Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Interludium - Hunab Ku i jego boskie dzieci

Jakieś 1000 lat wcześniej, ale nie bądźmy przesadnie dokładni...

O, wielki Hunab Ku, ty, który jesteś początkiem i końcem wszystkiego, racz wysłuchać próśb swojej wiernej córki. Błagam cię, odmień wolę mojego ojca... płakałam, modląc się do jedynego boga, który był ponad wszystkimi innymi bogami. Mój ojciec, Chaac, bóg deszczu i błyskawic, postanowił wydać mnie za mąż. Nie chciałam tego.

– Co tu robisz Ix U? – usłyszałam głos za moimi plecami.

– Och, matko, modlę się – odparłam, zaskoczona, że przyszła mnie tu szukać.

– O co się modlisz, dziecko?

– Modlę się do wielkiego Hunaba Ku, żeby odmienił wolę mojego ojca. Nie chcę poślubić Xibalby.

– Dlaczego, dziecko? To bardzo potężny i wyjątkowo urodziwy bóg – zauważyła moja mama, Ixchel, bogini płodności. Matce spodobałby się każdy młody mężczyzna. Nikt nie liczył nawet, ile razy zdradziła swojego prawowitego męża, mojego wuja, boga mądrości, Itzamnę. Ja też byłam owocem jej romansu z moim ojcem. I miałam wiele sióstr, i licznych braci. Ale właśnie pierwszy raz pożałowałam, że nie jestem córką Itzamny. On nie kazałby mi zrobić czegoś takiego...

– Mamo, Xibalba jest bogiem śmierci – przypomniałam jej. – A ja patronuję życiu, miłości i medycynie. Jak mogłabym przenieść się z nim do podziemi? Jak będę pomagać ludziom, jak wspomagać leczenie? Poza tym nie kocham go! – krzyknęłam w końcu i znowu zaczęłam płakać.

– Twój ojciec tak zadecydował, Ix U, przykro mi – matka spojrzała na mnie pobłażliwie, ale widać było, że jest zniecierpliwiona. Wcale nie było jej przykro.

– Nie jest ci przykro, mamo. Nie kocham go, powtarzam ci. I nie wyjdę za niego za mąż.

– Uważaj, co mówisz, Ix U – pouczyła mnie matka – Jeszcze żaden bóg nie sprzeciwił się woli swojego ojca. A ty jesteś młodą boginią, masz dopiero tysiąc lat.

– Chcę pomagać ludziom, mamo. I chcę się zakochać – odparłam. – Nie zmusicie mnie do tego małżeństwa. Pomóż mi, błagam.... – spojrzałam na rodzicielkę ze łzami w oczach

– Módl się dalej do Hunaba Ku, może cię natchnie – odpowiedziała mi tylko moja matka, Ixchel, i zostawiła mnie samą.

Siedziałam na czubku piramidy w Chichén Itzá, świątyni, którą ludzie zbudowali ponad sto lat temu na cześć mojego ojca. Patrzyłam przed siebie i widziałam ludzi, którzy uprawiali ziemię, polowali, wytwarzali narzędzia, rodzili się, pobierali, mieli dzieci, a potem umierali. Ich życia były krótkie, naznaczone chorobami i nieszczęściem, a jednak się uśmiechali. I często wyglądali na szczęśliwych.

Od kiedy odkryłam, jakie jest moje powołanie, jako bogini, chciałam im jakoś pomagać. Zazdrościłam ludziom tego, że nie byli bogami. Że mieli tylko jedno życie i musieli je przeżyć tak, żeby go nie żałować. Moje dziewczęce serce radowało się, kiedy widziałam parę kochanków, chowających się w lesie. Kiedy widziałam miłość w oczach zakochanych w sobie ludzi. Czułam wtedy taką ekscytację, jakbym to ja sama się zakochała. Tak bardzo pragnęłam być w ciele kobiety, kiedy jej ukochany mężczyzna się z nią łączy. Zazdrościłam ludziom właśnie tego, że byli ludźmi. Że mogli to poczuć. Oni mnie nie widzieli, ale ja często ich podglądałam. Jednocześnie nie mogłam sobie wyobrazić, że miałby mnie dotykać w ten sposób Xibalba. Jego ciemna natura i umiłowanie śmierci odrzucały mnie. – Nie, ojciec nie powinien nigdy mi kazać wyjść za niego. Mało jest bogów? Dlaczego akurat on?

Do uroczystości naszych zaślubin zostało jeszcze tylko kilka księżyców. Miała się ona odbyć w równonoc jesienną, symbolicznie, bo wtedy właśnie ciemność przejmowała władzę nad światłością i noc stawała się dłuższa od dnia. Ojciec wybrał tę datę, żeby mi pokazać, jak niewiele znaczą moje moce przy mocach Xibalby, że mój przyszły mąż mnie zdominuje, a wszystkie moje marzenia legną w gruzach. Ale nie przewidział jednego. Że jego jedyna córka mu się postawi. – Xibalba mnie nie dostanie! O nie!

– O, wielki Hunab Ku, którego natura integruje w sobie wszystkie pierwiastki wszechświata, dziękuję, że mnie dziś natchnąłeś swoją nieskończoną mądrością – zakończyłam swoją modlitwę do istoty wszechrzeczy, boga wszystkich bogów. Już wiedziałam, co muszę zrobić.

Przez następny miesiąc ćwiczyłam się we wcielaniu w ludzi. Na początku to było trudne, ale już po kilkunastu próbach udało mi się zapanować nad ludzkim ciałem. Wybrałam sobie młodą dziewczynę, taką, która jeszcze nie była z mężczyzną. Nikt nie zauważył zmiany w jej zachowaniu, przynajmniej na początku. Został mi niewiele ponad miesiąc, żeby znaleźć mężczyznę, który pokocha mnie w ciele tej dziewczyny i zgodzi się pójść ze mną do piramidy. To musiał być odważny człowiek. Wojownik lub myśliwy. Nie chciałam kupca, bo oni interesowali się tylko handlem i zyskiem. Nie chciałam rolnika, bo to ludzie oddani ziemi, za bardzo z nią złączeni. Nie chciałam w końcu też kapłana, bo to tchórzliwi idioci, którzy twierdzą, że potrafią rozmawiać z bogami... Niczego nie potrafią!

Równonoc jesienna zbliżała się wielkimi krokami, a ja wciąż nie miałam odpowiedniego kandydata. Odwiedzałam wszystkie miasta w okolicy. I w końcu go zobaczyłam. Tohil był pięknym mężczyzną, odważnym myśliwym, który pokonał jaguara i czekał tylko na mnie. Oczarowałam go tego samego wieczoru, kiedy wrócił z polowania. W końcu byłam boginią miłości. To nic trudnego.

Miesiąc zajęło mi nakłonienie go, żeby poszedł ze mną do piramidy w przeddzień przesilenia jesiennego. Nawet on się bał. W końcu przyznałam mu, że jestem boginią w ciele kobiety. Od razu mi nie uwierzył, ale kiedy mu to udowodniłam, padł mi do stóp i się zgodził. Nie przewidziałam jednak wszystkiego...

Dzień przed przesileniem jesiennym zakradaliśmy się z Tohilem do świątyni. Nikt nas nie zauważył, bo wszyscy byli pochłonięci przygotowaniami do święta. Bogowie – do moich zaślubin z Xibalbą, ludzie – do obchodów przesilenia.

– Ale powiedz mi, ukochana, dlaczego chcesz to zrobić akurat tutaj? – dopytywał się Tohil.

– Bo to symboliczne zaślubiny – odpowiedziałam. – Jeśli połączymy nasze ciała w świątyni, ani ludzie, ani bogowie nie będą już mogli nas rozdzielić – wyjaśniłam. Nie powiedziałam Tohilowi, że jutro byłoby już za późno, bo zostałabym żoną Xibalby. Mój plan wydawał się idealny. Wydawał się.

Świątynia opustoszała zupełnie, kiedy zrobiło się ciemno. Przez otwór w dachu padało jednak na nas światło księżyca. Tohil był taki piękny i zupełnie mi zaufał. Ja też się w nim zakochałam, poznając go lepiej. Taka przyszłość mi się podobała.

– Pragnę być z tobą jednością, Ix U, moja bogini miłości – powiedział. Znał mnie, bo wyjawiłam mu swoje prawdziwe imię.

– A ja chcę być twoją żoną. Od dziś należymy do siebie – odpowiedziałam, podając mu rękę. Przyciągnął mnie do siebie i złożył na moich ustach gorący pocałunek. A potem objął mnie swoimi silnymi ramionami, których nie chciałam już nigdy opuszczać. Tohil położył mnie na kamiennym stole, na którym rozłożył wcześniej skórę upolowanego jaguara. A potem połączył się ze mną z całą siłą swojej miłości. Wcześniej nie mogłam sobie nawet wyobrazić, jakie to cudowne uczucie. Coś, o czym marzyłam od setek lat, stało się moim udziałem za sprawą tego mężczyzny, który odtąd miał być moim mężem. Wbrew ojcu, wbrew prawu. Wybrałam go sama.

Oczywiście, tak bogowie, jak i ludzie, dowiedzieli się o moim występku już następnego dnia rano. Ix U, bogini, oddała się człowiekowi. Co za skandal! Mój ojciec, Chaac, wściekł się i rozpętał straszną burzę, która zniszczyła wszystko, co stanęło jej na drodze. A potem przyszedł po nas. Chciałam zasłonić Tohila własnym ciałem, ale on był szybszy. Kiedy mój ojciec cisnął w nas gromem, odepchnął mnie i przyjął cios. Zginął na miejscu. Z żalu chciałam rzucić się z piramidy, ale ojciec mnie powstrzymał:

– Stój, Ix U! Nie możesz tego zrobić!

– Dlaczego?

– Bo jesteś połączona z tym ciałem aż do jego śmierci, ale nie odrodzisz się przed upływem stu lat.

– Dlaczego?

– Trzeba było pomyśleć nad tym, co robisz, córko – Mój ojciec grzmiał wściekłością, choć ciągle nie chciał zrobić mi krzywdy. Zrozumiałam, że chodziło mu tylko o Tohila. To jego planował zabić. – Mój ukochany zginął przeze mnie. Jaka byłam głupia...

– Mówiłam ci, że nie chcę wychodzić za Xibalbę! – krzyknęłam.

– Odejdź więc – powiedział wtedy. – Uciekaj. Ale będę musiał cię wykląć na tysiąc lat...

– Zrób to, ojcze – poprosiłam go. Było mi wszystko jedno, ale nie chciałam wyjść za Xibalbę.

– Ix U, przez tysiąc lat będziesz się odradzała, jako śmiertelna kobieta, jeden raz na sto lat. Wiesz, co robisz? – spytał bóg Chaac.

– Jeśli taka jest cena mojej wolności, to tego właśnie chcę, ojcze – odpowiedziałam. I uciekłam z piramidy.

Uciekałam przez las, próbując nie myśleć i nie czuć. – Tohil stracił życie przeze mnie. I on się już nie odrodzi... – myślałam. Nie wiedziałam jednak, że w pewnym sensie się odrodzi i to za moją sprawą. Uciekając z Chichén Itzá, nosiłam bowiem już w sobie jego dziecko.

Osiedliłam się w głębi lądu. Zamieszkałam na skraju pewnej wioski, nie zdradzając się przed nikim, że jestem tym, kim jestem. Xibalba jednak nie zapomniał swojej urazy. Tuż po mojej ucieczce wypuścił straszną zarazę, żeby zapełnić swoje podziemne komnaty. Tysiące ludzi umierały. Zaczęłam więc z nim walczyć tak, jak umiałam. Rozwinęłam swoją umiejętność leczenia i odkryłam lek na tę chorobę.

Kilka miesięcy później na zarazę przyszedł kres. Ja również przyczyniłam się do tego. Wśród ludzi stałam się znana, jako znachorka, lecząca ziołami. Urodziłam syna, który wyglądał zupełnie, jak Tohil. I tak też dałam mu na imię. Ale mój mały Tohil był, tak jak jego ojciec, tylko człowiekiem.

Choć ciężko żyło się jako człowiek, nie brakowało mi dawnego życia bogini. Mój ojciec dotrzymał słowa i nie powiedział nikomu kim jestem ani gdzie się ukrywam. Ale i tak nigdy nie wybaczyłam mu śmierci Tohila. Wiedziałam też, że za tysiąc lat będę musiała znowu się z tym wszystkim zmierzyć.

Kiedy moje pierwsze ziemskie ciało umierało, żegnał mnie syn z żoną i swoimi synami, córkami i wnukami. Przekazałam Tohilowi całą swoją wiedzę, żeby leczył ludzi, kiedy Xibalba znowu zdecyduje się zesłać na ludzi jakąś zarazę. A on przekazał ją swoim dzieciom i wnukom.

Powiedziałam im też, że Hunab Ku jest największym z bogów i wszyscy jesteśmy jego dziećmi. I żeby nie bali się burzy, bo ich dziadek Chaac, nie chce ich skrzywdzić, ale żeby zawsze walczyli z Xibalbą, który niesie śmierć. Mogłam odejść w spokoju.



I jak Wam się podoba ten wątek? Myślicie, że młoda bogini Ix U zmądrzeje przez te tysiąc lat ;-) ?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro