Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 3 Propozycja jedna na milion

*Perspektywa Toma*

- Słuchaj. Szpital to nie jest jedyne miejsce, w którym pracuję. Właściwie dorabiam tu sobie do emerytury - zaczął. - Poza murami tego budynku jestem dość poważany w swoim zawodzie i posiadam spore zasięgi. Mam dużo znajomych różnej specjalizacji.
- Co to ma ze mną wspólnego?
- Twój przypadek jest dość wyjątkowy. Ułożenie guza jest dość specyficzne, bardzo rzadkie. Jedyna szansa na jego usunięcie byłaby, gdyby dostać się do niego przez lewy oczodół. Otwarcie czaszki nie wchodzi tu w grę, nie miałoby sensu. Guz jest niemal stopiony z nerwem wzrokowym. Jego usunięcie jest równoznaczne z utratą wzroku - wziął głęboki wdech. - Mam powiązania z władzami. Toczą się prace nad sztuczną inteligencją umożliwiającą zastąpienie organów odczuwających pięć podstawowych zmysłów i ponowne uruchomienie przekaźników w mózgu.
- Prościej?
- Twoje gałki oczne zostałyby zastąpione czujnikami w kształcie piłeczek i podłączone do ekranu.
- I co by to dało?
- Widziałbyś.
- Wybacz, ale to brzmi zbyt pięknie. Gdzie jest haczyk?
- Byłbyś pierwszą osobą, której wykonano by przeszczep.
- Zostałbym króliczkiem doświadczalnym? - parsknąłem. - Jakie są w ogóle szanse na to, że zabieg się powiedzie?
-Słuchaj, jak nie chcesz, nie zmuszę cię. Ja ci tylko daję możliwość, a decyzja należy do ciebie. - Zmarszczyłem brwi.
- Musiałbym to przemyśleć, przedyskutować z kimś.
- Zabieg musi zostać wykonany w przeciągu tygodnia po ekstrakcji guza. Jest to trochę czasu, ale twoja zgoda musi zostać ustalona przed operacją, ponieważ w jej trakcie od razu usnęlibyśmy gałki oczne. Ułatwiłoby to późniejszy proces. A co do dzielenia się tą informacją z innymi, to projekt wojskowy, raczej niewskazane byłoby jego rozprzestrzenianie - mężczyzna wymówił, rozpiął fartuch, pokazując mi swoją broń. - Mam nadzieję, że rozumiesz.
- Będą wiedziały tylko dwie osoby - spojrzałem na spluwę - są to moje najbliższe osoby. Będą sprawować opiekę nade mną. Zapewnią dyskrecję. - Lekarz zapiął kitel i wyprostował się na krześle.
- Dobrze. Przyjdę do ciebie przed operacją, do tego czasu postaraj się podjąć decyzję. I pamiętaj, to jest jedyna taka szansa. - Oznajmił.
- Jestem świadomy. - Doktorek przytaknął na znak, że rozumie, i wyszedł z pokoju, pozostawiając mnie samego. Nie sądziłem, że dzisiejsza noc może być jeszcze dłuższa.

***

- Tom, ty chyba nie zamierzasz się zgodzić, prawda? - spytał przerażony Edd.
- Jeszcze nie wiem. Jeżeli jest szansa na to, żebym mógł widzieć, to może warto spróbować.
- Chyba sobie żartujesz.
- W najgorszym scenariuszu po prostu to nie zadziała.
- A co, jeśli będą inne przeszkody? Co, jeśli w trakcie dojdzie do jakiegoś błędu, do jakiejś infekcji?
- Już przy guzie jest szansa, że pójdzie coś nie tak. Mogę skończyć sparaliżowany.
- Podejrzany jest dla mnie ten facet. Nie wydaje ci się to dziwne, że od tak proponuje się udział w eksperymencie wojskowym?
- Nawet jeśli szuka jakiegoś osła, który nie będzie w razie czego sprawiał problemów. Ja jestem tym osłem.
- Tom, nie możesz od tak postawić swojego życia na szali.
- Nie chcę być dla was ciężarem - zacisnąłem usta. Nie chciałem tego powiedzieć.
- Tom...
- Jestem zmęczony, Edd. Muszę odpocząć - odwróciłem się do chłopaka, nakrywając się kocem. Dalsza rozmowa nie miała już sensu. W głębi serca znałem już odpowiedź na propozycję.
- Rozumiem. Przyjdę jutro z Mattem. Proszę, przemyśl to jeszcze - chłopak położył rękę na moim ramieniu. - Poradzimy sobie ze wszystkim, pamiętaj.

***

- Więc? - nad moim łóżkiem stał lekarz, trzymając białą teczkę.
- Zgoda - przymknąłem oczy. Dobrze wiem, że chłopakom nie podoba się mój wybór, ale nie pozwolę na to, żeby do końca życia zajmowali się moją żałosną osobą.
- Świetnie. Panie Thomas, kiedy w końcu mam Pańską zgodę, bardziej przybliżę cały proces. Ze względu na delikatność sprawy, cały zabieg i rekonwalescencja odbędą się w bazie wojskowej poza miastem.
- Nie w szpitalu?
- Proszę się nie martwić, wojsko posiada cały potrzebny sprzęt i personel. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że nawet lepszy niż tutaj.
- A co z moimi przyjaciółmi? Będą mogli mnie odwiedzać?
- Sądzę, że tak. W tej wyjątkowej sytuacji uważam, że uzyskają zgodę na wkroczenie do jednostki.
- W porządku.
- Jeszcze jakieś pytania?
- Nie, chyba wiem już wszystko.
- Dobrze. Niech się Pan przygotowuje do operacji. Przyjdę do Pana już po przebudzeniu. Na razie proszę się skupić na nadchodzącym zabiegu.
Edd z Mattem czekali na korytarzu. Edd był lekko załamany, nie podobało mu się to, że zgadzam się na tę propozycję, ale uszanował mój wybór. Matt tylko powiedział: mam nadzieję, że wiesz, co robisz. Głupi rudzielec.
- Co o tym myślisz? - spytał Matt, otwierając drzwi.
- Sam nie wiem. Wszystko dzieje się tak szybko, najpierw ten skurwiel, teraz to. Chyba wyczerpałem pech do końca życia.
- Pamiętaj, że zawsze masz nas - uśmiechnął się Edd.
- Pamiętam...
- Panie Thomas? Zaraz przyjdę do Pana. Zaczniemy przygotowania do operacji - powiedziała pielęgniarka przechodząca przez korytarz.
- Słyszeliście? Za godzinę stanę się niewidomy. Mam nadzieję, że mi przynajmniej chuja nie utną - zaśmiałem się. Próbowałem choć trochę rozluźnić atmosferę. Podziałało. Pierwszy raz od tygodnia widziałem uśmiech na ich twarzach.
- Nawet nie waź mi się umierać. Jasne? - powiedział Edd, poważniejąc.
- Obiecaj nam to - dokończył Matt.
- Postaram się.
-,Będziemy czekać na ciebie - moi przyjaciele podeszli do mnie, mocno mnie obejmując. Naprawdę są moim światem.
Nawet nie zauważyliśmy, kiedy wyznaczony czas minął. Zabrano mnie na salę operacyjną. Anestezjolog przygotowywał mnie do wprowadzenia w uśpienie. Nie trwało to długo. Nie byłem zestresowany, czułem dziwny spokój. Patrzyłem na personel, na sufit, na białe światło. Przed zamknięciem oczu myślałem o chłopakach i o Tordzie. Nawet nie wiem czemu. W jakimś stopniu powinienem być mu wdzięczny. Gdyby nie on, nie trafiłbym do szpitala. Zaśmiałem się w myślach. Może czeka już na mnie po drugiej stronie? Zacząłem odpływać.

*Perspektywa Torda*

Dwa dni zajęło mi wstanie na równe nogi. Mój organizm powoli przyzwyczajał się do funkcjonowania po utracie ręki. Równie trudno było mi się dostosować do jednego zdrowego oka. Jak się okazało, błysk, który był spowodowany eksplozją, sprawił, że straciłem w nim 70% widoczności. Aktualnie widzę duże, rozmazane plany, przez co prościej było mi je po prostu zakrywać. Dużo myślałem o tym, co się stało i jakie skutki za sobą to poniosło. Zniszczyłem resztki swojej przeszłości. Plany konstrukcyjne przepadły, nie dam rady odbudować robota z pamięci, a na pewno nie w najbliższym czasie. Jedynie ta mechaniczna ręka daje mi jakąś nadzieję. Zastanawiam się, czy dałaby radę posłużyć mi za protezę. Muszę przysiąść do niej i jak najszybciej sprawdzić jej możliwości.
Ziewnąłem. Było już późno, a ja siedziałem w biurze, zajmując się papierkową robotą. Tak jak myślałem, zatuszowanie mojego błędu zajmowało więcej czasu niż zazwyczaj. Przeklinałem się za to w głębi duszy. Dodałem sobie tylko roboty. Nie mogę sobie pozwalać na więcej takie błędy.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu.
- Halo? - spytałem zachrypniętym głosem. Kto dzwoni o tej godzinie?
- Szefie? Melduję się, żołnierz 245-08. Znalazł się chętny na przetestowanie projektu WIZIER - momentalnie się ożywiłem. Kompletnie zapomniałem o tym eksperymencie, ale w mojej obecnej sytuacji jego wyniki mogą być bardzo przydatne. Jeżeli ten przeszczep okaże się sukcesem, otworzy to przede mną nowe możliwości.
- To fenomenalnie. Kim jest nasz szczęśliwiec? I przede wszystkim, kiedy moglibyśmy zacząć?
- Za około tydzień. Chłopak miał guza mózgu, przez co musi przejść operację. Jego wytyczne są idealne do tego projektu. To trzydziestoletni blondyn, bez bliższej rodziny, nie licząc dwójki przyjaciół. Nazywa się Thomas Thompson i... - na moment przestałem oddychać. Guz? Nie, to niemożliwe, ten alkoholik nie miałby takiego pecha. To zbyt duży zbieg okoliczności. Jak on w ogóle trafił do szpitala? Ja tak go poturbowałem? Może oberwał w trakcie eksplozji?
- Powtórz, jak się nazywa? - spytałem dla pewności, lekko podenerwowany.
- Thomas Thompson, liderze...
- Macie mi tego nie spierdolić, jasne? - krzyknąłem w słuchawkę, podnosząc się z fotela.
-T-tak, szefie! - rozłączyłem się, rzucając telefon o ziemię. W sekundzie krew mnie zalała. Jaka szansa była na to, że akurat na niego to trafi? Coś mi tu cholernie śmierdzi. Wyciągnąłem cygaro z kieszeni i wsadziłem sobie je do ust. Skoro los chce, żeby nasze ścieżki znowu się skrzyżowały, w porządku. Zaciągnąłem się dymem, uspokajając ciśnienie w moim organizmie.
- Prawda, co mówią. Stara miłość nigdy nie rdzewieje.

*Perspektywa Toma*

- Halo, proszę pana, czas się obudzić. Wszystko się udało. Proszę coś powiedzieć - z oddali słyszałem kobiecy głos. Ewidentnie mówił coś do mnie. Otworzyłem powieki i nic. Przede mną było tylko ciemno. Przestraszyłem się.
- Co jest, kurwa?! - krzyknąłem. Wpadłem w delikatną panikę i dopiero po chwili zorientowałem się, że od teraz moje życie ma tak wyglądać. - Tak, rozumiem, to świetnie - wyszeptałem. Dalej byłem oszołomiony.
- Znajdujesz się już w swojej sali, zaraz odwiedzą cię twoi przyjaciele. Teraz potrzebujesz spokoju, ciszy i opieki - mówiła tak ciepłym głosem, jakbym był najważniejszym pacjentem w szpitalu. Nie dawało mi to otuchy w żadnym stopniu.
- Rozumiem - nigdy nie lubiłem być od kogoś zależny.

C.D.A

[ostatni update:03.12.2018]
[najnowszy update: 22.10.2024]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro