Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 31.2

CASIE


"Weź deskorolkę i przejedź na niej kawałek, trzymając się pędzącego motoru".

"Zadanie zostało anulowane".

Anulowane? Tak samo z siebie? Z takim przypadkiem się jeszcze nie spotkałam... Swoją drogą, może to i lepiej.

"Zniszcz trzy ukryte kamery".

Da się zrobić.

Przemierzam ciemną uliczkę oświetloną jedynie rażąco białym światłem latarni, jakby fleszami nacelowanymi na celebrytów kroczących po czerwonym dywanie. Rozglądam się pobieżnie w poszukiwaniu moich celów.

Tu nie widzę nic, tam też...

Bez sensu.

Jak ja mam znaleźć tak drobne elementy w miejskiej dżungli?

Jest jedna osoba, która miałaby to wyzwanie w małym palcu. Skontaktowanie się z nim w tym momencie byłoby bardziej niż absurdalne.

"No cześć, Shane! Tak się składa, że właśnie jestem na wizji i potrzebuję znaleźć trzy ukryte kamery, pomógłbyś mi...? Tak, tak, jestem Stopklatką, jakoś ten szczególik mi umknął, przecież to nieważne! Ale nie martw się, to nic poważnego, tylko mam zegarek zatrzymujący czas!".

Ta, to zdecydowanie nie brzmi zbyt dobrze.

A więc co mi pozostaje zrobić? A raczej, co on by zrobił w takiej sytuacji? Staram się tymczasowo przestawić na jego tok myślenia. Czym jego sposób postrzegania rzeczywistości różni się od innych?

Spoglądam na otoczenie z zupełnie innego punktu widzenia. Teraz nie widzę przed sobą obiektów codziennego użytku, a zbiór elementów.

Nie widzę znaku STOP, a dodatkową, migającą dawkę czerwieni na polu o tej samej barwie.

Bingo.

Podbiegam do celu, macham do kamery, szczerząc się, po czym zabieram przedmiot i dobijam go serią silnych uderzeń stopą porównywalnych do tych, gdy mama woła mnie parokrotnie na obiad z myślą, że nie usłyszałam, więc próbuję jej dać o tym znać karykaturalnie głośnymi krokami stawianymi na schodach. Kiedy już dokładniej wiem, jak wygląda poszukiwany przedmiot, będzie mi go łatwiej wypatrywać.

Nie widzę szarego budynku, a szarą, chropowatą przestrzeń, na której jest przylepiony lepki, różowawy element. To guma do żucia.

Nie widzę słupa z ogłoszeniami, a zbiór kolorów, w którym ukrywa się przezroczyste, czarne kółeczko. No i mamy kolejne.

Robię głupkowatą minę do kamery, po czym traktuję ją jak jej poprzedniczkę. Jeśli będę mieć czas, wyprawię im ładny pogrzeb.

Nie widzę balustrady balkonowej, a czarny, gładki element, na którym od czasu do czasu przebłyskuje drobne światełko. Jeśli zacznę się wspinać teraz, powinnam zdążyć.

To trochę ryzykowne, ale ma szansę się udać.

Do tej pory pamiętam, jak mając około dziesięć lat, postanowiłyśmy z Eleną dostać się do jej domu przez balkon. I prawie nam się to udało! Z tym że akurat policja przejeżdżała obok... A my musiałyśmy się tłumaczyć, że włamujemy się do mieszkania jednej z nas. Na to wspomnienie kręcę głową rozbawiona.

Cóż, tym razem balkon jest trochę wyżej i nie mam pomocy mojej przyjaciółki.

Dam radę, tylko muszę zachować spokój.

Krótko analizuję, co powinnam zrobić, aby dostać się do wyznaczonego celu. Najpierw wspinam się na pobliskie drzewo, by przejść po nim do balkonu na najniższym piętrze. Prościzna, zupełnie jak włamanie do domu Eleny. Opieram dłonie na biodrach w zadowoleniu.

Teraz "tylko" ta najtrudniejsza część.

Trzeba się dostać na piętro wyżej.

Usiłuję utrzymać równowagę na balustradzie, a fakt iż ktoś zaprojektował ją tak, aby miała ona kształt wydłużonego walca, jedynie utrudnia wykonanie zadania. Po co ów osobnik wymyślił to w ten sposób? Przecież przez to...

A, trudniej się włamać, rozumiem.

Zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie wspomniany design nie został stworzony z tą myślą, ale i tak szanuję.

Prędko łapię się podłoża balkonu wyżej i czuję, jakby coś mnie próbowało rozerwać na strzępy.

Nie mam wystarczającego wzrostu aby nadal móc spokojnie trzymać stopy na balustradzie. Ostatecznie kończę, zwisając na drugim piętrze. Ręce zaczynają drżeć, a ja przez chwilę staram się głęboko oddychać. Mam wrażenie, jakby obraz przed oczami mi się zamazywał.

Muszę wziąć się w garść. Usiłuję się podciągnąć, żeby dotknąć nogami podłoża od balkonu, na którym podtrzymuję się rękami. Moje ciało trzęsie się, jakby kazano mi przebywać na Biegunie Północnym w krótkim rękawku, a jednak zalewa mnie fala gorąca.

Po krótkim wysiłku ostatecznie udaje mi się. Już stoję, kurczowo trzymając się balustrady. Widząc, że zostaje mi parę sekund, a ja nie mam za bardzo sposobu na bawienie się w zatrzymywanie czasu, bez namysłu puszczam się jedną dłonią, by rzucić kamerą o ziemię. Gdy w ostatniej chwili dochodzi mnie odgłos zwycięstwa, a'la dzwonek informujący o przyjściu SMS-a, zaczynam się śmiać do siebie jak głupia. Bez zastanowienia schodzę na asfalt, zupełnie jakbym robiła to setki razy, by dopiero na miejscu zdać sobie sprawę, że to mogło się dla mnie źle skończyć.

Podpieram ścianę, ciężko oddychając.

Muszę się jakoś odwdzięczyć Shanowi za jego nieświadomą pomoc. Podzielę się z nim ciastkiem, czy coś...

Nie zdążam na chwilę odetchnąć, a przede mną już wyświetla się następne wyzwanie. Świetnie.

"Stój tam, gdzie stoisz".

Czas zaczyna się odliczać. W ogóle mi to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie, ale czy to trochę nie zbyt banalne zadanie?

Wzruszam ramionami i nie ruszam się z miejsca. Po krótkim czasie widzę biegnącego Błyska. Już mam unieść rękę, by mu pomachać, gdy ten niespodziewanie znajduje się tuż przede mną. Zszokowana wbijam w niego wzrok. Przywiera moje dłonie do ściany, przytrzymując je swoimi, które zdają się nieco drżeć.

Kiedy usta Błyska na chwilę stykają się z moim czołem, momentalnie zamieram. To w połączeniu z minimalnie dzielącym nas dystansem i dotykiem jego dłoni tworzy mieszankę wybuchową. Nie muszę siebie widzieć, żeby być świadoma, jak moją twarz zalewa fala czerwoności. Bez żadnego uprzedzenia w moim umyśle ogłoszono stan krytyczny, panuje tam jeden wielki chaos i pustka jednocześnie. Kiedy się odsuwa, spoglądam na niego oszołomiona.

— Ale jak? Czemu ty... — dukam, ale wkrótce otrzymuję odpowiedź.

W formie dzwonka.

No oczywiście...

— Wybacz — mówi do mnie zmieszany, po czym prędko się oddala. Odprowadzam go wzrokiem, ale wtedy zdaję sobie sprawę, że moje wyzwanie już zostało zaliczone i pokazuje się kolejne.

"Złap Błyska za rękę i biegnij z nim do celu".

Wygląda na to, że widzowie chcą nas oglądać razem.

Używam zegarka, by dogonić chłopaka, a gdy znów przywracam czas do normalności, dochodzi mnie charakterystyczny odgłos zwycięstwa niczym z płyty od fizyki załączonej do podręcznika podczas zaznaczenia poprawnej odpowiedzi na pytanie.

Coś czuję, że ten dźwięk nie opuści mnie na długo.

Gdy Błysk to słyszy, nie zadaje żadnych pytań i po prostu biegniemy dalej.

Po drodze przelotnie zauważam chłopaka ubranego w ciemną bluzę i chustę. W bezruchu celuje na nas telefonem. Nie zdążam jednak mu się przyjrzeć dokładniej, gdyż mój towarzysz nie zatrzymuje się ani na sekundę.

Wkrótce znajdujemy się koło opuszczonego budynku. Wygląda jakby już dawno temu wyszedł z użytku. Kiedy Błysk otwiera przede mną drzwi, znów słyszę odgłos dzwonka.

Poważnie, nawet z tego musieli zrobić wyzwanie?

Zawodnik przeprowadza mnie przez próg, trzymając na rękach — dzwonek.

Kiedy mnie stawia na ziemi, obejmuję go ramieniem — dzwonek.

Siadamy tuż obok siebie na skrzypiącym łóżku — podwójny dzwonek.

Kładę rękę na jego kolanie — dzwonek.

Dotyka mojej dłoni własną— dzwonek.

Szczerze? Kompletnie nie wiem jak się czuć. Z jednej strony "zbliżamy się" do siebie z każdym jednym wyzwaniem, co sprawia, że moje ciało się spina. Z drugiej strony, oboje dobrze wiemy, że te wszystkie gesty nie wychodzą od nas. To życzenia naszych fanów, o czym nas dodatkowo uświadamiają nieustające dzwonki.

Widzowie najwidoczniej postanowili odejść od idei odcinka o wykonywaniu nietypowych wyzwań. Tworzą własny scenariusz, bieg wydarzeń, który chcą, aby wszedł w życie. Podczas gdy mnie i Błyska starają się upchnąć jak najbliżej siebie, Hamulec i Del mają wzajemnie się mścić na sobie za coś, co niekoniecznie jest tego warte.

Nasze emocje w tym momencie się nie liczą, staliśmy się najzwyklejszymi marionetkami w rękach setek czy tysięcy osób.

Kiedy Błysk zdejmuje chustę i przesuwa dłonią po moim policzku, dobrze wiemy, jakie jest nasze następne wyzwanie.

W momencie, gdy powoli zmniejsza między nami dystans, znów zaczynają mi towarzyszyć skrajnie różne uczucia. Dość nerwowo przerzucam spojrzenie z jego oczu na usta.

— Naprawdę chcesz to zrobić? W ten sposób? Tak teraz? — dukam jedynie.

Ten przez chwilę się nie odzywa i zbliża się jeszcze kawałek. Momentalnie nasze czoła się stykają, a on odpowiada:

— W ogóle. Totalnie nie — odpowiada, jakby właśnie spadł z niego wielki ciężar. Od razu dostajemy głupkowatego napadu śmiechu. — To by było takie sztuczne...

W odpowiedzi wydymam usta jak ryba, robiąc zeza zbieżnego, po czym oboje padamy na materac, nadal nie mogąc opanować rozbawienia. Kiedy cichniemy, nasze spojrzenia stykają się na dłuższą chwilę, zupełnie jakbyśmy rozumieli się bez słów. Posyłamy sobie uśmiechy.

— Jesteś dla mnie ważny, wiesz? — mówię, a gdy Błysk już otwiera usta, by coś odpowiedzieć, dochodzi nas dźwięk niczym wyjęty z negatywnego guzika jurora talent show. To miał być znak, że wyzwanie zostało niezaliczone, jednak w tym kontekście sprawiło, że znów zaczynamy się śmiać. — Coś czuję, że zaraz widzowie dadzą nam wycisk za nasze występki — dopowiadam jeszcze.

— Też tak myślę. — Uśmiecha się do mnie szeroko, co sprawia, że odczuwam wewnętrzne, miłe ciepło.

**

Jesteśmy już po wyzwaniu i szczerze przyznam, że słowa moje i Błyska totalnie się sprawdziły. Nawet raz dostałam komunikat "Weź odpadnij z programu :)", więc wygląda na to, że część fanów była bardzo niepocieszona naszym zachowaniem.

Ojej, co ja teraz pocznę... Uwaga, używam sarkazmu.

A niech to, zostały mi jeszcze resztki z Shanowego myślenia.

Chociaż może w tym wypadku to jeszcze nie najgorzej, w końcu nie da się dogodzić wszystkim. A już na pewno całej rzeszy widzów. Siedzimy na naszych ulubionych miejscach, opowiadając pokrótce, co nas spotkało. Szczerze mówiąc, nie jestem pewna, czy Del i Hamulec pogodzili się ze sobą tak naprawdę, czy tylko robią dobrą minę do złej gry.

Delete postanowił podzielić się swoją teorią na temat tego, jak mogła działać mechanika dzisiejszego odcinka. W tej sprawie jesteśmy równie nieświadomi jak widzowie, o ile nawet nie mniej. Nie znam się na zaawansowanej technologii, ale jego teoria brzmi całkiem możliwie jak na mój tok myślenia.

Twierdzi, iż być może istnieje mniej zaawansowana, aczkolwiek bezprzewodowa aparatura do "zmieniania" nas w bohaterów odcinka. Kiedy już zostaliśmy odpowiednio przygotowani, zostaliśmy wypuszczeni w teren, a nasz wygląd jest przykryty, jak to on nazwał w bardziej ludzki sposób, "cyfrową powłoką". Natomiast napisy przed oczami to sprawka naszych hełmów, które również były w formie bezprzewodowej.

Cóż, ta teoria jest dość skomplikowana i być może niegłupia.

Ale czy prawdziwa?

To zapewne pozostanie między twórcami odcinka.

Niespodziewanie do pomieszczenia wparowuje Albert wraz z anonimowym kamerzystą.

— Witajcie, moi drodzy zawodnicy! Tak się składa, że mamy wyniki wyzwania. Już zdążyliście się wzajemnie wyściskać? Bo niestety, wkrótce jeden z was będzie musiał opuścić nasz program.

Momentalnie wszyscy się prostujemy.

To właśnie ta chwila, w której ktoś z nas odejdzie, pozostawiając po sobie pustkę.

Po tym wszystkim, nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że za tydzień może zabraknąć uśmiechu Błyska, zbyt celnych komentarzy Dela, czy nawet docinek Hamulca.

Chyba że to właśnie mnie zabraknie.

Spoglądamy na Alberta... wyczekująco?

W sumie to zupełnie nietrafne określenie.

Tak naprawdę mam ochotę zatrzymać czas, choć wiem, że to nic nie zmieni.

— Del... — zwraca się do niego prowadzący. Ten słysząc swój pseudonim, momentalnie sztywnieje. Widzę, jak zaciska dłonie w pięści.

— Otrzymałeś najwyższy wynik, gratuluję. Zostajesz w programie, a co więcej, należy ci się umiejętność zegarka zawodnika, który przegrał... — Albert posyła mu biały uśmiech, a Del wydaje okrzyk radości. Na ten widok nieznacznie unoszę kąciki ust.

Nie trwa to jednak długo, bo po chwili dochodzi mnie moje "imię".

— Stopklatko...

Niekontrolowanie trzęsę nogą.

— Muszę to powiedzieć, ale niestety, albo stety... — No oczywiście, trzymanie w napięciu przede wszystkim. — Również zostajesz w programie! Gratuluję!

Del wyciąga dłoń w moją stronę, a ja nie mogę się powstrzymać, by nie przybić z nim piątki.

A więc odpadnie albo Błysk, albo Hamulec.

Zestresowana spoglądam na pozostałą dwójkę.

— A ostatnią osobą zakwalifikowaną do następnego odcinka jest...

Wlepiamy wzrok w mężczyznę.

— Błysk lub Hamulec.

Opuszczam ramiona poddenerwowana. Ten człowiek widać zna się na swojej robocie, w końcu wszyscy prowadzący zawsze dają wymijające odpowiedzi do ostatniej chwili. Ciekawe jak wyglądałoby ich życie, gdyby nie tylko podczas pracy się tego stosowali. "Kochanie, smakowała ci zupa?". "Zupa, którą zjadłem... była wykonana przez ciebie. A gdy ją jadłem... Używałem łyżki. Niestety albo stety właśnie zakończyłem jej konsumpcję i definitywnie wiem... że ją zjadłem. Przechodząc do sedna...".

A właśnie, wracając do tego, co istotne. Zerkamy po sobie, gdy wreszcie po krótkiej pauzie postanawia znów się odezwać.

— Zawodnik ten wykonał lub wykonała tylko dwa wyzwania więcej i w odrobinę krótszym czasie.

Wiem, że Błysk nie wykonał niektórych wyzwań, ale czy właśnie to zaważy na jego losie?

— Ostatnie wolne miejsce w programie należy do Błyska! Gratuluję!

Wszyscy spoglądamy po sobie. Z jednej strony miło, że to właśnie on zostanie w programie, a z drugiej....

— Hamulcu, niestety jestem zmuszony odebrać ci umiejętność twojego zegarka, wystaw rękę, proszę. — Gdy dziewczyna wykonuje nakaz prowadzącego, ten zręcznie wyjmuje z tarczy przedmiotu niewielki element. To właśnie nimi się wymienialiśmy z Błyskiem. Potem podchodzi do Dela, odbezpiecza ukrytą zaślepkę w jego zegarku, by włożyć tam mini pendrive. Wstawki w owym przyrządzie teraz częściowo świecą na zielono, a częściowo na czerwono.

Czy to znaczy, że z Błyskiem wykorzystywaliśmy tę opcję w inny sposób niż było to z góry zaplanowane?

— Naprawdę, bardzo mi przykro — dodaje jeszcze.

Nasze spojrzenia kierują się na Hamulca. Trójka zakwalifikowanych zawodników uśmiecha się do siebie smutno, gdy ona wbija beznamiętny wzrok w podłogę.

— Będzie nam ciebie brakować... — zaczynam, ale ta od razu mi przerywa.

— Przecież to było jasne — odpowiada krótko.

— Że co? — odzywa się zaskoczony Błysk.

— Przecież on mnie sabotował przez cały czas. To było bardziej niż pewne! — Wskazuje na Dela, a on zdaje się być zszokowany tym zarzutem.

— Co? Ja nie... Nic nie zrobiłem. Cały czas grałem uczciwie! Fakt, dostałem parę nieprzyjemnych wyzwań pod twoim adresem od widzów, ale nie było w tym nic z oszustwa! — próbuje się tłumaczyć.

— Jasne, myślisz, że jestem ślepa? — odpowiada przejęta, unosząc dłonie. — Ja naprawdę przez chwilę sądziłam, że... że relacje między zawodnikami są czyste i szczere. Oczywiście musiałam się pomylić — dodaje, spuszczając głowę, po czym szybkimi krokami opuszcza pomieszczenie.

— O czym ty pieprzysz? — woła Del, idąc w jej ślady, a za nim Albert i kamerzysta.

Pozostajemy z Błyskiem na chwilę sami.

Cisza, wiercąca dziurę w brzuchu cisza przytłacza nas zewsząd. Chciałam wierzyć, że rywalizacja między nami się tak nie skończy, choć wiedziałam, że było to niemal pewne.

— Ja serio myślałam, że się polubili... — wypalam w końcu.

— Bo tak jest. Po prostu pod wpływem napięcia, nacisku całej masy wszystkiego, stawki, o którą gramy, nietrudno o błąd. W tym programie bardzo łatwo się zmienić — odpowiada, patrząc gdzieś przed siebie. Jego oczy są pogrążone w zamyśleniu. — Ciebie, póki co, zdaje mi się, że nie zmienił.

— A ciebie zmienił? — Spoglądam na niego. Błysk milczy przez dłuższą chwilę. Kładę rękę na jego ramieniu. Wtedy decyduje się otworzyć usta, by coś powiedzieć.

Jednak nagle do pomieszczenia wparowuje Del.

— No i jest! Nasz kochany, niewidzialny sojusz! — zaczyna ironicznie, przesadnie wyciągając ręce w naszą stronę. Momentalnie zabieram dłoń z ramienia Błyskawicy.

— My wcale nie... — próbuję się bronić, ale Delete mi przerywa niemalże od razu:

— I powiedz ty mi, kogo próbujesz oszukać? Przecież to widać gołym okiem... Najpierw Hamulec próbuje mnie wyeliminować, zabierając mi szanse i wciskając ludziom kit, a teraz wy! Zrobicie dla siebie wszystko, więc to oczywiste, że teraz jestem waszym celem. — Jego oczy zdają się dosłownie iskrzyć, jest w nich coś niepokojącego.

— Ej, spokojnie... Myślałem, że koniec końców się polubiliśmy i bez względu na wszystko chcemy grać fair. — Błysk stara się odpowiedzieć najspokojniej, jak się tylko da, choć widzę, że wewnętrznie to mocno przeżywa.

— Też tak myślałem... Ale wszyscy postanowili stanąć przeciwko mnie. Zmieniliście zasady gry. Ja miałem dobre intencje, to tylko wasza decyzja. — Jego oczy momentalnie przygasają, a emocje opadają. Szczerze mówiąc, pierwszy raz widzę Dela w takim stanie, jakby coś właśnie w nim umarło. Potem oddala się nieśpiesznym krokiem, sumiennie zamykając za sobą drzwi.

A potem znów nastaje niekończąca się cisza.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro