Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIX

Większość uczniów oddaliła się od swoich mistrzów, aby walczyć z kolejnymi osobami, należącymi do Ruchu Oporu. To samo zrobiła Astrid, przynajmniej tak wywnioskowałem ze zniknięcia jej. O dziwo nie było trudno pokonać wrogów. Przez chwilę zdawało mi się, że nie przylecieli by tu tak słabo przygotowani alby tylko i wyłącznie zniszczyć nasz klasztor, tylko chodziło o coś innego, jednak porzuciłem tę myśl tak szybko, jak eliminowałem przeciwników. W pewnym momencie poczułem ogromne źródło Jasnej Strony. Inne niż mogłoby się wam zdawać. Wiecie czemu? Ponieważ ja je doskonale znałem.
- A więc ty też tu przyleciałeś, wujku.
***
Gdy tylko nasze statki wylądowały, zaczął się atak z ich strony. Jednak doskonale o tym wiedzieliśmy, byliśmy na to gotowi. Mało tego, właśnie na tym ataku opierał się prawie cały nasz plan. Wiedzieliśmy, że zginie wielu żołnierzy. Jednak nie mogliśmy pozwolić, aby tak cenna osoba znalazła się w ich szeregach.
Wysiadłem ze statku i otworzyłem swój umysł na moc. Doskonale wiedziałem, że oboje wyczuli moją obecność. Różnica tylko była taka, że Ben wiedział kim jestem, a ona nie.
Nie musiałem długo czekać, bowiem po kilku minutach zjawił się jeden z naszych najlepszych pilotów i zawołał mnie z powrotem do maszyny. Gdy wszedłem, miał ją na rękach. Położył ją delikatnie na jednej z kanap i oddalił się lekko, żebym mógł podejść bliżej. Tak, to z pewnością była ona. Takie podobieństwo nie jest kwestią przypadku. Widać to było mimo jej zamkniętych oczu.
- Wreszcie cię znalazłem, Eligio, córo wielkiej Anytarii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro