Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II.3.

Hol hotelu wyglądał na opuszczony. Zdziwiłem się, bo przecież to był szczyt sezonu turystycznego. – Czyżby huragan przegnał turystów z Meksyku? Czy może informacje o epidemii wyciekły jednak do mediów? – W restauracji nie było jeszcze wszystkich, ale zobaczyłem doktora Grzywacza i Simona Beniteza. Przysiadłem się do nich, żeby nie wyglądać podejrzanie. Niedługo zaczęli się schodzić inni. Angela przyszła prawie ostatnia. Nie była ubrana tak wyzywająco, jak zwykle, ale i tak oczy wszystkich mężczyzn na sali zwróciły się w jej stronę. Musiała sobie z tego zdawać sprawę. Przysiadła się do jedynej oprócz niej kobiety w naszej grupie, doktor Ingrid Geritsen z Norwegii. Nie spojrzała na mnie ani razu. Na Jabłońskiego tym bardziej, ale niewiele mi to poprawiło humor.

Zjedliśmy śniadanie i Meksykanin poprosił o naszą uwagę. Mówił po angielsku, żeby wszyscy go zrozumieli:

– Szanowni państwo, ponieważ Jukatan jest odcięty kordonem sanitarnym i nie ma samolotów rejsowych ani połączeń lądowych, będziemy mieć wyczarterowane dwa samoloty do Meridy. Podzieliłem już państwa na dwie grupy. Na drugą turę pozwoliłem sobie zostawić w Mexico tych z państwa, którzy sprawnie posługują się językiem hiszpańskim. Zostają więc panowie: Jimenez, Wysocki, Grzywacz, Torres, Exebería i pani Geritsen. A pozostałych z państwa, czyli panów Jabłońskiego, Bergera, Chantala, Johansena i panią Bielską, proszę o spakowanie się, bo wyjazd spod hotelu mamy za godzinę. – A więc Angela leci pierwsza, z Jabłońskim... – pomyślałem ze złością. Próbowałem wychwycić jej wzrok, ale unikała patrzenia na mnie. Na pocieszenie został mi fakt, że spędzę sporo czasu z moim dawnym przyjacielem ze Stanów, Timem Jimenezem. Sporo, bo lot pierwszej grupy do Meridy miał trwać dwie godziny i dopiero, kiedy oni wylądują, my mogliśmy wystartować, a to dawało przynajmniej trzy godziny luzu.

Tim sam podszedł do mnie zaraz po śniadaniu:

Hi, Jake – uśmiechnął się do mnie.

Hi, Tim – odpowiedziałem.

– Jak nie masz ochoty kisnąć w hotelu, mam pomysł – powiedział.

– Jak ty mnie dobrze znasz, Tim – przyznałem.

– To pakuj się i idziemy – zarządził Timothy.

Poszliśmy razem na metro i pojechaliśmy do muzeum. Nie zaskoczył mnie tym wcale. Tim znał dobrze Mexico City, bo bywał tutaj od dziecka. Jego ojciec pochodził z Meksyku, ze stolicy właśnie. Kumpel-archeolog zabrał mnie do Pałacu Chapultepec, gdzie mieści się jedno z wielu muzeów w tym mieście.

– Czemu akurat tu? – spytałem, kiedy weszliśmy do jednej z bogato zdobionych sal.

– Bo to jest miejsce, w którym prekolumbijska historia Meksyku nadal jest żywa.

– Masz na myśli nazwę tego wzgórza? – spytałem.

– Widzę, że dobrze pamiętasz wykłady profesora Haynesa – zauważył.

– Niektórych nigdy się nie da zapomnieć – musiałem przyznać.

Osiem lat wcześniej, styczeń 2011 roku, University of Nevada, USA.

– Jestem Timothy. Tim, a ty? – przedstawił mi się śniady chłopak w moim wieku, który, podobnie jak ja, przyszedł na zajęcia z archeologii i antropologii kulturowej, prowadzone przez światowej sławy znawcę kultur Mezoameryki, Profesora Gary'ego Haynesa.

– Jakub, call me Jake – odpowiedziałem, ściskając wyciągniętą do mnie rękę. – Ty też będziesz chodził na zajęcia profesora Haynesa?

– Tak. Jestem taki podekscytowany. Przyjechałem tu na roczny grant.

– To tak jak ja – odparłem ucieszony, że ktoś jest w takiej samej sytuacji.

– Skąd pochodzisz, Jacob? – spytał mnie wtedy Tim.

– Przyjechałem z Polski. A ty?

– Urodziłem się w Orlando na Florydzie – odpowiedział. – Moja mama jest Amerykanką, a tata Meksykaninem.

– Super, zazdroszczę ci bogactwa kulturowego w domu – westchnąłem. – Ja jestem Polakiem z dziada pradziada. Żadnych genealogicznych rewelacji, poza tym, że mój praprzodek brał udział w Powstaniu Listopadowym – powiedziałem i zaraz uwiadomiłem sobie, że Amerykanin pewnie nie ma nawet pojęcia, co to takiego było. Jego mina rzeczywiście potwierdziła moje przypuszczenia, więc zmieniłem temat: – A ty, kolego, w połowie możesz być potomkiem Majów albo Tolteków, albo może nawet Azteków... – rozmarzyłem się, patrząc na Timothy'ego. Zawstydził się, ale zaraz potem uśmiechnął dumnie.

– Skąd znasz te kultury? – spytał.

– Skończyłem archeologię – zaśmiałem się. – No i byłem na praktykach studenckich w Meksyku, jakieś cztery lata temu.

– Ja też jestem archeologiem. A w Meksyku bywam co roku. Odwiedzam dziadków. Myślę, że będziemy mieli o czym rozmawiać – zauważył Tim, któremu oczy rozbłysły na dźwięk nazwy kraju pochodzenia jego przodków.

– Też mi się tak wydaje – uśmiechnąłem się do nowego kolegi. Zaledwie od kilku dni byłem w Stanach, ale już poznałem przyjaciela.

Od tamtej pory byliśmy z Timem nierozłączni. Razem zamieszkaliśmy najpierw w akademiku, a potem w studenckim mieszkaniu, żeby było taniej i wygodniej. I razem poszliśmy też na pierwszy wykład, siadając w pierwszej ławce, jak przystało na pasjonatów. A potem już chodziliśmy na wszystkie kolejne, przez rok nie opuszczając żadnego.

Luty 2011.

– Czy państwo wiedzą, że na Jukatanie w Meksyku, a także w sąsiednich państwach – Belize i Gwatemali, a nawet częściowo na terenie Salwadoru i Hindurasu, ciągle żyją Majowie? – Tak profesor Gary Haynes zaczął swój pierwszy wykład dla doktorantów. Część z nas oczywiście to wiedziała. Inni byli zaskoczeni. Po sali przebiegł szmer.

– Czy to są etnicznie ci sami Majowie? – spytała jakaś kobieta.

– Ci sami – potwierdził profesor. – Rozumiem, że nie wszyscy z państwa specjalizują się w Mezoameryce – zauważył Haynes.

– Nie wszyscy, ma pan rację – odpowiedziała mu kobieta. – Jestem egiptolożką.

– A czy ktoś z państwa jest szczególnie zainteresowany tym tematem? – spytał wtedy profesor. Podniosło rękę kilka osób, w tym ja i Tim.

– Niewielu, ale to i tak sporo – ucieszył się. - Zdarzają się roczniki, że jest tylko jedna osoba albo wcale... – westchnął. Ale zaraz znowu się ożywił. - W takim razie proszę posłuchać, szanowni państwo... Majowie nie tylko żyją, ale zachowali swoje plemienne języki oraz kulturę. Pierwsi Maya pojawili się na Jukatanie mniej więcej w dwunastym wieku przed naszą erą – kontynuował profesor. – Najstarsza datowana osada majańska, Cuello w północnym Belize, pochodzi z 1200 roku przed Chrystusem. Ten pierwszy etap rozwoju ich cywilizacji nazywamy okresem preklasycznym. Majowie budowali wtedy miasta i rozwijali rzemiosło oraz handel. U schyłku okresu preklasycznego Majowie zaczęli porzucać swoje pierwotne osady i przenosić się w inne miejsca. Do dziś nie wiadomo, co było przyczyną upadku pierwszych miast, choć naukowcy mają pewne przypuszczenia... Znaleziono na przykład ślady pożarów w warstwach kulturowych. - Już wiedziałem, że mi się tu spodoba. Profesor Haynes mówił językiem, którego chciało się słuchać. Rzeczowym, logicznym, bez zbędnych fantazji i mitologizowania rzeczywistości. – Okres preklasyczny, według kalendarium przyjętego dla Mezoameryki, trwał mniej więcej do końca drugiego wieku naszej ery. Po nim nastąpił okres klasyczny, czyli największy rozkwit cywilizacji Majów. W tym czasie wprowadzono kalendarz, pismo, zorganizowano pierwsze struktury quasi-państwowe. Okres klasyczny dzielimy na trzy części: początkowy, środkowy, który miał miejsce między VI a VII wiekiem naszej ery i schyłkowy, który zakończył się następnym exodusem do końca IX wieku. Majowie znowu opuścili swoje miasta i przenieśli się w inne miejsca, razem ze swoją kulturą. I tu też mamy pewne przypuszczenia, skąd ta nagła przeprowadzka. Pod koniec X wieku na Jukatanie pojawili się przecież Toltekowie. Ale o nich będzie następny wykład – zakończył swój monolog profesor Haynes. – Czy mają państwo jakieś pytania?

– Tak – zgłosił się jakiś Amerykanin – Chciałbym spytać o skrypty w wykładów i literaturę do zajęć.

– Wszystko znajdą państwo na mojej stronie internetowej.

– Ja też mam pytanie – podniósł rękę Timothy.

– Słucham.

– Kiedy pojedziemy do Meksyku, żeby zobaczyć to na własne oczy? – spojrzałem zaskoczony na kolegę, ale profesor tylko się roześmiał.

– Jak pan się nazywa? – spytał.

– Timothy Jimenez, Uniwersytet w Orlando – odpowiedział.

– Panie Jimenez, wezmę pod uwagę pański zapał przy organizacji kolejnej wyprawy.

– I coś narobił? – szturchnąłem kolegę. – Zapamięta nas.

– Na to liczę – odparł z szelmowskim uśmiechem Tim.




Malutka retrospekcja, żebyście dowiedzieli się, skąd Jakub znał Tima i jakim człowiekiem był profesor Gary Haynes oraz troszkę więcej o Majach. Myśleliście kiedyś o archeologii? Ja się przyznaję, że to był jeden z pomysłów... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro