Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV.5.

– Ciężko mi cię rozgryźć – stwierdziłem, rozluźniając nieco uścisk, żeby Angela mogła swobodnie oddychać i się poruszać. – Najpierw się na mnie rzucasz z pięściami, potem twierdzisz, że się martwiłaś. Raz powiedziałaś, że będziesz tęskniła, a zaraz potem, że nie wrócisz ze mną do Polski... Potrafisz powiedzieć, że nie umiesz mi się oprzeć, aby potem kłamać i oszukiwać. Zwodzisz mnie i się bawisz. Chcesz się żegnać, ale tak naprawdę nie chcesz się rozstawać. Okłamałaś mnie co do tej szamanki, do cholery! Wyjaśnisz mi to?

– A spotkasz się dziś ze mną wieczorem, po kolacji?

– Tylko, jeśli wyjaśnisz mi to wszystko. Nie lubię być oszukiwany, dość mam zagadek.

– Dobrze, ale ty też mi coś opowiesz, okej?

– Co?

– Co ci się śniło u szamanki?

– W porządku – uznałem, że na tyle mogę się zgodzić – ale ty mi powiedz, dlaczego mnie okłamałaś.

– Bałam się o ciebie – odpowiedziała, a potem spuściła oczy, szukając pocieszenia w ziemi. Ująłem jej twarz w obie dłonie i podniosłem delikatnie, tak, żeby patrzyła mi w oczy.

– Jestem już dużym chłopcem, Angie – powiedziałem i puściłem do niej oko. – Umiem o siebie zadbać.

Wieczorem Angela spoglądała na mnie przy kolacji, ale cały czas zagadywał ją Maciej, który z uporem osła próbował coś ugrać. Po tych kilku miesiącach musiał się już przecież zorientować, że ona go zwyczajnie nie chciała, ale nie dopuszczał do siebie tej ewentualności. Co więcej, wyglądał na coraz bardziej zdeterminowanego.

Po kolacji Angie podeszła do mnie, położyła mi rękę na ramieniu i spytała szeptem:

– Kiedy mogę do ciebie przyjść?

– Idę pod prysznic, będę u siebie za jakieś pół godziny, ale może poczekaj aż się ściemni, co? Wolę, żeby wszyscy nie widzieli, jak wchodzisz do mojego namiotu. Dbam o swoją reputację – zaśmiałem się. Angela zmroziła mnie wzrokiem.

– Nie wiem o jaką reputację dbasz, bo z tego co widzę, masz nienajlepszą – odpowiedziała i wystawiła do mnie język. – Uważają cię za cieniasa, który nie umie utrzymać przy sobie kobiety.

– Nie da się utrzymać kogoś, kto nie chce się trzymać, tylko woli się puszczać – odparłem i też zmroziłem ją swoim spojrzeniem. Ten wieczór nie zapowiadał się najlepiej, skoro nie umieliśmy obejść się bez wzajemnych złośliwości.

– Masz rację. Do tanga trzeba dwojga – przyznała mi Angie niespodziewanie i przysunęła się do mnie tak, że nasze ciała się zetknęły, a twarze były bardzo blisko siebie. – Przez lata nauczyłam się, że nie jest ważne, jaką opinię mają o tobie inni. Żyje się dla siebie, dla miłości i ewentualnie po to, żeby innym pomagać, niezależnie od tego, co o tobie sądzą.

– Przez lata? Nie jesteś jeszcze taka stara – puściłem do niej oko – a brzmisz, jakbyś była staruszką.

– Tak mi się powiedziało.

– Będę na ciebie czekał w swoim namiocie. Przyjdź, kiedy chcesz – powiedziałem wtedy i cmoknąłem ją w usta. Były słodkie i miały w sobie coś takiego, że chciało się je smakować dłużej.

– Przyjdę, Kuba. Chcę spędzić ten ostatni wieczór z tobą – odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie. A potem odwróciła się na pięcie i wyszła. – Ostatni wieczór? Czemu ostatni? – zastanowiłem się dopiero po chwili. Ale ponieważ Angela już wiele razy mówiła mi takie rzeczy, zupełnie się tym nie przejąłem.

Wróciłem do namiotu po swoje rzeczy i poszedłem pod prysznic. Wracając, zauważyłem, że Tim i Bjørn siedzieli przy szachach. Podszedłem do nich, żeby poprzeszkadzać. Byli tak skupieni na grze... i na sobie, że nawet mnie nie zauważyli, dopóki się nie odezwałem:

– Mogę wam zrobić spojler? – spytałem ze śmiechem. Dopiero wtedy obaj zwrócili na mnie zaciekawione spojrzenia.

Jakob, zlituj się, nie rozpraszaj. Próbuję wygrać z Timothym. – Pierwszy zareagował Johansen.

– A jeszcze mu się to nie udało – wyjaśnił Tim z szelmowskim błyskiem w oku. Mój przyjaciel, szachowy geniusz...

– No to może daj mu wygrać - zasugerowałem.

– Daj mi, proszę... – Bjørn zachichotał, patrząc błagalnie na Timothy'ego.

– Dam ci, ale nie wygrać – odparł mój przyjaciel. Duńczyk się zarumienił, a ja poczułem się co najmniej nie na miejscu, przerywając im te intymne chwile we dwóch.

– Zostawiam was – zdecydowałem. – Stanowczo za dużo tu testosteronu, jak dla mnie – zaśmiałem się. – Mam w planach towarzystwo kogoś bardziej... miękkiego – dodałem, a Timowi zaświeciły się oczy.

– Umówiłeś się z nią w końcu?

– Tak.

– Brawo, brachu – poklepał mnie po ramieniu. – A teraz spadaj, masz rację. Nie potrzeba nam tu trzeciego. – Johansen znowu spalił buraczka, co nie było trudne przy jego jasnej skórze. W ogóle zabawnie razem wyglądali. Tim był niski, śniady, z gęstymi czarnymi włosami, taki prawdziwy Meksykanin. Ewidentnie urodę odziedziczył po ojcu. Bjørn był wysoki, błękitnooki, z rzadkimi jasnymi włosami i bardzo jasną cerą. Jeden był archeologiem, a drugi wirusologiem. Obaj lubili szachy. Ale poza tym, nie wiem, jak wyobrażali sobie swoją dalszą znajomość. Przecież niedługo mieliśmy wracać do domów. Tim do Nevady. A Bjørn do Danii. A ja do Polski, gdzie wcale mnie już nie ciągnęło...

Wróciłem do namiotu, pożegnawszy się z przyjacielem i kolegą. Trochę im nawet pozazdrościłem. Nie tak łatwo jest spotkać bratnią duszę na drugim końcu świata. Rozłożyłem śpiwór i położyłem się na nim. Patrząc w sklepienie namiotu, zastanawiałem się, o co najpierw powinienem zapytać Angelę. – Na czym mi zależy najbardziej? – Doszedłem do wniosku, że największy cień na moje zaufanie do niej kładzie ta sprawa z jej podejrzanym pracodawcą.

Angie przyszła po pół godzinie od mojego powrotu. Po prostu otworzyła sobie wejście i wlazła mi do namiotu, nie pytając o pozwolenie. Ale w sumie przecież powiedziałem jej, że będę czekał...

– O, już jesteś – zauważyłem niezbyt mądrze.

– Jak widzisz, geniuszu – zaśmiała się cicho. Zdjęła ciepłą bluzę i moim oczom ukazało się jej zgrabne, ale bardzo kobiece ciało, w legginsach i opiętym topie. Widziałem, że pod spodem nie miała stanika, bo jej piersi odznaczały się pod koszulką. Od razu poczułem znajome ciepło, które kumulowało się w podbrzuszu. Angela zauważyła mój wzrok na swoim biuście, bo uśmiechnęła się pobłażliwie.

– Masz na mnie ochotę? – spytała.

– Pewnie, że mam, ale... – zawahałem się, nie chcąc, żeby poczuła się odrzucona. - Wiem, jestem monotematyczny... – westchnąłem – a jednak wolałbym najpierw porozmawiać.

– Jasne. Pytaj, Kuba – zgodziła się.

– Powiedz mi coś o twoim szefie, proszę. Skąd cię wziął? Jak zatrudnił? Co cię z nim łączy? Dlaczego pracujesz dla kogoś takiego?

– I tylko to chcesz wiedzieć? – wyglądała na zdziwioną.

– To mnie najbardziej martwi. Nie wyglądasz na kogoś, kto chciałby uczestniczyć w przejęciu władzy nad światem przez jakiegoś psychopatę – zaryzykowałem.

– Oczywiście, że nie chcę. Pracuję dla niego, bo chcę go powstrzymać. A właściwie to jego brata – odpowiedziała bez zastanowienia.

– Kto to jest, jaki ma plan? Czego chce od ciebie? Bo ode mnie, to już wiem...

– Jego brat, to jest geniusz zła – odpowiedziała. – A mój szef jest Niemcem, ale bardzo dobrze mówi po polsku. Być może wychował się na Śląsku albo miał w Polsce rodzinę. Tego nie wiem. Wiem, że ma pięćdziesiąt sześć lat i jest bardzo bogaty. Żadna kasa nie jest dla niego wyzwaniem.

– Widziałem samochody...

– To tylko jeden z oddziałów firmy. Ma takich budynków kilka w różnych krajach.

– Skoro jest taki bogaty, to po co mu jeszcze więcej władzy and światem? – zdziwiłem się. – Chyba i tak ją ma.

– Ja myślę, że to jest tylko przykrywka. I powtarzam ci, że to nie on jest problemem, tylko jego brat-bliźniak. Ten typ... jestem przekonana, że on szuka czegoś innego.

– Czego, Angie?

– Chce, żebyś złapał dla niego pewną konkretną boginię.

– Kogo?

– Ix U właśnie. On jej szuka od tysiąca lat. Chce dla siebie wszystkiego, co najlepsze. Dlatego wybrał mnie. – Nie przesłyszałem się. Powiedziała „mnie". Albo Angela była megalomanką, albo niespełna rozumu. Po co facet, który ma wszystko i może kupić każdego, miałby chcieć jej? Nie była ani najładniejszą, ani najmądrzejszą kobietą w Polsce, nie mówiąc już że na świecie.

– Nie przesadzasz trochę, Angie?

– Powiedz mi, co ci się śniło u szamanki? – zmieniła nagle temat.

– To było dziwne, ale na pewno inspirowane tekstem o narodzinach Ix U, który czytałem przed snem – wyjaśniłem.

– Ale co dokładnie ci się śniło? Opisz mi tę scenę. – Opowiedziałem jej więc o moim śnie.

– Wiesz, kim była ta dziewczyna? – spytała, kiedy skończyłem opowiadać.

– Podejrzewam, że jakąś kapłanką, skoro miała wstęp do świątyni – zaryzykowałem.

– To była Ix U, wcielona w kobietę.

– Angie... Jesteś kochana, jak opowiadasz mi bajki, ale to był tylko sen – odparłem z pewnością.

– Kubuś, już niedługo zrozumiesz. Nie umiem ci tego inaczej wyjaśnić. Masz jeszcze jakieś pytania?

– Tak, ale pewnie i tak nie dostanę na nie racjonalnej odpowiedzi... – westchnąłem.

– To może spędzimy ten wieczór przyjemniej? – zaproponowała, zbliżając się do mnie na czworakach, kocimi ruchami. Szczerze mówiąc, nie miałem nic przeciwko.

Choć musieliśmy być cicho, tak emocjonującego i pełnego wrażeń zmysłowych seksu nie miałem nigdy dotąd. Odczuwałem ją całym sobą. Przyjemność nie kumulowała się w jednym miejscu, ale rozlewała na całe ciało. Nawet opuszki moich palców, dotykając Angeli miały orgazm. Angie miała rację. To stanowczo było przyjemniejsze zajęcie niż rozpracowywanie diabolicznego planu jakiegoś bogacza-socjopaty, który pragnął absolutnej władzy nad światem z pomocą sił nadprzyrodzonych.

Tej nocy kochaliśmy się kilka razy. Angie nie zamierzała mi odpuścić, dopóki oboje nie byliśmy kompletnie wyczerpani. I może dobrze, bo nie mieliśmy siły ani myśleć, ani gadać, tylko zasnęliśmy przytuleni. To była druga noc, którą spędziłem całą z Angelą. Druga i ostatnia.

Kilka dni później, w nocy z 20 na 21 września rozszalał się huragan. Żołnierze zebrali nas wszystkich w podziemiach ruin starożytnej budowli, bo te były zbudowane z kamienia. Przekoczowaliśmy tam noc. Rano okazało się, że nasze obozowisko wygląda prawie normalnie, ale brakuje dwóch namiotów. I dwóch osób. Zniknęli Angela i profesor Haynes. W tym nocnym zamieszaniu nikt nie zauważył ich braku.



Koniec rozdziału IV, ale do końca historii jeszcze kawałek. Jesteście ciekawi, co będzie dalej?

To dobrze, bo teraz  znowu pora na następne Interludium :-)))


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro