Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI - To już było

– Jaki dziś jest dzień? – spytałem, kiedy obudziłem się obok Ix U w jej łóżku.

– Ciężko to nazwać dniem – zachichotała. – Już jest wieczór, kochany. Przespałeś popołudnie.

– Pytam o datę, Ix U.

– Tu nie ma dat.

– To jak mierzycie czas?

– Nie mierzymy. – Powoli traciłem cierpliwość do tej konwersacji.

– Jakoś musicie, skoro wiesz, że jest wieczór – zaśmiałem się nerwowo. – Nie drażnij się ze mną, Ix U. Poważnie pytam. – Ślicznotka przekręciła się tak, że leżała teraz na mnie i patrzyła mi w oczy.

– Dziś jest ten wyjątkowy dzień. Na ziemi jest 23 września, a więc dziś przypada astronomiczna równonoc jesienna. Xibalba już tu jest. Teraz pewnie siedzi u mojego ojca i usiłuje uzyskać zgodę na poślubienie mnie.

– Ale się nie doczeka?

– Nie. Tata obiecał, że więcej nie zrobi nic wbrew mojej woli, ale Xiba może się trochę wkurzyć.

– Xiba? – zdziwiłem się. Słyszałem już to zdrobnienie. Kiedyś Angela przez sen mówiła, że Xiba jej nie dostanie... – Ja pierdolę, ależ ja jestem niewyobrażalnym durniem! – zorientowałem się w końcu. – Itzamna miała rację. Głupi i ślepy!

– Tak na niego mówimy w skrócie – wyjaśniła mi bogini i już byłem pewien.

– Ix U... czy ty robisz ze mnie idiotę? – spytałem kontrolnie.

– Słucham? – zdziwiła się.

– Przecież to ty byłaś Angelą. Nie powiedziałaś mi, a ja od kilku dni wylewałem za nią łzy... Jak mogłaś mnie tak okłamać?

– Ja... – wyraz twarzy Ix U nagle się zmienił, a potem przybrała postać Angie, tylko jej włosy pozostały czarne.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś od razu? Jak mogłaś mi to zrobić? To nieludzkie! – wygarnąłem z żalem, odsuwając się od niej.

– Kuba... – Ix U znowu próbowała mi coś powiedzieć, ale ja jej przerwałem jeszcze raz:

– Wierzyć mi się nie chce! Ty jesteś boginią, Angie. Pierdoloną boginią miłości! Bawiłaś się mną, a ja się tak dałem nabrać... – warknąłem, odwracając się tyłem do niej. Nie umiałem się uspokoić. Czułem się oszukany i skrzywdzony. Znowu. A obiecałem sobie przecież, że nie pozwolę się już nikomu zranić. Żadnej kobiecie. Bogini nie uwzględniłem...

– Jakub... – poczułem, jak Ix U kładzie mi rękę na ramieniu. Miałem ochotę ją strącić, ale nie mogłem. Czułem, jak dotyk jej palców jest dla mnie przyjemny, jak ciepło promieniuje od tego miejsca w stronę serca. – Jakub – powtórzyła – nie mogłam ci się ukazać, jako Angela, bo nie przyszedłbyś tu za mną. Angeli nie ufałeś, pamiętasz? – Niestety miała rację. Pewnie tak by właśnie było.

– Możliwe, że masz rację – musiałem przyznać.

– Zaufałeś bogini, którą zobaczyłeś pierwszy raz w życiu, a nie zaufałbyś kobiecie, którą kochałeś. Taki jesteś, Kuba. A ja tylko tak mogłam sprowadzić cię do swojego domu.

– Czuję się oszukany.

– A przecież ja ci już raz powiedziałam, że jestem boginią, z tego co pamiętam – przypomniała sobie Ix U.

– Jak to? Kiedy?

– W hotelu w Mexico.

– Nie brałem tego na poważnie – zachichotałem na samo wspomnienie tego, jak Angie pieściła mnie ustami, mówiąc, że jest boginią. – Bogini miłości... No, dosłownie.

– Nie mogłam ci powiedzieć wprost. Nigdy byś nie uwierzył. Wszystko, co zrobiłam, było po to, żeby cię doprowadzić tutaj.

– Po co to zrobiłaś? – Poczułem, jak Ix U schodzi z łóżka i po chwili stała przodem do mnie.

– Bo cię kocham – odpowiedziała, patrząc mi w oczy. – Zakochałam się w tobie, głupku, tak trudno było się zorientować? Kochałam cię jako Angela i kocham jako Ix U.

– Chcę Angeli – odburknąłem niewyraźnie.

– Angela, to ja.

– Nie, Ix U. Itzamna dobrze powiedział. Ty jesteś czystą postacią bogini. Angela nie była tobą, bo miała też ludzkie cechy. Była sobą i tobą jednocześnie, rozumiesz? Pewnie dlatego miałem czasem z nią problem. Była doskonała w swojej niedoskonałości, będąc jednocześnie człowiekiem i boginią. I to ty ją zabiłaś.

– Ale Jakub... – w oczach Ix U były już łzy – Jeśli mi nie pomożesz, Xibalba dostanie mnie na wieczność. Ja nie chcę mieszkać w krainie umarłych – szlochała. Poczułem się w obowiązku, żeby ją pouczyć.

– Ix U, dlaczego nigdy nie powiedziałaś Xibalbie, że po prostu go nie chcesz?

– Nie wiem – teraz wyglądała na zamyśloną – chyba byłam zbyt młoda, niedoświadczona, głupia... A mój ojciec się uparł – westchnęła. – Jednak przez te tysiąc lat na ziemi czegoś się nauczyłam. I on też, jak widać.

– Tobie i dwa tysiące lat by nie pomogły – zaśmiałem się. – Jesteś strasznie naiwna.

– I kto to mówi? – prychnęła, uroczo wydymając usta. Teraz, kiedy wyglądała, jak Angela, naprawdę miałem ochotę na te usta. Aż mnie to zdziwiło.

– Może i też byłem naiwny, ale wyrosłem z tego – odparłem szybko. – I to w ciągu trzydziestu czterech lat, a nie ponad dwóch tysięcy – puściłem do niej oko. Zrobiła smutną minę.

– To znaczy, że mi nie pomożesz?

– Oczywiście, że ci pomogę. Kocham cię, choć tego nie chcę – odpowiedziałem. Wtedy Ix U rzuciła mi się na szyję.

– Kocham cię, kocham cię, kocham cię, Kuba! – powtarzała, całując mnie w przerwach między słowami. – Tak bardzo chciałam ci to powiedzieć już wcześniej...

– A co by to zmieniło?

– Zostałabym z tobą. A gdybym nie wróciła teraz do piramidy, straciłabym swoją moc, a Xiba by mi nie odpuścił.

– To znaczy, co by się z tobą stało? – spytałem, bo trochę mnie zaskoczyła.

– Przez następne życie, byłabym zwykłym człowiekiem, a potem umarłabym tak, jak wy. To tylko teoria, bo nikt jeszcze tego nie próbował, ale takie wskazówki dostaliśmy od Stwórcy.

– To bogowie też mają stwórcę? – zdziwiłem się jeszcze bardziej.

– Tego samego, co i ludzie. Hunab Ku jest początkiem i końcem, bytem i niebytem, światłem i ciemnością, wszystkim i nicością. To on jest każdą istotą wszechświata – wyjaśniła ze szczerym zapałem.

– To samo ludzie mówią o Bogu – zauważyłem.

– Ja też zauważyłam, że nazywa się Go inaczej w różnych częściach świata, ale to ciągle ten sam Hunab Ku. Ludzie bywają okropni – prychnęła nagle, jakby na jakieś wspomnienie.

– Zapewne – potwierdziłem – ale co masz teraz na myśli?

– Przypomniałam sobie, jak byłam przeoryszą bizantyjskiego klasztoru na przełomie XI i XII wieku – zaczęła mówić, a ja poczułem, że muszę zbierać szczękę z podłogi.

– Angie... znaczy Ix U...

– Wiesz co, Jakub? Możesz mówić do mnie Angie. Wymawiasz wtedy moje imię z miłością – puściła do mnie oko. Jak ja ją wtedy kochałem! To była moja Angela. Może tylko jej część, ale jednak to była ona.

– Jak sobie życzysz, ale opowiedz mi o tym Bizancjum – poprosiłem.

– Oczy ci się świecą – zachichotała.

– Jestem archeologiem, kochana – uśmiechnąłem się do niej promiennie.

– Tak więc byłam przeoryszą bizantyjskiego klasztoru w Anatolii podczas wojen krzyżowych i przyjmowałam u siebie krzyżowców.

– Chyba nie miałaś wyboru? To była kwestia polityczna?

– Pewnie jakiś miałam, ale zostałam wychowana w tamtym społeczeństwie i uważałam to za słuszne.

– A czemu klasztor?

– Większość moich ziemskich żyć w Europie spędziłam w klasztorach. To był najlepszy sposób, żeby nie wychodzić za mąż, nie rodzić dzieci, a jednocześnie móc się uczyć, czytać i leczyć ludzi, nie będąc posądzoną o czary – wyjaśniła. Pokiwałem głową w skupieniu. – I stało się tak, że w jednym życiu pomogłam młodemu rannemu krzyżowcowi, a kiedy w następnym życiu odrodziłam się, jako turecka dziewczyna, ten sam człowiek mnie zabił. Był już wtedy starszym rycerzem, a ja miałam piętnaście lat. Wtedy właśnie poznałam ludzi, którzy zabijają w imię Boga.

– Na własnej skórze... - powiedziałem cicho, trawiąc historię, przedstawioną mi przez Ix U.

– Tak, kochany. Na własnej skórze. Przez te tysiąc lat na ziemi powinnam stać się cyniczna, ale jakoś nie potrafiłam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro