Rozdział 1
Wiktor "Kim"
Tym razem szliśmy tylko dyszką: Ja, Liść, Krzak, Basia, Osioł, Lew, Łyżka, Zebra, Sowa i oczywiście Antek. Przed wyruszeniem dowódca nas zebrał i:
- W szeregu zbiórka! - krzyknął basowym głosem - Wszyscy są?
- Tak - odpowiedzieliśmy chórem.
- Pamiętajcie, bierzemy rannych do obozu - przypomniał - Wrogów tylko zabijamy.
- Ale dowódco - odezwałem się - Tak nie można.
- Co ci znowu nie odpowiada Wilk? - zapytał - Jak tym razem nie będziesz wykonywać rozkazów, nie pójdziesz już nigdy na żadną akcję.
- Ale dowódco. Nie możemy tylko ratować swoich. Każdy ma prawo żyć.
- To po co w ogóle idziesz ich zabijać razem z nami?
- Ja chciałem tylko... - nie dopowiedziałem, bo dowódca mi przerwał.
- Nie obchodzi mnie to! Przestań się odzywać, tylko działaj!
- Dobrze dowódco... - powiedziałem cicho.
- Co mówiłeś?!
- Nic!
- Dobrze. A teraz już możecie iść.
Poszliśmy, a racej pobiegliśmy, na północ. Nie było to daleko. Tylko 10 minut, ale była noc, więc (jak to ja) przewróciłem się kilka razy.
Po około 10 minutach...
Byliśmy już na miejscu. Wiedziałem, że ktoś z nas może umrzeć, ale już za późno żeby się wycofać.
Laliśmy się nieźle, zostałem postrzelony w rękę, ale ogólnie jest dobrze. W pewnym momencie postrzeliłem, lecz nie zastrzeliłem, jakich kilku ludzi. Nie byłem z tego powodu zadowolony. Nasz przedstawiciel "Krzak" kazał nam się wycofać. Pobiegłem w stronę rannych.
- Co ty robisz Wilk?! - krzyczał Krzak.
- Idźcie beze mnie! - odpowiedziałem.
- Nie zostawimy cię! - powiedział Antek.
- Idźcie! - powtórzyłem.
Janek "Antek"
Co on odwala? Przecież się już wycofują! Dlaczego znowu pakuje się w kłopoty?! Oczywiście, że go nie zostawię! Pobiegłem za nim. Oj, dowódca nie będzie zadowolony!
Wiktor "Kim"
Czemu Janek za mną biegnie? Nie ważne. Muszę ich uratować. Jak dobiegłem zacząłem ich opatrywać.
- Kaj, co ty robisz? - zapytał mnie Janek. Aż podskoczyłem ze strachu.
- Muszę ich uratować - odpowiedziałem nie zwalniając kroku.
- Kogo?
- No bo ja... postrzeliłem dużo osób, ale ich nie zabiłe. Nie chcę żeby cierpieli.
- Ech... No dobra. Pomogę ci.
- Dzięki, ale wolałbym żebyś uciekał tam z nimi.
- Nigdzie bez ciebie nie pójdę! Zapomnił!
Biegliśmy dalej, aż w końcu byliśmy na miejscu. To chyba tu większość postrzeliłem.
- To chyba oni - powiedziałem - Myślisz, że chociaż ktoś żyje?
- Nie wiem - odpowiedział Janek - Sprawdźmy czy oddychają albo zobaczmy czy mają puls.
I tak zaczęła się gonitwa po trupach i rannych. Wszystkich nieprzytomnych braliśmy ze sobą.
- Kilka osób ma puls - szepnąłem - Chodź. Bierzemy ich.
Wzieliśmy wszystkich żywych i poszliśmy tam gdzie kilka minut temu była nasza brygada.
- To była raczej twoja ostatnia akcja - powiedział Antek - Już zawsze będziesz tylko sanitariuszem.
- Może twoja też? W końcu mi pomagałeś - odpowiedziałem.
- Ale bym ich nie wziął.
- Przecież oni są ranni! Nie mogliśmy ich tak zostawić!
- ONI SĄ NASZYMI WROGAMI WIK!
- Teraz już nie. Przynajmniej będziemy mieli więcej ludzi.
- ...Na oddziale medycznym.
- Janek! Hamuj się!
- Mówię tylko jak będzie!
Po tym zdaniu nikt z nas się nie odezwał. Po jakimś czasie nadgoniliśmy naszych, ale i tak dostanę bure od dowódcy...
Przepraszam, że wstawiam dopiero teraz, ale nie miałam kiedy tego wstawić
Po kolejnym rozdziale będziecie mogli pytać postacie z tej książki o co tylko chcecie
Pozdro👊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro