I.6.
– Czy to już wszystko? Mogę iść? – spytałem tajemniczego mężczyzny na ekranie.
– Oczywiście. Wylot będzie w lipcu, dokładne informacje dostanie pan od WHO. Proszę do czego czasu uregulować wszystkie swoje sprawy na uczelni, bo nie sądzę, żeby pan wrócił przed końcem wakacji.
– Dziękuję.
– To ja dziękuję, doktorze Wysocki – pożegnał się facet i rozłączył. Angela wyłączyła sprzęt i schowała go do biurka. Wstałem i skierowałem się do drzwi.
– Zaczekaj – usłyszałem głos Angie.
– Na co?
– Na mnie, młotku. Myślisz, że odpuszczę ci dzisiejszy wieczór? – spytała, patrząc na mnie wymownie. – Jesteś mi coś winien za ostatni raz.
– Wiesz, gdzie mieszkam – odparłem i wyszedłem z biura, ignorując ją.
Tuż za drzwiami przejął mnie Środkowy Prawy, o którym wiedziałem już tyle, że miał na imię Artur. Dryblas, który tak bardzo zazdrościł mi spotkania z Angelą, a potem chciał ją przede mną chronić, nie wyglądał na zachwyconego moim towarzystwem ani tym, że Angie nie pozwoliła mu mnie zlać.
– Wasz szef pozwolił mi wybrać auto – poinformowałem go z dumnym wyrazem twarzy.
– Wiem – odburknął. – Idziemy. – Poszedłem z nim do windy. Zjechaliśmy na parking podziemny, ale inni niż ten, na który mnie tu przywieźli. Liczyłem piętra. Tym razem było ich osiemnaście. Rozejrzałem się po garażu. Naprawdę robił wrażenie. Miałem przed oczami najwspanialsze cuda motoryzacji, jakie nosiła ta ziemia. Wybrałem Jaguara XKR-S Convertible w kolorze białej perły z otwieranym dachem.
– Ten – wskazałem dryblasowi.
– Okej – odpowiedział. Zniknął na chwilę w pomieszczeniu obok i zaraz był z powrotem z kluczami i kartą. Rzucił nimi we mnie, ale na szczęście wykazałem się refleksem i złapałem. Inaczej oberwałbym w twarz i miał limo przez najbliższe dwa tygodnie. Dokumenty podał mi już normalnie. – W dokumentach znajdziesz umowę najmu, doktorku. Nie bój się, autko jest ubezpieczone, ale nie radzę ci specjalnie go uszkadzać – spojrzał na mnie groźnie.
– Nie mam zamiaru.
– Świetnie, że się rozumiemy. To teraz wskakuj na miejsce pasażera. Muszę zawiązać ci oczy. Dostaniesz autko, jak stąd wyjedziemy – stwierdził, zabierając mi klucze i kartę z ręki. Pozostało mi posłuchać.
Kilka minut później poczułem na skórze słońce. A jeszcze chwilę potem dryblas zatrzymał samochód i zdjął mi z oczu opaskę. Podał mi z powrotem kluczyki i wysiadł.
– Powodzenia. I uważaj na panią doktor Angelę, dobrze ci radzę – pogroził mi jeszcze palcem na odchodne. – Och, gdybyś wiedział, jak ja będę dziś na nią uważał... – pomyślałem, ale nie zdobyłem się na nic oprócz niegrzecznego uśmiechu, który tamten skwitował groźną miną. Nie mógł mi jednak już nic zrobić. Wsiadłem za kierownicę tego cudu motoryzacji i odjechałem z piskiem opon.
Skierowałem się prosto na autostradę. Żal było rozbijać takie autko po mieście. Wyjechałem na obwodnicę autostradową Wrocławia i od razu wcisnąłem gaz. Jak to auto się prowadziło! Stamtąd na węźle Wrocław-Południe zjechałem na A4 i ruszyłem w stronę Zgorzelca. Chciałem odwiedzić rodziców, a w drodze powrotnej podjechać pod pracę byłej żony. Wiem, trochę to było desperackie, ale zrozumielibyście, gdybyście znali całą historię...
Czterdzieści pięć minut później byłem pod domem rodziców. Na autostradzie wszyscy zjeżdżali mi z drogi, widząc w lusterkach, z jaką prędkością się zbliżam. Nigdy w życiu nie czułem się taki szczęśliwy. Nawet jeśli by się okazało, że właśnie zaprzedałem duszę diabłu, warto było.
– Mój Boże, synku, czym ty przyjechałeś? – moja mama zrobiła na widok mnie w Jaguarze taką minę, jakby zobaczyła ducha.
– Spokojnie, mamo, to wypożyczone auto – stwierdziłem nonszalancko, podchodząc bliżej i całując rodzicielkę w oba policzki.
– A co się stało, że wypożyczyłeś sobie tak drogie auto? – wtrącił się mój ojciec, który też zaraz wybiegł przed dom. Na pewno usłyszał dźwięk silnika. Nie można było go nie usłyszeć.
– Musiałem się nacieszyć prostymi europejskimi drogami – zażartowałem sobie, wchodząc z rodzicami do domu.
– A czemu?
– Niedługo wyjeżdżam na wykopaliska do Meksyku – poinformowałem rodziców. – Nie będzie mnie pewnie ze trzy miesiące.
– Och! Aż tak długo? – zmartwiła się moja mama.
– To wielkie przedsięwzięcie – stwierdziłem, zgodnie z prawdą, ale nie wdając się w szczegóły. – No i mam szansę sporo zarobić. Może w końcu odbiję się od dna.
– Ja bym wolała raczej doczekać się wnuków. – Moja mama przewróciła oczami.
– Może się kiedyś doczekasz, nie wykluczam. Ale na razie mam pilniejsze sprawy – westchnąłem, poirytowany. Nie znosiłem, kiedy mama mi wypominała brak rodziny. Tak, jakby to była moja wina... – Mam do was prośbę – zmieniłem temat.
– Jaką?
– Przekieruję do was pocztę. Nie chcę, żeby w skrzynce mi się zbierały listy, kiedy mnie nie będzie w Polsce. Zostawię Wam też klucze do mieszkania, żebyście zajrzeli raz w miesiącu czy wszystko gra. Dobrze?
– Oczywiście, możesz na nas liczyć, synku – odparł mój ojciec, a mama pokiwała głową.
– Świetnie. Muszę już wracać do Wrocławia, bo mam coś jeszcze do załatwienia... - zacząłem mówić, kiedy zadzwonił mój telefon. Odebrałem: – Jakub Wysocki, słucham?
– Cześć, słodki. To znajdziesz dla mnie trochę czasu dziś wieczorem? Może zaprosisz mnie na kolację? – usłyszałem słodki głos Angeli. – Czemu nie? Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu...
– Jasne, Angie. Przyjadę po ciebie za jakieś... dwie godziny – zaproponowałem. – Ale wybierz, proszę cię, jakąś restaurację. Nie mam do tego głowy.
– Jasne, przystojniaku. Do zobaczenia. – Angela się rozłączyła, a mama spojrzała na mnie pytająco:
– To kobieta?
– Tak, mamo. To kobieta.
– Umawiasz się z nią?
– Właśnie umówiliśmy się na kolację, słyszałaś przecież.
– A ona ci nie ucieknie, jak wyjedziesz na tak długo? – dopytywała się moja rodzicielka zaniepokojona perspektywą utraty przeze mnie potencjalnej partnerki.
– Nie ucieknie. Wyjeżdża ze mną – poinformowałem mamę, czym zupełnie ją uspokoiłem.
– Ona też jest archeologiem?
– Nie, mamo, Angela jest lekarzem. I na razie nic nas nie łączy. Dopiero ją poznałem.
– W porządku. Nie denerwuj się tak, synku.
– Nie denerwuję się. Muszę lecieć. Odezwę się przed wyjazdem.
– Leć, leć, bo się spóźnisz na randkę – zachichotała moja mama. Nie słuchałem już jej. Pożegnałem się z obojgiem rodziców, wsiadłem w Jaguara i ruszyłem z kopyta, wzbudzając niezdrową sensację na ulicy, na której się wychowałem. – Ale mama się teraz będzie tłumaczyła sąsiadom...
Nie mogłem doczekać się, kiedy znowu wjadę tym cudem na autostradę. Kiedy rozpędziłem się do setki w kilka sekund, przez chwilę wydawało mi się, jakby to nie było prawdziwe życie, tylko jakiś sen. Kiedy osiągnąłem na liczniku drugą setkę, poczułem delikatne mrowienie na ramionach. Byłem podekscytowany, jak nigdy wcześniej. I wtedy wpadłem na szalony pomysł. Zwolniłem trochę i oddzwoniłem na numer, z którego dzwoniła do mnie Angela. Na szczęście auto miało bluetooth, bo trzymanie telefonu w ręce przy tej prędkości nie byłoby rozsądne.
– Jakub? – zdziwiła się. – Miałeś być za dwie godziny.
– Pędzę sobie właśnie autostradą z powrotem do Wrocławia, byłem u rodziców – wyjaśniłem jej – i mam do ciebie prośbę, Angie.
– Słucham cię.
– Mogłabyś się przygotować trochę wcześniej? Chciałbym jeszcze gdzieś z tobą pojechać przed kolacją...
– Jasne. Czy mam się komuś pokazać? – zgadła.
– Jakbyś czytała mi w myślach – odpowiedziałem i uśmiechnąłem się do siebie.
– Będę gotowa za godzinę. Zaraz ci wyślę adres – przesłała mi jeszcze buziaka do słuchawki i się rozłączyła. A ja znowu przyśpieszyłem do dwustu kilometrów na godzinę i całym sobą poczułem podniecenie na myśl o dzisiejszym wieczorze.
Pojechałem do domu. Wbiłem się pod prysznic, a potem ubrałem w najlepszy garnitur. Szału może on nie robił... ale wyglądał lepiej niż łachy, w których się nosiłem na co dzień. I na pewno bardziej pasował do Jaguara. Była dziewiętnasta. Wyszedłem z domu z wielkim uśmiechem.
– Panie Jakubie, to jakaś okazja? – zaczepiła mnie na schodach starsza sąsiadka.
– Randka, pani Józefo, randka – puściłem oko do staruszki i zbiegłem po schodach, a potem wyszedłem z klatki schodowej prosto na parking, gdzie stał piękny Jaguar, który jeszcze przez kilka dni miał być mój. Wsiadłem w auto i ruszyłem z piskiem opon. Zaczynało mi się to coraz bardziej podobać. Tak, jakby tego dawnego Jakuba już nie było. Jakby go w ogóle nigdy nie było...
Podjechałem pod adres wskazany przez Angelę i już chciałem do niej zadzwonić, kiedy zobaczyłem, że wychodzi z domu. Wyglądała obłędnie. Jeśli uważałem, że jest wcieleniem seksapilu, gdy widziałem ją pierwszy raz, to teraz pobiła wszystkie moje wyobrażenia. Miała na sobie oczobitnie czerwoną sukienkę. Długą, ale z rozporkiem aż po udo z prawej strony. Ta kobieta naprawdę lubiła rzucać się w oczy. Ale podeszła do mnie, jakby nigdy nic i cmoknęła mnie w policzek:
– Świetnie pan wygląda, panie doktorze.
– Świetnie pani wygląda, pani doktor – odpowiedziałem w tej samej konwencji.
– To gdzie jedziemy? – spytała, wsiadając do Jaguara od strony pasażera. Nie czekała, aż otworzę jej drzwi. - Ta kobieta stanowczo lubi przejmować inicjatywę... A niech będzie, powiem jej. Przecież możliwe, że wszyscy zginiemy w tym Meksyku – uznałem.
– Do kawiarni, w której pracuje moja była żona – odparłem.
– Mam grać twoją dziewczynę? – Angie puściła do mnie oko.
– A mogłabyś?
– Nie muszę grać – odparła, po czym zarzuciła mi ręce na szyję i przyciągnęła do siebie, a potem złożyła mi na ustach soczysty pocałunek.
– Jesteś walnięta – stwierdziłem, ale uśmiechnąłem się do niej. – Ale i tak cię lubię. Jedziemy – zarządziłem i odpaliłem boski silnik kocura. Nie umiałem ukryć sam przed sobą, że moja ocena Angeli wskoczyła trzy poziomy wyżej, od kiedy dowiedziałem się, że jest doktorem medycyny. – I pomyśleć, że brałem ją za pustą lalę. Brałem ją. Jak to brzmi. A jak było... – rozmarzyłem się.
– Ej, Romeo, rozbijesz nas – Angela trzasnęła mnie otwartą dłonią w udo. – Patrz przed siebie, jak prowadzisz. Chyba, że chcesz się zamienić miejscem? – zasugerowała złośliwie.
– Nie ma mowy, to ja dostałem Jaguara od twojego szefa. I nie wkurzaj mnie, bo pożałujesz – odparłem, zły, że nakryła mnie na fantazjowaniu o niej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro