Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 6 Przedstawienie czas zacząć

*Perspektywa Toma*

Od powrotu Torda nie przespałem ani jednej nocy spokojnie. Wypis ze szpitala nie ułatwił mi uspokojenia się w tej kwestii. Niby wszystko zaczyna się uspokajać, ale wewnętrznie czuję, że to cisza przed burzą. Zastanawiam się, w którym momencie nasza relacja z Tordem podążyła w tak złym kierunku. Może wyda się to nierealne, ale kiedyś naprawdę byliśmy blisko. Pamiętam, jak wprowadził się na moje osiedle. Mieliśmy wtedy po dziesięć lat. Jego rodzina postanowiła wyprowadzić się z ojczystego kraju w pogoni za chlebem. Pierwszy zagadałem do niego w szkole, ale Tord ledwo rozumiał angielski. Jedynie kilka podstawowych słówek. Od tamtego dnia codziennie spędzałem z nim kilka godzin i pomagałem w nauce języka. Potem nadeszła szkoła średnia. Poznaliśmy Edda i Matta, założyliśmy zespół i dobrze się bawiliśmy. Byliśmy nie rozłączni. Zawsze razem, w każdej sytuacji. Był żelazną podporą w moim życiu, a ja jego ramieniem do wypłakania się. I tak, choć mieliśmy Edda i Matta, to to, co mieliśmy my, było nieporównywalne. To Tord był przy mnie, gdy moi rodzice zginęli. To ja bandażowałem mu ręce po jego pierwszej próbie.
W końcu postanowiliśmy razem zamieszkać: on, ja, Matt i Edd. I, szczerze mówiąc, to był najlepszy czas w moim życiu. Ale coś się zepsuło. Jednego wieczoru zrobiliśmy imprezę, zwyczajną popijawę. Nachlałem się jak cholera i skończyłem w łóżku z jakąś dziewczyną, której imienia nawet nie pamiętam. Od tamtego dnia Tord stał się oschły wobec mnie. Podejrzewam, że mógł się w niej zakochać, ale nigdy nie spytałem wprost. Zaczęliśmy się kłócić o byle co. Miesiące mijały, a my stawaliśmy się największymi wrogami. Biliśmy się o uwagę Edda. Aż w końcu Tord postanowił wyjechać. Do dziś pamiętam to ukucie w sercu – żal połączony z ulgą.
Po jego odejściu zacząłem dużo pić. Tord był częścią mnie. Trudno się przyznać, ale pomimo tego, że mnie irytował, nie wyobrażałem sobie życia bez niego. Nie potrafiłem załatać dziury po nim. Alkohol uśmierzał pustkę w moim sercu. Kilkanaście razy trafiłem na wytrzeźwiałkę, bo zasnąłem na jakiejś ławce albo na środku drogi.
Dwa lata temu Edd znalazł mnie naprutego w ogródku i próbował zaciągnąć do domu. Był środek zimy i istniało duże prawdopodobieństwo, że mogłem zamarznąć. Ale w tamtym momencie mi to nie przeszkadzało. Nie czułem niskiej temperatury. Jedyne, co wiedziałem, to że bardzo mocno nie chciałem kończyć picia. W amoku podbiłem oko Eddowi. Matt, gdy zorientował się, co się stało, siłą wciągnął mnie do samochodu i zawiózł na płukanie żołądka. Miałem trzy promile w wydychanym powietrzu. Uspokoiłem się po tym wydarzeniu. Przystopowałem, znalazłem stabilną pracę i zacząłem chodzić na terapię, ale wciąż byłem samotny w sensie uczuciowym.
Coraz bliżej czterdziestki, a ja dalej mieszkam z moimi przyjaciółmi. Aż dziwi mnie, że ta dwójka jeszcze się nie zeszła. Są jak stare małżeństwo i dałbym sobie rękę uciąć, że nie raz wylądowali razem w sypialni. Przetarłem dłońmi twarz. Co za ciężki żywot.
W pokoju rozległ się dźwięk budzika. Oznaczało to, że wybiła siódma rano. Postanowiłem nie gnić dalej w łóżku i udać się do łazienki. Nie znajdowała się daleko od mojego pokoju, więc stwierdziłem, że mam dużą szansę na dojście tam. O ja głupi, jak bardzo się myliłem. Przechodząc przez próg, poślizgnąłem się na czymś mokrym i uderzyłem zębami o płytki. Poczułem, jak krew spływa mi po ustach.
- BOŻE, TOM! NIC CI NIE JEST? - usłyszałem krzyk Edda.
- Tak, chyba tak. Pomóż mi wstać - chłopak szybko złapał mnie za ramię i postawił na równe nogi.
- Co się stało? Mogłeś przecież nas zawołać! - mówił, wciąż trochę przerażony.
- Chciałem coś zrobić sam - powiedziałem, choć w moim głosie można było wyczuć nutkę wstydu i zażenowania.
- Rozumiem, ale następnym razem po prostu powiedz, dobrze? Masz rozbitą wargę - Edd zaprowadził mnie do łazienki. Zajął się raną, pomógł mi się umyć i przebrać w świeże ubranie.
- Masz ochotę coś zjeść?
- Kawa wystarczy.
- Wiesz co pasuje do kawy?
- Cukier?
- Jajecznica z pomidorami. Siadaj, zaraz ci zrobię - weszliśmy do kuchni. Edd odsunął krzesło i nakierował mnie na nie.
- Gdzie jest Matt?
- Kompletnie zapomniałem. Ja i Matt rozmawialiśmy przez telefon w salonie. Dzwonili ci od przeszczepu - podskoczyłem z ogromnym uśmiechem na twarzy.
-Powiedzieli coś ciekawego?
- Przyjadą po południu - do kuchni wszedł Matt.
- Tak szybko? Muszę się spakować - pognałem do przodu, przy okazji ponownie wywracając się o jakiś przedmiot.
- Boże, daj mi siły - powiedzieli w jednym czasie.
-Tom, słuchaj - zaczął Matt, podnosząc mnie do pionu - przyjadą po nas dwójka żołnierzy: Patryk i Paul. Mamy zabrać najpotrzebniejsze rzeczy. Ja i Edd na około tydzień, ty większość dostaniesz na miejscu, ale nie wszystko. Więc nie ma opcji, byś się sam pakował. Zaraz zjemy śniadanie, Edd zaniesie Ringo do sąsiadki, spakujemy się, zejdziemy na dół i grzecznie poczekamy na podwózkę.
- Mówisz do mnie jak do małego dziecka - skwitowałem.
- Inaczej się nie da - wtrącił się Edd, a ja zrobiłem obrażoną minę.

***
- Gotowi? - spytał jeden z żołnierzy.
- Od urodzenia - uśmiechnąłem się szczerze w ich stronę, a przynajmniej mam taką nadzieję.
- Ty pewnie jesteś Tom, miło mi, jestem Patryk, ale mów mi Pat - chłopak ścisnął moją dłoń.
- Ja jestem Paul - drugi mężczyzna poklepał mnie po ramieniu - Wy pewnie to Edd i Matt - spytał w stronę moich przyjaciół.
- Zgadza się - odezwał się Edd - miło poznać.
- Nawzajem. Dobra, nie ma co tracić czasu. Wsiadajcie, my wpakujemy bagaże - powiedział Pat.
- Nie musisz mówić dwa razy - pociągnąłem chłopaków za sobą, ale tylko po to, by zaprowadzili mnie do auta. I już po paru minutach byliśmy w drodze do bazy.

*Perspektywa Edda*

Znaleźliśmy się na głównym placu bazy wojskowej. Miejsce prezentowało się naprawdę dobrze. Ogromna budowla, otoczona wysokim murem, pośrodku lasu. Zielone drzewa idealnie komponowały się z elementami czerwieni. Na oko artysty – projekt dopieszczony w najdrobniejszych szczegółach.
- Więc to tutaj? Robi wrażenie - zagaił Matt.
- Sporo pracy i dużo poświęceń kryje się za tym dziełem - odpowiedział Paul.
- Nie wątpię - wtrąciłem się.
- Ja też nie - powiedział Tom, odwrócony dokładnie w stronę maski samochodowej. Wszyscy zamilkli. - To co teraz? - chłopak gwałtownie odwrócił się w naszą stronę.
- Szef chciał się z wami spotkać. Bardzo mu zależy, żeby was poznać - odpowiedział Patryk.
- To nie czekajmy - krzyknął uradowany Tom.
- Już was tam prowadzimy.
- A co z bagażami? - spytałem.
- Zaraz ktoś po nie przyjdzie. W końcu jesteście tu honorowymi gośćmi. A teraz chodźcie - chłopak z fajką w ustach machnął dłonią na znak, byśmy podążali za nim - i Toma też weźcie - zachichotał, przypominając o naszym przyjacielu.
Szybkim krokiem zmierzyliśmy do wejścia budynku. Wsiedliśmy do windy i ruszyliśmy na czwarte piętro. Po dotarciu, Patryk od razu zaczął nas oprowadzać.
- Tu jest hol, tam znajduje się sekretariat, a tu... no właśnie! Biuro szefa! - znaleźliśmy się przed wielkimi drzwiami z złotą tabliczką „Red Leader".
- Red Leader? - spytał zdezorientowany Matt.
- Co ty, kurwa, powiedziałeś? - Tom krzyknął, przekraczając próg.

C.D.N

[ostatni update: 03.12.2018]
[najnowszy update 27.10.2024]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro