Część 7 Żeby zostac morderca, wystarczy jeden ruch
*Perspektywa Torda*
Drzwi do mojego biura otworzyły się z ogromnym hukiem. Mimo tego, że z dala słyszałem jak cała piątka zbliża się w moim kierunku, moje serce przyspieszyło swoje bicie.
- Co ty kurwa powiedziałeś? - Wstałem z fotelu, poprawiłem mundur i szeroko się uśmiechnąłem.
- Jak miło powitać was w moich skromnych progach - sekundę po tym jak wypowiedziałem to zdanie, Edd stracił przytomność. Na szczęście Matt złapał go zanim upadł na podłogę. Skierowałem wzrok na Toma. Był oszołomiony. Podejrzewam, że tylko ślepota powstrzymywała go od tego, żeby zacząć okładać mnie pięściami.
- Ty - odezwał się Tom, robiąc krok w przód
- Ja - wyszedłem przed biurko
- Ale jak? - powiedział przebudzający się Edd.
- Myśleliśmy, że nie żyjesz - Matt, próbował postawić Edda do pionu.
- Też cieszę się, że was widzę
- Ja cię zabiję - Tom ruszył w moim kierunku, podciągając rękawy.
- Już raz ci się nie udało - zrobiłem krok w bok, a chłopak rzucił się na biurko. Moi żołnierze chcieli natychmiast wkroczyć, ale dałem im sygnał, że sobie poradzę.
- Ty komuchu pierdolony - krzyczał, rzucając się pomieszczeniu.
- Tom, zrobisz sobie krzywdę
- Ja tobie zaraz zrobię krzywdę. Po cholerę nas tu przywlekłeś
- Sam się zgłosiłeś - Tom zastygł w miejscu. W tym momencie dotarło do niego, kto będzie odpowiedzialny za przebieg operacji.
- Ty to zaplanowałeś. Ty to kurwa wszystko zaplanowałeś - nic nie odpowiedziałem. Mimo, że nie był to od początku mój pomysł, to stwierdziłem, że ta wiedza nie jest im potrzebna.
- Tord, co tu się dzieje? Co to jest za miejsce? Co ci się stało?- Edd zaczął zasypywać mnie pytaniami. W tym samym czasie Matt uspokajał Toma.
- Jesteście w mojej bazie, właściwie to znajdujecie z jednym z głównych budynków czerwonej armii. Przyjechaliście tu na zbieg Thomasa. A to - podniosę rękę w górę - to pamiątka po naszym ostatnim spotkaniu - nigdy w życiu nie widziałem takiego szoku na twarzy chłopaków. Kolor z ich twarzy, powoli zmieniał się na blady.
- Nie będzie żadnej operacji
- To dla twojego dobra Thomas
- Pocałuj mnie w dupę
- Podpisałeś zgodę. Mam pełne prawo wykorzystać cię do eksperymentu i nikt nie mógłby mnie powstrzymać. Ale zamiast tego daje ci wolną wolę i możliwość, żebyś po dobrocie przystąpił do przeszczepu i na spokojnie przeszedł przez rekonwalescencję. Mógłbyś okazać odrobinę wdzięczni.
- Wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić tą swoją łaskę?
- Słuchaj, albo po dobroci dasz sobie pomóc, albo do końca życia będziesz żerować na Macie i Edzio - chłopak zastygł na chwilę w jednym miejscu.
- Jaką mam pewność, że nie próbujesz mnie oszukać.
- Gdybym chciał zrobić wam krzywdę już dawno byście nie żyli
- No tak, bo ostatnio to wcale nie chciałeś nas wysadzić w powietrze - Poczułem gule w gardle. Wszystkie oczy zostały skierowane na mnie.
- Zawsze miałem słabe nerwy, mogłeś mnie nie prowokować - w końcu wydusiłem to z siebie
- Ja cię prowokowałem?!
- Tak - chłopak wyprowadził cios w moim kierunku. Brakowało kilka milimetrów, żebym dostał w twarz. Wyciągnąłem pistolet i przyłożyłem lufę do jego czoła.
- Tord nie! - krzyknął Edd, a moja dłoń drgnęła
- To jak będzie? - spytałem
- Jeżeli to nie wypali i nie odzyskam wzroku. Jeśli im się coś stanie. Zrobię wszystko, żeby zabić ciebie i rozpierdolić tą twoją armie. Jasne?! - zaśmiałem się, odkładając broń. Równie dobrze mógłbym zamknąć wszystkich w ciemnej celi i nigdy nie wypuścić. W końcu są na moim terenie.
- Oczywiście Thomasie
- Świetnie - odwrócił się do mnie tyłem - gdzie są nasze pokoje? - spojrzałem na moich żołnierzy, a oni w mgnieniu oka zabrali ich z mojego biura.
Odszedłem dwa kroki do tyłu i osunąłem się po biurku na ziemie. Nie spodziewałem się tak aroganckiego zachowania. Już zapomniałem jaki temperament posiada Tom. Aż zaskoczony jestem, że tak szybko się zgodził. Widać jak bardzo mu zależy na tej operacji. Cieszy mnie to. Jego przeszczep jest świetną kartą przetargową. Świetnie się nada na moją prawą rękę. Duże plany wiąże z jego osobą.
*Perspektywa Toma*
Paul odprowadził nas do naszej ,,kwatery". Po tym całym przedstawieniu nikt do nikogo się nie odzywał. Edd dalej był zszokowany, Matt bardziej martwił się naszym stanem niż powrotem Torda, a ja dalej nie mogłem uwierzyć, że się na to zgodziłem. Cholera jasna, wszystko zaczyna mi się układać w całość. Pojawienie się lekarza wojskowego, który ma możliwość pomocy, szybka diagnoza, operacja, dofinansowanie do leczenia, przecież to wszystko jego sprawka. Uwinął mnie wokół swojego palca. Nigdy w życiu nie otrzymałbym takiego specjalnego traktowania, gdyby Tord nie dał zielonego światła.
- Tom, cholernie nie podoba mi się ten pomysł. Mówiłem ci, że coś tu śmierdzi - Edd usiadł ze mną na łóżku.
- Wycięli mi oczy, już teraz nie ma odwrotu - opuściłem głowę.
- Zawsze możemy uciec - ścisnął moją dłoń.
- Ten psychopata wszędzie nas znajdzie. Nie będę was narażał - mój glos zaczął się łamać.
- Poradzimy sobie bez tego - Matt uklęknął przede mną
- Wasze życie jest ważniejsze od mojego. Nie pozwolę wam zmarnować je na mnie
- Nawet tak nie mów - w głosie Eda było słycha, że zbiera mu się na płacz
- To prawda
- Tom
- Jutro stąd wyjeżdżacie
- Nie ma mowy żebyśmy cię tu zostawili - Matt wstał, wyraźnie zdenerwowany
- Matt, Tord ma mnie jak na tacy. W tym momencie mój los należy do niego. Wasz nie.
- Znajdziemy jakieś inne wyjście. Nie wiesz co on sobie ułożył w tym chorym łbie - Zamilkłem. Zacząłem się zastanawiać jaki jest prawdziwy powód „dobroci" Torda. Miał rację z tym, że jeśli by chciał to już dawno by nas zabił. Musi mieć jakiś w cel w tym działaniu. Schowałem twarz w dłonie. Co jeśli on nie chce mojej śmierci? O co jeśli chce się nade mną pastwić? Torturować? Chce się zemścić za tego robota. Psychicznie mnie niszczyć, wiem o tym.
- Nie dam mu się żywcem. - łzy powoli, zaczęły spływać po moich policzkach - Nie pozwolę mu was skrzywić, nigdy więcej - przyciągnąłem chłopaków do siebie i mocno przytuliłem - to moja wina, że tu jesteście. Proszę, błagam was. Obiecajcie mi, że jutro stąd wyjedziecie i nie wrócicie. Dam sobie radę
- Już to powiedziałem, nie zostawimy cię. Jesteśmy w tym razem, rozumiesz? I jeśli masz przejść przez to, to tylko pod naszym okiem, jasne? - żałuję, że wydostałem się w tedy spod tamtych gruzów. Powinienem zginąć w tamtym momencie. W tedy miałbym pewność, że nie doprowadzę do tej sytuacji. Mój żołądek wywracał się do środka. Bolało mnie serce. Kurewski strach mnie przeszywał.
- Kocham was - przytuliłem ich mocniej.
C.D.N
[ostatni update: 03.12.2018]
[najnowszy update 29.10.2024]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro