody i można się poczuć jak bohater książki detektywistycznej. Kiedy już odkryjemy tożsamość wszystkich graczy, mam wrażenie, że pozostanie po tym pustka. Będzie mi brakować wołania "Do Shane-mobilu!", choć tak naprawdę nigdy nie pozwoliłam mojemu wspólnikowi tak ochrzcić naszego wózka sklepowego i za każdym razem powtarzam mu, że tak się nie nazywa. Będzie mi brakować głupkowatych akcji, wspólnego ślęczenia nad moimi kolorowymi notatkami, nawet przeszukiwania komentarzy z pytaniami zadawanymi w odcinku specjalnym.

Boję się, że po poznaniu prawdy, nasza więź już nie będzie taka sama.

***

CASIE


— Halo? — Słyszę głos po drugiej stronie słuchawki.

— Cześć, Shane. Tak się zastanawiałam czy nie poszedłbyś dziś wieczorem do kina ze mną... Eddem i Eleną? — Robię wyszczerz, mimo iż chłopak nie może tego zobaczyć. Zastaje mnie krótka cisza.

— Jaki film? — pyta w końcu.

— Tytułu nigdy nie jestem w stanie zapamiętać. Coś tam z gwiazdami i spadaniem... W każdym razie! To musical, na który...

— Nie. — Bardzo chciałam pójść.

— Ale...

— Nie.

— No weź! Proszę cię! Niby Edd i Elena powiedzieli, że mogę się z nimi wybrać, ale nie chcę być jak trzecie koło u wozu... — usiłuję go przekonać. Shane milczy przez dłuższy czas. Wkrótce z jego ust wydobywa się westchnięcie.

— No dobra, niech będzie. Ale jeśli bohater zacznie śpiewać przez całą piosenkę imię swojej "ukochanej", wychodzę. — Słysząc to, przewracam oczami z uśmiechem.

— Tak, tak... — I tak nie miał wyboru, już kupiliśmy mu bilet.

**

Znajdujemy się w środku budynku, oczekując, aż nasze bilety zostaną sprawdzone. Muszę przyznać, że to miejsce jest całkiem klimatyczne. Plakaty filmów na ciemnych ścianach, które są podświetlone, czerwony dywan prowadzący do wejścia sal, unoszący się w powietrzu zapach popcornu... Tak, to wszystko zdecydowanie działa na korzyść placówki.

Zerkam kątem oka na Elenę i Edda. Ona ma na sobie szarą, rozkloszowaną spódnicę i ładną, zwiewną bluzkę. Wygląda w tym naprawdę dobrze. Delikatnie ściska rękę swojego chłopaka niby standardowo ubranego na czarno, jednak jest w tym dziś coś innego. Dwójka posyła sobie uśmiechy.

— Jesteście razem tacy uroczy... — komentuję, opierając dłonie na ich ramionach.

— Na to się mówi "związek" — ostatnie słowo El mówi bardzo powoli. — Wy też moglibyście tego spróbować. — Spogląda znacząco na mnie i Shane'a.

— Że co? — Lekko zmieszana odsuwam się kawałek od pary, przy okazji wpadając na przypadkowego człowieka. Przepraszam go cicho, po czym znów spoglądam na przyjaciółkę.

— Już instruuję: Ty, Shane jako chłopak powinieneś zacząć... — kontynuuje Elena.

— Co? — wtrąca się na dźwięk swojego imienia.

— Słuchaj, robisz tak: Podchodzisz do niej, najpierw trochę się wahaj, ale nie za długo, bo pomyśli, że jest z ciebie jakiś tchórz. Zbliżasz się trochę, ale nie za bardzo, żeby jej nie spłoszyć i wtedy pytasz ją, czy wybierze się z tobą na randkę. Potem, Casie wkraczasz ty. Uśmiechasz się słodko, możesz trochę pouciekać wzrokiem, żeby wszystko nie poszło zbyt łatwo, ale ostatecznie się zgadzasz. I bum! Mamy to. Potem możecie chodzić na romantyczne spacery, śmiać się razem, trzymać się za ręce, obejmować i w ogóle te wszystkie fajne rzeczy. A potem, gdy ty, Shane jesteś już pewien, że ona jest pewna, że ty jesteś pewien i ona jest pewna, że chcecie być razem, pytasz ją: "Czy zostaniesz moją dziewczyną?" — wypowiadając kwestię chłopaka, obniża ton. — A ty wtedy, Casie odpowiadasz "tak!". — mówiąc "moje słowa", zmienia głos na dość piskliwy. — Przetestujcie kiedyś. — Układa pistolety z dłoni, robiąc wyszczerz. Co to za jakaś wymyślna teoria? Moja przyjaciółka zamierza napisać poradnik miłosny czy jak?

— Edd, nic na to nie powiesz? — odzywa się Shane.

— Eleno, Eleno... Po co to wszystko? — Zerka na swoją dziewczynę z udawanym wyrzutem. — Przecież oni już są na randce — dodaje z uśmiechem.

— I ty, Brutusie przeciwko mnie? — mówi mój "wybranek", a wtedy para przybija sobie piątkę, śmiejąc się. Chwilę później nasze bilety zostają sprawdzone i wchodzimy na salę.

Zajmujemy miejsca na wygodnych, ciemnogranatowych fotelach w kolejności: Edd, Elena, ja i Shane.

Po tym jak na ekranie kończą się zapowiedzi filmów, reklamy pełne kolorów i uśmiechów typu "Tak na prawdę na oczy nie widziałem tego produktu, polecam go, bo mi za to płacą", na sali całkowicie gaśnie światło i rozpoczyna się seans.

Pierwsza scena toczy się w nocy. Główny bohater o blond włosach i błękitnych oczach nuci coś sobie pod nosem. Wkrótce dołączają do niego inni, zbiera się cała masa ludzi, którzy śpiewają razem i wykonują imponujący układ choreograficzny.

Niespodziewanie czuję, że Shane zbliża się do mojego ucha, przez co momentalnie przechodzi mnie dreszcz. Co on kombinuje?

— Normalnie to by ich policja przymknęła za naruszanie spokoju o takiej porze... — komentuje cicho, a ja przewracam oczami z uśmiechem. Ten na długo nie pozostaje bez komentarza — Widzisz tam w tle? Przypadkowo uchwycili jednego kamerzystę, a tam dalej...

— Próbuję oglądać film. — Usiłuję zachować powagę, lecz to bardzo trudne. Dostrzegam kątem oka, jak w każdej chwili Shane jest gotowy wtrącić swoje trzy grosze, co wprawia mnie w rozbawienie.

Akcja toczy się dalej. Fabuła nie jest zbyt skomplikowana czy oryginalna, aczkolwiek przyjemna w oglądaniu. Główny bohater przypadkowo wplątał się w porachunki dwóch gangów, w tym czasie poznaje delikatną i ułożoną dziewczynę pochodzącą z bogatej rodziny. Jak można się domyślić, zakochują się w sobie, jednak wydarzenia wciąż działają przeciwko nim.

— Serio myślisz, że ten typ jest też taki przystojny w rzeczywistości? —  Ironicznie mówi mi do ucha Shane, wskazując na głównego bohatera. Zerkam na ekran. Blond włosy czy niebieskie oczy, nic nie jest w stanie zatuszować charakterystycznego spojrzenia i pieprzyka na policzku.

— Ten aktor ma na imię Jace i jest przystojny zawsze... — stwierdzam z uśmiechem, a on teatralnie przewraca oczami.

Wkrótce następuje jedna z kluczowych scen. Bohater imieniem John przechadza się samotnie ulicami, wracając z potajemnego spotkania ze swoją ukochaną. Spogląda na rozgwieżdżone niebo i zaczyna śpiewać swoją solową piosenkę o miłości. Nieraz powtarza imię swojej ukochanej, pytając los, czemu musiał ją spotkać w takich, a nie innych okolicznościach.

— Dobra, mogę już iść — stwierdza Shane, ale zatrzymuję go, ciągnąc za rękaw. Czochram jego włosy, które teraz razem z głową spoczywają na moim ramieniu.

— Tyle już wytrwałeś, dasz radę do końca — tłumię śmiech.

W spokoju oglądam dalszą część filmu, ale jest jakoś dziwnie cicho... Zerkam w stronę głównego komentatora. Ten jedynie z uśmiechem patrzy przed siebie, jakby nigdy nic. Nagle historia z ekranu go zaciekawiła? Wtedy zdaję sobie sprawę, że od dłuższego czasu przeczesuję włosy przyjaciela, którego głowa spoczywa na moim ramieniu. Momentalnie się odsuwam, a kiedy ten zdezorientowany mało co się nie wywraca, chichoczę cicho.

Wkrótce dochodzi do finałowej sceny. Główna bohaterka chce oddać wszystkie swoje pieniądze ukochanemu, aby mógł spłacić swój dług u gangów, a on nie chce się na to zgodzić, wiedząc, że po tym, jak zaczęła żyć na własną rękę, spotka ją bieda. Po pełnej emocji wymianie zdań dziewczyna całuje go, a gdy ten się jej poddaje, ona wkłada banknoty do kieszeni jego torby i prędko się z nim rozstaje. Przecież wiedziałam od połowy filmu, że tak będzie... Głupi banał. To było...

— Ty płaczesz? — Shane zerka w moją stronę.

— Nie... — Odwracam wzrok. Wcale nie mam ochoty pokazywać mojej słabości osobie, która cały seans spędziła na spłycaniu historii filmu.

— Tak mówisz? Pokaż... — Delikatnie kieruje moją głowę w jego stronę, chwytając mój podbródek w dwa palce.

Dopiero wtedy oboje zdajemy sobie sprawę z nikłego dystansu między nami. Jego intensywne, zielone spojrzenie wpatruje się w moje oczy przez dłuższy czas. Słupieję zupełnie oniemiała. Niespodziewanie w moim mózgu włącza się tryb awaryjny: skrupulatnie wszystkie myśli zostają wyrzucane, wnętrze jest w kompletnym chaosie i następuje przegrzanie systemu. Kiedy Shane przygryzając dolną wargę przenosi spojrzenie na moje usta, żyję nadzieją, że nie widzi w ciemnościach kina, jak moja twarz robi się cała czerwona. Zbliża się jeszcze odrobinę, udowadniając, że milimetry nie muszą być mało znaczącą odległością, a wtedy...

— Popełniasz błąd! — woła bohater z filmu. Najwidoczniej odnalazł swoją ukochaną i chce ją przekonać do swoich racji.

Wtedy Shane odsuwa się jak oparzony i oboje wbijamy się w fotele, niczym Błysk podczas odcinka specjalnego, gdy wyświetlono jego wypowiedź o Stopklatce na ekranie. Ustawia rękę tak, aby nie było widać wyrazu jego twarzy.

Zerkam w bok. Dostrzegam, że Edd i Elena nieprzejęci wołaniem bohatera łączą ich usta w delikatnym pocałunku. Gdzieś nieopodal inna para robi to samo, można dostrzec takich ludzi w każdym kącie sali. Mam ochotę zapaść się pod ziemię.

To wszystko jest zbyt przytłaczające.

— Płakałaś. — Gdy słyszę ciche słowa Shane'a, przewracam oczami z uśmiechem.








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro