Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI.4.

Byłem w raju. Nie mierzyłem czasu. Żyłem tylko szczęściem i miłością. Dałem się przekonać Ix U, że tutaj jest moje miejsce. Z nią. Nie miałem ani grama wątpliwości, że to najlepsze, co mogło mnie w życiu spotkać. Boska egzystencja...

Brakowało mi jednak rodziców i przyjaciół, czasem tęskniłem za skomplikowaną naturą Angeli, bo Ix U, choć bardzo się starała, była tylko boginią, zbyt idealną, żeby czuć przy niej cały wachlarz emocji. Często myślałem o Timothym i kolegach z misji w Meksyku. Czy zakończyli już misję, wrócili do swoich domów? Czy szukali mnie? W końcu zniknąłem bez śladu... Czy Tim się martwił? Czy ułożyło mu się z Bjørnem? Obawiałem się, że już się tego nie dowiem.

– Ix U... Myślisz, że Tim i reszta mnie szukają? – spytałem któregoś dnia, nie wiem kiedy, bo upływ czasu odczuwałem tylko intuicyjnie, ale ta myśl w końcu zaczęła mnie prześladować.

– Myślę, że oni nie mają świadomości, że cię nie ma – odparła.

– Ale jak to? Zniknąłem, zostawiłem swoje rzeczy w piramidzie – przypomniałem jej.

– Twoje rzeczy są tu, przyniosłam je – przyznała wtedy.

– Żeby nie znaleźli śladu po mnie? – spytałem.

– Nie, żeby nie zaburzać porządku czasoprzestrzeni. Tutaj czas płynie inaczej, a może w ogóle nie płynie w waszym ziemskim rozumieniu – wyjaśniła.

– Nie za bardzo rozumiem – musiałem przyznać. – Nie jestem fizykiem i daleko mi do Einsteina. To znaczy, że ile minęło czasu, od kiedy tu z tobą przyszedłem?

– Trudno to określić.

– Ix U...

– Naprawdę nie umiem, Kuba. Musiałabym wyjść i sprawdzić, a teraz nie mogę.

– Myślisz, że pozostali jeszcze są w obozie?

– Tak.

– Czyli wrzesień się jeszcze nie skończył? – spytałem.

– A może się nawet nie zaczął. – Teoria względności nie była moją mocną stroną. Zacząłem się gubić i w panice zadawałem coraz to nowe pytania:

– Co to ma znaczyć? Jesteśmy jednocześnie tu i tam?

– Nie, Jakub. Jesteśmy tu, niezależnie od tego, jaki jest dzień na Jukatanie.

– A co oni myślą, jak nas nie ma?

– W tym wymiarze nie widzą różnicy, bo nie sądzą, że powinniśmy tam być – wyjaśniła.

– Chcesz powiedzieć, że ten wasz wymiar działa, jak tunele czasowe?

– Coś w tym stylu. Tak można to rozumieć na wasz ziemski sposób.

– A moi rodzice? Też myślą, że mnie nie ma?

– Tak. Nie tęsknią za tobą.

– A Tim?

– Nie wie, że cię zna.

– Ale, do cholery, ja ich znam i za nimi tęsknię! – krzyknąłem w rozpaczy.

– Jeśli chcesz, możesz zapomnieć...

– Nie chcę! Chcę stąd wyjść, duszę się – zacząłem panikować.

– Spokojnie, Kuba – Ix U mnie przytuliła. – Oddychaj. Wszystko jest w porządku – powiedziała, gładząc mnie po głowie. – Kiedy stąd wyjdziesz, wszyscy będą cię znali i pamiętali.

– Wyjaśnij mi jedno... Jak to jest, że kiedy zniknęłaś ty i Haynes, ja o was nie zapomniałem? I Tim też nie?

– To jest właśnie ta twoja wyjątkowość, Jakub. Ty nie zapomniałeś, więc i Tim nie mógł, bo mu o nas gadałeś. Rozumiesz? Twoja pamięć i świadomość utrzymały nasze połączenie z waszym światem.

– Nie wiem czy wszystko dobrze rozumiem, ale trochę mnie uspokoiłaś.

– Cieszę się.

Następnego dnia znowu pojawił się Xibalba. Tym razem ja ukryłem się w domu Ix U, żeby mnie nie zauważył, ale mogłem słyszeć ich rozmowę.

– Gdzie twój umierający ludzki kochanek, Ix U? – spytał Xiba, śmiejąc się gardłowo.

– Niech cię to nie obchodzi. Jest mój – odparła.

– Nie chcesz, żebym go uratował przed naszym ślubem? – zdziwił się.

– A jak zamierzałeś to zrobić?

– Mam antidotum – wyjaśnił Xibalba.

– A więc tak uratowałeś Ericha?

– Tak. Nigdy nie tworzę wirusów bez antidotum – prychnął bóg śmierci. – Nie lubię, jak epidemia wymyka się spod kontroli, bo kraina umarłych by mi się zapchała. Mam ograniczone możliwości przerobowe – burknął.

– Posłuchaj, Xibalbo... – zaczęła Ix U – musisz zrozumieć, że nie kocham cię i nie wyjdę za ciebie ani teraz, ani nigdy. Jeśli tak bardzo chcesz mieć żonę, czemu nie zainteresujesz się inną boginią? Moja kuzynka, Xtabay, bogini samobójców, nie miałaby nic przeciwko, żeby mieć takiego męża ani żeby mieszkać w krainie śmierci. Czemu nie zainteresujesz się kimś, kto do ciebie pasuje?

– Myślałem, że wyjdziesz za mnie, żebym uratował twojego kochanka – zdziwił się Xibalba.

– Nie wyjdę za ciebie nigdy. Nigdy, rozumiesz?

– Wiesz, że wypuściłem tego wirusa na ziemi? – oznajmił jej bóg śmierci.

– Daj mi więc lekarstwo – zażądała Ix U – bo inaczej zaraz zapcha ci się kraina umarłych.

– Tylko pod jednym warunkiem – Xiba twardo negocjował.

– Jakim?

– Zdejmiesz ze mnie tę klątwę. Nie chcę żyć bez miłości. Nie teraz, kiedy już wiem, jakie to potrzebne uczucie.

– Dasz mi spokój? Mi i Jakubowi?

– Masz moje słowo. A za jakiś czas zastanowię się nad tą twoją kuzynką... – Xibalba zawiesił na chwilę głos i kiedy już myślałem, że odejdzie, zmienił zdanie: – Ale teraz chcę ciebie – powiedział nagle.

– Xiba!

– Nie krzycz, Ix U – warknął bóg śmierci, który złapał moją boginię w ramiona i pocałował ją namiętnie. Ix U krzyczała i wyrywała mu się, ale on jej nie puścił. Mimo że miałem się nie pokazywać, musiałem interweniować. Wybiegłem z mojej kryjówki i wyrwałem swoją boginię z łap tego zbója.

– Nie dotykaj jej! – krzyknąłem. – Nie rozumiesz, jak kobieta mówi „nie"? Przez tyle lat się nie nauczyłeś, że nie można zmusić nikogo do miłości? – Stałem tam, ciężko dysząc, nie bojąc się o siebie w ogóle. Nie mogłem, po prostu nie mogłem pozwolić, żeby on ją napastował. Nie chodziło tylko o zazdrość, że ktoś położył łapy na mojej bogini. Pojąłem, że jej dobro jest dla mnie najważniejsze. Że to ja musiałem ratować ją, bo ten zwyrodnialec nigdy nie da jej spokoju. Co z tego, że byłem tylko człowiekiem?

– Nie wpierdalaj się, Wysocki – warknął na mnie Xibalba. Zabrzmiało to... znajomo. Tak samo krzyczał do mnie Maciej, kiedy zabierałem mu pijaną Angelę z namiotu. A więc to była prawda, Xiba próbował wpływać na innych już wcześniej, żeby położyć na niej swoje łapy...

– A co mi zrobisz? – spytałem butnie. – Już raz mnie próbowałeś zabić, nie udało się. A w ogóle kim jesteś, żeby mnie straszyć? Prawie zabiłeś własnego brata. Za coś takiego sam powinieneś smażyć się we własnym kotle – dodałem, patrząc na niego znacząco. Ix U stała obok przerażona, kiedy kłóciłem się z bogiem śmierci. Ale Xibalba, zaskakująco dla nas obojga, odpuścił. To wzmianka o Erichu tak na niego wpłynęła?

– Macie oboje rację – spuścił z tonu – zapędziłem się w tym szaleństwie. Powinienem wracać do siebie.

– Ale Xiba – zatrzymała go Ix U – epidemia!

– Poradzicie sobie – bóg śmierci wzruszył ramionami i po prostu wyszedł.

Po chwili moja bogini odtajała i podbiegła do mnie, żeby się przytulić. Pocałowałem ją w czubek głowy i chłonąłem całym sobą tę chwilę bliskości, kiedy wtuliła twarz we mnie.

– Uratowałeś mnie, Jakub – powiedziała po chwili szeptem. – Znowu mnie uratowałeś.

– Przecież nie mógłbym tam się chować, kiedy działa ci się krzywda, moja ukochana - wyjaśniłem. - Ale Angie... musimy ratować ludzi – zauważyłem zaraz.

– Nie jesteśmy gotowi. Nie mamy więcej tych roślin... Zanim wyrosną z nasion...

– Ale przecież ja muszę już mieć przeciwciała we krwi – zauważyłem.

– Myślisz, że to pomoże na masową skalę?

– Myślę, że musimy spróbować. Ty też musisz być odporna na to cholerstwo. I twój... szef, Erich – dodałem, powstrzymując się przez określeniem go „jej Erichem".

– Przecież go nie ściągnę do Meksyku. Poza tym jak mam to zrobić? Mojego ziemskiego ciała już nie ma.

– Co możemy zrobić?

– Modlić się do Hunaba Ku.

– Chyba sobie żartujesz! – krzyknąłem oburzony. Ona kazała mi się modlić, kiedy ja chciałem ratować ludzi przez zarazą Xibalby! Modlić się! Ja???

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro