Rozdział Trzeci
Chyba nie muszę pisać, jak bardzo mi przykro, że nie dodawałam w ogóle rozdziałów.
Mam nadzieję, że nadal jesteście i będziecie pomimo tego, że pewnie będziecie musieli sobie trochę odświeżyć fabułę tego opowiadania.
Dążę do dodawania rozdziałów regularnie, jak dawniej, trzymajcie kciuki!
Gdyby ktoś był zainteresowany, mój instagram -
https://www.instagram.com/emilia_jn/
Zawsze odpisuję na DM, gdyby ktoś miał ochotę!
See ya!
*****
Siadam na łóżku i wypuszczam z płuc powietrze. Jest po godzinie osiemnastej, a mój tata nadal nie wrócił z pracy. Moja mama nie daje tego po sobie poznać, ale się martwi, tak samo zresztą jak ja.
Sięgam po leżący na podłodze plecak i wyciągam z niego zeszyt do języka angielskiego, czeka mnie do napisania wypracowanie dotyczące historii Stanów Zjednoczonych, w dodatku musi ono być na dwa tysiące słów. Łapię się z skronie i ponownie zaczynam zastanawiać się nad sensem tego wszystkiego. Dlaczego ci ludzie nie potrafią zrozumieć tego, że każdy chce żyć tak, jak mu się podoba? Że każdy chciałby porozumiewać się w ojczystym języku? Odkąd prezydent Russell Atwood ogłosił się prezydentem całej planety wszystko przybrało kompletnie inny obrót. Kiedyś w Internecie przeczytałam stary artykuł sprzed dwunastu lat o tym, że świat staje się globalną wioską. Rozbawiło mnie to, bo ludzie w 2014 roku dokładnie przewidzieli przyszłość. Żałuję, że byłam wtedy mała i nie doceniałam wolności, jaka mi towarzyszyła, przez to wszystko, co się zdarzyło mój mózg kompletnie wyparł wspomnienia z dzieciństwa, ale dzięki moim rodzicom mogę wyobrażać sobie sytuację, które według nich miały miejsce, gdy byłam małym dzieckiem.
Ze złością rzucam czarnym zeszytem w głąb pokoju, decydując się na zrobienie zadania domowego na ostatnią chwilę, czyli w niedzielę wieczorem. Żeby zagłuszyć myśli sięgam po telefon i włączam Internet, jedyne miejsce, które aż zieje wolnością. Odkąd to wszystko się stało spędzam tam zbyt dużo czasu, zdaję sobie z tego sprawę, ale jakie mam wyjście, skoro jest to jedyne miejsce, nad którym Rząd nie potrafi zapanować?
Naciskam ikonkę Facebook 'a i z obojętną miną przeglądam prawie pustą tablicę. Nikt już prawie z tego nie korzysta, ale wszystkie konta są aktywne, ponieważ ludzie używają na nim funkcji szybkiego i darmowego komunikowania się, jest bardzo przydatna ze względu na to, że każde wiadomości i rozmowy na naszych telefonach mogą być monitorowane, co większości się nie podoba.
Spoglądam na biały pasek informujący mnie o dostępności online moich znajomych. Przy nazwiskach moich przyjaciółek dostrzegam zielone kropeczki i od razu na nie klikam, na moim ekranie pojawiają się dwa panele konwersacji. Trzymam palce nad małą klawiaturą telefonu, zastanawiając się nad tym, co napisać. Pewnie są zajęte i nie mogą teraz pisać - myślę. Nie ma sensu się produkować i narzucać. Przygryzam od środka policzek i szybko usuwam portal społecznościowy z kart przeglądarki. Jego miejsce zastępuję wpisanym własnoręcznie linkiem, po kilku sekundach moim oczom ukazuje się biała strona z dużym kolorowym napisem "MOJE MYŚLI". Uśmiecham się pod nosem, dokładnie pamiętam dzień, w którym założyłam tę stronkę na lekcji informatyki trzy lata temu. Planowałam zapisywać tam wiersze, które czasami przychodziły mi do głowy. Przypominam sobie także, że za całokształt dostałam szóstkę. Jednak przez te całe lata przestałam dodawać tam moje wiersze, zaczęłam jednak pisać to, co myślę, to, co siedziało mi w głowie. Wylewałam na puste strony złość, smutek, radość i integrowałam się z ludźmi, którzy myśleli to, co ja. Na chwilę obecną rozmawiam tam z około dwustoma anonimowymi osobami.
Wybieram opcje napisania postu i zaczynam pisać wszystko, czego nie miałam odwagi powiedzieć nikomu z mojego otoczenia.
"Cześć, dzisiaj w szkole zabolała mnie bardzo obojętność ludzi wokół nas, zastanawia mnie to czy oni są tacy naprawdę, czy może tylko udają, żeby być bezpiecznym? Nie wiem, ale gdy na nich patrzę widzę marionetki, których pragnie Rząd. Jestem na nich zła, ale nie mogę ich za to nienawidzić, prawda? Cieszę się, że chociaż tutaj mam Was, osoby, które wiedzą, że to teraz to nie jest życie. Pragniemy wolności, chciałabym jej kiedyś jeszcze doświadczyć. Trzymajcie się."
Wolność ponad nich.
Wasza L.E
Publikuję. Z duma spoglądam na czarny tekst na białym tle, kocham to, bo piszę prawdę, która w tych czasach prawie nie istnieje.
W tym samym momencie słyszę dźwięk klucza w drzwiach wejściowych. Podbiegam do drzwi swojego pokoju i wyglądam na korytarz. Gdy dostrzegam zasypanego śniegiem tatę, na mojej twarzy pojawia się mały niewyraźny uśmiech.
- Cześć, kochane! - kiwam mu głową i wracam do pokoju, wiedząc, że muszę dać mamie nacieszyć się jego przyjściem.
Spoglądam na wiszący na mojej ścianie zegar, dochodzi godzina dwudziesta. Zaciskam zęby, pamiętam jeszcze, jak tata miał stałe godziny pracy i nikt nie ingerował w jego firmę, nie to, co dzieje się teraz. Wyłączam Internet w telefonie i postanawiam się umyć, może w końcu się wyśpię? Podchodzę do małej szafy w moim pokoju i wyjmuję z niej znoszoną koszulkę i spodnie od piżamy. Otwieram ciemne, drewniane drzwi, które znajdują się zaraz obok mojego biurka. Przechylam głowę i spoglądam na zmęczoną, szarą twarz Lilit.
- Czemu tak wyglądasz? - zadaję sobie to pytanie, stając przed lustrem i jak głupia czekam na odpowiedź, która nigdy nie nadejdzie.
Wchodzę pod prysznic i próbuję łzami zmyć ze swojego ciała bród tego świata.
Spoglądam na krajobraz za moim pojedynczym oknem. Śnieg przysypuje rozpadającą się już szopę, tata nie ma czasu do niej zaglądać. Kłódka nadal uparcie broni wejścia do jej wnętrza, ale gdyby znaleźć w sobie trochę chęci można by z łatwością oderwać kawałek deski i obejść zabezpieczenie. Czuje się prawie jak ona, słaba.
***
Idę krzywym chodnikiem i obserwuję swoje zimowe buty, które z każdym krokiem zabierają z podłoża trochę śniegu, żeby móc potem zostawić go zupełnie gdzieś indziej, nieskończona podróż - myślę. Wtedy właśnie czuję zimno, które wtacza się do mojego organizmu, zaciskam zęby, żeby nikt nie zauważył tego, co się dzieje. Przed oczami widzę zakrwawiony lód, obok niego podnoszącą się mnie, mam sklejone czerwoną cieczą włosy, a w oddali dostrzegam śmiejących się chłopców... Wracam do rzeczywistości, okazuje się, że teraz idę na końcu grupy. Mam w oczach łzy, bedę musiała powiedzieć nauczycielce, że czuję się źle, żeby nie wejść na lodowisko, a przecież tyle czkałam na to wyjście.
Wchodzimy do szatni, siadam na ławeczce i z utęsknieniem obserwuję, jak wszystkie dzieci zakładają wypożyczone łyżwy. Wiem jednak, że postępuję dobrze, nie mogę przecież dać satysfakcji chłopcom i do tego obarczać moją mamę obowiązkiem zerwania się z pracy i zawiezieniem mnie do szpitala. Opieram się o ścianę i ze zbolałą miną patrzę na piruety koleżanek.
Nabieram do płuc dużo powietrza i siadam na łóżku. W pokoju panuje kompletna ciemność. Chyba dzisiaj jednak się nie wyśpię, bo ten pieprzony sen postanowił mnie obudzić. Im jestem starsza, miewam coraz mniej wizji. Jednak zamiast nich często śnią mi się sytuacje, w których wizje mi w jakiś sposób pomogły.
Wyciągam rękę i sięgam po telefon z podłączonymi słuchawkami. Wkładam je do uszu, łudząc się na to, ze może uda mi się ponownie zapaść w sen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro